poniedziałek, 25 lipca 2016

Imagin Zayn cz.40

*Perspektywa Zayna*

Dlaczego do cholery nie odbierasz ode mnie telefonu ?! - wrzasnąłem sfrustrowany rzucając mój nowy telefon na łóżko. Mandy nie odzywała się zdecydowanie za długo. Zaczynam poważnie się martwić o to, czy aby na pewno nic jej się nie stało. Nie przeżyłbym tego. Wiem,że ostatnio nie okazywałem jej swoich uczuć,ale naprawdę bardzo ją kocham. Kocham jak nikogo innego na tym świecie i mam szczerą nadzieję, że nic jej nie jest, że za chwilę usłyszę szmer otwierania drzwi i jej delikatne kroki w holu. Nie mogę znaleźć sobie miejsca, a  niepewność sprawia, że nie mogę racjonalnie myśleć. Co jeszcze wydarzy się w moim życiu ? Właśnie dowiedziałem się, że matka zdradziła ojca, ma dzieciaka na boku, który wtargnął w moje życie i przyczepił się niczym rzep psiego ogona stale twierdząc, że chce poznać swoją rodzinę. Absurd, my nie jesteśmy jego rodziną! To tylko moja matka była tak głupia, że miała romans z jakimś pieprzonym chirurgiem, którego owocem był on ! Nienawidzę go ! Pewnie chce tylko jednego : moich pieniędzy. Moich ciężko zarobionych przez wiele lat pieniędzy. Jest głupi jeśli myślał,że nagle stał się członkiem MOJEJ rodziny! MOJEJ !MOJEJ MOJEJ MOJEJ ! Beznadziejnej, ale mojej !
Do tego ta choroba mamy... chciałem ją nienawidzić za to, że nie była przy mnie, gdy cały świat walił mi się na głowę. Gdy jedyna osoba, na której naprawdę mi zależało odeszła... Nie mniej jednak nie potrafię wyobrazić sobie życia bez niej... To tak cholernie trudne i dziwne. Nie dochodzi do mnie to, że już nigdy jej nie zobaczę, nie przytulę, nie przewrócę na nią oczami, nie pokłócę się z nią, nie zjem tych pysznych babeczek z kremem malinowym, że już nigdy więcej nie dostanę od niej ścierką za podjadanie... bez niej ten dom.... ten dom runie. Ojciec nigdy nie dbał o to, by w naszym domu było to charakterystyczne ciepło. Nigdy nie okazywał nam zbyt wiele uczuć. Nigdy nikt z nas mu się nie zwierzał. On dawał nam tylko kasę... cholernie dużo kasy. I tyle...
Nagle przed oczami pojawia mi się wizja mojej malutkiej siostry siedzącej w kuchni i płaczącej, że tata nie potrafi dobrze związać jej włosów. Safaa... przecież jest jeszcze dzieckiem, a już teraz ma żyć bez matki... To nie fair... ona nie może nas zostawić, nie teraz! Pokręciłem głową, chcąc nie dopuścić do chwili słabości, w której łzy wypłynęłyby z moich oczu. Nie wytrzymam sam w tym domu, do jasnej cholery ! Mandy, gdzie jesteś kiedy potrzebuję cię bardziej jak nigdy wcześniej?!
Zanim zdążyłem zastanowić się nad tym, co robię przekraczałem próg mojego rodzinnego domu.
Ojciec nie zauważył mojej obecności, jak zawsze z resztą. Siedział popijając swoją ulubioną kawę i czytając gazetę. Był niczym niewzruszony, jakby jego żona w tej chwili wcale nie umierała. Poczułem do niego niesamowitą złość! Jak może zachowywać się tak spokojnie! Mama umiera !
Prawdę mówiąc nie widziałem go od czasu naszej wielkiej kłótni z powodu mojego rozstania z Mandy i wcale mi to nie przeszkadzało. Przyjechałem tu tylko dla mamy.
Rozejrzałem się po salonie lekko panikując. Nigdzie jej nie ma. Czy to już... ?
- Gdzie mama ? - zapytałem gniewniej niż sądziłem, na co ojciec nieco podskoczył w fotelu.
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy. Witaj synu - odpowiedział z nutą sarkazmu, z wygranym uśmieszkiem. Pewnie myślał, że go przeproszę, że rzucę się w jego ramiona pełen skruchy... Niedoczekanie !
- Gdzie mama ? - zapytałem zaciskając zęby
- Na chemii - odparł beznamiętnie wracając do czytania gazety.
- Jak możesz być tak spokojny ? - pokiwałem głową z dezaprobatą.
- A czym tu się denerwować, Zayn ? Ma najlepszych lekarzy w Anglii. - powiedział dumnie wypinając pierś
- Ona umiera... - powiedziałem zduszonym szeptem
- Dramatyzujesz. Z rakiem da się żyć - odpowiedział nie odrywając wzroku od gazety. - Czy to możliwe, że nie powiedziała mu, ile jej zostało ? A może to nas okłamała mówiąc, że zostało jej niewiele czasu.. może chciała wziąć mnie na litość, bym tu przyjechał i szybko jej wszystko wybaczył... Czy mogłaby coś takiego zrobić ?
- Zayn... - usłyszałem cichutki głos i po chwili poczułem chude rączki oplatające mnie w biodrach
- Hej słońce - uśmiechnąłem się starając ukryć swoje prawdziwe emocje.
- Dawno cię tu nie było - uśmiechnęła się wdzięcznie ciągnąc mnie w stronę swojego pokoju.
- Jak się czujesz,  Saf ? - zapytałem siadając na jej łóżku
- Nie najgorzej. Czemu przyjechałeś bez Mandy ? Nie jesteście już razem ? - zapytała ze smutkiem
- Mandy była zajęta, ale kazała cię uściskać - uśmiechnąłem się starając brzmieć wiarygodnie
- Szkoda... Ostatnio szybko wyszedłeś, nie zdążyłam się nawet przywitać - powiedziała zawiedziona, na co wstrzymałem oddech . Widziała mnie ? Byłem przekonany, że mama była sama z tym całym jak mu tam było naszym kochanym braciszkiem.
- Miałem do załatwienia wiele spraw - skłamałem wpatrując się w ścianę
- Dlaczego wtedy tak krzyczałeś na Sama ? Jest ok - powiedziała upijając łyk soku. Ogarnęła mnie wściekłość... już sobie zjednał rodzinkę ? Cudownie... ze mną nie będzie tak łatwo! Niech nawet nie myśli, by jeszcze mi się na oczy pokazywać.
- Nie jest ok, Safaa - powiedziałem siląc się na spokój
- Nie znasz go - zauważyła mierząc mnie swoim przenikliwym wzrokiem, który był tak niesamowicie podobny do wzroku Mandy, że musiałem zamrugać kilka razy. I wtedy dotarło do mnie, że moja 11-letnia siostra robi się coraz bardziej rezolutna. Jest zbyt dojrzała jak na swój wiek. Zdecydowanie.
- Ty również - uśmiechnąłem się złośliwie
- Ale dałam mu szansę - powiedziała stanowczo, siadając na parapecie
- Jesteś taka naiwna, siostrzyczko, taka naiwna - powiedziałem podchodząc do niej. Miałem nieodpartą chęć pogłaskać ją po włosach, ale szybko się powstrzymałem. Chyba jest za duża na tego typu braterskie czułości.
- Mama schudła już 20 kilo - powiedziała ze smutkiem wpatrując się w okno. - Udaje przed nami silną, ale nie ma nocy,której by nie przepłakała. Wiesz... mam wrażenie, że ona wcale nie ma już nadziei... no wiesz... na to, że wyzdrowieje. Ona wyzdrowieje, prawda ? - spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, a moje serce roztrzaskało się na kilka części. Znowu zobaczyłem w niej małe bezradne dziecko... dziecko, które za niedługo będzie musiało żyć bez matki.
Objąłem ją mocno podnosząc  z parapetu i sadzając sobie na kolanach. Oparła głowę na moim ramieniu bawiąc się rękawem mojego podkoszulka.
- Wyzdrowieje, w końcu nazywa się Malik. A Malikowie tak łatwo się nie poddają - powiedziałem starając się brzmieć wiarygodnie. Ale prawda była taka, że nie mogłem jej tego obiecać, bo doskonale wiedziałem, że jest źle... bardzo, bardzo źle.
- Jesteśmy niepokonani, prawda? - powiedziała wycierając załzawione policzki
- Oczywiście, że tak - podałem jej chusteczki leżące na biurku. - Wiesz, co myślę ? - obdarowała mnie ciekawskim spojrzeniem. - Mama nie chciałaby, żebyśmy z jej powodu płakali. Musimy ją wspierać, nie płakać, tylko wspierać. Być przy niej i ją pocieszać. To da jej siłę, sprawi,że będzie walczyć i wygra, zobaczysz, Aniołku - powiedziałem przymykając zmęczone powieki. To dziwne, ale dopiero w tamtym momencie dotarło do mnie, że przez całą noc nie zmrużyłem oka i jestem totalnie wymęczony.
- Myślisz ? - zapytała, siąkając nos
- Tak i  będziemy jej pomagać. Razem, hmm ? - dziewczynka pokiwała głową
- Dziękuję, że jesteś - wtuliła się we mnie jeszcze mocniej, a ja w głowie powtarzałem tylko sobie "Tylko nie rycz, pogorszysz sprawę. Tylko nie rycz".
Nagle drzwi od pokoju się otworzyły, a w progu stanęła mama. Posłała nam słaby uśmiech nie kryjąc przy tym zdziwienia moją obecnością. Wyglądała na wykończoną. Jej oczy utraciły swój blask, jej skóra była przeraźliwie blada, a włosy były wyraźnie przerzedzone. Stała trzymając się framug, a ja miałem wrażenie, że byle powiew wiatru będzie w stanie przewrócić jej delikatną i przeraźliwie chudą sylwetkę. Nie kontrolując tego, co robię podszedłem do niej i zamknąłem ją w objęciach. Czułem jej łzy,aż w końcu przestała ukrywać swoich emocji i zaczęła przeraźliwie szlochać.
- Tak się cieszę, że tu jesteś, synku - powiedziała nie puszczając mnie - Tak strasznie cię potrzebuję.
- Przepraszam mamo - rzadko ją przepraszałem, a przez całe moje życie nagromadziło się powodów do przeprosin - za wszystko. Mamo nie zostawiaj nas - szepnąłem tak, by tylko ona mnie usłyszała. - Musisz walczyć, słyszysz, musisz ! - powiedziałem łamiącym się głosem
- Walczę Zayn, cały czas walczę - odpowiedziała oddychając głęboko. Odsunęła się lekko ode mnie, a jej chude dłonie gładziły moją twarz - kocham cię - szepnęła po czym znowu zaniosła się płaczem
- Nie płacz, mamo proszę cię nie płacz- masowałem jej plecy, czując pod dłoniami jej kości. Boże mamo...
- Wiesz, co mnie boli najbardziej...że tyle czasu straciłam, że pozwoliłam, byśmy się od siebie oddalili. Nigdy sobie tego nie wybaczę
- To moja wina, mamo. Nie obwiniaj się. Jesteś najcudowniejszą matką, na jaką było nas stać, słyszysz? Dałaś nam wszystko, czego potrzebowaliśmy - połykałem łzy stale walcząc, by nie wypłynęły.
- Poradzicie sobie beze mnie, pomożesz siostrom, prawda ? - zapytała cicho, bym tylko ja to usłyszał
- Mamo, będziesz z nami, proszę cię, nie mów tak.
- Obiecaj mi to synku, proszę - szepnęła mierzwiąc moje włosy
- Mamo będziesz żyć ! - powiedziałem, jakbym sam chciał się tym pocieszyć
- Zayn!
- Obiecuję, zrobię wszystko. Nie płacz już - pocałowałem ją w skroń na co mama zacisnęła dłonie na moim podkoszulku
- Dziękuję - szepnęła obdarowując mnie wdzięcznym uśmiechem, który w połączeniu z łzami okalającymi jej policzki staje się dla mnie nie do zniesienia. Muszę stąd jak najszybciej wyjść, nie mogę okazać słabości. Muszę być silny!
- Pójdę już, umówiłem się z Mandy - powiedziałem szybko wychodząc z pokoju
- Przyjdziecie jutro ? - zapytała mama, na co tylko pokiwałem twierdząco głową i niemalże biegiem wyszedłem z domu. Wsiadłem do swojego auta i wybuchnąłem. Zacząłem histeryzować niczym dziecko. Płakałem waląc dłońmi w kierownicę. Dlaczego ona ? Dlaczego ta niewinna osoba musi tak cierpieć ? Mamo... nie odchodź

