środa, 22 marca 2017

Imagin Zayn cz.57

Po długiej, męczącej podróży udało nam się bez żadnych problemów dotrzeć do pięknej Kolumbii. Od razu przywitały nas gorące promienie słońca leżącego na zupełnie bezchmurnym niebie.
Chłopcy zarezerwowali hotel w centrum Bogoty, co było zrozumiałe ze względu na fakt, że przyjechali tu w interesach. Jakoś specjalnie nie narzekałyśmy z tego powodu. Mimo iż na plażę musiałyśmy dojeżdżać, nie przeszkadzało nam to, bo mogłyśmy bliżej przyjrzeć się pięknu natury Kolumbii. Już pierwszego dnia wyruszyłyśmy na podbój Bogoty, podziwiając piękny Wodospad stworzony przez rzekę Rio Funza. Odwiedziłyśmy również ogromny pchli targ, na którym spróbowałyśmy miejscowych specjałów. Zatrzymywałyśmy się po drodze chyba z tysiąc razy, robiąc zdjęcia licznym zabytkom i wysyłając je do znajomych. Wieczorem udało nam się wyciągnąć chłopaków na koncert muzyki klasycznej w Bibliotece Luis Angel Arango. Zayn i Liam oczywiście nie docenili kunsztu artystycznego muzyków, rozgrywając konkurs o nazwie " Kto najgłośniej chrapnie". Muszę przyznać, że Liam nie ma sobie równych. Co ciekawe jego chrapanie było rewelacyjnie zrytmizowane zgodnie z tym, co grano na scenie. Razem z Sam oczywiście udawałyśmy, że kompletnie nie znamy siedzących obok nas hejterów muzyki poważnej. Siedziałyśmy zaczarowane, podziwiając każdą cudownie brzmiącą nutkę. To niesamowite, jak muzyka potrafi zrelaksować. Poczułam się jakbym była w zupełnie innym świecie. Na co dzień nie słucham muzyki klasycznej, a na widok Mozarta (dzięki Trish) było mi już niedobrze.Tymczasem, gdy widzisz to wszystko na żywo i możesz poczuć każdy dźwięk na swojej skórze staje się to niesamowitym doświadczeniem. Pod koniec koncertu dostałam gęsiej skórki i powstrzymywałam się od płaczu. Wzruszyli mnie tak bardzo, że było to nie lada wyzwanie. Opuściłyśmy Bibliotekę nie mówiąc absolutnie nic, ciągle kontemplując to niesamowite wydarzenie. Starałyśmy się być również głuche na pełne frustracji i pretensji głosy chłopaków, którzy w czasie koncertu mieli być na turnieju tenisowym, na który bilety otrzymali od swoich przyszłych partnerów biznesowych.
- Już wolałbym sto razy bardziej iść na korridę. - mruknął Zayn, mierzwiąc swoje włosy.
- Ja również. - przytaknął mu Liam.
- Poważnie ? Jeden w roli byka a drugi jako kapeador ? Sam, ale byłyśmy głupie, takie przedstawienie by nas ominęło. - powiedziałam, wybuchając śmiechem, na co panowie przewrócili oczami. Dochodziła godzina 23, ale miasto wciąż żyło, pobudzone kolorowymi światłami lamp i harmiderem wytwarzanym przez tutejszych. Udaliśmy się w kierunku Zona Rosy, gdzie chłopcy zamówili nam romantyczną kolację przy świecach. Weszliśmy do środka lokalu wybranego przez Zayna i zaniemówiłyśmy. Każdy stół pokrywał uroczy kratkowany obrus, na którym leżały półmiski ze świeżo zebranymi owocami. Z sufitu zwisały różnokolorowe ozdoby, które wyglądały na zrobione własnoręcznie. Swojskość klimatu dopełniały zwyczajne białe krzesła ogrodowe ułożone wokół stołu.
- Miała być elegancka restauracja, a tu stołówka dla ubogich. - skomentował Zayn, za co dostał ode mnie kuksańca w bok.
- Jest ślicznie. - szepnęłam, siadając przy oknie wychodzącym na piękny duży różany ogród. - Naprawdę ślicznie. Prawda Sam ?
