czwartek, 16 lutego 2017

Imagin Zayn cz.55

Podsumowanie dwóch miesięcy wspólnego mieszkania z Trish:
1) Liczba rozbitych talerzy - 10
2) Liczba wyrzuconych, seksownych ciuszków - 5 ( bez mojej zgody oczywiście)
3) Liczba zrobionych na drutach sweterków dla dziecka - 2
4) Liczba zjedzonych i zaraz potem zwróconych brukselek - 14
5) Liczba skurczonych w praniu koszul Zayna - 6
6) Liczba poskładanych w równą kosteczkę bokserek Zayna... - ugh nie chce mi się liczyć... Czy kiedykolwiek uznałam wspólne mieszkanie za fajny pomysł ? Błagam, powiedzcie, że nie !
- Man !  Mam dla ciebie śniadanko! - krzyknęła  z podekscytowaniem, wchodząc do mojego pokoju.
- Nie jestem głodna. - powiedziałam, szczelnie otulając się kołdrą.
- Jest już 9, Mandy. Musicie coś jeść. Pamiętaj, bierzesz teraz odpowiedzialność również za mojego wnuka. - powiedziała kiwając groźnie palcem.
- Sen też jest potrzebny mojemu dziecku ! - powiedziałam niezbyt kulturalnie, przymykając oczy. Miałam dość. Byłam jeszcze bardziej zestresowana i zmęczona niż dwa miesiące temu. Do tego Zayn, specjalnie wychodzi wcześniej i wraca później z firmy, zostawiając mnie na pastwę losu z Trish.
- Nie histeryzuj ! Spałaś całe 10 godzin, to wystarczy! A słuchałaś płyty, którą wczoraj ci kupiłam ?
- Nie, i nie sądzę, by Czajkowski jakoś szczególnie wpłynął na rozwój mojego dziecka.
- Czytałam w Gospodyni Idealnej, że...
- W czym to przeczytałaś ? Trish na litość boską.  - jęknęłam, z konsternacją, przewracając oczami.
- To był naprawdę ciekawy artykuł. Muzyka klasyczna wpływa korzystnie na aktywność układu nerwowego. Klasyka uspokaja, poprawia koncentrację, często zmniejsza lęk i pomaga rozwiązać w walce ze stresem. Przeczytam ci przy śniadaniu.
- A to nie jest przypadkiem tak, że Mozart i jego muzyka sprawiają, że IQ się podwyższa ?
- A widzisz... czyli jednak coś ta muzyka daje. Dobra, nieważne, chodź, bo ci wystygnie. - zaszczebiotała, ściągając ze mnie kołdrę.
- Trish, ja naprawdę nie jestem głodna.
- Rozumiem, wobec tego, podam do łóżka. - uśmiechnęła się i tanecznym krokiem ruszyła do kuchni.
Boże ! Za jakie grzechy ? Odblokowałam telefon i napotkałam smsa od Zayna " Wierzę w ciebie skarbie ! Miłego dnia" . Prychnęłam głośno, czując coraz większą frustrację.Odpisałam mu tylko " Przywieź mi lody i bitą śmietanę w ramach rekompensaty."  Naprawdę miałam tego po dziurki w nosie. Bóle porodowe to będzie pikuś w porównaniu z tym, co ja przeżywam teraz.
- Proszę bardzo! - uśmiechnęła się i dumnie położyła przede mną tacę ze śniadaniem, na które składały się gotowany szpinak, parowane brokuły, 3 marchewki, grzanka z masłem do tego zielona herbata. Zero kawy, zero jajecznicy z bekonem. Nic, tylko te cholerne warzywa! Nie mogę jeść brokułów, dziecko ich nie lubi. Podobnie jest z marchewkami i szpinakiem. Znam moje dziecko i doskonale wiem, że z chęcią wymieniłoby ten zestaw na croissanta z czekoladą i podwójne lody czekoladowe ! Ot co ! Ale nie... najwyraźniej moje dziecko ma zupełnie inne smaki niż powinien mieć płód w jego wieku. Cudownie!   61 dni - 61 śniadania i dokładnie taki sam zestaw. Dzień w dzień. Gdy tylko poczułam okropny zapach zielonej herbaty, mój żołądek wywinął fikołka, a cała zawartość kolacji w ekspresowym tempie znalazła się nie tam, gdzie powinna.