Cudem dojechałem do domu, nie mogąc pozbyć się łez. Nigdy wcześniej tyle nie płakałem, nawet jak Mandy odeszła... co było chyba skutkiem dużych ilości alkoholu w żyłach. Wszedłem do domu kopiąc swoje buty, jakby to miało mi pomóc. Wszedłem do salonu i zobaczyłem ją. Poczułem ulgę jaką nie będę w stanie opisać. Niewiele myśląc usiadłem tuż obok, wziąłem ją na kolana i wtuliłem się w zagłębienie jej szyi. Mandy nic nie mówiła. Wpatrywała się we mnie z bólem, ale nic nie mówiła. Czułem jak jej klatka piersiowa unosi się i opada w szybkim tempie, by po chwili usłyszeć jej szloch. Dramatyczny szloch, jakiego się nie spodziewałem. Płakaliśmy razem, nawet nie patrząc sobie w oczy. Mandy siedziała na moich kolanach niemalże podduszając mnie swoimi ramionami. Między nami nie było żadnej przestrzeni. Zastanawiałem się, czy płacze z mojego powodu, czy dlatego, że ja też płaczę. Zawsze była wrażliwa, a po za tym tylko raz widziała u mnie płacz, który nawet w połowie nie mógł dorównać mojemu dzisiejszemu widokowi.
Zaczynało się ściemniać, gdy Mandy lekko zwolniła uścisk i wpatrywała się w moje oczy.
- Wiem o wszystkim - szepnęła zamykając oczy. - Wiem więcej niż myślisz.
- Byłem tam dziś - również szepnąłem czując pod powiekami łzy.
- Naprawdę ? - szeroko otworzyła oczy wkładając dłonie w moje włosy, chcąc zapewne nieco mnie uspokoić.
- Ona naprawdę umiera, niknie w oczach. Mandy ona nie może odejść, nie może - znowu poczułem łzy, które ocierają jej drobne palce
- Cśśś już, nie płacz, dobrze ? - powiedziała łagodnie, biorąc moją dłoń w swoje. - Będziemy silni, poradzimy sobie, słyszysz ? - pokiwałem głową całując wewnętrzną stronę jej dłoni
- Kocham cię - szepnąłem
- Wiem, skarbie, wiem - powiedziała smutno po czym dodała - i właśnie dlatego udźwigniemy razem ten ciężar.
- Nie zasługuję na ciebie
- Nie dołuj się już - powiedziała schodząc z moich kolan i kierując się w stronę kuchni. Wyciągnęła z niej butelkę wody i środki na uspokojenie. Zażyła swoją dawkę po czym położyła przede mną moją. Nie miałem siły już nic na to odpowiadać. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak zmęczony, wyniszczony. To straszne uczucie, ale będę silny. Będę, ponieważ póki mam ją, moje życie ma sens.

*Perspektywa Mandy*

Przekraczając próg naszego domu miałam mieszane uczucia. Nie wiedziałam, jak mam dotrzeć do Zayna i prawdę mówiąc poczułam ulgę, gdy zobaczyłam, że nie ma go w środku. Nie byłam gotowa na tę rozmowę, która zawisła nade mną od dłuższego czasu.
Pokiwałam z dezaprobatą głową widząc w jakim stanie jest nasz salon. Pudełko po pizzy, plastikowe butelki, koszula Zayna na środku, do tego lepiący się od whisky stolik. Poduszki były pogniecione, co oznacza, że Zayn spędził noc na kanapie. Z lekką frustracją zabrałam się za sprzątanie. Nienawidzę bałaganu i Zayn doskonale to wie. Jemu oczywiście nie przeszkadza ten smród i bajzel, który po sobie pozostawił.
Właśnie usiadłam na kanapie, by odpocząć po sprzątaniu, gdy usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Przygotowana już mniej więcej na trudną rozmowę stanowczo wstałam ze swojego miejsca. Już miałam nakrzyczeć na niego za ten cały bajzel i po raz setny już dać mu szansę na wytłumaczenie mi, co robił z tą kobietą, ale widząc jego stan zamilkłam. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam, co powiedzieć. Przed sobą miałam małego chłopca, z podpuchniętymi , dużymi czekoladowymi oczami, który gorzko płakał. Płakał cały czas, o czym świadczyły jego mokre policzki. Wszedł do salonu i spojrzał na mnie z przegraną miną po czym posadził mnie sobie na kolanach mocno wtulając się we mnie, jakbym była jego ostatnią deską ratunku. Cóż... poniekąd byłam i tak w głębi serca cieszyłam się, że potrafi się przy mnie uspokoić. Ale kiedy z jego gardła wydobył się gwałtowny szloch, poczułam, że płaczę razem z nim.
Nie zamieniliśmy ani jednego słowa. W salonie słychać było tylko nasze przerywane oddechy. Próby uspokojenia się za wiele nie dały, bo gdy tylko wypuszczaliśmy powietrze ulgi, płacz przychodził z jeszcze mocniejszą siłą.

Wpatrywałam się w jego spokojną twarz. Zasnął z głową na moim brzuchu mocno oplatając moje biodra, ale nie przeszkadzało mi to. Lubiłam tę bliskość między nami. Patrzyłam na jego zmęczone rysy twarzy i zdałam sobie sprawę z tego, że jego życie wcale nie jest łatwiejsze niż moje. Obydwoje ranimy siebie nawzajem i nie potrafimy się ze sobą dogadać. Ale prawda jest taka, że gdy przyjdzie co do czego i tak jesteśmy razem. Dzisiejsza sytuacja doskonale to przedstawia. Mimo, iż wczoraj zrobiłam mu aferę, prawie zerwaliśmy, nie odzywałam się do niego przez kilkanaście godzin to... w obliczu tragedii nie musiał mnie nawet prosić, żebym została. Wiedziałam,że będzie przybity i uznałam za obowiązek to, że muszę przy nim teraz być, ale w życiu nie pomyślałabym, że on aż tak będzie to przeżywał.
Mimowolnie zaczęłam bawić się jego włosami, na co ledwo słyszalnie wydał  z siebie pomruk zadowolenia. Nie mogłam zasnąć, zdecydowanie za dużo się dziś działo,a dalsza perspektywa też nie wróży niczego dobrego.
- Mandy ? - usłyszałam zaspany głos Zayna
- Hmm ?
- Zabierzmy je tutaj, proszę - szepnął podnosząc się, by spojrzeć mi prosto w oczy. - Ten bydlak na nie  nie zasługuje. - Trochę zajęło mi czasu poskładanie tego niejednoznacznego zdania w głowie, ale gdy już to zrobiłam posłałam mu delikatny uśmiech, wiedząc, że go dostrzeże mimo ciemności.
- Zabierzemy, kochanie. A teraz się połóż - powiedziałam subtelnym głosem, jakbym mówiła do małego dziecka po czym złożyłam delikatny pocałunek na jego wargach.
- Tak bardzo cię kocham - szepnął całując mnie w skroń i wracając do poprzedniej pozycji. Bawił się chwilę w milczeniu naszymi złączonymi dłońmi, a ja myślałam... jak zawsze myślałam o tym, jak wyciągnąć nas z tych wszystkich problemów. Czy kiedykolwiek uda nam się ich pozbyć? Jedyny plus tego wszystkiego to to, iż z każdym dniem zdaję sobie sprawę z tego, że miłość nas ocali. Nasza dziwna, oryginalna miłość sprawia, że jesteśmy w stanie poradzić sobie ze wszystkim. Jest ciężko, jest cholernie ciężko, ale przynajmniej mam jego... i doskonale wiem, że nigdy nie pokocham nikogo tak mocno i nikt inny nie pokocha mnie tak, jak kocha mnie Zayn.
- Będzie dobrze - szepnęłam zastanawiając się kogo chciałam pocieszyć.
- Nie bzykałem Bethany - powiedział nagle patrząc na mnie uważnie. Skanowałam jego twarz zastanawiając się, co mu odpowiedzieć, w końcu odpuściłam i doszłam do wniosku, że chcę zakończyć ten temat raz na zawsze.
- Wiem, Zayn - odparłam ziewając
- Wierzysz mi, prawda ?
- Wierzę, po prostu musiałam... przetrawić to wszystko
- Gdzie byłaś przez całą noc ?
- Ymm u Sama - odpowiedziałam czując jak wszystkie jego mięśnie się spinają. Niemalże od razu zaczęłam muskać dłonią jego policzek, by go nieco uspokoić. To zawsze działało
- Skąd go znasz ? - zapytał gniewnie
- Poznałam go w samolocie, a potem... się upiłam i zadzwoniłam do niego, on zabrał mnie do siebie i tam... dowiedziałam się o tym wszystkim - wyznałam czekając na ujście jego gniewu i frustracji
- Fajnego mam braciszka, no nie ? - zaśmiał się drwiąco
- Nie powinieneś go tak traktować.- powiedziałam spokojnie
- Właśnie, że powinienem. - mruknął kładąc się obok mnie
- Nic ci nie zrobił - zauważam skanując jego twarz
- Cóż... wtargnął do mojej rodziny i flirtował z moją kobietą. ZROBIŁ, MANDY, ZROBIŁ
- Nie flirtował ze mną - przewróciłam oczami
- Uważaj, bo uwierzę - mruknął
- Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie - powiedziałam potulnie, przytulając się do niego. Poczułam, jak gniew powoli ustępuję, a oddech Zayna znowu staje się miarowy. Zrezygnowany obejmuje mnie swoimi męskimi ramionami i całuje czubek głowy.
- Mam nadzieję, że tak zostanie - mówi po czym zasypia. A ja jak głupia obserwuję każdy detal jego wyrzeźbionego ciała, nie mogąc uwierzyć, że jest mój. Tak, Zayn jest mój, a ja... jestem jego i tak już zostanie.Pomimo naszych błędów zawsze i wszędzie go potrzebuję i wiem, że on mnie również. To właśnie dlatego wciąż trwamy przy sobie i mamy siłę walczyć. Walczyć o coś, co jest dla nas najważniejsze. O naszą miłość - niedoskonałą, ale prawdziwą, odbiegającą od definicji lecz na całe życie, czuję to... Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli po prostu się poddać po kilku...no dobra kilkunastu problemach, które stworzył nam mało przychylny, zdradziecki los.
- Kocham cię - szepczę, uśmiechając się lekko i przytulając się mocniej do jego nagiego torsu zasypiam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka ! Jestem bardzo ciekawa, jakie są Wasze opinie o tej części, bo ja przyznam się szczerze wczułam się na tyle, że pisząc to miałam łzy w oczach. Pierwszy raz to  mi się zdarzyło xD
Komentujcie Kochani!
<33

