sobota, 17 września 2016

Imagin Zayn cz.43

- Nie wierzę, że to robimy. - mruknął Zayn zapinając nerwowo swoją błękitną koszulę. Spojrzałam na niego poprawiając po raz setny serwetki.
- Dlaczego ? Zayn robimy to dla twojej mamy. - odparłam siląc się na spokój. Właśnie nadszedł ten dzień... dzień, o którym od dawna marzyła i którego tak bardzo się bała. Trish miała się spotkać po latach z miłością swojego życia. Spełniłam jej prośbę i zorganizowałam kolację, na którą zaproszeni byli Sam z Alexem i Trisha z Doniya. Młodsze dziewczynki o niczym nie wiedziały i uznaliśmy, że tak będzie najlepiej. To mógłby być dla nich szok i obawiam się, że nie potrafiłyby zrozumieć tego, co czuła w tamtym momencie Trisha. Kiedy Doniya się dowiedziała była naprawdę zaszokowana, ale starała się opanować i wspólnie ze mną wspierała mamę z całych sił.
- Moja matka spotyka się w moim domu ze swoim kochankiem ! Cudownie. - odparł ironicznie przewracając oczami. Zayn w dalszym ciągu uznał mój pomysł za totalne wariactwo i stwierdził, że nie należę do normalnych osób. Ciągle nie może pogodzić się z myślą, że ma brata i odbija od siebie tę świadomość. Nienawidzi go z całych sił i przyznam się szczerze obawiałam się jego zachowania na kolacji. Nie potrafił zrozumieć, że jego mama bardzo potrzebuje tego spotkania. Nie docierało do niego, że to właśnie Alexa kochała najbardziej. Podczas jednej z naszych rozmów przyznał, że pragnie, by mama była szczęśliwa i że doskonale wie, że z ojcem nigdy nie była i nie będzie. Mimo tych słów, Zayn znienawidził gościa jeszcze go nie znając. Dlaczego on tak nie znosił Sama ? Do tej pory nie potrafię tego zrozumieć.
- Dla mojej mamy... - powtórzył kiwając głową zamyślony. Zayn od kilku dni zachowuje się zupełnie inaczej. Nie powiem, żeby mi się to nie podobało. Wcale się nie kłócimy, dużo rozmawiamy, a on sam jest nader spokojny jak na niego. Nie krzyczy, nie rzuca się, nie przeklina, nawet ostatnio przestał nałogowo sięgać po papierosy. Lubię go takiego, tylko... może mógłby częściej się uśmiechać jak dawniej miał to w zwyczaju robić. Choroba matki tak go zmieniła i mówiąc szczerze nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ta choroba nadeszła po coś... może po to, byśmy w końcu zrozumieli, co jest w życiu najważniejsze, żebyśmy się na nowo do siebie zbliżyli, żebyśmy dowiedzieli się na przykładzie Alexa i Trishy czym jest prawdziwa miłość... Nic nie dzieje się bez powodu. Może to właśnie dzięki niej wszystko się ułoży i w końcu będziemy szczęśliwi... Ale ze mnie egoistka... zamiast modlić się o powrót do zdrowia Trishy szukam na siłę przyczyny takiego obrotu spraw i wyciągam z tego plusy.
- Zayn... - przytuliłam go mocno widząc, że znowu nadchodzi chwila nostalgii, w której mój samiec alfa dyskretnie ociera łzy płynące po jego policzku. - Ona wyzdrowieje, słyszysz ? Ona jest nam potrzebna, Bóg nie zabierze nam jej tak wcześnie. - odparłam pocieszając przy tym sama siebie.
- Jest coraz gorzej, Man.... ona z tego nie wyjdzie. - odrzekł posępnie patrząc w martwy punkt przed siebie.
- Tego nie wiesz, skarbie dużo osób choruje na raka i żyją z tą chorobą. Niektórym udaje się ją pokonać, a twoja mama zaliczy się do tych osób, które zwyciężyły! Jest silna i głęboko wierzę w to, że wyjdzie z tego. Ty też powinieneś .
- Nie sądzisz, że teraz spełniamy jej ostatnie życzenie ? - zapytał z łzami w oczach.
- Nie mów tak! Proszę cię, nie mów tak.!!! - odparłam gorączkowo, nie mogąc powstrzymać drżących warg.
- Czytałem kiedyś, że Bóg daje człowiekowi ostatnią szansę na naprawienie największego błędu życia, a kiedy to się stanie to... zabiera go do siebie.