- Przepraszam! - jęknęłam, biegiem udając się do łazienki. Odkręciłam kran, licząc po cichu, że krople wody uspokoją mój zszargany żołądek i nerwy.  - Spokojnie kochanie, mamcia kupi coś dobrego po kryjomu. - szepnęłam do coraz większego brzucha, ubierając się w świeżo wyprasowane przez Trish rzeczy.
- Dokąd ? Nic nie zjadłaś.
- Chcę się przejść, świeże powietrze podziała na moje dziecko o wiele lepiej niż Czajkowski. - powiedziałam, siląc się na spokój.
- A jak zemdlejesz po drodze ?
- Wtedy osobiście mnie zabijesz. Wrócę za godzinę, pa ! - krzyknęłam, zamykając gwałtownie drzwi. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę MalikCorporation, kompletnie nie przejmując się tym, że od jakiś 5 tygodni jestem tam codziennie, żeby się odstresować i wypić ukochaną kawę.
- Witaj Mandy. - uśmiechnęła się, jak zawsze nie zastąpiona Margaret - jedna z sekretarek Zayna.
- Cześć. - uśmiechnęłam się słabo, na co brunetka pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Ciężki poranek?
- Jak każdy, jak tak dalej pójdzie, to umrę wcześniej niż urodzę. - zażartowałam, nie zdając sobie sprawy z tego, że to wcale nie było śmieszne. Sztuczny śmiech Margaret tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Tak... chyba wraz z wzrostem wagi, poziom mojej elokwencji i trafnych żartów spada. Kiedy to dziecko ze mnie wyskoczy ? Kochanie proszę cię, mama potrzebuję cię tu, na ziemi, bo inaczej zwariuje.
- Nie przesadzaj. W końcu większość z nas musiała przez to przejść. Będzie dobrze. - uśmiechnęła się ciepło, stawiając przede mną parujący kubek bosko pachnącej kawy. Podziękowałam jej szczerym uśmiechem, od razu biorąc dużego łyka. Mmm jest o wiele lepiej niż było 10 minut temu. I niech mi ktoś teraz powie, że kawa jest niebezpieczna i niezdrowa!
- Moje życie stało się farsą z dnia na dzień, Margaret. Powoli tracę cierpliwość do wszystkiego i wszystkich.
- Przechodziłam przez to 3 razy, doskonale cię rozumiem. - usiadła przy mnie, pocierając moje ramię dłonią w geście pocieszenia.  - Pomyśl sobie... mieszkam z teściową od jakiś 16 lat. - zachichotała, na co westchnęłam.
- Poważnie ?
- Jest strasznie przywiązana do mojego męża. Oczko w głowie. Wiesz, ile walczyłam z nią o to, żebym mogła mu coś ugotować, albo wyprać majty ? Zajęło mi to około 8 lat. - zaśmiała się, na co wybuchnęłam śmiechem, chcąc nie chcąc.
- U nas sprawa wygląda trochę inaczej, bo Zayn był od początku temu wszystkiemu przeciwny, tylko jak zwykle go nie posłuchałam, bo przecież zawsze muszę być najmądrzejsza i uparcie dążyć do wszystkiego. Moje nowe postanowienie : rozpatrywać sugestie Zayna. Obiecuję, że się poprawię.
- Cieszę się niezmiernie! - ni stąd ni zowąd zmaterializował się przed nami Zayn z cwaniackim uśmieszkiem.
- Podsłuchiwałeś !
- Kochanie, komu jak komu, ale chyba tobie nie muszę tłumaczyć, że ściany w korporacjach mają wrażliwe uszy. - zarechotał, całując mnie w skroń.