piątek, 15 lipca 2016

Imagin Zayn cz.39


Obudziłam się w nieznanym mi pomieszczeniu, w obcym łóżku. Wstałam gwałtownie, co wiązało się z tym, że zakręciło mi się w głowie. Próbowałam przypomnieć sobie, co robiłam przez poprzednie 12 godzin, ale za nic nie potrafiłam. Odsunęłam lekko kołdrę, zauważając przy tym, że mam na sobie przydługawy T-shirt... męski T-shirt.... "Mandy coś ty najlepszego zrobiła ?" - odezwała się moja podświadomość.
Rozejrzałam się uważnie po pokoju. Nie było tam żadnej wskazówki, do kogo mógłby on należeć.
" Mandy jeśli zdradziłaś z pierwszym lepszym Zayna, to wiedz, że cię nienawidzę"- myśli nie dawały mi spokoju, a ja modliłam się, żeby ta noc nie zaważyła zbytnio na mojej przyszłości.  Usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Wzięłam wdech i czekałam w napięciu siląc się na spokój. Co ja powiem Zaynowi? Co ja najlepszego zrobiłam ?
- Jak się czujesz ? - usłyszałam znajomy mi głos i muszę przyznać, że w tamtym momencie poczułam niesamowitą ulgę
- Sam! - rzuciłam się w jego ramiona, prawdę mówiąc zupełnie tego nie kontrolując. Mężczyzna zamknął mnie w żelaznym uścisku, delikatnie się ze mną kołysząc, co uspokoiło mnie szybciej niż byłabym w stanie powiedzieć.
- Wszystko ok ? - zapytał zmartwionym głosem
- Nie wiem, co zrobiłam, ani co powiedziałam, więc od razu chciałabym cię za ten teatrzyk przeprosić. Zwykle się tak nie zachowuję, naprawdę - powiedziałam zawstydzona
- Spokojnie, Man,  nic takiego się nie stało. - wzruszył ramionami - ale musisz mi coś obiecać : nigdy więcej nie będziesz spożywała aż takiej ilości alkoholu. To bardzo niezdrowe, a zwłaszcza dla młodych kobiet, tak ? - uśmiechnął się ciepło
- Tak jest, doktorze - zasalutowałam na co chłopak się zaśmiał
- A teraz śniadanie i opowiesz mi dokładnie o wszystkim, co doprowadziło cię do tego stanu. - powiedział ciągnąc mnie na dół
- Nie chcę o tym rozmawiać, Sam - jęknęłam siadając na krześle w kuchni
- Musiało się coś stać, skoro znalazłem cię w tak opłakanym stanie, Man - powiedział upijając łyk kawy
- Znalazłeś mnie w tak opłakanym stanie, bo jestem skończoną idiotką! - powiedziałam unikając jego wzroku. Nie mam żadnego usprawiedliwienia na swoje zachowanie. Żadnego!
- Co zrobił ?  Powiedziałaś mu ? Jak zareagował ? - szereg pytań wypłynął z jego ust, a ja próbowałam poskładać myśli.
- On... on chyba znowu.... - przymknęłam zmęczone powieki starając się sklecić to zdanie. Zdanie, które od środka mnie niszczy.
- Znowu co ? - nie dawał za wygraną
- Znowu mnie zdradził - szepnęłam, na co Sam wytrzeszczył oczy
-Żartujesz ?
- Po co miałabym to robić?!
- Nakryłaś ich ? - przysunął się do mnie bliżej, chcąc zapewne dodać mi otuchy.
- Jak weszłam do naszego domu to ona się nad nim nachylała, a on patrzył się na nią głodnym wzrokiem. Wiedziałam, że ta suka prędzej czy później go wyrwie, po prostu to wiedziałam !
-I tylko tyle ?
- Sam, tylko tyle. Byłoby więcej, gdybym wtedy nie weszła
- Tego nie wiesz... - powiedział marszcząc nos
-  To już prawie była gra wstępna, proszę cię !
- Ale nie musisz krzyczeć. Spokojnie, Mandy - objął mnie ramieniem
- Ciągle go tłumaczysz, męska solidarność, co ?! - fuknęłam
- Po prostu staram ci wytłumaczyć, że to nie do końca mogła być zdrada.
- Ale jej zalążek
- Przestań, sama sobie to wmawiasz, Mandy. To nie jest zdrada. Dałaś mu chociaż wytłumaczyć?- zapytał. Zamilkłam spuszczając wzrok. - Sama komplikujesz sobie życie, dziewczyno - powiedział spokojnie
- Nie musisz mi tego mówić! Doskonale to wiem. Mam do niego zadzwonić ?
- Przede wszystkim nabierz dystansu do waszego związku. Możesz tu zostać, ile chcesz. Wrócisz do domu wtedy, kiedy będziesz gotowa, hmm? - uśmiechnął się ciepło całując mnie w czoło.
- Dziękuję ci za to wszystko, co dla mnie robisz. Wiesz...czuję jakbyśmy się znali całe życie, a nie dwa dni. Dobrze, że istnieją tacy ludzie - uśmiechnęłam się wdzięcznie
- Nie ma za co, naprawdę. Dobra, ja niestety muszę lecieć. - spojrzał na zegarek. - Jestem już spóźniony
- O której wrócisz ?
- Postaram się jak najszybciej. Czuj się  jak u siebie - powiedział dając mi klucze od swojego apartamentu. Zdziwiłam się, że ufa mi aż tak, ale z drugiej strony to miłe.że w końcu znalazłam osobę, która jest w stanie podnieść mnie na duchu.
- Dzięki
- Przestań dziękować - zaśmiał się zakładając marynarkę - Drobiazg, naprawdę. Dobra, lecę
- Miłego
- Trzymaj się i nie myśl za wiele. Odpocznij - powiedział po czym wyszedł
Po godzinnym gapieniu się przez okno bez sensu postanowiłam, że w końcu się ruszę i zrobię obiad w podziękowaniu. Samowi na pewno brakuje domowych obiadów sądząc po tym, że mieszka w tym apartamencie sam. Prawdę mówiąc jestem szczerze zdziwiona tym, że nie założył rodziny. To naprawdę świetny facet i byłby cudownym mężem i ojcem. Cóż... w sumie to nie moja sprawa.

Po zrobieniu posiłku, zmyciu naczyń z rana i wyczyszczeniu starannie blatu stwierdziłam, że nudzi mi się na tyle, że w sumie mogłabym wysprzątać całe jego dwupoziomowe mieszkanie byleby tylko za wiele nie myśleć... byleby nie myśleć. Wzięłam czystą ścierkę i zaczęłam ścierać kurz z najwyższej półki biblioteczki Sama. Robiłam to z niezwykłą dokładnością, byleby tylko stracić trochę czasu. Zaczęłam wycierać kolejną półkę, gdy nagle zauważyłam czarno-białe zdjęcie, na którym byli zapewne rodzice Sama. Uśmiechnęłam się, to takie urocze, gdy facet trzyma zdjęcia swoich najbliższych na widoku. Zayn zawsze upierał się, że zdjęcia trzyma się w albumie, bo po to został wymyślony, a jedynymi zdjęciami, jakie można było znaleźć w naszym domu na widoku to nasze wspólne : z podróży, z imprez czy też ze zwyczajnych randek.
Zwróciłam uwagę na to zdjęcie i wzięłam je do ręki. Na ławce siedział młody mężczyzna, niesamowicie podobny do Sama. Tak... Sam odziedziczył po nim uśmiech, duże oczy i lekko kręcone włosy. To niesamowite, jak syn może być podobny do ojca. Kropka w kropkę.
Ojciec Sama obejmował kobietę zwróconą do niego twarzą z ogromnym uśmiechem... spojrzałam na jej twarz i zamarłam. Nie... to nie jest możliwe... Ja chyba mam jakieś halucynacje... Tą kobietą była  mama Zayna. Czy to jest jakiś żart ? Przecież to niemożliwe! Jak ? Starałam się wykazać jakieś różnice, ale naprawdę było ich niewiele. Oglądałam kiedyś taki dokument mówiący o tym, że każdy z nas ma sobowtóra, który może mieszkać i żyć zupełnie gdzie indziej w odległości setki tysięcy kilometrów, ale w tym wypadku to nie jest realne! Na tym zdjęciu ewidentnie była Trisha, no nie ma bata. Długie włosy, duże oczy i ten uśmiech. Tylko ona potrafi się tak uśmiechać. No niemożliwe,żeby to nie była ona.
Zszokowana odwróciłam zdjęcie. Z tyłu przeczytałam " Nigdy nie przestanę cię kochać, Alexie, pragnę, żebyś o tym pamiętał, ale tak jest łatwiej. Obydwoje mamy swoje rodziny. To nie miało prawda się udać. Chłopiec ma na imię Sam i jest niesamowicie do ciebie podobny. Z Tobą będzie mu o wiele lepiej. Nie oceniaj mnie i proszę, postaraj się zrozumieć. Kocham cię, Twoja T."
Zamarłam... Czy to możliwe, żeby kobieta, którą kochałam jak własną matkę, zdradziła swojego męża, zaszła w ciążę z zupełnie innym facetem i zostawiła syna na pastwę losu?Czy to możliwe, by ta wzorcowa matka, która za swoje dzieci skoczyłaby w ogień zostawiłaby  swojego niczemu niewinnego synka i tak po prostu wyparła go z pamięci? Przecież to absurd.
Zaczęłam się zastanawiać, czy moje spotkanie z Samem faktycznie było przypadkiem... może on... już wcześniej wiedział... może szukał matki, poznał Zayna i... ech przecież to bez sensu. Za dużo, zdecydowanie za dużo dziwnych, niewyjaśnionych rzeczy.
Ciekawość wzięła górę i pod pretekstem dalszego sprzątania odkurzałam kolejne półki w końcu natrafiając na album zdjęciowy.
Przejrzałam uważnie wszystkie zdjęcia. Sam na każdy z nich był z ojcem i jakimś starszym chłopcem, może jego bratem.Co dziwne nie było na nich żadnej kobiety... ta sprawa robiła się coraz dramatyczniejsza. Natrafiłam w końcu na przegródkę pt. " I komunia Sama~18.V. 2001 r. ." Z prostych rachunków wynika, że Sam prawdopodobnie urodził się w 1992 roku, czyli jest starszy o rok od Zayna. Doniya ma obecnie 30 lat, czyli jest starsza od Sama o rok. Wszystko się układa w całość. Rodzice Zayna wzięli ślub w 1990 roku, dwa lata przed narodzinami Sama i rok przed narodzinami Doniyi. Czyli mama Zayna zdradziła ojca Zayna z Alexem. Urodziła dziecko i oddała go pod opiekę ojca. W sumie to się nie dziwię.... ojciec Zayna na pewno by się nie zgodził wychowywać cudze dziecko,a do tego on.. bywa rozwścieczony i pewnie nie chciała denerwować go jeszcze bardziej.... Wybrała życie z ojcem Zayna, a tak naprawdę kochała Pana Stewarta. Pytanie tylko dlaczego tak postąpiła, skoro twierdziła, że kocha tylko Alexa ? A na pocieszenie, zrobili sobie rok po Samie kolejne dziecko, a potem następne i następne, o zgrozo ! W jaką rodzinę ja się wpakowałam ?
Usiadłam z przygnębieniem na kanapie zastanawiając się, jak przeprowadzić rozmowę ze Samem o jego rodzinie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że może to być dla niego temat tabu i z pewnością nie będzie chciał się przede mną otworzyć i zwierzać z tego, że jego własna matka go porzuciła... ale ja muszę się dowiedzieć, o co chodzi ! Ta sprawa poniekąd dotyczy też mnie. Pytanie tylko skąd on wiedział, że jestem związana z rodziną Malików i do czego mu byłam potrzebna? Ta sprawa robi się coraz dziwniejsza,a ja sama zaczynam być coraz bardziej zaniepokojona.