- Nie zawsze tak jest. - powiedziałam pociągając nosem
- Często się tak zdarza. - odparł ze smutnym uśmiechem, który miał mnie chyba pocieszyć. - Rozmazałaś się, skarbie. - odparł czule, wycierając kciukiem moje łzy.
- To nie może tak wyglądać, Zayn. Nie myśl tak, ona z tego wyjdzie. - powtarzałam to jak mantrę, nie przestając wierzyć w cud. W końcu cuda się zdarzają, a my tyle przeszliśmy : nieszczęścia, upadki to nasza specjalność. Należy nam się choć kapkę szczęścia w postaci Trishy. Panie Boże proszę cię, niech ona wyzdrowieje, a ja obiecuję, że na nowo zacznę regularnie Cię adorować. Zmienię swoje życie. Razem je zmienimy, tylko błagam Cię, niech ona z nami zostanie... - modliłam się przez cały czas, stale wymyślając nowe modlitwy i nowe obietnice. Zayn wyjechał po Trishę jakieś 20 minut temu. Niebawem zobaczę ją znowu, oby to nie był ostatni raz...
Usłyszałam dzwonek do drzwi, który ożywił mnie wystarczająco, by móc sobie powiedzieć "będzie dobrze. Jesteś silna!! Pamiętaj !!" i ruszyć w stronę drzwi.
- Hej Mandy. - W progu ujrzałam Sama ze swoim szczerym pięknym uśmiechem, obok którego stał równie wysoki, lekko siwawy Pan o tych samych niebieskich oczach,co Sam. Przyjrzałam im się i od razu dostrzegłam, jak bardzo są do siebie podobni.
- Hej Sam. Witam, Pan musi być tatą Sama. - uśmiechnęłam się życzliwie podając mu dłoń.
- Mów mi Alex, Mandy. Sam wiele mi o tobie opowiadał. - uśmiechnął się,klepiąc mnie po
ramieniu. - naprawdę miło i cię poznać.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się zapraszając gości do środka , posyłając przy tym pytające spojrzenie Samowi, który zignorował je i spuścił wzrok.  - Usiądźcie, Trisha zaraz powinna się zjawić. - powiedziałam ruszając w stronę kuchni. Sam zostawił ojca, który podziwiał wnętrze naszego domu i dołączył do mnie.
- Jak się czujesz ? - zapytał opierając się o blat.
- Wszystko ok. Jestem trochę zdenerwowana, w końcu to niecodzienna sytuacja. - zaśmiałam się, próbując stwarzać pozór wyluzowanej.
- Ojciec nie mógł się już doczekać tego dnia. -szepnął - Bardzo to przeżywa, podobnie jak chorobę mamy. Ostatnio rozmawiałem z lekarzem... nie miał za dobrych wieści na temat wyników.
- Jest tak źle ? - zapytałam odwracając się w jego stronę.
- Chemioterapia niewiele już daje, organizm jest bardzo wyniszczony. Powiedział, że powinienem się liczyć z najczarniejszym scenariuszem.
- Mówiłeś o tym Zaynowi ? - zapytałam przymykając powieki
- Tak, nie mówił ci o naszym spotkaniu ? - No o dziwo nie... jak zawsze ! Dlaczego on do cholery jasnej nie mówi mi o tak ważnych rzeczach?!
- Nie... - odparłam wzdychając zrezygnowana. Nie było sensu udawać.
- Prawdopodobnie jutro zabieramy mamę na kolejną serię badań i wtedy dowiemy się ostatecznie, ile czasu nam zostało.
- Nie ma szans na cofnięcie się choroby ?
- Znikome, Man. - odparł z rozgoryczeniem.
- Niewiele jej zostało ?
- Góra miesiąc.
- Nie... proszę cię, powiedz, że to nieprawda! - wybuchnęłam płaczem, nie kontrolując swoich emocji. To nie mogło się tak skończyć! Ona musi wyzdrowieć! Potrzebuję jej !
Sam widząc mój atak, szybko zamknął mnie w swoich ramionach.
- Musisz się uspokoić, Man, zrób to dla niej... niech to będzie najcudowniejsza kolacja, na jakiej kiedykolwiek była. Proszę, damy jej siłę. Ona teraz przede wszystkim potrzebuje nas. Nie możemy się użalać, bo poczuje się jeszcze gorzej. - szepnął, gładząc mnie po ramieniu.
- Tak, masz rację. - odparłam pociągając nosem i sięgając po chusteczki. - Będziemy silni i..zawalczymy do końca!
