sobota, 20 sierpnia 2016

Imagin Zayn cz.42

Sam widząc moje zamyślenie nad ludzkim losem i wyborami człowieka, szybko zmieniła temat.
- Wiesz... już wiem, jak dam jej na imię. - uśmiechnęła się szeroko całując dzieciątko w skroń
- Naprawdę ? Jak ? - zapytałam podekscytowana. Może to śmieszne, ale zawsze, jak w mojej rodzinie rodziło się dziecko uwielbiałam rozmawiać z mamami i wybierać im imiona. I tak moi kuzynowie noszą piękne i oryginalne imiona typu : Mercedes, Jojo,Rainbow, Theodor, Donatella i wiele wiele innych. 
- Ziemia do Mandy !! - zaśmiała się Sam widząc moje odpłynięcie
- Przepraszam, zamyśliłam się. To jak mała będzie mieć na imię?
- Długo się nad tym zastanawiałam i w końcu doszłam do wniosku, że, gdyby Liam postawił na swoim i naprawdę na stałe zamieszkalibyśmy w Seattle, będzie mi ciebie bardzo brakować. Dlatego nazwę ją Mandy. By była tak inteligentna, tak silna, ambitna i o wielkim sercu jak Ty. - Nie mogłam w to uwierzyć. Nadała jej moje imię! Moje serce ogarnęło wzruszenie, to takie niesamowite uczucie. Niby mała rzecz, a tak bardzo mnie ucieszyła. Mała Mandy. Uśmiechnęłam się szeroko. Oby miała o wiele mniej problemów niż ja.
- Boże Sam ! Jesteś kochana! Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy ! - uściskałam ją mocno.
- Mam nadzieję, że mała nie będzie tak wkurzająca, jak imienniczka ! - zaśmiała się
- Nie zepsujesz mi tej chwili! - pokazałam jej język, byśmy potem mogły zanieść się śmiechem i ignorować ciekawskie spojrzenia wszystkich wokół
- Jesteś nienormalna, Evans !
- Dobrze, że ty jesteś, Payne ! - znowu zaczęłyśmy się śmiać i na tyle się na tym skupiłyśmy, że nie zauważyłyśmy nawet, że Zayn wszedł na salę i obdarowuje nas rozbawionym spojrzeniem. 
- No tak...zastanawiałem się, które wariatki mogą się śmiać w takim miejscu, jakim jest ten szpital... mogłem się tego spodziewać - pokręcił z politowaniem głową, na co Sam pokazała mu język.
- Co z Liamem ? - zapytałam obserwując twarz Zayna
- Przyjedzie do Londynu jak najszybciej się da. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo się ucieszył. Kazał was pozdrowić. Mandy, skarbie firma mnie wzywa. Musimy już się zbierać, chyba, że weźmiesz taksówkę. 
- Nie ma takiej potrzeby, Mandy już wychodzi - odpowiedziała za mnie Sam
- Ale...
- Spadaj, spadaj, masz za dużo na głowie, a ja i tak idę w kimono. 
- Na pewno ?
- Tak, tak - uśmiechnęła się,ale widząc moją minę przewróciła oczami - Man jestem duża, nie musisz mnie niańczyć. Jakby co to zadzwonię. Zayn...bierz ją - posłała mu znaczące spojrzenie
- Tak tutaj ? Na oczach dziecka ? - wyszczerzył oczy 
- Przestańcie zboczeńcy ! - zganiłam ich, na co wybuchnęli śmiechem
- Skarbie, wiesz... jestem do tego zdolny. 
- Ty jesteś zdolny do wszystkiego, a publiczne okazywanie czułości to twój atut. - przewróciłam oczami ciągnąc go w stronę drzwi.
- Pa gołąbeczki ! 
Wychodząc z sali natknęliśmy się (o zgrozo !) na Sama. Serio ? W Londynie jest tyle szpitali, a on musi pracować akurat w tym ? Witamy w kolejnym 128 już odcinku MandyEvansShow ! 
- Ooo Mandy, cześć. - uśmiechnął się życzliwie, próbując ukryć zaskoczenie.
- Cześć Sam - posłałam mu szczery ( mam nadzieję ) uśmiech, czując przy tym jak Zayn ciasno obłapia mnie dłońmi w pasie. No tak...zaznacza swoje terytorium. Faceci .
- Wszystko w porządku ? Co tu robicie ? 
- Nasza przyjaciółka właśnie urodziła córkę, byliśmy ją odwiedzić - odpowiedziałam, szturchając Zayna, by coś powiedział. 
- Ooo cudownie. - odpowiedział Sam, spuszczając wzrok. Zaczyna robić się niezręęęęęcznieee
- Tak, tak.... 
- Jak czuje się Trish ? - zapytał w sumie to nie wiem kogo, ale doskonale wiedziałam,że chciał by to właśnie Zayn odpowiedział.
- Skoro jesteś lekarzem, chyba najlepiej wiesz, jak może się czuć ! - warknął z irytacją.
- Zayn przesadzasz. - szepnęłam mu na ucho, na co przewrócił oczami. 
- Spoko, rozumiem - Sam chyba słyszał moją uwagę, posyłając mi przy tym uspokajający 
uśmiech. - Pójdę już. Miło było...was spotkać. - odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę pokoju lekarskiego. Nie zwróciłam uwagi na to, że Zayna nie było obok mnie. Pobiegłam za nim chcąc uniknąć kolejnej scenki w jego wykonaniu tym razem na szpitalnym korytarzu.
- Sam! - momentalnie się odwrócił wyraźnie zdumiony. - Myślę, że... że...cholera... po prostu odwiedź ją. Mama cię potrzebuje - Zayn jąkał się, chowając dłonie w kieszeni, co u niego oznaczało, że czuje się niezręcznie. Sam uśmiechnął się słabo.
