niedziela, 2 lipca 2017

Problem tkwi w naszych niespełnionych marzeniach

Rozdział pierwszy

Jak to wyjeżdżasz ?! To pytanie słyszała z ust każdej bliskiej jej osoby. Przyjaciele, David, dzieciaki nie potrafili wyobrazić sobie ani jednego dnia bez wesołej, zawsze optymistycznej Melanie. Miała w sobie tyle ciepła i empatii, zawsze wyciągała pomocną dłoń. Sprawiała, że każdy problem nagle przestał nosić zaszczytne miano "problemu". Swoją drogą, chyba żadna z osób bliskich Mel nie zdawała sobie sprawy z tego, jak ta na pozór zwykła dziewczyna zmieniła ich życie. Była tylko dla nich. A teraz nadszedł dzień, w którym całe jej dotychczasowe środowisko staje pod znakiem zapytania. Melanie kochała przygody, uwielbiała poznawać nowych ludzi. Może właśnie to spowodowało dziwny niepokój wśród bliskich. Mieli pewne obawy co do tego, czy będzie chciała wrócić do Ameryki. Bardzo szybko klimatyzowała się w nowym otoczeniu, przywiązywała się do ludzi, a jej życie pełne zamieszań, zmian, biegu na pewno chętnie by przystopowało. A gdzie miałoby to zrobić, gdyby nie na niewielkiej wsi ? Szereg wątpliwości dopadł ich zaraz na początku. Gdy tylko zobaczyli jej zafascynowanie pomysłem ojca, wiedzieli, że będzie trudno zmusić ją do powrotu.

Nie kryła swojego wzruszenia, gdy przekraczając próg swojej ulubionej kawiarni ujrzała najbliższe osoby, zajmujące najprzytulniejszą część pomieszczenia. Nie spodziewała się, że wszyscy przybędą na jej spotkanie pożegnalne. Melanie wiedziała, że nie może ich zostawić. Za bardzo ich wszystkich kochała. Jednocześnie, nie mogła pozbyć się uczucia, że ta nowa przygoda, która na nią czeka, całkowicie zmieni jej podejście do życia. Tłumaczyła to sobie tym, że najzwyczajniej w świecie czuje się podekscytowana na myśl o poznaniu swojej historii, która była dla niej szeregiem niewyjaśnionych zagadek, spędzających  nie jeden raz  jej sen z powiek. W zasadzie wiedziała tylko, iż niesamowicie przypomina mamę. Na pytanie w czym, nie uzyskała odpowiedzi do dziś. Tak bardzo pragnęła poznać kobietę, którą tak wszyscy kochali i szanowali. Która dała jej życie i zapewne dużo miłości na starcie.
- Obiecaj, że wrócisz. - szepnęła Ann, jej przyjaciółka jeszcze z czasów piaskownicy.
- Oczywiście. - powiedziała pewnie, sącząc swoje ulubione Macchiato. - To nie będzie długi wyjazd. Przecież wiesz.
- Jak znam ciebie, to znowu zaczniesz naprawiać świat tej małej wiochy, a to na pewno zajmie ci o wiele dłużej czasu, niż planujecie.
- A skąd wiesz, jakie mam plany ? - zapytała wyzywająco, mierząc przyjaciółkę srogim spojrzeniem, po czym obie wybuchnęły głośnym śmiechem. Mimo widocznej dojrzałości, dziewczyny ciągle identyfikowały się z dziećmi - były naiwne, głęboko wierzyły w świat, w swoje możliwości, cieszyły się każdą chwilą. Zwłaszcza Melanie, której chyba nic nie było w stanie zniechęcić, czy zniszczyć emocjonalnie. Mimo swojej wrażliwości, dziewczyna doskonale znała swoją wartość i nie pozwalała sobie na niekulturalne traktowanie swojej osoby. Może właśnie dlatego była tak podziwiana przez wszystkich wokół.
Dzwonek zainstalowany przy drzwiach kawiarni oznajmił przyjście kolejnego klienta. Melanie mimowolnie uśmiechnęła się na widok Davida - jej ukochanego. Poznali się na jednej z imprez i zakochali się w sobie niemalże od pierwszego wejrzenia. Wysoki, całkiem dobrze zbudowany niebieskooki blondyn, który podobnie jak Mel rozświetla swoim szczerym uśmiechem życie swoich bliskich. Był 5 lat starszy od swojej dziewczyny, co sprawiało, że czuła się naprawdę bezpiecznie. Traktował ją poważnie i już teraz był pewien,że spędzi z nią resztę swojego życia.
Przytulił swoją ukochaną, całując wcześniej jej skroń. Starał się nie pokazywać tego, jak bardzo pragnął, by Mel została w Ameryce. Niestety doskonale wiedział, jak bardzo ten wyjazd jest jej potrzebny. Pragnęła poznać siebie, dowiedzieć się wszystkiego o swojej mamie-kobiecie, którą podziwiała, mimo jej nieobecności. Nie chciałem robić jej wyrzutów i od razu postanowiłem, że będę ją w tym wspierać. Ufam  jej bezgranicznie i wiem, że mnie nie zostawi. Jednocześnie nie mogłem się pozbyć dziwnego przeczucia, że ten wyjazd może wiele zrujnować w naszym wspólnym życiu. Mimo to, nie mogłem jej tego zabronić.
Usiadł tuż obok niej i jakby nieswoim głosem zapytał, jak idzie jej pakowanie. Dziewczyna uśmiechnęła się smutno widząc jego ogromne rozgoryczenie.
-Wrócę Davi - szepnęła, całując go w policzek.
- Obiecujesz ? - zapytał, biorąc jej dłoń w swoją.
- Obiecuję. - uśmiechnęła się pewnie. - To tylko niedługi wyjazd. Z resztą mówiłam ci, że możesz z nami jechać.
- Skarbie mam urwanie głowy w firmie, dobrze wiesz, że nie mogę. - powiedział sfrustrowany. Nigdy nie chciał prowadzić firmy, czuł, że się do tego nie nadaje. Ale jego ojciec wiedział lepiej. Zostawił mu ją i chłopak bez gadania musiał nią zarządzać i niemalże stawać na głowie, by przynosiła oczekiwane zyski.
- Nie denerwuj się, nie robię ci wyrzutów. Ciężko mi cię zostawić. -szepnęła, wtulając się w mężczyznę.
- To nie zostawiaj. - szepnął jeszcze ciszej niż ona.
- Czuję, że powinnam tam jechać, David. Po prostu czuję to w sercu.
- Rozumiem,Mel. Tylko obiecaj mi, że ten wyjazd niczego między nami nie zmieni.
- Wiesz skarbie, w końcu sobie ode mnie odpoczniesz - uśmiechnęła się delikatnie
- Niepoprawna optymistka, niech cię szlag - zaśmiał się, muskając jej usta.