- Nawet nie wiecie jak mi ulżyło. Już się bałam, że będą nas obsługiwać kelnerzy w nienagannie wyprasowanym garniturze, a światowej sławy skrzypek zacznie mi grać do kotleta. - skomentowała Sam, przyglądając się dwóm uroczym panom ubranych w regionalne stroje i grających na gitarach tutejsze przyśpiewki.
- Nie znacie się i tyle. - skomentowałam widząc ich nieprzychylne miny.
- Może chociaż jedzenie mają dobre. - skwitował Zayn przeglądając menu.
Na  szczęście jedzenie się obroniło, co zamknęło usta chłopakom niemal do końca wieczoru. Świetnie się bawiliśmy, nie szczędząc sobie alkoholu. Oprócz mnie oczywiście. W pewnym momencie duet gitarzystów nazwanych złośliwie przez Zayna " Tanimi Mariachi" podeszli do nas i zaczęli grać nam jeden ze swoich popisowych utworów. Uśmiechnęłyśmy się uroczo z Sam, dodając im odwagi i sprawiając, że zagrali kilka kawałków więcej specjalnie dla nas. Chłopcy widząc to, już przy trzeciej piosence wyleźli na stół i zaczęli tańczyć. Zrobiło się strasznie zamieszanie, ale Kolumbijczycy chyba lubią takie wariactwa. Stanęli wokół naszego stolika, rzewnie klaskając i pogwizdując. Po jakimś czasie,cały lokal wypełnili ludzie tańczący wokół stolików. Zayn zeskoczył zgrabnie ze stołu, materializując się tuż obok mnie. Chwycił mą dłoń i zaprowadził mnie na pseudo parkiet. Nie potrafiłam przestać się uśmiechać. To było tak urocze w jego wykonaniu, że kupił mnie tym natychmiast. Właśnie to w nim kochałam. Szybko potrafił zrzucić z siebie sztywną pozę i po prostu dobrze się bawić, nie szczędząc mi przy tym różnorakich czułości. Chichotałam pod nosem, wdychając jego męski i jakże cudowny zapach. Przetańczyliśmy  razem pół nocy i byłam w ogromnym szoku, że tyle byłam w stanie wytrzymać. Moje dziecko najwyraźniej lubi dobrą zabawę.
Kilkanaście  następnych dni, spędziłyśmy z Sam opalając się na plaży, troszkę zwiedzając i bawiąc się jak nigdy. Trzy pierwsze tygodnie minęły jak z bicza strzelił, a my zdążyłyśmy się na tyle zadomowić w Kolumbii, że gdyby nie tęsknota za małą Man najchętniej w ogóle byśmy stąd nie wracały. Tego dnia wróciłyśmy z Sam do pokoju hotelowego stosunkowo wcześnie niż zazwyczaj i zastałyśmy ogromny bałagan i chłopaków, którzy z wielkim pośpiechem i niemałym zdenerwowaniem zaczęli pakować walizki.
- Co się stało ?! - zapytała Sam, podchodząc do Liama. Mężczyzna z bólem popatrzył w stronę zmartwionego Zayna, co momentalnie złamało mi serce. Podeszłam do niego, wpatrując się w niego wyczekująco.
- Musimy wracać, Man. - powiedział łamiącym się głosem, nerwowo poprawiając swoją fryzurę.
- Dowiemy się w końcu, co się stało ? - zapytałam, czując napływający stres.
- Dzwonił Alex... - przełknął nerwowo ślinę, wpatrując się we mnie przestraszonymi oczami. - Mamie się pogorszyło. Wczoraj zemdlała i od razu zabrała ją karetka. Jej stan jest z godziny na godzinę coraz cięższy. - powiedział, drżącymi dłońmi zapinając walizkę.
-Cccco ? - poczułam jak robi mi się słabo. To niemożliwe ! Przecież wszystko było w porządku. Lekarze twierdzili, że wycięli dużą część guza, że będzie mogła normalnie funkcjonować. Niech ktoś mi powie, że to sen. Przecież jeszcze przed naszym wyjazdem była energiczna, żywa, taka jak zawsze a teraz... nie, to nie jest możliwe.