- Jasne, odwiedzę ją jak tylko znajdę chwilę. - Zayn pokiwał głową po czym odwrócił się na pięcie i poszedł przed siebie,ignorując przy tym mnie, co było normą, gdy coś go trapiło. - Nie wiem, jak to robisz, ale przy tobie jest powściągliwy i bardziej kulturalny - szepnął Sam poklepując mnie po ramieniu. - Leć do niego, Romeo cię potrzebuje - puścił mi oczko, po czym zniknął mi z pola widzenia. 
Szybkim krokiem dążyłam do wyjścia ze szpitala. Gdy tylko to zrobiłam zobaczyłam Zayna siedzącego na masce samochodu z wlotem papierosa między zębami. Podbiegłam do niego i zanim zdążyłam załadować jakiekolwiek hamulce rzuciłam się mu na szyję. 
- Man ? - był wyraźnie zaskoczony - Man udusisz mnie, a do tego ja spalę ci włosy i będziemy mieć podwójną tragedię - zaśmiał się, podnosząc mnie i sadzając obok siebie. 
- Jestem z ciebie dumna - odparłam łapiąc oddech. - Naprawdę, nawet nie wiesz jak bardzo - uśmiechnęłam się szeroko pozwalając mojej euforii tryskać gdzie popadnie. 
- To nic takiego - wzruszył ramionami zaciągając się używką
- Jak to ? Zaprosiłeś Sama do swojej mamy, przeprowadziłeś z nim normalną konwersację. Niezręczną ale bez mordobicia i wulgaryzmów. To naprawdę wiele ! 
- Mandy jesteś dziwna - odpowiedział wybuchając śmiechem. - Serio cieszą cię takie głupoty ? 
- Tak, Zayn i byłabym wdzięczna, gdybyś "takie głupoty" stosował w swoim życiu częściej.
- Ojj Mandy, Mandy, mała niewinna, naiwna Mandy. Tak niewiele potrzeba do uśmiechu na twojej twarzy. 
- Wystarczy, że jesteś ze mną - szepnęłam wtulając się w jego pierś.


Jak na wzorcowego rannego ptaszka wstałam punkt 7. Muszę powiedzieć, że w końcu nadarzył się dzień, w którym wstałam odpowiednią nogą. Z uśmiechem wyprasowałam Zaynowi jego zmiętą ( tak, wiem co myślicie, ale tym razem naprawdę była wymiętolona do granic możliwości) koszulę, po czym zrobiłam śniadanie - skromne z prostych względów: lodówka świeciła pustkami, a żadne z nas przez ostatnie dni nie miało głowy do robienia zakupów. Byłam w trakcie wstawiania prania, gdy do łazienki wszedł Zayn.
- Co ty znowu robisz o tej godzinie ? - zapytał lekko zachrypniętym porannym głosem, który w jego wykonaniu był wyjątkowo seksowny. 
- Zapuściłam ostatnio nasz dom. - odpowiedziałam wkładając rzeczy do pralki.
- Katastrofa - przewrócił oczami ironizując, następnie odwrócił mnie do siebie zamykając w objęciach.
- Mnie też zapuściłaś szepnął całując mnie w skroń. 
- Do prawdy ? Biedny ty. Ja nie wiem, jak możesz żyć w takich warunkach. To mi normalnie podchodzi pod ascezę. Taka wstrzemięźliwość. - ironizowałam, na co Zayn wpatrywał się we mnie z rozbawieniem. 
- Jest zdecydowanie za wcześnie, by tyle gadać - jęknął ściągając mi t-shirt
- Co ty wyprawiasz ? - próbowałam mu przeszkodzić, ale umówmy się od razu byłam na przegranej pozycji. 
- Ja ? Nic. Uciszam cię - uśmiechnął się chłopięco muskając moje usta. Posadził mnie  na umywalce stając między moimi nogami. Całował coraz odważniej a mi coraz bardziej brakowało tchu. Tęskniłam za takim Zaynem, nawet nie jestem w stanie opisać jak bardzo. 
Rozebrał mnie zręcznie, zanosząc do kabiny prysznicowej,
- Wspólny prysznic... tak bardzo oryginalnie.... - przewróciłam oczami chcąc go sprowokować. Uwielbiam nasze słowne potyczki, a ostatnio ze względu na kłótnie brakowało nam na to czasu.
- Zamilcz kobieto! - włączył wodę, która leciała na nas w miarę równym strumieniem, po czym niczym zgłodniały zwierz zaatakował moje usta, schodząc stopniowo niżej. Tak... nic nie zepsuje mi dnia po takim poranku. 

Zrelaksowani prowadziliśmy luźną pogawędkę przy śniadaniu. To nie zdarzało się często, a ja przez to wszystko już prawie zapomniałam, jak to jest mieć Zayna przy sobie. Tego mojego Zayna. Kochanego, szalonego wariata z niewyparzonym językiem. 
Punkt 10, Zayn zaczął przygotowywać się do spotkania biznesowego posyłając mi przy tym rozbawione spojrzenie widząc stan swojej koszuli. Przewróciłam tylko oczami i zajęłam się zmywaniem, by nie słuchać jego prześmiewczego śmiechu. Pisnęłam, gdy poczułam jego dłoń na moich pośladkach i rzuciłam w niego ścierką. 
- Będę tęsknił - zaśmiał się całując mnie w czubek głowy. 
- O której wrócisz ? 
- Postaram się jak najszybciej. Jakieś plany na dziś ? 
- Muszę zrobić zakupy i oddać auto do warsztatu.
- Co nie tak z twoim autem ?
- Muszę wymienić olej. 
- Aaa w sumie, to weź mój, a ja go odprowadzę po spotkaniu i wymienię ten olej. 
- Naprawdę ?
- Cóż.. może biznesmeni nie będą aż tak wymagający, by nie chcieć ze mną współpracować, gdy przyjadę tym gratem na nasze spotkanie. - znowu trzepnęłam go ścierką, na co wybuchnął śmiechem.