Po przyjemnie spędzonych godzinach w kawiarni, towarzystwo postanowiło zahaczyć o pub. Wypili parę drinków, wciąż próbując namówić Mel do zmiany decyzji. Dziewczyna jednak była nieugięta. Wylatywała jutro o 11 i  na samą myśl o tym, czuła ogromne podekscytowanie. Cieszyła się, że tata zdecydował się kupić ten domek. Doskonale wiedziała, że zrobił to dla jej mamy - kobiety, którą kochał bezgranicznie i którą wciąż nosi w swoim sercu. Podziwiała go za każdym razem, gdy przy cieple kominka opowiadał jej o ich niesamowitej miłości. Zapragnęła, by i ją ktoś pokochał tak mocno. Czy znalazła ? Wydawało jej się, że tak. David był cudownym mężczyzną - dbał o nią, kochał ją, wspierał. Zawsze mogła na niego liczyć. Nie mniej jednak nie poświęcał jej zbyt wiele czasu. Z dnia na dzień był coraz bardziej zapracowany i sfrustrowany. Melanie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że po prostu nie czuję się spełniony w tym, co robi. Robiła wszystko, by poprawić mu nastrój i często jej się to udawało. Był w niej taki zakochany. Zwykle wystarczył jeden uśmiech, by odgonić od niego złe emocje. Dopełniali się i byli  w sobie szaleńczo zakochani. Przynajmniej  tak jej się do tej pory wydawało.
Wyszli z pubu po 1 i pojechali taksówką do jego apartamentu. Tam, należycie się pożegnali,uprawiając seks do świtu. Melanie przyglądała się śpiącemu Davidowi z rozczuleniem. Miała gdzieś to, że oglądanie śpiącego ukochanego jest psychiczne. Uwielbiała to robić. O 8 z niechęcią wstała z łóżka, całując Davida w policzek, na co mruknął zadowolony, przewracając się na drugi bok. Melanie wzięła szybki prysznic, podczas którego pozbierała myśli i nieco ochłonęła po cudownej nocy. Po wspólnym śniadaniu, zakochani pojechali do domu Melanie,zapakowali walizki Pearsonów do auta Davida i pojechali na lotnisko. Pożegnanie było bolesne zarówno dla niej jak i niego. Jeszcze nigdy nie rozstawali się na nieokreślony czas. Do Melanie dotarło to dopiero na pokładzie samolotu. Jak sobie poradzi bez jego ciepłych, czułych słów? Bez jego subtelnego dotyku, niesamowitego uśmiechu. Chyba nie do końca to przemyślała... ale było już za późno. Samolot przygotowywał się do startu. To nie czas na wątpliwości. Żegnaj Ameryko !