W tym momencie drzwi frontowe się otworzyły. Wstrzymałam oddech, ruszając z bijącym sercem ku holowi. Trish przywitała mnie zmęczonym, ale serdecznym uśmiechem, który sprawił, że miałam ochotę wyjść stąd i zatopić się w poczuciu bezradności, krzywdy i niesprawiedliwości.
- Cześć skarbie. - uśmiechnęła się, wyciągając ku mnie swoje chudziutkie, blade ręce.
- Miło cię widzieć. - odwzajemniłam uśmiech, obejmując jej kruche ciało. Zayn uważnie mi się przyglądał i byłam niemalże pewna, że przejrzał mnie na wylot, jak zwykle z resztą. - Jak się czujesz?
- Dobrze. - odparła pewnie, ruszając w stronę salonu. Weszła powolnym krokiem i zastygła w miejscu. Patrzyli sobie w oczy przez dłuższą chwilę. Alex uśmiechnął się do niej czule i niepewnie ruszył w jej stronę.
- Nie wierzę, to naprawdę ty. - szepnął zamykając ją w objęciach.
- Mój ty świecie... tyle na to czekałam. - uśmiechnęła się, wtulając w niego z tęsknotą.
Zayn stał jak wryty, nic nie mówiąc, Doniya objęła mnie zadowolona z przebiegu zdarzeń. - Nic się nie zmieniłeś. - uśmiechnęła się dotykając jego twarzy. - Czas stanął w miejscu.
- Piękna jak zawsze.
- Nawet łysa ?
- Nawet łysa. - uśmiechnął się smutno, nie powstrzymując łez. Po chwili płakali obydwoje, przekazując sobie telepatycznie wszystkie emocje, wątpliwości i przeprosiny. Spoglądałam na nich i dostrzegłam, że nawet perspektywa śmierci nie przeszkodziła im w czułości. Patrzyli sobie prosto w oczy, milcząc. Widziałam na ich twarzach ulgę i prawdziwe, niczym niezmącone uśmiechy. Byli szczęśliwi. Trish była szczęśliwa, a ja nie mogłam przestać myśleć o tym, co by było, gdyby Trisha wybrała wtedy jego. Cóż... ten scenariusz nie podobałby mi się za bardzo. Wówczas nie miałabym Zayna i Wali i Saafy. Ta perspektywa byłaby nie do zniesienia, ale.... jak zobaczyłam w jaki sposób Alex patrzy na mamę Zayna poczułam smutek, że im nie wyszło. Patrzył na nią oczami przepełnionymi miłością, szacunkiem i troską. Nie potrzebowali nic więcej, tylko siebie.
- Chodź. - szepnęłam do Zayna, prowadząc go w stronę schodów. - Zostawmy ich samych. - mignęłam na Sama i Doni, którzy stojąc z początku jak osłupieni, w końcu się opamiętali i ruszyli w stronę wyjścia. Zdziwiłam się, że chcą już wychodzić, ale stwierdziłam, że powinni lepiej się poznać. W końcu są rodzeństwem. Mają sobie tyle do opowiedzenia, tyle czasu stracili żyjąc w kłamstwie. Teraz muszą chwytać każdą chwilę, by nadrobić te 20-kilka lat. Miałam ogromną nadzieję, że Zayn również będzie chciał poznać Sama bliżej i nie będzie zamknięty na propozycje spotkań. Sam był członkiem ich rodziny. W dzisiejszych czasach, rodzina to największy skarb. To właśnie ona sprawia, że życie staje się prostsze  i o wiele przyjemniejsze.Zayn musi to w końcu zrozumieć.
Weszliśmy do sypialni w milczeniu. Zayn usiadł na krawędzi łóżka intensywnie o czymś myśląc.
- Wiesz Man... - odparł po chwili. - ojciec nigdy nie patrzył w ten sposób na mamę. Zawsze był dystyngowany, chłodny. Czasem miałem wrażenie, że mama była dla niego tylko darmową gosposią, nie żoną, nie wielką miłością, tylko zwykłą kurą domową. Alex za to... patrzy na nią, jakby była jego boginią, definicją szczęścia, jedyną w świecie kobietą, do której należy. Takie dwie różne osobowości, dwie zupełnie inne definicje miłości... - zamilkł wpatrując się w okno.
- Zayn ? - stanęłam przed nim mierząc go spojrzeniem.