- Dobra, mój błąd strategiczny. Wybacz.
- Jak tam porcja brokułów? - zapytał ze śmiechem, siadając obok mnie.
- To są poważne problemy, Zayn. Nasze dziecko nie toleruje brokułów,  a ty się naśmiewasz.
- Kochanie, tyle razy ci tłumaczyłem, to, że ty nie znosisz brokułów nie znaczy, że dziecko również. Prawda Margaret ?
- Coś w tym jest, szefie, aczkolwiek jako matka 3 dzieci uważam, że kobiety w ciąży powinny jeść to, na co aktualnie mają ochotę.Oczywiście w granicach rozsądku.
- Widzisz ! - zaklaskałam zadowolona, przybijając piątkę kobiecie.
- No dobrze, na co masz ochotę ?
- Cukiernia ! Chodźmy do cukierni !!!
- Lunch w cukierni ? Czy to jest w granicach rozsądku ?
- Oczywiście, zamówię tylko...hmm burczy mi w brzuchu... 6 croissantów ?
- Jak po porodzie nie zmieścisz się w drzwiach, to nie licz na to, że będę cię przez nie wypychać. - zripostował, pomagając mi dźwignąć się z kanapy.
- Poradzę sobie sama, panie Malik. - uśmiechnęłam się, przytulając na do widzenia Margaret.
- Trzymam za słowo - uśmiechnął się, całując mnie w policzek i ruszając ze mną w stronę windy.

- Winda... tyle wspomnień. - posłał mi znaczący uśmieszek, na co oblałam się rumieńcem. Ojj tak... nie zliczę ile razy nakryli nas na obcałowywaniu się niemalże w każdej windzie w tym budynku. Byliśmy tak siebie spragnieni,a zamknięta przestrzeń i obecność tylko nas potęgowała to uczucie.
- Nie wierzę w to, że byliśmy tak oklepani i całowaliśmy się w windach.To takie dziecinne -   posłałam mu zdegustowany uśmiech, na co przysunął mnie do ściany i zaczął mi się przyglądać. W oczach pojawiły mu się wesołe iskierki, ale starał sie utrzymać poważny wyraz twarzy.
- Coś ci się nie podobało, kochanie ? - zapytał, przysuwając się do mnie bliżej.
- Skoro już pytasz to... - nie dokończyłam, czując na swoich ustach jego pocałunek, który z każdą chwilą się pogłębiał. Uśmiechnęłam się delikatnie, ciesząc się z chwili bliskości, których ze względu na obecność Trish mieliśmy naprawdę niewiele.
- Tę windę lubię najbardziej. - uśmiechnął się, gdy drzwi się przed nami otworzyły.
- Cukier mi przez ciebie spadł... będę potrzebowała więcej czekolady. - zaśmiałam się, wtulając w jego tors. Poczułam nieznany mi zapach, dlatego posłałam mu pytające spojrzenie. Chłopak wybuchnął śmiechem, co jeszcze bardziej mnie roztroiło.
- Mama kupiła nowy płyn do płukania tkanin.... ładny prawda ? - zaśmiał się, na co walnęłam go pięścią w tors. Jak może tak bezczelnie wyśmiewać się z kobiety w ciąży ?
- Pachnie jak damskie perfumy... -broniłam się, spuszczając wzrok
- Bo jest różany... mama używa go od lat. Man, jak mogłaś wpaść na taki głupi pomysł ? Gdzie ja znajdę drugiego takiego wielorybka w ciąży, hmm ?
- Nienawidzę cię ! - zripostowałam, udając obrażoną.
- Ejj skarbie... dla mnie jesteś najpiękniejszym wielorybkiem na świecie. Normalnie niczym relikt. -zarechotał, otwierając przede mną drzwi swojego auta.
- Zemszczę się, Malik. Poczekaj, aż urodzę, oj poczekaj.