- To nie jest grat !
- Kochanie, obydwoje wiemy, że jest.
- Ale to moje kochane autko.
- Ahh te kobiety. Dobra, lecę, miłego!
- Powodzenia!

Z wielką listą przeszukiwałam sklepowe półki chcąc uzupełnić naszą lodówkę raz na zawsze. Byłam tak pochłonięta tym "szałem " zakupowym, że nie zauważyłam z początku Doniyi
- Hej Mandy !- podeszła do mnie w końcu z drugiego końca sklepu.
- Doniya ! Jak ja cię dawno nie widziałam - uściskałam dziewczynę. - Jak tam ? - zapytałam stając się uśmiechnąć mimo tego, co ta dziewczyna mogła teraz przeżywać.
- Bywało lepiej. Kiedy wróciłaś z NY ?
- Parę dni temu. Zakończyłam ten etap i raz na zawsze zerwałam z tym pięknym miastem.
- I bardzo dobrze. Twoje miejsce jest przy nas! - uśmiechnęła się szeroko
- Też tak sądzę. A jak się czuje mama ?
- Nie najgorzej. Dziś co prawda nie miała siły wstać z łóżka, ale to pewnie przez tę pogodę. Na szczęście zaczęła już jeść, a apetyt rośnie i rośnie, więc to takie małe zwycięstwo. Z psychiką też nieco lepiej. Przynajmniej nie płacze po nocach. W sumie to... może pójdziemy do niej, masz czas ?
- Ooo bardzo dobry pomysł, chętnie z nią pobędę - uśmiechnęłam się płacąc za zakupy.
- Na pewno się ucieszy.

Wyszłyśmy ze sklepu udając się w stronę auta Zayna
- Serio? Pozwolił ci ? Wow. Ja nawet go dotknąć nie mogłam - zaśmiała się - Co ta miłość robi z ludźmi.
- Długa historia - zaśmiałam się, włączając się w ruch uliczny.

Przekraczając próg domu czułam się nieco dziwnie. Było w nim zupełnie inaczej. Piękne zapachy z kuchni zastąpiła śmierdząca woń zupek z proszku, rozgardiasz domowy zastąpiony był pustą ciszą, porządek zmienił się w totalny bałagan. Dom runie w oczach, tak z resztą jak jego domownicy.
- Przepraszam, nie zdążyłam posprzątać - Doniya posłała mi zawstydzony uśmiech widząc moją minę. W międzyczasie wzięła z kanapy koszulę ojca zwiniętą w kłębek.
- Jasne, są przecież rzeczy ważniejsze - uśmiechnęłam się dodając jej otuchy.
- Mama leży w sypialni, trafisz sama ? Zrobiłabym nam kawy.
- Pewnie - odparłam wchodząc na schodki. Doskonale pamiętam ten pokój. To właśnie tam mama Zayna pokazywała mi jego fotografie i opowiadała jak to matka o jego dzieciństwie.
Zapukałam do drzwi, chcąc być kulturalna, a gdy tylko usłyszałam ciche "proszę" bez wahania weszłam do środka.
- O mój Boże, Mandy! Jak miło cię widzieć! - uśmiechnęła się serdecznie, nieco blado. Wyglądała tak krucho, ale jednocześnie zauważyłam  w niej spokój, wręcz stoicki spokój, który mnie też się po chwili udzielił.
- Dzień dobry ! Jak się czujesz ? - zapytałam nachylając się nad nią i całując ją w policzek.
- Na pewno nie jakbym miała umierać w najbliższych dniach. Co to to nie - uśmiechnęła się biorąc moją twarz w dłonie. - Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczysz, moje dziecko. - szepnęła, na co uśmiechnęłam się delikatnie. Trisha zrobiła mi miejsce pokazując gestem, bym usiadła na jej
łóżku. - Był u mnie wczoraj lekarz.... - wstrzymałam oddech, czując, że nie przekazał dobrych wieści.- Naprawdę niewiele mi zostało, ale nie zamierzam się tym przejmować, więc tobie też nie radzę - machnęła lekceważąco ręką w powietrzu. - Bardzo cieszę się, że cię widzę, bo... mam do ciebie ogromną prośbę, zapewne ostatnią...
- Nie mów tak. - szepnęłam biorąc ją za rękę
- Zrobisz coś dla mnie ?-zapytała ignorując moją prośbę
- Oczywiście. Wszystko, przecież wiesz.
- Chciałabym go zobaczyć... - spojrzała w otchłań, a ja próbowałam poszukać w głowie o kogo może jej chodzić. Trish widząc moją zamyśloną minę od razu zaczęła rozwijać swoją prośbę. -Nie wiem, czy Zayn ci mówił, ale... mam jeszcze jednego syna, Sama.
- Wiem - przerywając jej. Nagle wszystko się stało jasne. - Wiem o wszystkim. Znam całą historię... spróbuję porozmawiać z Samem i namówić go, by zaprosił do nas ojca. Spotkacie się u
nas. - powiedziałam pewnie w myślach snując już plan.
- Jesteś taka mądra, czytasz w myślach. - uśmiechnęła się delikatnie, ściskając moją dłoń
mocniej. -Jesteś wielka, Mandy. Nawet nie wiesz, jaką moc w sobie posiadasz. Oby Zayn to docenił i nigdy nie pozwolił ci odejść. Zayn... głupek,totalny głupek, ale... wiem, że cię kocha i ty też to wiesz, prawda ? - spojrzała na mnie przygaszonymi oczami.
- Mój kochany, totalny  głupek - uśmiechnęłam się patrząc na jej bladą, zmęczoną twarz.