- Rany boskie, Mandy ! - usłyszałam krzyk przyjaciółki i dopiero teraz dotarło do mnie, że przewróciłam się na podłogę. Patrzyłam na nią nieprzytomnym wzrokiem, wciąż powtarzając jak mantrę , że to nie dzieje się naprawdę. Zayn szybkim ruchem przeniósł mnie na łóżko, podając mi butelkę wody.
- Nie możesz się denerwować, Man. - powiedział, ale jakoś mnie to nie przekonało.
- Ona umiera, Zayn ! - krzyknęłam, a spazmy szlochu zaczęły targać moim ciałem. Zayn szczelnie objął mnie swoimi ramionami, starając się mnie uspokoić. Sam był wstrząśnięty, a ja zapewne mu nie pomagałam. Nie mogłam nic z tym zrobić, to było silniejsze ode mnie.
Uspokojenie się zajęło mi bardzo dużo czasu. Modliłam się, żeby z Trish wszystko było w porządku,żeby z tego wyszła. Nie wyobrażałam sobie wychowywania dziecka bez niej. Tak bardzo się cieszyła na wieść o swoim pierwszym wnuku. Potrzebowałam jej. Mimo, że przez ostatni czas strasznie mnie denerwowała. Kochałam ją jak własną matkę. Nie może mnie zostawić. Nie teraz!
Zayn zarezerwował lot najszybciej jak to było możliwe. Niestety dopiero za dwa dni. Kto by pomyślał, że będzie z tym taki problem. No tak...nieszczęścia chodzą parami.
Cały ten czas spędziłam w łóżku, pozwalając wszystkim wokół na usługiwanie mi we wszystkim. Byłam wycieńczona. Nie mogłam spać, jeść, myśleć. Potrafiłam tylko płakać. Wciąż to do mnie nie docierało. Przecież wszystko było dobrze.
- Jak się czujesz ? - usłyszałam zmartwiony głos przyjaciółki, która usiadła tuż obok  i wzięła mnie w objęcia .
- A jak mam się czuć ?
- Jesteś silna, mała. Niejedno przeszłaś! Z resztą nie jest powiedziane, że Trish umrze.
- W jej stanie wszystko jest możliwe. - powiedziałam drżącym głosem, chcąc wyrzucić z głowy tak makabryczną perspektywę.
- Nie zostawi was, Man. - szepnęła pocieszająco, zaplatając mi z włosów warkocza. - Swoją drogą Man, fryzjer się o ciebie pyta. - uśmiechnęła się, chcąc zmienić temat na bardziej przyziemny. - Chociaż pewnie zapuszczasz na ślub, mam rację ? - powiedziała zbyt optymistycznie, na co przewróciłam oczami. Byłam jej bardzo wdzięczna za to, co dla mnie robi. Nie mniej jednak nie uda jej się mnie pocieszyć. Nie dziś.
Po chwili dołączył do nas Zayn, który starał się zrobić dobrą minę do złej gry. Uśmiechał się do mnie, chcąc dodać mi nieco otuchy, ale znałam go za dobrze, żeby to mogło mnie przekonać. Cierpiał tak samo jak ja, a może nawet i bardziej. Nie da się tego ukryć. Można jedynie udawać, że się tego nie dostrzega, ale w tej sytuacji nie było to możliwe. Westchnęłam ostentacyjnie, skupiając uwagę Zayna na sobie. Mężczyzna spojrzał na mnie pytająco. Wysiliłam się na lekki uśmiech i poprosiłam o spacer. Wmówiłam mu, że mam dość leżenia w łóżku i potrzebuję świeżego powietrza. Po dłuższej chwili udało nam się wyjść z hotelu i wolnym krokiem ruszyliśmy przed siebie. Zayn objął mnie szczelnie, wpatrując się w oddal. Jego twarz wykrzywiła gorycz, która rozwaliła moje serce na jeszcze mniejsze kawałki. Nie wiedziałam, jak mu pomóc. Przecież w takiej sytuacji zwykłe " Będzie dobrze" wyda się banalne. Do tego to nic nie da. Możliwe, że z tego właśnie powodu szliśmy w męczącym milczeniu. Nie zdecydowałam się przerywać tej ciszy, bo doskonale wiedziałam, że jakiekolwiek słowa w tym wypadku mogą wszystko zniszczyć. Zayn co jakiś czas pytał, czy dobrze się czuję i czy chcę już wracać, na co tylko mówiłam ciche "jest ok" i na tym kończył się nasz dialog. Usiedliśmy na jednej z ławek w parku i wpatrywaliśmy się w szczęśliwą rodzinkę, która wybrała się na piknik. Śmiali się co nie miara, ich twarze uwolnione były od jakichkolwiek trosk. Niekończąca się sielanka. Patrząc na nich, zazdrość zalała moją duszę. Nie miałam w zwyczaju skupiać się na innych. Nigdy nikomu niczego nie zazdrościłam. Jednakże patrząc na ten szczęśliwy obrazek nie potrafiłam pozbyć się tego dyskomfortowego uczucia. Prawda była taka, że los ciągle mnie  nas krzywdzi. Pytanie tylko dlaczego akurat my ?