- Hej Mandy, już jestem! - usłyszałam głos Sama, który sprawił, że gwałtownie wstałam z kanapy i podeszłam do niego.
- Hej, jak minął dzień ? - zapytałam przesłodzonym głosem  i starałam się ukryć swoje obawy.
- Tragedia, dawno nie byłem tak zmęczony - powiedział wchodząc do kuchni. - Przygotowałaś obiad? - uśmiechnął się wyraźnie zaskoczony. - Nie musiałaś
- Ale chciałam - uśmiechnęłam się siadając na stołku
- Miło z twojej strony - uśmiechnął się serdecznie - Zjesz ze mną. - raczej stwierdził niż zapytał i wyciągnął z lodówki wino
- Ja chyba podziękuję za alkohol -skrzywiłam się na wspomnienie poprzedniej nocy
- Akurat wino możesz , spala tłuszcz - puścił mi oczko nalewając po lampce. Ja tym czasem nałożyłam nam obiad. Usiedliśmy. Zaczęliśmy jeść w milczeniu, a ja czułam na sobie intensywne spojrzenie Sama. - Co jest, Mandy ? - zapytał odkładając widelec
- Nic, wszystko ok - odpowiedziałam upijając łyk wina i starając się unikać jego wzroku.
- Właśnie widzę. Co się stało ? Dzwonił ?
- Nie, nie... nie wiem... mam wyłączony telefon. - powiedziałam patrząc na swoje dłonie
- To o co chodzi ? - zapytał dolewając mi czerwonego trunku
- W sumie to o nic... nie przejmuj się mną - udawałam obojętną. Już miałam mały zarys, jak zacząć tę rozmowę
- Aha... no jak chcesz... Co nie zmienia jednak faktu, że zostawiłem w miarę spokojną dziewczynę, a teraz jest czymś zdenerwowana. Martwię się po prostu.
- Nie jestem zdenerwowana, tylko wiesz... tak sobie myślałam... jesteśmy sobie zupełnie obcy... nie znamy się za dobrze, a ty ot tak zapraszasz mnie do swojego mieszkania i pozwalasz mi mieszkać w nim tyle, ile będę chciała... Jesteś kochanym ale zarazem naprawdę dziwnym człowiekiem - zdecydowałam się na niego spojrzeć i  napotkałam jego szczery uśmiech.( "Nie no, Mandy, głupolu ten facet nie jest w stanie nikogo krzywdzić! " )
- Rozumiem... wiesz.. od zawsze lubiłem pomagać innym. Człowiek przez takie drobne gesty czuje się o wiele lepiej, czuje się potrzebny. Wie, że po coś został stworzony. Nie bój się, nie chcę niczego w zamian. - zaśmiał się puszczając do mnie oczko.
- Ach tak , więc mam rozumieć, że  twoje mieszkanie często jest okupowane przez nieszczęśliwe, zagubione, totalne idiotki, które zupełnie nie wiedzą, co mają zrobić ze swym popieprzonym życiem, tak ? - zapytałam, na co Sam wybuchnął śmiechem, który stał się zaraźliwy. Nie wiem, czemu wtedy chichotałam, ale nagle poczułam się przy nim tak swobodnie jak nigdy.
- No coś w tym jest - odpowiedział oddychając głęboko
- Swoją drogą ta cała, no wiesz... sprawa jest dziwna..., bo ja o tobie nic nie wiem, a ty o mnie... cóż wprowadziłam cię w moje życie,a w przynajmniej w jego najważniejszą część... chciałabym się dowiedzieć czegoś o tobie... - uśmiechnęłam się słodko... chyba to kupił, może jednak nie jestem aż tak koszmarną aktorką, jak sądziłam .
- A co byś chciała wiedzieć ? - zapytał spokojnie,uśmiechając się do mnie delikatnie
- No wiesz... takie typowe rzeczy typu... skąd pochodzisz, czy masz rodzeństwo, czym zajmują się twoi rodzice... - na to ostatnie wyraźnie się spiął - czy wykorzystujesz swój urok na każdej napotkanej kobiecie - dodałam szybko chcąc dodać moim pytaniom nieco swobody i humoru. Sam nic nie mówił, tylko wpatrywał się we mnie. Zaczynałam się poważnie stresować tym, co może mi odpowiedzieć, o ile w ogóle będzie chciał mi powiedzieć prawdę.
- Typowe rzeczy... - powiedział po chwili ciszy.. - no cóż... dla mnie nie aż tak typowe. - Powiedział wstając od stołu. - Dziękuję za pyszny obiad, Mandy. - powiedział na odchodnym i zanim się spostrzegłam zniknął w swojej sypialni. Faceci. Jeden lepszy od drugiego.
Po godzinie Sam nadal nie wychodził ze swojej sypialni, więc postanowiłam bez owijania w bawełnę przyznać mu się, że domyśliłam się wszystkiego i chcę, by mi to wytłumaczył. Zapukałam do drzwi, Sam powiedział zmęczonym głosem " proszę" , więc weszłam bez wahania .
- Przepraszam, nie chciałam cię urazić - powiedziałam siadając na skraju łóżka. Sam leżał patrząc bezcelowo w sufit i intensywnie o czymś myślał.
- Nie, to ja zachowałem się jak dupek, po prostu... nie lubię rozmawiać o swojej rodzinie.
- Czemu ? - zapytałam nie spuszczając z niego wzroku
- To zbyt skomplikowane Man
- Dobrze, to w takim razie odpowiedz mi tylko na jedno pytanie, dobrze ? - poprosiłam poprawiając się na jego łóżku
- W porządku. - odpowiedział siadając po turecku i robiąc mi miejsce tuż obok siebie.
- Czy twoja mama to Trisha Malik ? - tego pytania to się chyba nie spodziewał. Zamarł w bezruchu patrząc w jeden punkt. - Sam !
- Ssssssskąd to wiesz ? - zapytał, a ja niemalże czułam gwałtowność bicia jego serca.
- Nie odpowiedziałeś. Sam ,czy jesteś przyrodnim bratem mojego faceta ? - znowu zapadła cisza, która męczyła mnie jak nigdy wcześniej.
- Tak. - odpowiedział w końcu, wypuszczając powietrze.
- Ta rozmowa w samolocie... to nie był czysty przypadek, tak ?
- I tak i nie.... - odpowiedział decydując się na mnie spojrzeć
- Wybacz, ale nie rozumiem
- Nie wiedziałem, że będziemy lecieć tym samym samolotem, ale odkąd cię zobaczyłem, to wiedziałem, że jesteś Mandy Evans - partnerką Zayna Malika.
- Skąd to wiedziałeś ?
- Nie było to trudne, Malik jest znanym przedsiębiorcą, a ty równie znanym architektem. Widziałem wasze zdjęcia z jakiegoś bankietu. Macie multum wspólnych zdjęć w necie, naprawdę - zapewnił mnie kilkakrotnie, jakby się bał, że nie zrozumiem.
- Opowiedz mi o wszystkim, Sam - powiedziałam spokojnie wtulając policzek do jego ramienia, jakby to miało go w jakiś sposób przekonać do zwierzeń.
- To długa historia, Man
- Mamy czas - użyłam jego słów z samolotu, na co chłopak posłał mi rozbawione spojrzenie. - Proszę cię, też potrzebujesz się wygadać.
- Nie wiem, od czego zacząć
- Twój tata ma na imię Alex, no nie ?
- Tak, jest chirurgiem, SAMOTNYM chirurgiem - prychnął
- Nie miał nigdy żony ?
- Miał, ale zmarła bardzo wcześnie, nigdy jej nie poznałem. Podobno zmarła przy porodzie jednego z moich starszych braci. Ojciec nas wychowywał i był naprawdę świetnym rodzicem. Zastępował nam mamę jak najlepiej potrafił i zawsze to docenialiśmy. Wiesz... przez całe moje życie żyłem w przekonaniu, że tak naprawdę moja mama umarła po urodzeniu mnie. Pogodziłem się z tym i jakoś z tym żyłem, mimo iż życie bez matki nie jest takie banalne.
- Jak się dowiedziałeś ?
- Któregoś dnia byłem na nocnym dyżurze w szpitalu. Akurat nic się ciekawego nie działo. Siedziałem w lekarskim i wypełniałem jakieś dokumenty, gdy nagle dołączyła do mnie pielęgniarka z listem, adresowanym do mnie. Twierdziła, że zostawiła je jakaś kobieta dziś rano, ale nie była w stanie dostarczyć mi tego wcześniej przez grom obowiązków. Zabrałem go od niej i tuż po jej wyjściu zacząłem czytać. To był list od niejakiej Trishy Malik. Wytłumaczyła mi w nim wszystko. Napisała, że jest moją biologiczną matką, że zostawiła mnie ojcu i że nie było dnia, żeby o mnie nie myślała. Prosiła o spotkanie. Napisała również, że zostało jej kilka miesięcy życia i chciałaby naprawić wszelkie błędy, które popełniła. Z początku potraktowałem to jako głupi żart, nie mniej jednak nie było powodów, by ktokolwiek miał pisać do mnie takie listy w żartach. Postanowiłem wypytać ojca o tę kobietę i wtedy...wtedy się przyznał. Miał z nią romans jeszcze za czasów, kiedy żyła matka moich braci. Trisha miała wówczas narzeczonego, ale kochała tylko mojego ojca. Wyszła za Malika podobno dlatego, że jej rodzina chciała zrobić na tym weselu i ślubie biznes. Tata wspominał, że chciała z nim być, naprawdę. Byli piękną i szczęśliwą parą, ale po jakimś czasie stwierdziła, że naprawdę pokochała Malika i że będzie lepiej, jeśli zerwą ze sobą. I faktycznie zerwali, ale potem zmarła żona taty i te problemy na nowo ich do siebie zbliżyły. Tata oczywiście był świadomy, że ta kobieta ma rodzinę, ma dziecko, ale... strasznie mu jej brakowało. Znowu nawiązali romans, którego owocem byłem ja.
- Czy Yaser wiedział o tym romansie ? - zapytałam przytulając się do niego mocniej
- Wiedział, Trisha podobno mu się przyznała, że nosi dziecko innego faceta. On wtedy postawił jej ultimatum : jeśli mnie zatrzyma to koniec z nimi. Prawdę mówiąc nie wiem, dlaczego na to przystała... dlaczego nie wybrała mnie i ojca- faceta, którego podobno prawdziwie kochała. Nie wiem, może miała u boku Malika łatwiejsze życie, pieniądze... chyba tak bym to tłumaczył. Tak czy siak oddała mnie  w opiekę ojcu twierdząc, że tak będzie lepiej. Mój tata bez wahania wziął mnie pod swoje ojcowskie ramię. Starał się jak mógł przez całe moje życie mnie wspierać, ale byłem rozczarowany, że cały czas ukrywał fakt, że moja matka żyje i mieszka praktycznie w odległości około 20 km. Nawet nie wiesz, jak się czułem. To było dla mnie nierealne. Zupełnie.
- Spotkałeś się z nią ?
- W liście podała mi swój adres i numer telefonu. Stwierdziłem, że bardzo chcę ją zobaczyć, zapytać dlaczego mi to zrobiła i cóż... od początku wiedziałem, że jej wybaczę. W takich okolicznościach potrzebuje  dużo wsparcia, wiem coś o tym.
- Wytłumaczyła ci to wszystko ? - poczułam jak Sam obejmuje mnie mocniej. Mówiąc szczerze,  nie przeszkadzało mi to
- Tak, tak. Długo rozmawialiśmy dopóki do ich domu nie wkroczył twój facet.
- Zayn ? Jak to ? To nie jest możliwe ! Oni...oni są pokłóceni i to na amen. On nie chciał jej znać. - Byłam zdruzgotana. Kolejny dowód na to, że Zayn nie jest wobec mnie szczery. Oszukuje cały czas. Pytanie tylko po co ?
- Wszedł i zrobił awanturę twierdząc, że przyszedłem po pieniądze, że chcę zemsty. Rozumiesz to ? Ja chcę zemsty ! Zemsty za co ? Było mi dobrze z tatą i mówiąc szczerze świetnie zastąpił mi matkę. A kasa ? Sam mam jej pod dostatkiem. Ale on był głuchy na moje argumenty i po prostu wyrzucił mnie z domu - uśmiechnął się krzywo, a ja wytrzeszczyłam oczy w zdumieniu.
- Wyrzucił cię z domu ? Tak o ? Wszedł i cię wyrzucił ? - zaczynało do mnie docierać, że zupełnie nie znam faceta, z którym pragnęłam założyć rodzinę. To jakiś absurd ! Totalne science-fiction. Czy mówiłam już, że moje życie jest beznadziejne ?
- W sumie to mu się nie dziwię.Obcy facet w  jego domu rodzinnym... mógł się wkurzyć
- Czy on wie, że jesteś jego bratem ? - spuścił wzrok - Wie czy nie ?
- Wie i to mnie nieco zadziwiło. Chciałem się z nim spotkać i poważnie z nim porozmawiać, ale nie wpuścił mnie do firmy.
- Wie o chorobie Trishy ?
- Nie mam pojęcia - przymknęłam oczy starając się ochłonąć po tym wszystkim.
No Zayn, czego się jeszcze o Tobie dowiem, co ?! Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony !


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka ! :D
Znowu mam ogrom weny na to opowiadanie i nie mogę jej nie wykorzystać, toteż łapcie kolejną część! Mam nadzieję, że wam się spodoba, Kochani :D
Pozdrawiam ;*

sobota, 9 lipca 2016

Imagin Zayn cz.38


Po kilku godzinach w końcu dotarłam do Londynu. Jednak im bliżej nieuniknionej rozmowy, tym bardziej czuję się zdenerwowana. Boję się reakcji Zayna na to, co jestem zmuszona mu przekazać. To będzie najtrudniejsza rozmowa w moim życiu, mimo, że dialogi z Zaynem nigdy nie należały do jakoś szczególnie prostych. Mozolnym krokiem ruszyłam odebrać bagaże. Naprawdę nie byłam gotowa na tę rozmowę. Czułam, że stanie się coś złego. To straszne uczucie, kiedy masz świadomość, że złamiesz komuś serce. Zayn nie przeżyje bez matki i choćby nie wiem, co mówił i tak doskonale wiem, że przez lata była najważniejszą kobietą w jego życiu...a za niedługo ma jej zabraknąć. Jak mam mu to powiedzieć ? Jak mam mu przekazać, że jego ukochana mama umiera i z dnia na dzień jest coraz bliżej dnia pożegnania się z naszym zagmatwanym światem. Przecież to go zniszczy. To nas zniszczy ! Jestem tego pewna. Będzie udawał  niczym niewzruszonego twardziela, nie pozwoli sobie pomóc i znowu zamknie się w sobie. A ja ? Ja będę co dzień wstawała  z łóżka i modliła się o cud. W sumie to może już powinnam.
Co jeszcze stanie nam na drodze ? Kiedy będzie dobrze ? Dlaczego, Boże, dlaczego ?