- On nigdy nie umiał okazywać uczuć,zawsze był humorzasty i sądził,że to on zawsze będzie rządził bez względu na to, czy ma rację czy nie. Obrażał innych, patrzył na wszystkich z góry. Wykapany ojciec, ale wiesz co... Zmieniłaś go! Zmieniłaś w taki sposób, w jaki ja nigdy nie zdołałam zmienić Yasera. Obydwie jako jedne z niewielu odkryliśmy, że to dobrzy ludzie, zagubieni, ale potrafiący kochać, ale ja... nigdy nie dostałam tego, czego oczekiwałam od mężczyzny, ale ty to dostaniesz ! Widzę to i... po prostu to wiem. Pokochałaś go tak mocno, że twoja miłość zmieniła tego buntownika w prawdziwego mężczyznę. Jak tak czasem sobie myślę, a od kilku miesięcy mam na to naprawdę dużo czasu to... doszłam do wniosku, że chyba nigdy nie kochałam tak bardzo Yasera i dlatego nie był mężem marzeń... moje serce od zawsze należało do kogoś innego i dopiero teraz, w obliczu śmierci to pojęłam.Alex był... to znaczy zapewne nadal jest mężczyzną, wręcz urodzonym do bycia głową rodziny. Wzorowy materiał na ojca, męża,idealny w każdym calu. Troskliwy, charyzmatyczny, pełen empatii, z poczuciem humoru. Mało jest takich mężczyzn, a ja... ja go zraniłam i nigdy sobie tego nie wybaczę. Przecież mogłam wziąć dzieci i... przecież wszystko mogłoby wyglądać inaczej...
Dlatego potrzebuję tego. Potrzebuję go zobaczyć, by na łożu śmierci czuć spokój, nie nienawiść do samej siebie. Nie rozstanę się ze światem mając tyle nieuporządkowanych spraw  i Bóg nade mną czuwa. Czeka,aż wszystko powyjaśniam i odkupię swoje winy. Dziękuję ci, Man, nawet nie wiesz ile, ci zawdzięczam, moje dziecko. - nawet nie wiem, w którym momencie zaczęłyśmy płakać. Poczułam, że nie mogę pozwolić jej odejść. Tak bardzo ją kocham. Jest mi bliższa niż moja rodzona matka. Nikt nie może jej zabrać. Zabrać wtedy, gdy tak bardzo jest wszystkim potrzebna.
- Jeszcze dziś pogadam z Samem - powiedziałam wycierając łzy z policzków
- Sam... piękny, prawda ? Tak bardzo podobny do ojca. - uśmiechnęła się z dumą. - To śmieszne, mam dwóch synów, całkowicie różnych, a tak bardzo przystojnych, pięknych, że mogłabym urządzić spokojnie jakiś pokaz modeli - zażartowała ocierając oczy swoimi chudymi dłońmi.
- Ojj tak, tak. Jest na co popatrzeć - zachichotałam wyobrażając sobie takie przedsięwzięcie.
- Lekarz i Biznesmen. Cudowna mieszanka
- Wybuchowa. Zayn jak go widzi to...
- Wiem, ma na niego alergię, ale wierzę, że się dogadają, wiesz czemu ? Obydwoje są tak samo uparci i pewni siebie. To dziwne, bo to nie moje cechy, ale pod tym względem zachowują się tak samo.
- Ojj tak, zapomniałaś jeszcze dodać :notoryczne poprawianie fryzury
- Oo i perfumy, które czuć w całym domu przez 24 godziny na dobę. Nawet wietrzenie nie pomoże.
- I zamiłowanie do garniturów
- I do sportowych aut
Świetnie bawiłyśmy się porównując do siebie synów Trish. Do tego stopnia, że nasze śmiechy było słychać w całym domu. Tak.... nikt z mojego otoczenia nie jest normalny, ale uwierzcie mi : widok chorującej kobiety, która płacze ze śmiechu jest miodem na serce. Ten widok daje nadzieję, cały czas między nami jest. To musi coś oznaczać.
- Co się dzieje ? - Doniya przyniosła kawy i patrzyła się na nas, jakbyśmy wylądowały na ziemi, dopiero co opuszczając inną planetę.
- A nic nic... Sam vs Zayn, córcia
- Sam jest przystojniejszy, to jasne - zaśmiała się Don
- No na pewno. Zapomnij. Zayn nie ma sobie równych ! - stanęłam w obronie mojego faceta. Sam był przystojny, oczywiście, ale do Zayna trochę mu brakowało.
- Mamo ! - popatrzyłyśmy na nią chcąc, by rozstrzygnęła nasz spór, na co kobieta zaśmiała się dźwięcznie.
- I co ja mam, wariatki z wami zrobić, co ?
- Sam czy Zayn?
- Obaj - przewróciła oczami sącząc delikatnie wodę
- Ale jesteś!
- Nie będę wybierać między synami. Oszalałyście
- Nie ! Nie masz wyjścia! Ojj no jesteś powiedzmy Mandy oo i masz do wyboru dwóch mężczyzn : doktorka i biznesmena, którego wybierasz ? - Doniya upiła łyk kawy patrząc na mnie. Ja tylko przewróciłam rozbawiona oczami. Kocham takie płytkie rozmowy! Najśmieszniejsze jest to, że żadna z nas nie umieszcza w drabinie wartości czegoś takiego jak wygląd. No ale warto czasem się pośmiać, dla zdrowia.
- Cóż... gdybym miała w ten sposób wybierać to... ech nie nagrywasz tego ?
- Nie !
- Zayna noo - odparła zażenowana i zrezygnowana, na co ja wydałam okrzyk zwycięstwa i wszystkie trzy zaniosłyśmy się śmiechem.
- Czemu ? - zapytała Doniya z ciekawością wypisaną na twarzy.
- Bo mam słabość do tych czarnych oczu mojego syna. Rany jak to brzmi.