Spojrzałam ukradkiem na Zayna. Patrzył bez wyrazu na piknikową rodzinkę, przysiadając się możliwie jak najbliżej mnie. Posłałam mu uspokajający uśmiech, a gdy go odwzajemnił, a raczej próbował odwzajemnić, zapytałam jak się czuje. Mężczyzna pocałował mnie w czoło, starając się mnie najprawdopodobniej uspokoić.
- Co mogę ci powiedzieć, Man ? - szepnął, nie patrząc mi w oczy.
- To, co naprawdę czujesz. Nie musisz kolejny raz grać bohatera i udawać, że absolutnie nic nie jest cię w stanie doprowadzić do łez. Zayn, proszę.
- Boję się... - odparł po chwili po czym zamyślił się na moment. - Mimo tego, że czasem bywa uciążliwa to... Man ona jest jedyną osobą,która ani razu we mnie nie zwątpiła. Raniłem ją, a ona za każdym razem pozwalała mi na naprawienie błędów, na powrót do domu. Mało jest takich matek. Do tego... ona zawsze marzyła, żeby mieć dużo wnuków...  - w tym miejscu głos zaczął mu drżeć,a po policzkach zaczęły płynąć mu łzy. - Ona nie może teraz odejść. - dodał, starając się zetrzeć ślady po słonej cieczy. - Nie pozwolę jej na to... Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze ? Ta pieprzona bezradność! Życie kolejny raz wymyka mi się spod kontroli, a ja nie mogę z tym zrobić absolutnie nic. Nie potrafię sobie z tym poradzić, bo doskonale wiem, że wraz z jej odejściem... odejdzie ode mnie wszystko, co dobre.
- Co masz przez to na myśli ? - zapytałam, przerywając mu.
- Nic już nie będzie takie samo. Zabierze ze sobą wszystkie swoje mądrości, materiały do kazań i przemówień. Nikt nie powie mi, jak powinienem się zachować wobec ciebie, dziecka. Nie poradzę sobie bez niej, Mandy, bo jak małe dziecko zupełnie nie wiem, co jest dobre a co nie. Nie będzie już osoby, która będzie mnie tłumaczyła, która wskaże mi drogę.
- Masz mnie, Zayn to po pierwsze, a po drugie, nie mów o niej w czasie przeszłym. Jeszcze nic nie jest przesądzone.
- Nie wierzę  w cuda. - skwitował, a kiedy próbowałam użyć kontrargumentu, gwałtownie wstał i powiedział : jedziemy się z nią pożegnać, Mandy. Pożegnać na zawsze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej Misie ! Publikuję przedostatni rozdział Zayna. Całość opowiadania planuję skończyć przed końcem miesiąca i mam szczerą nadzieję na to, że mi się to uda. Kolejne opowiadanie już niebawem. :D Ciągle nie wiem, kogo obsadzić w roli głównej, ale na dniach podejmę tę decyzję :D
Co do publikowania postów... wiele razy Wam to tłumaczyłam i podobną ilość przepraszałam. W obecnej chwili nie jestem w stanie publikować częściej, bo po prostu nie ma mnie w domu. Robię wszystko, co mogę. Staram się usystematyzować dodawanie, ale często to po prostu nie wypala. Ciągle liczę na Waszą cierpliwość i zrozumienie, w końcu każdy kiedyś chodził do szkoły. Fakt faktem, że ostatnio za dużo wzięłam sobie na głowę, ale ten okres powoli mija. To tyle ode mnie. xD
Czekam na motywujące komentarze i mam nadzieję, że choć trochę Wam się spodobało.