- Za groźby, skarbie jest paragraf. - zaśmiał się, wyjeżdżając z parkingu
- Możesz już teraz zgłosić to na policję, psychicznie sobie odpocznę, urodzę ci dziecko w celi... czemu nie. Wszystkie gazety zaczną o tym wypisywać, a ty stracisz wszystkich klientów. A tak w ogóle, to coś mi obiecałeś. - powiedziałam, wskazując na jego długą brodę. - Jutro zrobię ci z niej warkoczyk i gwarantuję ci , że żaden korpoludek nie potraktuje cię poważnie.
- Milutka jak zawsze. - zachichotał, kładąc mi dłoń na kolanie.
- Możesz nie napastować kobiety w ciąży ? Co to za dziwne zwyczaje ? - zapytałam, czując, że odzyskuję dobry humor.
- Wiesz... jakoś ta kobieta nie ma żadnych obiekcji...  i nigdy nie miała... Sądzę, że jeszcze będzie o to prosić. - uśmiechnął się znacząco, jeżdżąc dłonią w górę, na co całe moje ciało przeszyły dreszcze.
- Przestań Zayn. - pisnęłam, strzepując jego dłoń.
- Uwielbiam to, w jaki sposób na ciebie działam, kotek. - posłał mi buziaka w powietrzu.
- Skup się lepiej na drodze, nigdy nie miałeś podzielnej uwagi. - zauważyłam, rozpinając pas, który w tamtym momencie był cholernie niewygodny.
- Man, pasy!
- Wyluzuj, został nam niecały kilometr. - wzruszyłam ramionami, poprawiając się wygodniej na siedzeniu.
- Pasy po coś chyba są, tak ? Zapinaj !
- Ale...
- Man nie kłóć się ze mną! - przewróciłam oczami, zapinając dla świętego spokoju te cholerne pasy.
- Zadowolony, tatusiu ?
- Tak... aaa zapomniałem ci powiedzieć... znaleźliśmy z mamą wczoraj rewelacyjną szkołę rodzenia.
- Świetnie, możecie tam iść razem. - skwitowałam, wybuchając śmiechem.
- Man, mówię poważnie. Jutro pierwsze spotkanie.
- Ale po co mi to ? Naprawdę nie mam na to ochoty. - posłałam mu kokieteryjny uśmiech, ale jak widać będzie nieugięty. Oni już do reszty powariowali ! Szkoła rodzenia... absurd. Chociaż... może być ciekawie...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo ! Kochani, kolejny rozdział oddaję w Wasze ręce i mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie ! Nie miałam dostępu do neta i nie mogłam nic dodać. Następne posty będą regularnie ! Do zobaczenia, Misie <33

piątek, 3 lutego 2017

Imagin Zayn cz.54

Bezpośrednio po przyjściu Paynów do domu i krótkiej rozmowie o niczym, postanowiliśmy wracać do domu.  Mandy stanęła przy drzwiach od strony kierowcy, spoglądając na mnie wyczekująco. Zmarszczyłem nos, widząc jej wyciągniętą dłoń, domagającą się kluczy. Posłałem jej pytające spojrzenie, udając zdziwienie, ale tak naprawdę doskonale wiedziałem, że Mandy wiedziała o mojej mini libacji. Skąd ? Nie mam pojęcia. Moje przypuszczenia potwierdziły jej słowa
- Nikotyna i Whisky, niezłe połączenie, zwłaszcza tuż przed jazdą autem. - powiedziała z frustracją w głosie. - Jak możesz być taki nieodpowiedzialny ? Co by było,gdybyś stracił panowanie nad kierownicą ?! Zayn, czas dorosnąć, za niedługo zostaniesz ojcem. Tak tylko mówię! - Nie chcąc wchodzić z nią w tę dyskusję, pokiwałem tylko potulnie głową, podając je klucze do mojego Ferrari.
- Przepraszam. - powiedziałem po kilkunastu minutach męczącej mnie ciszy.