- Co najmniej dziwnie. - dodałam udając zniesmaczenie
- A kto tu jest normalny,hmm ? - znowu wybuchnęłyśmy śmiechem i w takich nastrojach utrzymałyśmy nasze spotkanie do końca.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam Was moi Drodzy ! Wróciłam po dłuższej nieobecności, za którą bardzo przepraszam.  Brak czasu i sprawy osobiste nie pozwalały mi za wiele pisać :/ Ale jest ok i wracam. Mam nadzieje ,ze mam jeszcze do kogo wracać.  ;) 
Pozdrawiam ;**


piątek, 5 sierpnia 2016

Imagin Zayn cz.41

Budząc się poczułam niemały zawód, gdy spostrzegłam, że silne ramiona Zayna nie oplatają mnie tak jak wcześniej. Zaspana spojrzałam na zegarek : 10:30, super! Sfrustrowana tym, że zmarnowałam tyle czasu na sen, zwlekłam się z łóżka. Zeszłam na dół przybierając pozę uśmiechniętej, szczęśliwej dziewczyny głupio myśląc, że to w jakiś sposób może pomóc mojemu zagubionemu chłopakowi. Zastałam go, siedzącego tyłem do mnie z kawą w dłoni. Patrzył uparcie w jeden punkt przez okno. Miał na sobie spodnie garniturowe, a jego biała koszula była podwinięta do łokcia. Przymknęłam oczy, walcząc z tym, by nie ściągnąć mu jej siłą i przeprasować, ale doskonale wiedziałam, że w tym stanie moje uwagi na temat jego ubioru wydadzą się nie na miejscu. Położyłam mu dłonie na ramionach, na co spojrzał na mnie i posłał mi smutny uśmiech. Uśmiech, który na nowo rozwalił mi serce.
- Hej kochanie - uśmiechnęłam się, szybko odwracając do ekspresu, by ukryć łzy tlące się w moich oczach.
- Dobrze spałaś ? - zapytał, spoglądając na mnie
- Ymm... nie najgorzej. Jadłeś coś ? - to dziwne, bo tak naprawdę nigdy nie rozmawialiśmy o takich banalnych sprawach typu śniadanie, czy spanie. Prawdę mówiąc rzadko kiedy jadaliśmy ze sobą śniadania, co sprawiło, że poczułam się trochę niekomfortowo.
- Nie jestem głodny - odpowiedział obojętnie
- Ale musisz coś jeść - szepnęłam przybliżając się do niego i patrząc na niego z góry
- Nie jestem dzieckiem, Mandy
- Czasem się tak zachowujesz. Idziesz dziś do firmy ? - zapytałam chcąc nie dopuścić do kolejnej awantury o tak durnowatą rzecz, jaką jest jedzenie. My naprawdę potrafilibyśmy się o to posprzeczać i nie odzywać przez kilka najbliższych dni.
- Muszę się czymś zająć. Nie będę siedział i czekał aż... - jego głos się załamał
- Nie kończ! Nie wolno ci tak myśleć, słyszysz ?! - usiadłam naprzeciw niego biorąc jego duże dłonie w swoje. - Ona jest silna, słyszysz. Wyjdzie z tego.
- Man błagam cię, sama w to nie wierzysz ! Skończ z tymi bajkami ! Zostało jej... naprawdę niewiele czasu ! Im wcześniej to zrozumiemy tym lepiej ! - krzyknął wychodząc z kuchni
- Nie musisz się na mnie wyżywać, znowu ! - krzyknęłam idąc za nim.
- Mandy ona umiera! UMIERA, mam ci to przeliterować, żebyś zrozumiała ? Tracę ją... z każdym dniem
Westchnęłam głośno siadając obok niego na kanapie.
- W porządku. nie denerwuj się. Skoro niewiele czasu jej zostało to... to musimy zrobić wszystko, by odciągnąć jej myśli od cierpienia. Ty to wiesz i ja to wiem... i wszyscy wokół niej łącznie z nią wiedzą, że szanse są minimalne. Ale to nie znaczy, że wszyscy mają się załamywać i pokazywać jej, jak bardzo ich rani perspektywa jej braku. Ona przez czuje się jeszcze gorzej! Nawiedzają ją wyrzuty sumienia i wini się za coś, co jest ludzkie i powstało zupełnie nie z jej winy. Zayn! Niech przeżyje swoje ostatnie dni z najbliższymi, jak za dobrych lat. Niech się nimi nacieszy. Kochanie nie mamy czasu na łzy ! Ona naprawdę by tego nie chciała... pomyśl : znasz ją najlepiej... myślisz, że byłaby zadowolona z twojego zachowania?
- To nie jest takie proste - przerwał mi mój monolog
- Wiem, ale zrób to dla niej. Pokaż, że jesteś silny ! Ktoś musi w tym wszystkim wykazać się siłą! A kto jak nie ty ? - położyłam swoją dłoń na jego ramieniu, na co on przykrył ją swoją
- Muszę z tobą porozmawiać o czymś ważnym. - powiedział nie patrząc mi w oczy. Poczułam narastający stres. To nie może być nic dobrego. - Usiądź skarbie. - Spełniłam jego prośbę wstrzymując oddech. Brunet wyjął z kieszeni spodni bilet kładąc go przede mną.
- Co to jest ? - zapytałam, nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi
-Bilet, wyjeżdżasz na dwa tygodnie na Ibizę - powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu
- Czemu ?
- Nie chcę, żebyś oglądała mnie w takim stanie. Lot jest wyznaczony na 21
- Nigdzie się nie wybieram. - powiedziałam stanowczo
- Owszem lecisz
- Nie zostawię cię samego. Jestem tu po to, żeby cię wspierać.
- Ale ja nie chcę twojego wsparcia! Lecisz na wakacje
- Nie, Zayn, nie tym razem. Nie masz prawa decydować za mnie ! Mam swój mózg. Zostaję tutaj. - walczyłam sama z sobą, by nie wybuchnąć. Jak on może robić mi coś takiego?!