Ściskam Was mocno i całuję :** <3



sobota, 4 marca 2017

Imagin Zayn cz.56

Kolejny miesiąc nie przyniósł zbyt wiele zmian. Trish wciąż z nami mieszkała, pilnując mnie na każdym kroku. Powoli dopadała mnie monotonia i z każdą chwilą tłumaczyłam sobie, że to wszystko wina hormonów i za niedługo wszystko wróci do normy. Z niecierpliwością liczyłam dni do porodu, których jak na złość wciąż było sporo. Pocieszając się faktem, że z każdą godziną zbliżam się do rozwiązania, żyłam z dnia na dzień. Starałam się jak najlepiej wykorzystać ten czas. Znane, może nieco stereotypowe powiedzenie, że kobiecie nigdy się nie dogodzi wpisuje się w moje obecne uczucia. Jeszcze pół roku temu, marzyłam, żeby wreszcie się wyspać, posiedzieć w domu, poczytać jakiś dobry kryminał czy też uwielbiany przeze mnie romans. Pogapić się bezsensownie w telewizor i mieć wszystko gdzieś. Dostać zwolnienie na domowe prace typu sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie. Wziąć np na życie i w końcu wrzucić na luz. Teraz, gdy to otrzymałam, powoli zaczyna brakować mi ciągłego ruchu, ciągłych emocji. Co jak co, ale moje życie od poznania Zayna pełne było pikanterii, emocji, trudności, co sprawiało, że nigdy nie dopadała mnie nuda. Dziś Zayn traktuje mnie jak porcelanową lalkę, co z dnia na dzień irytowało mnie coraz bardziej. Czułam się, jakby z Trish  zawiązali pakt, którego pierwszym i najważniejszym punktem było : pilnowanie Mandy w każdym miejscu, nawet w toalecie i niedopuszczenie jej do robienia czegokolwiek innego poza wysiadywaniem w domu, czytaniem gazet, jedzeniem tych ohydnych warzywnych papek, oglądaniem Netflixa i ewentualnie wychodzeniem na spacer. Tak.... wyprowadzali mnie jak psa kilka razy dziennie w celu dotlenienia organizmu. Z niewiadomych przyczyn, Sam wydaje się do zabawne i za każdym razem, kiedy dzwonię do niej na skargę, wybucha głośnym śmiechem, twierdząc, że przesadzam i że w sumie powinnam się cieszyć, bo po przyjściu na świat dziecka nareszcie sobie odpocznę.
Po ciekawym epizodzie w szkole rodzenia, kiedy to Trish pokłóciła się z instruktorką o domniemanych sposobach przewijania niemowlaka, jej noga, co za tym idzie również i moja nigdy więcej tam nie postanie.  Trish stwierdziła, że jako matka czwórki dzieci, zna się na tym o wiele lepiej niż jakaś marna instruktorzyna, która ledwo studia skończyła. Tak więc szkołę rodzenia, mam we własnym domu i coraz bardziej mam ochotę po tych lekcjach wyjść i wrócić dopiero po porodzie. Boże ile bym dała, żeby do czasu porodu posiedzieć sobie SAMA w cichym, spokojnym pomieszczeniu, robiąc wszystko, na co mam tylko ochotę.
Chcąc zabić jakoś czas, zajęłam się projektowaniem pokoju dla malucha. Zrobiłam w sumie około 15 różnych projektów, więc przez resztę czasu, jaki pozostał mi do porodu będę zastanawiać się, który spełni moje wymagania. Byłam właśnie w trakcie tworzenia kolejnego projektu, gdy drzwi sypialni otworzyły się,a  w progu stanął Zayn - jak zawsze w świetnie dopasowanym granatowym garniturze, z czarną teczką w ręku. Poluzowany krawat ewidentnie świadczył o tym, że jest bardzo zmęczony i zapewne marzy o gorącej kąpieli i łóżku. Uśmiechnęłam się nieznacznie, widząc jego niezbyt udane próby entuzjastycznego uśmiechu.