- Nie zasługuję na ciebie, Man. - powiedział decydując się na mnie spojrzeć. - Nie powinienem ci zabierać wolności. Należy ci się osoba pokroju Sama, nie mnie. Nigdy nie będę umiał cię docenić, będę taki sam jak ojciec. Będziesz szukała uczucia gdzie indziej, bo będę dla ciebie tak okropny, że nie będziesz w stanie ze mną wytrzymać. W sumie to już jestem. Ciągle cię oszukuje, ciągle coś ukrywam, niszczę cię, Man. Niszczę to, co w tobie jest najpiękniejsze.
- O czym ty mówisz ? - klęknęłam przy nim, biorąc jego dłoń w swoje.
- Po prostu pragnę twojego szczęścia jak niczego innego w świecie, jednocześnie wiedząc, że nie mogę  ci go  dać. Byłbym egoistą, gdybym pozwolił ci marnować życie ze mną - z osobą, która nie jest tego warta.
- Dlaczego tak mówisz ? - zapytałam przygryzając wargę z nadzieją, że uda mi się powstrzymać łzy.
- Nigdy nie byłem wobec ciebie wystarczająco czuły. Po prostu nie potrafię! A ty powinnaś być obdarowywana spojrzeniami pełnymi ciepła, troski, czułości. Nie pożądania, zdeterminowania czy pragnienia.
- Nie możesz za mnie decydować! - powiedziałam stanowczo. - Nie potrzebuję idealnego faceta, który traktowałby mnie jak swoją boginię, nie potrzebuje ideału, nudnego, bezbarwnego faceta bez wad, nieskazitelnego. Potrzebuję ciebie, tylko ciebie, Zayn. - otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu na to. Wyrzucałam z siebie kolejne słowa. - Zraniłeś mnie jak nikt inny, ale... kochasz mnie jak nikt inny i uszczęśliwiasz mnie jak nikt inny. Przeszliśmy naprawdę wiele, tak naprawdę zbyt wiele jak na nasz wiek, ale nauczyłam się dzięki temu jednego : miłość jest prawdziwa tylko wtedy, jeśli się o nią walczy, jeśli nigdy się nie poddaje i nie traci nadziei. Możesz sobie wmawiać, co chcesz, ale ja i tak wiem, że to właśnie przy tobie odnalazłam sens życia. Nasz związek od początku był trudny, w końcu kłótnie to nasza specjalność. Na dłuższą metę jednak nie potrafimy bez siebie żyć i obydwoje o tym dobrze wiemy. Nie pozwolę ci na zniszczenie nam życia! Wiem, że mnie kochasz, na swój własny sposób i troszczysz się o mnie... również na swój sposób. Jesteś po prostu nieprzewidywalny i nie należysz do statystycznych facetów stąpających po ziemi. Jesteś trudnym, rozpieszczonym, wyrafinowanym, zbyt pewnym siebie człowiekiem. Tak, zgodzę się z tym, ale jednocześnie potrafisz być kochanym, ciepłym, uroczym, pełnym pozytywnej energii, bystrym i czułym towarzyszem życia. Cudownie jest mieć ciebie obok. Wspierałeś mnie wtedy, kiedy moja rodzina zwątpiła w sens mojej życiowej tułaczki. Teraz to ty jesteś moją rodziną. Nie odtrącaj mnie, Zayn, nie odtrąca się ludzi, kiedy tak mocno i prawdziwie kochają. - szepnęłam lustrując jego twarz. Nic nie odpowiedział. Spoglądał na mnie uważnie, jakby mój monolog zupełnie do niego nie dotarł.
- Jesteś treścią mojego życia, Man, wiesz o tym ? - szepnął biorąc moją twarz w swoje dłonie i nachylając się, by móc spojrzeć w moje oczy. Przycisnął czoło do mojego i mówił dalej. - Nie ma na świecie osoby, która jest takim głupim szczęściarzem jak ja.- szepnął wpijając się w moje usta.
Jego słowa zapadły mi w serce i tam już pozostaną. Kocham go i wiem, że takie właśnie chwile, jak ta, w których mówimy szczerze o swoich uczuciach i wyznajemy sobie miłość rozciągały się przez całe nasze życie. Dzień za dniem. Kocham go, kocham go prawdziwą miłością, nie idealną, ale prawdziwą. Nie oszukasz serca. A moje serce pragnie tylko jego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie Kochani moi ! Powróciłam po dłuższej przerwie, spowodowanej brakiem wolnego czasu i sprawami osobistymi ;-: Na szczęście w końcu znalazłam czas i odnalazłam w sobie wenę i o to jest kolejna część Zayna. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze do mnie zagląda.
Pozdrawiam <33