- Mandy nie utrudniaj chociaż raz.
- Jesteśmy razem... przecież każda ukochana osoba jest z drugą na dobre i na złe. Zayn proszę cię
- Tak, tak i w zdrowiu i w chorobie, tak wiem - przewrócił oczami. - Nie chcę, żebyś cierpiała.
- Dlaczego ciągle jak są jakieś problemy odsuwasz mnie od siebie?! Dlaczego?! Myślisz, że wszystkie kobiety są słabe ? Zbyt słabe, żeby poradzić sobie z problemami ?! - prychnęłam - Słabość u kobiet jest ich największą bronią! Kobiety potrafią więcej znieść, niż ci się wydaje!
- Mandy lecisz na Ibizę
- Nie lecę
- Mandy !
- Nie, od tego tu jestem. Czy ci się to podoba czy nie! Zostaję tu, choć byś miał na mnie warczeć, wrzeszczeć i ciągle ranić. Zostanę! Kocham cię i pomogę ci przejść przez wszystko, Zayn. Na tym polega związek
- Jeśli mnie kochasz, jak twierdzisz to polecisz tam i odpoczniesz.
- Jak możesz ?! Jak możesz mnie tak ranić ?! Znowu to robisz ! Obiecałeś mi!! Ty się nigdy nie zmienisz! To pieprzenie o tym, jak bardzo zmieniła cię nasza miłość... to kłamstwo ! Ty ciągle jesteś taki sam i wiesz co ?! Koniec z tym ! Nie pozwolę ci dokonywać za mnie samą wyborów. Kocham Trish jak własną matkę i zostanę z nią, a ty sobie rób, co chcesz !
W ogóle jak mogłeś o tym w ten sposób pomyśleć?! Wstydzisz się swoich uczuć?Chcesz mi pokazać, że jesteś silny, tak ?! Ludzie nie są z kamienia, Zayn. Ty też nie jesteś i ja też do cholery jasnej nie jestem ! - nawet nie wiem, kiedy zaczynam płakać. Zwróciłam na to uwagę dopiero wtedy, kiedy wyraz twarzy Zayna zmienił się na bardziej łagodny, a w jego oczach ujrzałam ból. Cała się trzęsłam z tych wszystkich emocji. Jak on może mnie tak od siebie odsuwać ? Jak on może? Zayn podbiegł do mnie i zamknął w uścisku. Z frustracją zaczęłam go bić z całej siły pięściami,ale on nadal nie zmienił pozycji. Stał wyprostowany trzymając moją głowę w swoich dłoniach.
- Nie jadę - jęknęłam nie rozpoznając mojego głosu
- Cśś - przytulił mnie mocniej, ścierając moje łzy.
- Zostaję z tobą, słyszysz ? - spojrzałam w jego oczy, w których widać było poczucie winy. Pokiwał głową zgadzając się i całując mnie w skroń.
Staliśmy tak przez dłuższy czas. Trudno było mi uspokoić moje nerwy i na nowo poskładać kolejny raz roztrzaskane serce. - Powiedz coś - Nie mogłam znieść tej ciszy między nami. Doprowadzała mnie do szaleństwa... a może ja od dawna jestem szalona ? Nie wiem...
Chłopak nie powiedział nic, tylko zbliżył swoją twarz do mojej i nakrył moje usta swoimi. Całował delikatnie i czule, a mi to wystarczyło, by się pozbierać. Każdy pocałunek był niczym obietnica, sprawiał, że do mojego serca zaczęła napływać nadzieja. Nadzieja, która pomaga walczyć, jest jedną z najcięższych broni, jakie ma człowiek. Wbrew pozorom, to właśnie ona jest najważniejsza.
- Tak bardzo cię kocham - szepnął odsuwając swoją twarz o kilka milimetrów.
- Wiem, Zayn
- I pragnę twojego szczęścia
- Po prostu nie odsuwaj mnie od siebie - powiedziałam całując kąciki jego ust
- Nie zasługuję na ciebie - powiedział łamiącym głosem
- Dobrze, że nie ty o tym decydujesz
- Dałaś mi o wiele więcej, niż ja ci kiedykolwiek dałem. Jedyne, co ode mnie dostałaś to łzy, cierpienie, depresja, stres... tyle byłem w stanie ci dać przez te wszystkie lata.
- Nie mów tak. Dobrze wiesz, że tak nie jest ! - spojrzałam prosto w jego oczy, jego piękne czekoladowe oczy, które w świetle słońca były cudownie rozświetlone. To moja ulubiona część jego perfekcji. Oczy, które w tej chwili wypełnione są bólem i czymś niezidentyfikowanym, ale jak dla mnie była to nadzieja... wiara w nas i wiara we mnie. Tyle mi wystarczyło, by znowu przypomnieć sobie, jak bardzo kocham tego mężczyznę i jak bardzo go potrzebuję. - Sprawiłeś, że stałam się lepszym człowiekiem - szepnęłam - dzięki tobie dowiedziałam się, czym tak naprawdę jest miłość... odkąd nauczyłam się czytać, podkradałam mamie romanse, w których najczęściej sprawy wyglądały tak prosto... on kochał ją, ona jego, i tyle. Cały świat stał przed nimi otworem, a jedynym problemem, jaki mieli była albo bieda, albo zbytnie bogactwo, które doprowadziło do pustki. My stworzyliśmy nową historię, Zayn. Skomplikowaną, trudną, pełną łez i dramatów... ale to nasza historia. Wspólna, której nikt nam nie zabierze. Idea miłości wcale nie jest taka prosta i to właśnie ty mi to pokazałeś. Nauczyłeś mnie walczyć z wadami, niedoskonałościami... zawsze chciałam być tak silna, jak teraz. To dzięki tobie odnalazłam siłę, stałam się prawdziwą kobietą. To właśnie ty sprawiłeś, że zaczęłam dbać o coś innego niż tylko marszczenie mózgu. Zaczęłam w końcu kierować się sercem, a nie tylko rozumem. Nasza miłość jest piękna - odwróciłam się zamyślona w stronę naszych fotografii, które oprawione w ramkę wisiały na ścianie. - Walczyliśmy o siebie każdego dnia. Tajemnice, twoje tajemnice sprawiały, że co chwila się cofaliśmy, ale... nigdy nie przestaliśmy się kochać. Nic nie zniszczy tego uczucia, Zayn. I właśnie to mi dałeś, a w porównaniu z tym darem, łzy, cierpienie, depresja czy stres są niczym. Są tylko przykrym dodatkiem, którego pozbędziemy się prędzej czy później. I to jest ta prawda, Zayn. Prawda, którą przekazywałam ci, kiedy do ciebie wracałam, za każdym razem, kiedy pozwalałam ci mnie całować, dotykać, z  każdym moim słowem, tylko ty... byłeś ślepy i głuchy... Nauczyłam cię kochać, sam mi to powtarzałeś... to teraz nauczę cię widzieć i słyszeć. - szepnęłam wtulając się w niego. Znowu stał w miejscu i intensywnie myślał, na co wskazywało przygryzanie jego wargi, tak bardzo przeze mnie uwielbiane.