- Jak się czujesz ? - zapytał, siadając na skraju łóżka, całkowicie ściągając krawat i rozpinając dwa pierwsze guziki białej koszuli.
- W porządku. Ciężki dzień ? - zapytałam, odkładając projekty i z drobnymi trudnościami przechodząc na jego stronę łóżka.
- Muszę ci o czymś powiedzieć. - momentalnie przypłynął do mnie stres, a serce niemal mi stanęło. Zayn widząc moją minę, pogłaskał mnie uspokajająco po ramieniu, mówiąc, że to nic takiego i że nie mam się czym przejmować. Ta subiektywna opinia ani trochę mnie nie uspokoiła i miałam rację. Faktycznie... nie ma się czym przejmować. Zostawia mnie ze swoją matką na 2 miesiące i wylatuje do Kolumbii w sprawach biznesowych! Kto o zdrowych myślach zostawia kobietę w ciąży i wyjeżdża na inny kontynent ?! To jakiś żart ?!
Po jakiś dwudziestu minutach żywej dyskusji, zakończonej kłótnią, wyszłam z sypialni trzaskając drzwiami. Jak zwykle moje odczucia nie bardzo go interesują. Liczy się to" że to jest bardzo opłacalne przedsięwzięcie i jeśli się uda, nasze dziecko z pewnością będzie mieć w życiu lepszy start." Wszystko fajnie, tylko dlaczego nie może zabrać mnie ze sobą ? Przecież nie będę mu przeszkadzać, potrafię sama o siebie zadbać i uważać na siebie i dziecko. Kiedy on zrozumie, że nie musi pilnować mnie na każdym kroku i spokojnie poradziłabym sobie w Kolumbii. Tym bardziej, że to naprawdę piękne miejsce, które wielokrotnie podziwiałam w programach podróżniczych, które oglądałam jako dziecko. Muszę z nim jechać! To nie podlega żadnej dyskusji !
- Źle się czujesz ? - usłyszałam głos Trish, która z niepokojem przyglądała się jak drżącymi ze zdenerwowania dłońmi nalewałam świeżo wyciśnięty sok jabłkowy. Rozlałam połowę jego zawartości, klnąc przy tym, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że coś ze mną nie tak.
- Zayn zostawia mnie na dwa miesiące i jedzie do Kolumbii!
- Do Kolumbii ?!
- Sprawy biznesowe... - powiedziałam ze sarkazmem, wycierając rozlany sok z blatu.
- Ooo nie, w tej chwili nie ma nic ważniejszego niż dziecko i ty. Nie może teraz od tak was zostawić. To takie nieodpowiedzialne.
- Mamo, ktoś musi zarabiać ! - usłyszałam głos Zayna, który przebrany w dresy z Nike'a podchodzi do mnie i obejmuje mnie delikatnie ramieniem.
- Nie dotykaj mnie !  - powiedziałam, wyrywając się z uścisku. Odwróciłam się do niego tyłem, chcąc jeszcze bardziej pokazać mu, jak bardzo ten pomysł mi się nie podoba.
- Przesadzacie! Na litość boską, wrócę przed porodem z poważnymi pieniędzmi ! Dziecko to wiele wydatków, potrzebujemy im.
- Jakoś nigdy nie narzekałeś na brak kasy ! Widziałeś swoje konto ? Zayn jesteśmy ustawieni do końca życia. Kasy starczyłoby nawet, gdybyśmy mieli dziesięcioro dzieci ! - krzyknęłam rozżalona, wpatrując się w niego intensywnie
- Co nie oznacza, że mogłoby być jej więcej.
- Nie możesz wysłać któregoś ze swoich pracowników ? -wtrąciła Trish, patrząc na niego wrogo.
-To za ważny projekt, by wysyłać chłopaków, muszę załatwić to sam.
- Wobec tego weź mnie ze sobą!