- Mandy !!! - usłyszałam za sobą męski głos i momentalnie poczułam się jak idiotka. Wychodząc z samolotu zupełnie zapomniałam podziękować Samowi za rozmowę. Boże, co on sobie musiał o mnie pomyśleć. Odwróciłam się ze słabym uśmiechem czując się naprawdę zawstydzona swoim zachowaniem.
- Sam, jejku, tracę kontakt z rzeczywistością. Bardzo ci dziękuję, że mnie wysłuchałeś. Ta rozmowa wiele mi dała. - powiedziałam nieco skrępowana.
- Nie goniłem cię po to, żebyś mi dziękowała - uśmiechnął się szeroko - Masz rację, tracisz kontakt z rzeczywistością. Zapomniałaś telefonu - podał mi mój sprzęt, a ja poczułam się jeszcze bardziej niezdarna niż kiedykolwiek wcześniej
- Jak to możliwe, że go zostawiłam ? Wszystko, naprawdę wszystko mogłabym zostawić, ale nie fona. Jestem od niego totalnie uzależniona - zażartowałam chcąc ukryć swoje zmieszanie. Nie wiem czemu, ale nagle przestałam się czuć swobodnie w jego towarzystwie. Cóż... może dlatego, że wcześniej nie zwróciłam uwagi, jak doskonale się prezentuje. Granatowy, dobrze skrojony garnitur, koszula z zapinkami i doskonale wypolerowane lakierki. Hmm... prawdziwy Pan doktor. Jedyne, co go zdradzało, to jego niesamowicie chłopięcy uśmiech. Momentalnie, gdy się pojawiał, cała jego zapewne wyuczona postawa poważnego i cenionego kardiologa odchodziła w las, stawiając w jej miejscu beztroskiego młodego faceta mogącego robić wszystko. To niesamowite, w jaki sposób uśmiech potrafi zmieniać człowieka.
Pamiętam, kiedy poznałam Zayna... Był aroganckim dupkiem, którego szczerze nie znosiłam z pewnym siebie uśmieszkiem, w którym za każdym razem dostrzegałam cień pogardy. Tak było na początku naszej znajomości. Z każdym dniem jednak zbliżaliśmy się do siebie i jego uśmiech zmieniał się diametralnie. Stał się szczery i niczym niezmącony. Czułam, że był przeznaczony tylko dla mnie. Uwielbiałam te chwile, gdy byłam z nim sam na sam, a on kładł głowę na moich kolanach. Wtedy wsuwałam swoje dłonie w jego gęste kruczoczarne włosy. Uwielbiam je i zawsze tak było. Pamiętam, że wtedy uważnie lustrował każdy skrawek mojej twarzy uśmiechając się szeroko. Jego czuły uśmiech rozpromieniał jego zarośniętą twarz ( tak, wspomnienia, które odtwarzam są z czasów, kiedy Zayn miał w nosie to, jak mówiłam mu dzień w dzień, że to okropne brodzisko strasznie go postarza. Często miałam wrażenie, że zapuszczał je specjalnie, żeby mnie zdenerwować ). Milczeliśmy patrząc sobie w oczy... nic dodać nic ująć. Dla tamtych chwil warto było przechodzić z nim przez te wszystkie labirynty, jakie przygotował naszej miłości los. Szkoda, że było ich tak niewiele.
- Mandy ? - Sam spojrzał na mnie uważnie i dopiero teraz zorientowałam się, że odpłynęłam zbyt daleko i na zbyt długo.
- Yyy... przepraszam, co mówiłeś ? - zapytałam czując, że się czerwienię
- Mówiłem, że zawiozę cię do domu, bo jak widzę w twoim stanie wylądujesz w zupełnie innym miejscu
- Nie trzeba, naprawdę i tak zbyt wiele mi pomogłeś. Nie chcę robić kłopotu
- Ale to żaden kłopot, akurat mam dziś dużo czasu. - puścił mi oczko wyrywając mi z dłoni walizkę. Zrezygnowana podążyłam za nim starając się nie myśleć o tym, jak na to wszystko zareaguje Zayn, gdy zobaczy, że podwiózł mnie facet, który gdyby nie był ustawionym lekarzem z pewnością poradziłby sobie w modelingu. Istnieje jednak szansa, że Zayn nie będzie wypatrywał mnie w oknie, zważywszy na to, że nie odbiera ode mnie telefonów, co skutkuje tym, że zupełnie nie ma pojęcia, że wróciłam z Nowego Yorku o wiele wcześniej niż ustalaliśmy.
Z uśmiechem podziękowałam Samowi zarówno za rozmowę, jak i za telefon, kawę i podwózkę. Rany...trochę się tego uzbierało, biorąc pod uwagę fakt, że poznałam go kilka godzin temu.
- Naprawdę nie ma za co, Mandy. I jakby coś się działo, dzwoń w każdej chwili - podał mi swoją wizytówkę - w końcu jestem specem od spraw sercowych - dodał na rozluźnienie, na co zaśmiałam się przyznając mu rację
- Jeszcze raz ci dziękuję.
-Mam nadzieję, że nasza rozmowa dużo dała ci do myślenia. Trzymaj się i powodzenia - puścił mi oczko, po czym odjechał swoim czarnym BMW.
Zdziwiłam się, że drzwi były otwarte. Zayn zawsze o tej porze był w firmie. Możliwie jak najciszej weszłam wgłąb holu słysząc coraz wyraźniej chichot jakiejś kobiety. Serce podeszło mi do gardła. Wstrzymując oddech niemalże jak ninja weszłam do salonu, a tam co ? Zayn siedzi na kanapie, trzymając na swoich udach laptop, a nad nim nachyla się jego puszczalska asystentka Bethany, której swoją drogą cycki już dawno wyskoczyły ze stanika... O ile w ogóle miała go dziś na sobie. Krawat Zayna był przewieszony przez oparcie fotela, a dwa guziki jego koszuli swobodnie odpięte ! O dwa guziki do jasnej cholery za dużo !
- Dobrze się bawicie ? - zapytałam z drwiną opierając się o framugę. Zayn spojrzał na mnie i momentalnie pobladł, natomiast pani puszczalska posłała mi tylko dość znaczący uśmiech
- Kochanie... co tu robisz ? - zapytał szybko odkładając laptop na stolik i ruszając w moją stronę
- Nawet do mnie nie podchodź ! -warknęłam
- Przestań Mandy, załatwialiśmy z Bethany sprawę przetargów
- Jakich przetargów ? Przetargi największych burdeli w mieście ? - warknęłam
- Uspokój się, skarbie - Zayn był nad wyraz spokojny. W tamtym momencie ten jego pieprzony spokój działał na mnie niczym płachta na byka.
- Nie uspokajaj mnie! Pytam się, co ona robi w naszym domu ?!
- Pracowaliśmy
- A co, w firmie za mało miejsca, czy może raczej kanapa niewygodna, co ?!
- O czym ty do mnie mówisz ? Jaka kanapa ? Mandy do jasnej cholery, ogarnij się ! - moja uwaga jakoś dziwnie go zdenerwowała. Czyżbym trafiła w sedno ?
- Nie wierzę ci ! Znowu to zrobiłeś, tak ?! Wiedziałam, że nie można ci ufać ! Po prostu to wiedziałam !!! - pobiegłam na górę i zamknęłam się szybko w naszej sypialni. To ja się zamartwiam, myślę o nim dzień w dzień, staram się, żeby czuł się ze mną dobrze, a on zabawia się ze swoją asystentką! Mama miała rację, tacy ludzie nigdy się nie zmieniają! Nigdy ! Dlatego nie warto dawać im drugich pieprzonych szans.
- Mandy wpuść mnie ! - usłyszałam jego stanowczy głos
- Nienawidzę cię ! - krzyknęłam dusząc się własnymi łzami
- To nie jest tak, jak myślisz ! Man przecież dobrze wiesz, że bym cię nie zdradził. Nie, po tym wszystkim. Po tym całym koszmarze, jaki przeżyłem kiedy mnie zostawiłaś. Proszę cię kochanie, daj mi to wytłumaczyć. - mówił łagodnie i czule. Zupełnie jakbym była jego 3-letnią córeczką obrażoną o to, że nie kupił mi setnego różowego misia ! Mimo, że byłam  na niego przeraźliwie wściekła, moje serce zaczynało mięknąć. Już dawno nie mówił do mnie w ten sposób. Spokojny i wyważony. To naprawdę było u niego rzadkie. Niemniej jednak poniesie za tą akcję spore konsekwencje, bo nie odpuszczę mu tego od tak i nie rzucę się od razu na szyję.  - Man na litość boską
- Dlaczego nie odbierałeś telefonów ? - zapytałam z furią
- Zalałem go wodą i nie zdążyłem kupić sobie nowego.
- Jasne, bo ci uwierzę
- Poważnie ci mówię! Jak mi nie wierzysz, to zejdź na dół, leży w kuchni przykryty ryżem, bo jak głupi myślałem, że te domowe sposoby coś dają. Wpuścisz mnie ?
- Nie ! - odpowiedziałam beznamiętnie
- Nie zachowuj się jak dziecko.
- To ty się tak zachowujesz ! Nawet nie wiesz, co przeżywałam, kiedy nie odbierałeś ! Mogłeś chociaż głupiego maila wysłać!
- Fakt, nie pomyślałem, przepraszam.
- Nie podlizuj się ! - warknęłam czując, że znowu zaczyna prowadzić te swoje gierki, w których to ja zawsze przegrywałam i mimo iż to było wszystko z jego winy, czułam się winna i miałam wyrzuty sumienia. Taki właśnie jest mój facet. Uroczy, no nie ?
- Dlaczego stale musisz robić jakieś szopki ? - również podniósł głos
- Ja robię szopki ?! Zayn do jasnej cholery, jakbyś się czuł, gdybym to ja zatrudniła sobie super przystojnego asystenta, nad którym bym się pochylała doskonale wiedząc, że nie mam na sobie stanika !?
- Czy ty siebie w ogóle słyszysz ? Jaki asystent?! Jakie pochylanie?! Mandy pogięło cię ?!
- Dobrze wiesz, że nienawidzę Bethany, a mimo to spraszasz ją do naszego domu !! Ale jak zawsze moje zdanie jest dla ciebie tak bardzo istotne! - ironizowałam czując narastającą złość.
- Bethany jest profesjonalistką, a poza tym doskonale wiesz, że nie interesują mnie romanse w pracy!
- Nie zawsze tak było ! - przypominam mu połykając łzy
- Dlaczego ciągle do tego wracasz ?! Z tobą nie da się normalnie porozmawiać. Nie da się wytłumaczyć, bo TO TY ZAWSZE WIESZ WSZYSTKO NAJLEPIEJ !!!
- Nie wrzeszcz na mnie !
- Jeżeli mi nie ufasz, to powiedz ! Powiedz to prosto z mostu i skończmy cały ten teatrzyk, jakim zowie się nasze cudowne wspólne życie !!! - nie mogłam uwierzyć w jego słowa. On też chyba tego nie planował, bo w trakcie głuchej ciszy, jaka między nami się utworzyła westchnął nerwowo. Nie, to nie dzieje się naprawdę. To musi być wytwór mojej wyobraźni! Błagam, niech mnie ktoś uwolni od tej zjawy ! Proszę !
- Jak możesz tak mówić po tym wszystkim, co przez ciebie przeszłam, po tych wszystkich przepłakanych nocach, kłótniach,walk z rzeczywistością? Jak możesz ?! Czy ty w ogóle masz uczucia, Zayn ? Masz ? - zapytałam stając w progu i przyglądając mu się z bólem. Spojrzał na mnie przestraszony i totalnie wyczerpany. Tak, to właśnie robimy... niszczymy siebie nawzajem. Nie potrafimy z sobą żyć,zwyczajnie nie pasujemy do siebie. Problem w tym, że obydwoje nie potrafimy się od siebie uwolnić, nie potrafimy dać sobie wolności. Nie umiemy żyć bez siebie, mimo że nasza miłość niszczy nas od środka. To od początku nie mogło się udać, ale mimo to, jesteśmy razem i czuję, że nie jestem w stanie bez niego funkcjonować. Wróci jak bumerang uderzając mocno w serce i obracając całe twoje życie do góry nogami. Czy to jest definicja miłości ? Czy naprawdę chcę tak żyć ? Kim jest ten człowiek, na którego teraz patrzę ? Jest mi tak bliski, a jednocześnie tak bardzo w tym momencie obcy. Kochanek jednocześnie mój niszczyciel.  Kim on jest, pytam się, że pozwalam mu na takie traktowanie?! On nigdy nie kochał mnie tak mocno, jak ja kocham jego! Nie jest w stanie mi dorównać. Dlaczego ciągle do niego wracam i dlaczego do cholery nie mogę przestać go kochać?! Jestem już całkowicie zmęczona życiem. Mam dość.
- Mandy, Mandy zaczekaj ! - wybiegł za mną, kiedy ja siląc się na stanowczość opuściłam nasz dom idąc przed siebie. - Mandy ! - słyszałam jego kroki tuż za sobą. Wiedziałam, że bez sensu jest uciekać. W końcu Malik i tak mnie znajdzie gdziekolwiek bym nie była.  - Mandy - złapał mnie za ramię, zatrzymując w półkroku.
- Zostaw !
- Nie chciałem tego powiedzieć, Mandy proszę, nie cofajmy się znowu. Było dobrze między nami. Naprawdę dobrze, proszę cię, nie niszczmy tego.
- Między nami nigdy nie będzie dobrze i nie jest dobrze! I to ty wszystko niszczysz ! To Twoja wina, rozumiesz!? TWOJA! A teraz zostaw mnie w spokoju ! Potrzebuję tego!
- Man... - szepnął stając przede mną - Obiecaj mi, że zostaniesz. - spojrzał na mnie ze łzami w oczach, których nawet nie próbował w żaden sposób ukryć. - Kocham cię - szepnął obejmując mnie lekko, ale się wyrwałam. Muszę sobie to wszystko przemyśleć, nie mam ochoty w ogóle na niego patrzeć!
- Porozmawiamy jutro - powiedziałam siląc się na spokojny ton i idąc przed siebie. Zayn stał w tym samym miejscu wpatrując się w moją postać. Szłam spokojnie mimo iż czułam, jak serce pracuje zbyt ciężko.
Nie, nie mogę, za bardzo go kocham...nie jestem w stanie go zostawić, zwłaszcza w takim momencie życia. Pewnie w jednym z najgorszych momentów jego życia. Potrzebuje mnie i ja potrzebuję jego. Muszę walczyć do końca! Muszę być silna ! Po prostu muszę !

Chodziłam wokół parku już drugą godzinę ignorując ciekawskie spojrzenia napotkanych tam osób. Z pewnością wyglądałam jakbym uciekła z psychiatryka. Rozmazany makijaż, gniazdo z włosów i pognieciona do granic możliwości bufiasta koszula, która stała się moim przedmiotem odreagowania. Siedem nieszczęść. Właśnie tak wyglądałam. Właśnie do takiego stanu potrafi mnie doprowadzić osoba, która jak twierdzi kocha mnie jak nikogo innego wcześniej. Czy tak wygląda zakochana osoba? Nie, skąd! Zakochana osoba powinna razić swoim szczęściem, tryskać energią, uśmiechać się bez powodu, być oderwana od rzeczywistości... cóż... przynajmniej spełniam jeden warunek totalnego oderwania od rzeczywistego świata. W końcu, znużona tym pseudo spacerem postanowiłam udać się do baru. Wiem, że alkohol nie pomoże mi w rozwiązywaniu wszystkich problemów, ale prawdę mówiąc w tamtym momencie miałam ochotę schlać się jak nigdy.