Melanie całą podróż próbowała pozbierać myśli i powtarzała sobie, że robi dobrze. Że właśnie tak powinna była postąpić. Co jakiś czas odrywała się od rzeczywistości, obserwując zapierający dech w piersiach widok za oknem. Od dziecka fascynowały ją chmury. Mogła leżeć godzinami i podziwiać ich nieregularne kształty. Chmury pełniły dla niej funkcję waleriany - uspakajały jak nic innego. Niepewność wkradła się do jej głowy i nie chciała z niej wyjść. Przecież to jakieś szaleństwo. Czeka ją zupełnie inny świat. Nie wiedziała, czy jest na to gotowa. Czy tamtejsi ludzie będą w stanie ją zaakceptować? Co więcej, czy będzie w stanie wytrzymać na dłuższą metę bez Davida ?
- Boję się. - szepnęła, wtulając się niczym mała dziewczynka w silne ramię taty. Uśmiechnął się uspokajająco, całując mnie w czubek głowy.
- Nie masz, czego. Wiesz, że jestem przy tobie... - powiedział bez przekonania. - Ja też się boję, Mel. Potwornie się boję.
- Czego ? - zapytała, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Przed laty uciekłem w inny świat. Nie mogłem znieść braku mamy. Przytłaczała mnie pustka tego domu, jaka nastała po jej odejściu. Miałem dość tych współczujących spojrzeń dawnych znajomych. Dość użalania się teściów. Potrzebowałem zmian, Melka. Czułem, że nie wytrzymam tam bez niej. Wszystko mi o niej przypominało. Nawet ta pieprzona łąka, po której obydwoje jeździliśmy rowerami. Śmierć Marie zaważyła na moim życiu. Dusiłem się na wsi. To nie było dla mnie. - powiedział zamyślony.
- To dlaczego kupiłeś ten dom ?
- Bo mam ciebie. Meli ten dom należy do ciebie. Będziesz mogła z nim zrobić, co chcesz. Mama na pewno by tego chciała...
- Dziękuję tatku. - nie odpowiedział,tylko przytulił ją jeszcze raz i oddał się w krainę Morfeusza.

Nadeszła chwila prawdy- samolot wylądował na londyńskim lotnisku, a Melanie  czuła narastający stres. Nie mogła się pozbyć obaw. Chyba nigdy wcześniej nie była tak zdenerwowana.
W taksówce niewiele mówili. Taksówkarz widząc nasze zamyślenie, darował sobie przyjemne pogadanki o niczym. I choć dziewczyna bardzo lubiła rozmowy z ludźmi, tym razem była mu za to wdzięczna. Po godzinie jazdy, dotarli  na miejsce. Niewielki domek na dużej powierzchni, otoczony lasem. Wokół piętrzyły się pokaźne pola i łąki,na której pasły się krowy. Tuż obok stadnina koni- cudownie ! Od dziecka kochała konie i z pewnością pomogą jej w walce ze zdenerwowaniem.
- I jak ci się podoba ? - zapytał tata, widząc jej zaciekawienie.
- Uroczy domek. Słyszysz to ?
- Co ?
- Cisza... zero klaksonów, kłótni na ruchliwych ulicach. Cisza! Aż szkoda jej marnować. - zachichotała, biorąc w dłoń swoje bagaże.
Tuż po wyjściu z auta, zaatakowali ich podekscytowani dziadkowie.
- Melanie, jak ty wyrosłaś! - zachwycała się babcia, rzucając się na szyję blondynki
- Dziękuję. Dobrze cię widzieć, babciu. - uśmiechnęła się. - was widzieć. - dodała, chwytając za dłoń dziadka.
- Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszymy, że przyjechaliście i kupiliście ten dom. Ogromna ulga, że trafia w wasze zaufane ręce. Dziękuję. - pisnęła, przytulając tatę. - Czy dacie nam jeszcze dwa tygodnie na wyprowadzkę ? Mamy trochę gratów.
- Wyprowadzkę ? Nie ma mowy, mamo. Dom jest nasz - nas wszystkich. Nie mogłem pozwolić, by kupił go ktoś obcy. Tym bardziej teraz, nie mogę pozwolić na wyprowadzkę.
- Dziękuję ! - babcia ze łzami w oczach rzuciła się mu na szyję. Następnie zabrała razem z dziadkiem bagaże Pearsonów. Melanie została na zewnątrz, podziwiając niecodzienny widok. Na jej polu widzenia pojawiła się jakaś postać - mężczyzna, dosyć wysoki,przydługawe czarne włosy pozostawione w nieładzie. Kilkudniowy zarost. Melanie wstrzymała oddech. Przyjrzała mu się uważnie. Wyglądał na trochę starszego od niej. Na jego twarzy widoczne było zmęczenie. Kropelki potu połyskiwały w świetle słońca. Dziewczyna nie była przyzwyczajona do takich widoków. Wszyscy chłopcy, których znała, byli dopieszczeni do granic możliwości. Wydawać by się mogło-idealni. Zupełnie inni niż nieznajomy, który bardzo ją zaciekawił. Nosi w sobie jakąś tajemnicę.... Melanie w tym momencie zapragnęła go poznać.
Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo ten człowiek może zmienić jej życie...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam Was moi Kochani, bo tak ogroooomnej przerwie ! Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda :/
Ogłaszam wielki powrót i działam ! Rozdziały będą już regularnie, bo udało mi się w końcu uporządkować wiele spraw.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Domyślacie się pewnie, kto tym razem jest bohaterem kolejnego opowiadania. W następnej części, poznacie go o wiele lepiej !
Pozdrawiam <33