- W sumie to sama mogłabyś wydać książkę, setki moich błędów powinny być nauką dla innych facetów, którzy tak bardzo kochają, a tak rzadko to pokazują - powiedział po chwili ciszy i pocałował moje włosy.
- Kuszące, może kiedyś - uśmiechnęłam się, a Zayn wpatrywał się we mnie intensywnie, by potem uśmiechnąć się szeroko i przenieść mnie w stylu panny młodej na kanapę.
- Nigdy nie kochałem cię mocniej jak w tej chwili - szepnął  z pożądaniem wpijając się w moje usta.Odchyliłam głowę, chcąc pogłębić pocałunek. Czułam, jak Zayn uśmiecha się delikatnie, nie przestając pieścić moich warg. Przeszkodził nam dzwoniący telefon. Chłopak jęknął z frustracją, a ja rozbawiona jego reakcją, nie wstając z jego kolan sięgnęłam po Iphone'a
- Hej mamusiu, co tam ? - zapytałam, widząc na wyświetlaczu Sam. Trochę ją zaniedbałam przez te wszystkie problemy i zupełnie zapomniałam, że mieliśmy się zająć nią pod nieobecność Liama
- Mandyyyyy
- Co się dzieje ? Czemu krzyczysz ? - zapytałam zaniepokojona
- Wody mi odchodzą
- O mamuniu, zaraz będziemy. Oddychaj spokojnie.
- Co się stało ? - zapytał zaniepokojony Zayn patrząc jak niczym strzała ubieram trampki
- Sam rodzi, musisz mi pomóc ! - pociągnęłam go szybko w stronę drzwi rzucając w niego kluczykami do auta.
- Jak mam ci pomóc ?Nie wiem czy wiesz, ale  nie znam się na dzieciach a tym bardziej na porodach, moja droga. - powiedział z ironią posyłając mi złośliwy uśmieszek
- Pan Malik czegoś nie wie ? To ci dopiero nowina. - zaśmiałam się chcąc ukryć obawę o
Sam. -  zawieź mnie tam po prostu.
- Tak jest !- zasalutował wjeżdżając szybko na autostradę
- Musimy się pospieszyć, nie wiadomo w jakim jest stanie
- Czekaj.. chcesz ją zabrać do szpitala, tak ?
- A jakżeby inaczej ? Sam chcesz przyjmować poród ?
- Ale... jak ona urodzi tu... na mojej tapicerce... - wzdrygnął się posyłając mi przestraszone spojrzenie.
- Jejku Zayn - przewróciłam teatralnie oczami - Twoja cholerna tapicerka nie jest warta, by właśnie na niej przyszedł malutki człowieczek, do tego twój chrześniak!
- Nasz chrześniak, skarbie, nasz... przecież żartowałem - położył dłoń na moim kolanie i zaczął sunąć nią wyżej. - Jeśli urodzi się na mojej tapicerce, zmienię auto - zaśmiał się, za co dostał ode mnie kuksańca w bok.
Droga upłynęła nam na tych durnych żartach Zayna. Może chciał mnie jakoś uspokoić, ale tylko mnie tym denerwował. Martwiłam się o swoją przyjaciółkę, tym bardziej, że zupełnie nie wiem, czego mam się spodziewać po przekroczeniu jej progu.

Zastaliśmy ją ledwo stojącą, uporczywie trzymającą się za swój ciążowy brzuch.
- Sam - podbiegłam do niej obejmując ją ramieniem.
- Zaczyna się, zaczyna się - jęknęła
- Zawieziemy cię do szpitala, dasz radę iść ? - zapytał Zayn, który jako jedyny z nas wydawał się być opanowany.
- Tttak
- Spokojnie - posłał jej uspokajający  uśmiech i podał swoją dłoń. Patrzyłam jak jego twarz wykrzywia się pod wpływem mocnego uścisku Sam. Daję sobie palec uciąć, że pewnie wbijała mu mocno paznokcie, bo Zayn nie należy do delikatnych chłopaczków.

Nie przestrzegając żadnych przepisów drogowych i ciesząc się, że nie dostaliśmy żadnych punktów karnych dotarliśmy do szpitala w niecałe 10 minut.
Sam od razu zajął się specjalista, a my ze zdenerwowaniem... dobra, ja ze zdenerwowaniem czekałam na korytarzu
- Jejku Mandy, usiądź w końcu. Zrobiłaś już z 10 kilometrów - podszedł do mnie i zmusił mnie, bym w końcu usiadła
- Martwię się
- Ona nie umiera tylko rodzi, wyluzuj.