- W porządku. - odparła, nie spuszczając wzroku z autostrady.
- Mandy, proszę cię.
- Po prostu się o ciebie martwię, ok ? Nie rób tak więcej. - powiedziała stanowczo. Po chwili głośno westchnęła. - Myślisz, że twoja mama ciągle u nas jest ?
- Pewnie tak, ale ja naprawdę nie mam siły na rozmowę z nią o tym dupku.
- Alex nie jest dupkiem.
- Jest !
- Podaj mi choć jeden argument za, a przyznam ci rację. - powiedziała, decydując się na mnie spojrzeć.  Szukałem racjonalnego powodu, dlaczego tak bardzo go nienawidzę, ale chyba za długo się zastanawiałem. - Uważasz go za dupka, bo kocha twoją mamę ? - zapytała Man z wyczuwalnym zrozumieniem w głosie.
- Ojciec też ją kocha. Na swój sposób. - podrapałem się nerwowo po karku.
- Przeczysz sam sobie, Zayn. Nie sposób cię ogarnąć. - westchnęła.
- Co z tym zrobimy ? - zapytałem, ignorując jej wcześniejszą uwagę.
- Muszę pogadać z Trish, ale sama, jasne? Będziesz grzecznie siedział na górze i nam nie przeszkadzał.
- Niby czemu ? To moja matka.
- Bo takie sprawy trzeba załatwić spokojnie, bez awantur i przede wszystkim na trzeźwo !  - przewróciłem oczami, doskonale wiedząc, że nie mam absolutnie żadnego wpływu na jej decyzję. Bez sensu się kłócić. ( Nie, ja wcale nie jestem pantoflarzem, tak  w razie wątpliwości. Po prostu zgadzam się ze zdaniem mojej kobiety, a to zupełnie co innego. )
- Ok. - odparłem zdawkowo. opierając się wygodnie na siedzeniu.

Dojechaliśmy po jakiś 20 minutach, tak jak podejrzewaliśmy, mama czekała na nas zaniepokojona moim nagłym i gwałtownym wyjściem. Posłałem jej lekki, przepraszający uśmiech i od razu udałem się na górę, zostawiając kobiety same.

*Perspektywa Mandy*
-Napijesz się herbaty ?  - zapytałam, wstawiając czajnik na gaz.
- Chętnie. - odparła, uśmiechając się smutno. - Ty też uważasz, że źle zrobiłam ?
- Nie chcę cię oceniać na podstawie opinii Zayna skażonej jadem. - powiedziałam, siadając naprzeciwko niej.
- Dawno nie widziałam go tak rozdrażnionego, mimo iż robił wszystko, by z tym walczyć.
- On po prostu nie lubi zmian. Ciężko mu jest pogodzić się z tym, że odchodzisz. W głębi serca, nie wiedzieć czemu, on identyfikuje się z  zachowaniem ojca i ubzdurał sobie, że skoro ty go zostawiłaś, to ja także to zrobię. Musisz dać mu czas, ale tylko pod jednym warunkiem. Naprawdę tego właśnie chcesz ?
- Jesteś młoda i masz mnóstwo siły do walki. Do tego masz naprawdę mocny charakter. Ciężko cię złamać mimo twojej wrażliwości. Ja jestem zupełnie inna. Straciłam chęć i siły do walki o coś, co sypie się od bardzo dawna. Kocham Alexa i czuję, że robię dobrze.
- Nawet jeśli będzie to kosztem zdrowia Yasera ?
- Nie mogę winić się za to, co robi ze swoim życiem. To jego prywatna sprawa. - powiedziała, chcąc zabrzmieć obojętnie, ale doskonale wiedziałam, że nieco się zawahała.
- Naprawdę tak sądzisz ?
- Man, podjęłam decyzję.
- Wobec tego przyszłaś tu po to, żeby otrzymać od nas błogosławieństwo ?
- Nie... chciałam po prostu, żebyście wiedzieli.
- Zastanów się, czy naprawdę tego chcesz.