- Nie,  Mandy, nawet nie zaczynaj ! Zostajesz tutaj, bez dyskusji ! - powiedział stanowczo, patrząc na mnie z impetem. Westchnęłam głośno, siadając na kanapie w salonie. Włożyłam słuchawki do uszu, zamykając się na to, co działo się w kuchni. A znając Trish, z pewnością zrobiła mu kazanie na temat nieodpowiedzialności mężczyzn, co spowodowało zapewne ostrą wymianę zdań i opuszczenie przez Zayna pomieszczenia. Po kilkudziesięciu minutach błogiego relaksu zdecydowałam się otworzyć oczy. Pierwszą napotkaną sylwetką był Zayn, wpatrujący się we mnie zapewne od dłuższego czasu.
- Czemu mi się tak przyglądasz ? - zapytałam, podnosząc się ociężale z pozycji leżącej.
- Bo jesteś piękna. - uśmiechnął się delikatnie, dumny ze swojej odpowiedzi. Przewróciłam oczami, nie komentując tego w żaden sposób. - Man, nie zachowuj się jak dziecko. - powiedział spokojnie, siadając obok mnie na kanapie.
- Czy tak trudno jest ci zrozumieć fakt, że nie chcę, żebyś mnie zostawiał ? Nas zostawiał! Potrzebujemy cię, Zayn.
- Przecież jest jeszcze mama, ona należycie się wami zaopiekuje, o wiele lepiej niż ja.
- Ale to ty jesteś ojcem! Pamiętaj, że czasy,w których kobiety były zamykane w czterech ścianach dawno się skończyły! Teraz zdobywają świat i doskonale o tym wiesz ! Jestem osobą odpowiedzialną i najlepiej wiem, co jest dla mnie dobre, a co nie.
- Ty zawsze wiesz wszystko najlepiej. - powiedział, przewracając oczami. - Nie będę mógł normalnie pracować wiedząc, że jesteś sama i w obcym kraju. Zrozum mnie!
- Skarbie, przeżyłam tyle lat za granicą, Kolumbia mi niestraszna, nie sądzisz ?
- Ale nie w twoim stanie. - powiedział stanowczo, na co fuknęłam.
- Nie urodzę w samolocie. Trochę jeszcze czasu zostało, a ja naprawdę bardzo chcę jechać z tobą do Kolumbii, proszę. - spojrzałam na niego błagalnie, chcąc ukryć przy tym desperację. Oczami wyobraźni widziałam jak chodzę na bosaka po piaszczystej plaży, jak woda delikatnie będzie łaskotać moje stopy. Już czułam wiatr we włosach i promienie słońca pięknie oświetlające moją twarz. Wieczory spędzałabym siedząc na tarasie ze świeżo wyciśniętym sokiem z kolumbijskich owoców. Spokój i relaks, czyli dokładnie to, czego potrzebuje przed tak ważnym krokiem w moim życiu. Nie mogłam z tego zrezygnować tylko przez wzgląd na dziecko. Doskonale wiedziałam, co robię. Nie widziałam innej opcji jak znalezienie się tam i korzystanie z kolumbijskich uroków.
Zayn widząc moją minę westchnął głęboko, masując dłoniami skronie.
- Kupię ci szmaragdowy pierścionek.
- Nie chcę !
- Wolisz jakiś komplet ?
- Nie przekupisz mnie!
- Kochanie... - przytulił mnie, całując mnie w skroń, łaskocząc przy tym swoim kilkudniowym zarostem.
- Nie chcę szmaragdów, chcę jechać z tobą. Kolumbia to piękne miejsce!
- Londyn również. - powiedział nie dając się przekonać.
- Zaaaaayn - jęknęłam, siadając mu na kolanach. Unikał mojego wzroku, co niesamowicie mnie rozbawiło. Kobiece sztuczki... nie mamy sobie równych, dziewczyny, no nie ? Zaśmiałam się w duchu widząc, jak kurczowo zaciska dłonie na moich biodrach, chcąc utrzymać swoją stanowczość, która z sekundy na sekundę uchodziła z niego niczym hel z balonu.