- Mam wyrzuty sumienia. Powinnam była ją wspierać i być przy niej, a ja.. myślałam tylko o sobie. Jestem najgorszą przyjaciółką roku.
- Przestań, Man, nie bądź dla siebie aż tak krytyczna - objął mnie, a gdy położyłam głowę na jego ramieniu delikatnie pocałował mnie we włosy
- Jestem egoistką.
- Bo po raz pierwszy myślałaś o swoich problemach ? Przepraszam o moich... tzn... naszych problemach? Kochanie proszę cię nie gadaj głupstw. - zignorował moje niemalże depresyjne odzywki,co poskutkowało tym, że szybko odeszły z mojej głowy.

Po chwili lekarz wyszedł i zaczął się gwałtownie rozglądać. Gdy w końcu nas zobaczył, szybko do nas podbiegł mówiąc, że Sam potrzebuje w tej chwili wsparcia i że ktoś musi ją uspokoić, by mógł bez komplikacji przyjąć poród. Bez zastanowienia się włożyłam na siebie szpitalne ubranie i weszłam z nim na salę. Sam leżała zapłakana, wykończona i zamkniętymi oczami. Usiadłam obok niej i wzięłam jej spoconą dłoń w swoją.
- Kochanie jestem tu, będzie dobrze, tak ? - powiedziałam zaczesując jej mokre włosy
- Nie dam rady! - jęknęła
- Oczywiście, że dasz. Jesteś silna, pamiętasz ? Obie jesteśmy - uśmiechnęłam się
- Proszę przeć! - krzyknął lekarz
- Jestem z tobą - szepnęłam zaciskając jej dłoń.

Po kilku dłużących się niemiłosiernie godzinach Sam urodziła zdrową dziewczynkę.
Leżała spokojnie w przydzielonej sobie sali wpatrując się w śliczną osóbkę, która niedawno pojawiła się wśród nas.
- Śliczna jest, prawda ?
- Cudowna - uśmiechnęłam się biorąc małą na ręce. Zayn trzymał dłonie na oparciu mojego krzesła i uśmiechał się pod nosem.
-Też powinniście o tym pomyśleć. Dziecko wam pasuje - zachichotała Sam widząc minę Zayna.
- Przyjdzie na to czas - powiedział Zayn siląc się na neutralny ton, ale ja wiedziałam, że sam jest wzruszony tą chwilą i cieszy się, że był świadkiem narodzin pierworodnej córki swojego najlepszego przyjaciela.
- Liam już wie ? - zapytałam chcąc uwolnić Zayna od uwag rozbawionej Sam
- Nie miałam kiedy go poinformować
- Dziwne... miałaś czas,by zadzwonić po nas, a do niego już nie ? - zapytał podejrzliwie Zayn
- Przestań ! - zganiłam go
- To znaczy... chcesz, żebym do niego zadzwonił ? - poprawił się patrząc na mnie jakby mówił "zadowolona?"
- Jakbyś mógł, byłabym wdzięczna - Sam posłała mu uśmiech, ale coś mi nie grało. Czyżby się pokłócili z Liamem ? Nie, to niemożliwe, przecież oni się nigdy nie kłócą. Nie mniej jednak Sam zachowywała się bardzo dziwnie od momentu, gdy Zayn o niego zapytał.
- Ok, zaraz wracam - ucałował czubek mojej głowy i wyszedł z sali.
- Coś się stało ?
- Nie, wszystko ok - wzruszyła obojętnie ramionami
- Nie znam cię od wczoraj.
- No bo... bo on nie wróci tak szybko - powiedziała nie patrząc mi w oczy.
- Dlaczego ? Przecież to miał być krótki służbowy wyjazd.
- Pracoholizm to jego drugie imię. Otwiera tam kolejną filię i powiedział, że musi zostać na jakiś czas, a potem...
- Co potem ?
- Chce, żebyśmy z dzieckiem do niego dołączyły.
- Wyjeżdżasz ? - nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogę w tym momencie stracić przyjaciółki. Ona nie może wyjechać aż do Seattle! Przecież to kawał drogi stąd. Nie chcę jej stracić. - A chcesz
jechać?-zapytałam chcąc ukryć smutek
- Skąd, Londyn to moje miejsce na ziemi. Nigdzie się stąd nie ruszałam. Może i byłam ograniczona, ale dobrze mi z tym było ! Ja... ja chcę zostać, tylko... ech rozumiesz sama... nie chcę bez niego żyć. Mamy razem dziecko, a po za tym jest moim mężem, moim ukochanym. Nie może żyć na innym kontynencie.
- Doskonale cię rozumiem. Powiedz...czy to już postanowione ? Na sto procent przeprowadzacie się do Seattle ?
- Mam nadzieję, że zmieni zdanie, tym bardziej iż ostatnio błagałam go o to.
- Pokłóciliście się, mam rację ?  - wiedziałam, że Sam nie potrafi zachować spokoju i uwielbia się kłócić, zwłaszcza gdy nie pozwala się jej postawić na swoim. Mówi wtedy zbyt wiele. Nie kontroluje swoich słów, a po wypowiedzeniu ich jest za późno, by je cofnąć.
- Man nie chcę wyjeżdżać i on musi to zrozumieć. - powiedziała odwracając się ode mnie.
Houston, mamy kolejny problem... Bez odbioru.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka Kochani moi ! Przychodzę z kolejną częścią Zayna i jestem ciekawa, czy spodoba Wam się tak samo, jak poprzednia. Czytając Wasze ostatnie komentarze, nie mogłam uwierzyć, że komukolwiek może się podobać aż tak moja "twórczość" . Budujecie moją pewność siebie, za co bardzo Wam dziękuję! Szukam w Was motywacji i nie zawiodłam się jeszcze ani razu ! ;**
Dziękuję, że jesteście ! <333