Weszłam do zatłoczonego wnętrza paru i od razu poczułam intensywny zapach papierosów i alkoholu. Grono nietrzeźwych już mężczyzn mierzyło mnie wzrokiem, ale to ignorowałam.
Usiadłam przy barze i zamówiłam pierwszą kolejkę, a potem następną i następną...
Nie wiem po ilu kieliszkach stwierdziłam, że mam dość i że w sumie jest już późno i od dawna powinnam wrócić do domu... Do mojego kochanego domku, w którym czeka na mnie mój ukochany... ciekawa jestem, czy Bethany już go pocieszyła, czy może jest w trakcie. Zaśmiałam się głupio sama z siebie, prychając pod nosem.
- Rachunek poproszę ! - krzyknęłam do barmana zapalając papierosa.
- Zamówić pani taksówkę ? - zapytał mierząc mnie uważnie wzrokiem
- Nie, dziękuję, prosiłam o rachunek - wydukałam zaciągając się. Wyjęłam z kieszeni wibrujący telefon. Z satysfakcją odrzuciłam już setne połączenie przychodzące od Zayna. Niech ma, za to wszystko, co mi zrobił. Niech chociaż raz on się o mnie pomartwi
- To będzie 60 funtów - odpowiedział młody chłopak podając mi rachunek. Rzuciłam na blat 100 funtów dłonią dając znak, że reszty nie trzeba i wyszłam slalomem z baru. Usiadłam na murku odpalając kolejnego papierosa. Co się ze mną dzieje do cholery! Gdyby moja matka widziała mnie w takim stanie z pewnością dostałaby zawału. Nie tak wyobrażała sobie moje dorosłe życie... i ja z resztą też. Obydwie się rozczarowałyśmy. Życie jest do dupy ! D-O  D-U-P-Y.
Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do mojego jakże bliskiego mi już od kilku godzin Sama. Prawdę mówiąc nie wiem, po co to zrobiłam. Naprawdę nie wiem, więc nawet mnie nie pytajcie.
- Doktor Sam Stewart - usłyszałam
- Mężczyźni to skończeni idioci! Wiesz, co oni  tylko potrafią ? Wiesz ?! Ranić potrafią ! Tylko i wyłącznie ranić i zdradzać ! Jesteście niczym, a świat bez was byłby o wiele mniejszym złem, a nie ciągłym koszmarem ! - powiedziałam zupełnie nie zastanawiając się ani nad sensem ani nad składnią moich zdań.
- Mandy co się dzieje ? - zapytał z niepokojem
- A nic, tak sobie dzwonię, nie mogę ? - zapytałam czkając
- Gdzie jesteś ?
- W niebie jestem ! - krzyknęłam zwracając uwagę przechodniów
- Mandy gdzie jesteś ? - powtórzył spokojnym głosem
- Nieważne, nie powiem - zachichotałam jak idiotka
- Mandy! - powiedział ostrzej, otwierając bodajże drzwi od swojego auta
- Przy barze, tym niedaleko parku, ale nie chcę, żebyś tu przyjeżdżał, słyszysz ?
- Nigdzie się stamtąd nie ruszaj.
- Sam, ja jestem już dorosła, no nie ? Pogadać sobie chciałam, a nie kurde...
- Będę za 10 minut
- Nie chcę !
- A mnie to nie obchodzi, zostań tam, gdzie jesteś, słyszysz ?! I tak cię znajdę
- Do prawdy ? - zachichotałam
- Tak, właśnie tak
- Zajmij się swoim życiem!
- Sama wprowadziłaś mnie do swojego życia i tak szybko się z niego nie wyniosę, jak sądzę.
- Nie obiecuj sobie, Stewart. A z resztą, rób sobie, co tylko chcesz, bye ! - rozłączyłam się zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
Faceci to dranie! Bez wyjątku !
- Man na litość boską - usłyszałam znajomy głos i po chwili poczułam, że ktoś przede mną klęka. - Ile widzisz palców ?
- Serio doktorku - prychnęłam gwałtownie wstając - Nic mi nie jest!
- Dużo wypiłaś ? - chwycił mnie mocno za ramię skanując moją twarz z uwagą
- Nie, prawie nic - odpowiedziałam nie patrząc w jego oczy
- Co się stało ?
- A co , to już nie mogę raz w życiu porządnie się napić ?!
- Wsiadaj do auta
- Nie jadę z tobą
- Wsiadaj bez dyskusji ! - otworzył przede mną drzwi od strony pasażera i niemalże siłą posadził mnie na miejscu. - Mów do mnie cały czas! - powiedział zapinając pasy
- Po co ?
- Muszę mieć pewność, że wszystko z tobą ok.
- Wszystko ze mną ok! - upierałam się przy swoim
- Nie, Mandy, nic nie jest ok ! - szepnął wjeżdżając na autostradę. Co ja robię ze swoim życiem ?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej hej  ! :D
Dziś przyszła kolej na Zayna, gdyż przyznam szczerze, że mam ostatnio ogrom weny na tę opowieść i liczę na to, że Wam się spodoba! :D
W życiu Mandy coraz więcej krępujących sytuacji... ciekawe, jak sobie z tym poradzi...
Ściskam Was mocno i do następnego <33

piątek, 1 lipca 2016

Imagin Zayn cz.37


*Perspektywa Mandy*
Jasne promienie słońca padały tuż na moją twarz, co poskutkowało wyrwaniem mnie z krainy Morfeusza w dość miły sposób. Uwielbiam taką pogodę! Słońce momentalnie sprawiło, że miałam ochotę wyjść z łóżka i stawić czoła nowym problemom, które na pewno się dziś pojawią, bo dzień bez nich w moim życiu nie jest możliwy. Odwróciłam głowę w lewo, zauważając, że Zayna nie ma obok mnie. Dziwne. Nigdy nie był rannym ptaszkiem, a tu 8:30 i już go nie ma. Zeszłam na dół z uśmiechem wypisanym na twarzy, który momentalnie mi zniknął widząc krótki tekst nabazgrany zapewne w pośpiechu przez mojego faceta.
"Skarbie, Londyn wzywa, wypadło mi coś bardzo ważnego. Wszystko wyjaśnię ci przy najbliższej okazji. Kocham cię, xx " - Westchnęłam gnąc kartkę w dłoni i rzucając przed siebie. Jak zwykle wiadomość bardzo obszerna i dużo się dzięki niej dowiedziałam. Cały Zayn.
Usiadłam na kanapie chowając twarz w dłonie. Znowu mnie zostawił. Nie wytrzymam tych zawirowań, to już naprawdę mnie przerasta. Dam sobie palec uciąć, że zwiał, by tylko nie rozmawiać ze mną o swoich rodzinnych problemach. Po prostu świetnie ! Dlaczego on mi nie ufa do cholery?! Ugh!!! - rzuciłam poduszką w kąt, chcąc wyładować napięcie, które nie wiedzieć czemu jakoś nie chciało zniknąć. Gwałtownym ruchem chwyciłam swojego Iphone'a i wystukałam numer Zayna. Po kilku sygnałach, usłyszałam jego spokojny głos.
- Zanim cokolwiek powiesz, to wiedz, że to była naprawdę ważna sprawa. - powiedział poważnie
-Nie mogłeś poczekać, aż się obudzę lub po prostu mnie obudzić ? - zapytałam z wyrzutem
- Spałaś tak słodko, że nie miałem serca, przepraszam. - powiedział wymijająco, a ja poczułam lekki niepokój.
- Zayn ty coś ukrywasz. - powiedziałam siląc się na spokój
- Skarbie znowu zaczynasz ? Przyjeżdżają z Francji klienci, z którymi mam szansę stworzyć projekt warty miliony. Nie mogłem tego przełożyć.
- Nigdy nie mówiłeś mi o biznesmenach z Francji
- Jejku, bo nie pytałaś - byłam pewna, że w tamtym momencie przewraca oczami, na co zrobiłam to samo.
- A muszę pytać ? - prychnęłam teatralnie
- Widzę, że humorek ci wraca - powiedział sarkastycznie, na co zacisnęłam mocno zęby walcząc, by nie powiedzieć czegoś, co mogłoby jeszcze bardziej ochłodzić nasze stosunki.
-Cudownie, prawda ? - zapytałam możliwie jak najsłodszym tonem.
- Dobra Mandy, zadzwonię potem, właśnie wchodzę do samolotu.
- Kiedy się zobaczymy ? - zapytałam szybko
- Jak wrócisz, czyli mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu. Dobra, trzymaj się, kochanie. Pa - nie zdążyłam odpowiedzieć,bo usłyszałam dźwięk przerywanego połączenia. Lepiej być nie może - westchnęłam przeciągle wstawiając wodę na kawę. Usiadłam w kuchni i przeglądałam jakieś kobiece pismo, gdy usłyszałam dzwonek telefonu. - Halo ? - odebrałam nie patrząc nawet na wyświetlacz
- Mandy, tu Trisha – wstrzymałam oddech słysząc głos znanej mi kobiety
-Dzień dobry, coś się stało ? - zapytałam wyraźnie zdziwiona faktem, że matka Zayna chciała się ze mną akurat dziś skontaktować
-Powiedz mi dziecko, czy mój syn w końcu...czy udało ci się... - Trisha strasznie się zacinała, tłumiąc w sobie łzy
-Pracuję nad tym, zna go pani doskonale. Nie jest łatwo odwieść go od raz podjętej wcześniej decyzji, ale jestem dobrej myśli – dodałam szybko chcąc nie smucić jej jeszcze bardziej
-Gdybyś wiedziała... - westchnęła
-Wiedziała co ? Co się stało ? - zapytałam szybko, przeczuwając, że to co mogę usłyszeć rozwali moje serce na tysiąc kawałków
-Mandy... kochanie, ja... ja... ja umieram – powiedziała po czym wybuchnęła płaczem. Poczułam, jak moje kolana się uginają, moje ciało sztywnieje, a łzy napływają mi do oczu. Jjjak to ? Przecież była zdrową, silną kobietą, to nie może być prawda !
-Jak to ? - szepnęłam zdobywając się na w miarę spokojny ton i maskując drżenie mojego głosu
-Zostały mi 3 miesiące – powiedziała szlochając dramatyczniej
-To niemożliwe ! - krzyknęłam nie wierząc w to, co właśnie usłyszałam
-Mam białaczkę. Została wykryta zbyt późno,by z nią walczyć. Lekarze nie dają mi szans. - To dlatego prosiła mnie, żebym przekonała Zayna do rozmowy. Chciała się z nim pożegnać.... chciała, by jej wybaczył zanim znajdzie się w innym świecie. Teraz już nie było żadnej innej opcji. Zayn musi przy niej być! Musi ją wspierać ! To jego matka !
-Nie, błagam, nie – szepnęłam pozwalając łzą spływać po policzkach
-Proszę cię, zrób to dla mnie. Nie zostało mi wiele czasu – powiedziała błagalnym tonem. - Chcę umrzeć ze świadomością, że mój syn mi wybaczył. Proszę Boga tylko o to
-Zrobię wszystko, obiecuję ! - zapewniłam ją siląc się na stanowczość
-Dziękuję ci, skarbie. Tylko na ciebie mogę liczyć. Tylko ty mi zostałaś.


„Tylko na ciebie mogę liczyć. Tylko ty mi zostałaś. Tylko na ciebie mogę liczyć. Tylko ty mi zostałaś. Tylko na ciebie mogę liczyć. Tylko ty mi zostałaś.” Te słowa odbijały się echem w mojej głowie nie pozwalając mi myśleć racjonalnie. Co chciała przez to powiedzieć ? Czyżby jej rodzina odwróciła się od niej z powodu raka ? To nie jest możliwe. Jej dzieci nigdy w życiu by się w ten sposób nie zachowały. Oprócz Zayna oczywiście... Pan Malik ? Przecież kochał żonę całym sercem i nie wyobrażam sobie, żeby zostawił ją z chorobą samą. Na pewno nie ! Wobec tego dlaczego tylko ja jej zostałam ? Zbyt wiele pytań, na których nie znam odpowiedzi, czyli standard mojego życia.

Zabukowałam lot na jutrzejsze popołudnie. Stwierdziłam, że jak najszybciej muszę zjawić się w Londynie, by móc pogadać z Zaynem i wspierać jego mamę, która dla mnie była kimś naprawdę ważnym. Nie wyobrażam sobie tego domu bez niej.  Dzięki niej czuć było w nim ciepło i uczucie. Zawsze dbała o każdy szczegół, toteż jej dom zawsze był czyściutki i stylowo urządzony. Już od wejścia do środka cudowne  zapachy z kuchni drażniły nozdrza.
Ogród był jej największym skarbem. Siedziała w nim godzinami pielęgnując każdą roślinkę. To smutne, że prawdopodobnie za kilka miesięcy jej już nie będzie. Nie usłyszę jej śmiechu, nie zobaczę szczerego uśmiechu... to takie niesprawiedliwe. Dlaczego życie jest tak bardzo nie fair ?
Przymknęłam oczy chcąc się uspokoić, ale to naprawdę było dla mnie bardzo trudne. Do tego wszystkiego Zayn nie odzywa się od czasu naszej porannej rozmowy. Mam poczucie, że zostałam z tym wszystkim sama. To dziwne, ale jeszcze nigdy nie czułam się tak samotna, taka bezradna... zupełnie mała w tym wielkim świecie. Za dużo zwaliło się na moją głowę, która z dnia na dzień staje się mniej wydajniejsza. To straszne, żeby w moim wieku mieć aż tyle doświadczeń, w większości przykrych. Czy naprawdę zostałam stworzona po to, by chronić innych od nieszczęść zsyłając wszystkie na siebie?
Schowałam twarz w dłonie starając się wyrzucić wszystkie złe emocje z siebie. To jakiś dramat. Czy może być jeszcze gorzej ? Boję się o to zapytać i chyba nawet nie chcę wiedzieć.