- Yaser to przeszłość.
- Chcesz zbudować związek na czyimś nieszczęściu ?
- Mandy ja jestem nieszczęśliwa od ponad 20 lat. - odparła z rozżaleniem. - Naprawdę nic mi się od życia nie należy ? Nie mam prawa być prawdziwie kochana i adorowana ?
- Dobrze wiesz, że on cię kocha. To, że ciężko mu to okazać, nie znaczy, że jest wobec ciebie obojętny. Jego stan ewidentnie to potwierdza.
- Brakuje mu po prostu służącej na pełen etat.
- Nie jest tak. Nie bądź niesprawiedliwa.
- Ty też jesteś po jego stronie ?
- Nie. Kocham cię jak własną matkę i nie chcę żebyś zrobiła głupstwo. Po prostu przemyśl, czy warto i czy nie będziesz mieć wyrzutów sumienia z powodu Yasera.
- On nigdy nie miał wyrzutów sumienia z mojego powodu.
- Życie to nie talion. "Oko za oko ząb za ząb" - te czasy już dawno minęły.
- Mandy!
- Po prostu to przemyśl, ok ? Najbardziej na świecie pragnę, żebyś była szczęśliwa, bo zasługujesz na to jak nikt inny. Tylko nie podejmuj tak ważnej decyzji pod wpływem chwili. To może cię zgubić.- powiedziałam spokojnie, sama nie wiedząc jakie przyjmuję stanowisko wobec tej sytuacji. Z jednej strony Alex jest cudowny i jest w stanie dać jej wszystko, czego będzie potrzebowała. Jednakże stan Yasera się pogarsza. Obawiam się, że to może się źle skończyć, a on na to nie zasługuje. Każdy ma prawo dostać drugą szansę, mimo, że było ich wcześniej naprawdę wiele. Wiem jedno : nie potrafię zrozumieć, jak można zostawić osobę, z którą spędziło się grubo ponad 20 lat. I to jeszcze z prędkością światła. Zobaczyła Alexa i kilka dni potem już u niego mieszkała, To naprawdę nie było fair wobec jej przeszłości. -  Pewna mądra i znana nam obu osoba powiedziała mi kiedyś, że prawdziwa miłość to nie banalne, łzawe  romansidło tylko wspólna często kręta droga przez całe życie. Wspólna walka z przeciwnościami losu. Jesteś w stanie przypomnieć sobie kto kiedyś mi to wspomniał ? - zapytałam, przytaczając jej własne niegdyś słowa. Spuściła wzrok.
- Ciągle się kłócimy, zupełnie nie ma dla mnie czasu i traktuje mnie jak służącą. Jak mam o to walczyć ? Jesteś jeszcze taka młoda... nie wiesz, czym jest rutyna, brak namiętności, obojętność. To wszystko przychodzi z czasem.
- Nie sądzę. - przerwałam, zaciskając zęby.
- Nie odnoś tego do swojego związku, Man. Takie rzeczy zdarzają się wielu małżeństwom.
- Co nie znaczy, że powinno się poddawać bez walki. - powiedziałam stanowczo, upijając łyk gorzkiej herbaty. Ohyda.
- Walczyłam całe życie! Przegrałam, rozumiesz ?!
- Może coś się między wami zmieni na lepsze ?Dajcie sobie czas, proszę. - jęknęłam rozpaczliwie.
- Nie mogę spodziewać się żadnych zmian, jeśli wiem, że on się nigdy nie zmieni, Mandy! Przerabiałam to tyle razy. Po prostu czuję się zmęczona tym wszystkim.
- A jeśli stanie mu się coś złego ? Nie zagłuszysz wyrzutów sumienia i wtedy też nie będziesz mogła żyć beztrosko i szczęśliwie! Proszę cię, przemyśl to. Obiecaj.
- Nie wiem, co sobie myślałam. Wy , młodzi niczego nie rozumiecie, bo nie macie takiego doświadczenia.