- Nie mogę Man. - powiedział zachrypniętym głosem. Ta charakterystyczna dla niego chrypka go zdradziła. Wiedziałam, że powoli przekierowuję go na swoją stronę. Potrzebuję jeszcze jednego mocnego argumentu. Cholera! Co jeszcze mogłabym mu powiedzieć ? Ochoczo zastanawiałam się nad kolejnym argumentem. Na moje szczęście, po jakiś kilkudziesięciu sekundach dostałam olśnienia.
- Czy Liam też z tobą jedzie ? - zapytałam, chcąc ukryć cień satysfakcji. Wiedziałam, że tak. Zawsze jeżdżą razem. Jeden musi pilnować drugiego. Tylko tak mogli przekonać Sam i mnie do ich domniemanego wyjazdu za granicę bez nas.
- Jedzie. - odpowiedział zaciskając zęby.
- O tak ! - krzyknęłam optymistycznie, podnosząc się z jego kolan. Wystukałam numer do Sam i po chwili usłyszałam jej zniekształcony głos. Nie przejmując się zbytnio obecnością Zayna  w salonie, podzieliłam się z nią rewelacyjnym pomysłem, który spadł na mnie niczym grom z jasnego nieba. Plan był taki : zabieram Sam ze sobą : ja odpocznę przed porodem, ona od prowadzenia domu i opieką nad małą, Zayn będzie o mnie spokojny, bo będę mieć opiekę, a Liam szczęśliwy, że w prosty sposób spełni jedno z życzeń swojej żony, która błagała go o jakieś wakacje od jakiś dwóch tygodni. I wszyscy będą szczęśliwi!
Sam, tak jak podejrzewałam, od razu wyraziła chęć wyjazdu i pochwaliła mój pomysł. Piszczała do telefonu jak wariatka, ciesząc się, że będzie mogła w końcu odpocząć i nacieszyć się wspaniałymi kolumbijskimi promieniami słońca. Prawda była taka, że szarość Londynu działała na nas depresyjnie,za co również się obrywało naszym mężczyznom nie raz i nie dwa. Ten wyjazd ma same plusy! Ja to mam łeb !
Po godzinnej rozmowie z Sam, podczas której Zayn wystukał chyba sto smsów do Liama, w których zapewne skrytykował moje głupie pomysły odłożyłam telefon szczerząc się jak głupia. Zayn pokiwał z politowaniem głową, na co uśmiechnęłam się uroczo.
- Dlaczego nigdy nic z nami nie ustalacie, co ?
- Próbowałam ustalić. - wzruszyłam ramionami. - Tylko ty nie chciałeś słuchać żadnych moich argumentów.
- Zawsze musicie postawić na swoim.
- Pozbyłam się twojej jedynej obawy związanej z moim wyjazdem, Zayn. Mam opiekę, mogę jechać.
- Jesteście okropne!
- I bardzo w was zakochane. - uśmiechnęłam się, znowu siadając na jego kolanach.
- Jeśli komukolwiek z firmy powiesz, że tak łatwo owijasz mnie sobie wokół palca, to cię wydziedziczę ! - zagroził, wybuchając śmiechem.
- Już obdzwaniam wszystkich twoich pracowników! - zażartowałam wtulając się w niego.
Kolumbio, nadchodzę !
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam Was, moi Kochani! Publikuję jedną z ostatnich części tego opowiadania. Myślę, że ciągnięcie tego w nieskończoność nie ma sensu ;) Planuję dodać ok 2/3 części i epilog, w którym pożegnamy się z moją ukochaną historią o Zandy :'')
Ale nie martwcie się, mam już projekt kolejnego obszernego opowiadania, nie zostawię Was! Mam nadzieję, że Wy mnie również po skończeniu tej historii :D .
Stąd moje pytanie : Czy będziecie czytać coś nowego w moim wykonaniu ? I czy chcecie znowu, żeby głównym bohaterem był Zayn czy może któryś inny z chłopców ? Piszcie w komentarzach !
P. S. Mam nadzieję, że ta część przypadnie Wam bardziej do gustu. Skąd Kolumbia ? Oglądałam niedawno program o tym pięknym miejscu i się zakochałam. Nie mogłam się powstrzymać hehe
Całuję i pozdrawiam ! :**** <33