Z dwoma ciężkimi walizkami czekałam na odprawę, sprawdzając nerwowo swoją komórkę. Miałam nadzieję, że Zayn w końcu się odezwał. Niestety dalej nie dawał o sobie znaku życia. Poczułam ucisk w żołądku na myśl o tym, co było przyczyną jego milczenia. „Ufasz mu Mandy, ufasz mu !!” Powtarzałam to sobie niczym słowa modlitwy jakbym chciała przekonać sama siebie, że Zayn mnie już nie skrzywdzi. Prawda jednak była taka, że ciągle boję się, że go stracę, że nie będę mieć sił walczyć o nas. Nigdy jeszcze nie byłam aż tak zmęczona życiem. Próbowałam podchodzić optymistycznie do tego wszystkiego, ale tak naprawdę jedyne, co nas od pewnego momentu łączyło był seks. Seks lekiem na całe zło... czujecie to ? Prychnęłam na swoje myśli. Czujecie, jak bardzo moje życie jest irracjonalne ?! W życiu nie pomyślałabym, że moje życie będzie tak wyglądać. Zawsze myślałam, że swój pierwszy raz przeżyję z mężem podczas nocy poślubnej, a po kilku miesiącach zajdę w ciążę, potem w następną i kolejną. Będę mieć gromadkę dzieci, wielki dom z pięknym ogrodem.... A tymczasem rzeczywistość wygląda tak : do trzydziestki nie zostało mi wiele. Krążę wokół faceta, który ma przede mną jakieś tajemnice, który mnie zdradził, poniżył. Do tego on nie chce słyszeć o jakichkolwiek dzieciach, a o ślubie w tym momencie mogę jedynie marzyć. Co chwila się kłócimy, a potem idziemy do łóżka, żeby się pogodzić. Nie tak miało wyglądać moje życie. Od czasów liceum miałam już swoje wyobrażenia przyszłości. Jedyne, co się ziściło jest to, że  mam swoją własną firmę, jestem niezależną kobietą. A reszta ? Reszta jest zbyt skomplikowana. Nic nie jest czarne lub białe. Każdy dzień przynosi tylko ból. Czytając to pewnie pytacie : wobec tego czemu z nim jesteś ? Odpowiedź jest prosta : nie potrafię żyć bez niego. Kocham go całym sercem i to się nie zmieni. Nie da się przestać kochać na zamówienie. Życie z nim jest trudne i męczące.... ale życie bez niego jest jeszcze gorsze ! Taka była smutna prawda. Nie da się tego ukryć... Coraz częściej jednak zastanawiałam się czy kiedykolwiek przestaniemy się kłócić i uda nam się stworzyć prawdziwy związek. Naprawdę marzę o tym, by wszystko się ułożyło,ale ostatnie dni sprawiły, że powoli traciłam już nadzieję. Stale się od siebie oddalamy. Może jestem przewrażliwiona, ale stale mam wrażenie, że mijamy się, że mamy coraz mniej wspólnego. To boli, to naprawdę tak strasznie boli.

Siedziałam wciśnięta w fotel, bezmyślnie gapiąc się w okno i oglądając  szare chmury.
- Wszystko w porządku ? Dobrze się Pani czuje ? - usłyszałam głos mężczyzny. Odwróciłam się w lewo i ujrzałam około 30-letniego  mężczyznę o jasnych blond włosach i niebieskich oczach. Jego twarz pokrywał kilkudniowy zarost, który dodawał mu męskości . Uśmiechnął się do mnie ciepło, co odwzajemniłam z wielkim trudem.
- Tak, dziękuję - powiedziałam spoglądając na wprost
- Na pewno ? - przyjrzał mi się ,uważnie skanując moją twarz
- Tak - odparłam decydując się  na niego spojrzeć
- Jest pani blada jak ściana - cóż... może nie byłabym blada, gdybym nie przepłakała całej nocy!
- To tylko z przemęczenia. Nic mi nie będzie - posłałam mu słaby uśmiech
- Jadła pani lunch ? - Boże co za nachalny facet
- Przepraszam, to nie powinno pana obchodzić - powiedziałam poprawiając swoją marynarkę
- Jestem lekarzem, ale nawet gdybym nie był, również bym zapytał. Serce się kraje, jak widzi się piękną młodą kobietę tak strasznie czymś poruszoną. Może chce się pani przed kimś wygadać? - zapytał poprawiając się w fotelu.
- A co, mało pan ma swoich problemów, żeby wysłuchiwać jeszcze moich ? - zapytałam decydując się na niego spojrzeć. Od jego twarzy emanowała energia i optymizm, co przyznam szczerze nieco podniósł mnie na duchu.
- Powiedzmy. Sam Stewart - podał mi dłoń, którą uścisnęłam
- Mandy Evans
- Co cię gnębi, Mandy ? - zapytał odwracając się twarzą w moją stronę
- Jesteś psychiatrą ? - zapytałam spoglądając na niego podejrzliwie
- Nie - zaśmiał się chłopięco, a w okolicach jego oka pojawiła się zmarszczka, która dodała mu uroku. Muszę przyznać, że miło mi się na niego patrzyło.Wydawał się naprawdę sympatycznym facetem.
- Poczułam się jak na sesji - wykrzywiłam twarz, na co Sam zaśmiał się jeszcze głośniej
- Fascynuje mnie psychiatria, to prawda, ale z fachu jestem kardiologiem.
- Kardiolog noo nieźle.
- Zawsze o tym marzyłem. To co, Mandy ? Zamieniam się w słuch
- Naprawdę chcesz tego słuchać ? Te gorzkie żale nie mają końca- mruknęłam
- Do Londynu daleka droga. - puścił mi oczko uśmiechając się zachęcająco. Westchnęłam po czym wyznałam mu wszystko. Wszystko,co leży mi na sercu. Patrzyłam na wyraz jego twarzy, który zmieniał się co chwila, z zaskoczonego na współczujący czy też rozwścieczony. Przez chwilę miałam wrażenie, że gdyby Zayn tu był, to zrobiłby mu krzywdę.
O dziwo poczułam ulgę. Sam wysłuchał mnie i jako jedyny starał się mnie zrozumieć. Czułam jak całe napięcie powoli ze mnie znika. Chyba naprawdę potrzebowałam wygadać się komuś bezstronnemu, który nie będzie nikogo oceniał. Sam wydawał się być naprawdę dobrym słuchaczem i sprawił, że poczułam się o wiele lepiej. Powoli nabierałam dystansu do tego wszystkiego i zaczęłam układać sobie w głowie przebieg nadchodzącej rozmowy z Zaynem. Bardzo trudnej rozmowy. Rozmowy, która może złamać mu serce... i chyba nie tylko jemu.
- Wiesz Mandy... faceci mają inne spojrzenie na świat. To, co dla was, kobiet wydaje się nie do zniesienia, dla nas może być o wiele mniej drastyczne i niewyobrażalne
- On zawsze był związany z matką - zauważam upierając się przy swoim
- No dobrze, ale na pewno nie będzie histeryzował, a chyba tego boisz się najbardziej
- Zayn jest skomplikowanym człowiekiem. Nigdy nie potrafiłam przewidzieć jego zachowań - wyznałam szczerze
- Po prostu przy nim bądź. Nie zostawiaj go - powiedział ciepłym głosem
- Nie zamierzam tylko.... - czuję w gardle wielką gulę, słowa ugrzęzły we mnie i nie potrafię nic z siebie wydusić
- Tylko co ?
- Boję się... -szepnęłam odwracając wzrok
- Czego ?
- Że nasz związek nie przetrwa następnych ciężkich prób. Sam, zawsze mieliśmy pod górkę, jakby cały świat był przeciwko nam. Dużo czasu nam zajęło, żeby na nowo się ze sobą związać. Ale zrozum, co chwila staje nam coś na drodze. Co chwila mamy jakieś problemy. A ja mam dość, rozumiesz ? Dość walki o każdy dzień. Ja chcę w końcu żyć spokojnie, w niewielkim domku, z dala od zgiełku i ludzi. Tylko my... Ja i on. Tylko problem tkwi w tym, że do tego potrzeba dużo czasu i chęci zwłaszcza jego...a on... On tylko udaje, że wszystko jest ok. Miałeś coś takiego, że wydawało ci się, że wiesz wszystko o danej osobie, a potem po latach okazuje się ona kimś zupełnie obcym. Boi się rozmawiać o przeszłości, stale coś ukrywa. To mnie niszczy, Sam, naprawdę niszczy. - Spojrzał na mnie ze współczuciem i po chwili czułam jego ramię na swoim. Jego dłonie delikatnie gładziły moją rękę dodając mi trochę otuchy.
- Nie chcę mówić, że wszystko będzie ok, bo to tylko irytuje, ale... skoro tyle razem przeszliście to... to kiedyś musi być lepiej. Daj mu czas, Mandy
- Dałam mu aż zanadto - odparłam ze smutkiem
- Może on potrzebuje go znacznie więcej. Nie pomyślałaś, że on też może czuć się zagubiony ? W końcu nigdy nie był w poważnym związku, no nie ? - pokiwałam twierdząco głową. - Miłość to trudna rzecz, zwłaszcza dla facetów. Rzadko zdarza się, żeby któryś z nas otwarcie mówił na prawo i lewo o swoich uczuciach, problemach.
- Czemu ? w końcu od tego są dziewczyny, partnerki czy nawet żony !
- Bo chcemy, żebyście czuły się przy nas bezpiecznie, żebyście nie zaprzątały sobie głowy naszymi problemami. Mandy to zupełnie normalne, twój facet nie chce cię narażać na stresy. Robiąc to krzyczy : "robię to dla ciebie, żebyś żyła w taki sposób, na jaki zasługujesz"
- Ale ja jestem silną kobietą i mogłabym być dla niego wsparciem ! - powiedziałam nie dając za wygraną
- A może on nie potrzebuje takiego wsparcia ? Może wystarczy mu, że po prostu jesteś, zawsze, blisko. Mandy przepraszam za to, co powiem, ale zachowujesz się jak egoistka. Myślisz o swoich odczuciach, nie myśląc o tym, jak on może się z tym wszystkim czuć.
- Bzdura ! - przerwałam mu jego monolog, prychając
- Wcale nie, Mandy i dobrze o tym wiesz
- Spec od związków ? - mruknęłam przewracając oczami
- Nie, po prostu facet - wzruszył ramionami podając mi kawę w plastikowym kubku. - Pomyśl o tym-puścił mi oczko otwierając Przegląd Sportowy.
- Filozof się znalazł - mruknęłam na co Sam wybuchnął śmiechem. Jestem aż tak śmieszna? Przewróciłam kolejny raz oczami odwracając głowę w stronę okna. Przymknęłam oczy zaczynając intensywnie myśleć. Nawet nie mam pojęcia, kiedy zasnęłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej Mordki ! :D
Kolejna część Zayna czeka na was, a ja jestem ciekawa, co o niej sądzicie. Dzielcie się opiniami w komentarzach. Wracam do gry! Od teraz posty będą w miarę regularnie, a szybkość ich dodawania będzie zależała od liczby Waszych komentarzy. Nawet nie macie pojęcia, jak one potrafią zmotywować do działania :D
Czekam na opinie i do zobaczenia :***