- Może i nie żyję na tym świecie pół wieku, ale  doskonale wiem, czym jest walka o miłość, Trish. Nie zaprzeczaj!
- Uważasz, że powinnam zostawić to cudowne życie z Alexem, żeby wrócić do męża, który traktuje mnie jak gosposię? Słyszysz, jak to irracjonalnie brzmi?
- Decyzja należy do ciebie. - powiedziałam, wstając z kanapy. Poczułam niekomfortowy ból w dolnej partii brzucha. Brawo Man, już chyba zapomniałaś, że jesteś w ciąży i nie powinnaś się przemęczać! A kogo to obchodzi !? Taka ze mnie marna królowa serc. Syknęłam z bólu, lekko się zginając.
- Mandy, dobrze się czujesz ? - usłyszałam spanikowany głos Trish, która po chwili trzymała mnie za ramię ze zmartwionym wyrazem twarzy.
- Dziecko po prostu mi o sobie przypomina. - powiedziałam uspokajająco, starając się nie panikować bez powodu.
- Ale ze mnie egoistka, powinnaś na siebie uważać. Usiądź. - rozkazała, wlewając do szklanki wodę. Powoli ją sączyłam, oddychając głęboko.
- Nie martw się, Wszystko ok. Nie ma potrzeby robić tyle zachodu o nic. - uśmiechnęłam się pocieszająco
- Musisz na siebie uważać. Mam nadzieję, że Zayn o ciebie dba.
- Poświęca nam wystarczająco dużo uwagi. Swoją drogą, w życiu nie pomyślałabym, że aż tak się w to wkręci. Dajesz wiarę, że wczoraj przyszedł z siatkami wypchanymi po brzegi śpioszkami w różnych kolorach, maskotkami, kolekcją smoczków z Spongeboba, i zestawem butelek z Hello Kitty. - powiedziałam, na co obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Ciekawe, co zrobi, gdy urodzi się chłopczyk, bo jakoś nie widzę samca alfa sączącego mleko z butelki w Hello Kitty.
- Wymienię na Żółwie Ninja. - do kuchni wszedł Zayn z krzywym uśmieszkiem. - Nie ma to jak o północy obgadywać biednego Zayna, co ? - powiedział z sarkazmem, kręcąc z rozbawieniem głową.
- Już północ ? Ale się zasiedziałam. Alex pewnie będzie się mart.. -zająknęła się,widząc rozwścieczony wzrok Zayna. - Tak.. pójdę już. Dobranoc dzieciaki.
- Dobranoc. - odpowiedziałam, wychodząc za nią, by zamknąć drzwi. - Nie martw się, przejdzie mu.-szepnęłam, na co uśmiechnęła się smutno.
- Trzymajcie się.
- Pa, pa babciu. - zamknęłam ostrożnie drzwi, zupełnie zapominając o bólu brzucha. Podeszłam do Zayna, siadając mu na kolanach, na co uśmiechnął się zadziornie.
- Nie powinnaś tego robić. - mruknął seksownie, na co przewróciłam oczami.
- Niby czemu ? - uśmiechnęłam się słodko, wplatając dłonie  w jego włosy.
- To będzie miało dość widoczne skutki. - powiedział uśmiechając się znacząco.
- Jakoś to przeżyjesz. - ziewnęłam wtulając się w niego szczelniej.
- Królewna zmęczona ?
- Baaardzo. - jęknęłam, czując jak Zayn podnosi się razem ze mną z kanapy i udaje się na górę. Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi, rozkoszując się tak dobrze znanym mi zapachem. Dlaczego on nawet w nocy jest tak mega pociągający? Niech to szlag !
- Kocham cię. - szepnęłam, oddając się do krainy Morfeusza.

11:30 i dzwonek do drzwi. Dlaczego ? Zaspana odwróciłam się w stronę Zayna, który niechętnie podniósł się z łóżka i założywszy swoje szare dresy poszedł spławić tego kogoś w jak najbardziej kulturalny sposób. Jest niedziela do cholery. Jestem w ciąży i potrzebuję snu! Dużo, dużo snu.
- Witaj Zayn. - usłyszałam wesoły głos Trish, na co ściągnęłam brwi z konsternacją. Jeszcze wczoraj była rozgoryczona i choć próbowała to ukryć wściekła za to iż nie wspieramy ją w tej życiowej decyzji.
- Co tu robisz ? - zapytał i dam sobie głowę uciąć, że przekręcił oczami. Niedziela to dla niego dzień relaksu, kiedy najczęściej nic nie robimy tylko leżymy w łóżku i kochamy się do znużenia. Chociaż odkąd jestem w ciąży zmieniliśmy trochę nasze niedzielne plany. Zarzuciłam na siebie kratkowaną koszulę Zayna i zaciekawiona niespodziewaną wizytą Trish zeszłam na dół.
- Witaj skarbie, jak się czujemy ? - zapytała uśmiechając się i dotykając dłońmi mojego policzka.
- Mamo... ty coś ćpałaś ? - zapytał Zayn, obejmując mnie ramieniem i przyglądając się jej uważnie.
- Bardzo śmieszne, synu. Usiądziemy ? - zaproponowała. - Muszę was o czymś poinformować. - spojrzała na nas wyczekująco robiąc przy tym dramatyczną pauzę w swojej wypowiedzi. - Rozmyślałam nad tym całą noc i doszłam do wniosku, że potrzebujecie mojej pomocy. Mandy w ogóle o siebie nie dba i stąd te bolesne skurcze. Urodziłam już  4 dzieci i doskonale wiem, jak powinno się traktować kobietę w ciąży, dlatego postanowiłam, że się do was przeprowadzę dopóki dziecko się nie urodzi i będę wam pomagać.
- Wykluczone. - powiedział stanowczo Zayn. - Radzimy sobie doskonale. Nie potrzebujemy żadnej pomocy.
- Tak ? Powiedz mi synku, ile godzin dziennie spędzasz w firmie ? - syknęła, zaciskając zęby.
- Czy to istotne ? Mandy doskonale wie, że wystarczy jeden telefon i wracam do domu. Radzimy sobie.
- Posłuchajcie, ja to sobie naprawdę wszystko przemyślałam. Mandy i dziecko  potrzebują opieki.
- To wynajmę jej opiekunkę! Nie ma mowy, żebyś się tu przeprowadziła z tym palantem !!
- Zayn ! - walnęłam go z całej siły w ramię, odzywając się po raz pierwszy w tej rozmowie.
- Ale kto powiedział, że Alex też się tu przeprowadzi ?
- Nic z tego nie rozumiem. Wczoraj oznajmiłaś mi, że jesteś w nim śmiertelnie zakochana a dziś go zostawiasz ?
- On jest bardzo wyrozumiałym facetem, synu. - powiedziała, broniąc mężczyzny.
- Wzór cnót.
- Uważam... -spojrzałam na Zayna i posłałam mu uspokajający uśmiech. - że to świetny pomysł. Naprawdę bardzo ci dziękuję, że o tym pomyślałaś, Trish.
- Co ? Kochanie...
- Zayn, dziecko jest w tej chwili najważniejsze.
- Świetnie... - mruknął, wiedząc, że nie ma z nami nic do negocjacji.
- Świetnie ! -  Trish zaklaskała w ręce przytulając mnie mocno do siebie.
- Dzięki Trish. - szepnęłam, wtulając się w jej matczyne ramiona.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo ! :D W końcu mam ferie i siedzę przy laptopie godzinami, pisząc kolejne rozdziały. Mam nadzieję, że ten przypadnie Wam do gustu. Jak myślicie, czy to dobry pomysł, żeby Trish przeprowadziła się do Zandy ? Zero prywatności... naprawdę nie wiem, jak Zayn to przeżyje hehe
No nic... zobaczymy.
Pozdrawiam Was gorąco i do następnego ! :***