piątek, 5 sierpnia 2016

Imagin Zayn cz.41

Budząc się poczułam niemały zawód, gdy spostrzegłam, że silne ramiona Zayna nie oplatają mnie tak jak wcześniej. Zaspana spojrzałam na zegarek : 10:30, super! Sfrustrowana tym, że zmarnowałam tyle czasu na sen, zwlekłam się z łóżka. Zeszłam na dół przybierając pozę uśmiechniętej, szczęśliwej dziewczyny głupio myśląc, że to w jakiś sposób może pomóc mojemu zagubionemu chłopakowi. Zastałam go, siedzącego tyłem do mnie z kawą w dłoni. Patrzył uparcie w jeden punkt przez okno. Miał na sobie spodnie garniturowe, a jego biała koszula była podwinięta do łokcia. Przymknęłam oczy, walcząc z tym, by nie ściągnąć mu jej siłą i przeprasować, ale doskonale wiedziałam, że w tym stanie moje uwagi na temat jego ubioru wydadzą się nie na miejscu. Położyłam mu dłonie na ramionach, na co spojrzał na mnie i posłał mi smutny uśmiech. Uśmiech, który na nowo rozwalił mi serce.
- Hej kochanie - uśmiechnęłam się, szybko odwracając do ekspresu, by ukryć łzy tlące się w moich oczach.
- Dobrze spałaś ? - zapytał, spoglądając na mnie
- Ymm... nie najgorzej. Jadłeś coś ? - to dziwne, bo tak naprawdę nigdy nie rozmawialiśmy o takich banalnych sprawach typu śniadanie, czy spanie. Prawdę mówiąc rzadko kiedy jadaliśmy ze sobą śniadania, co sprawiło, że poczułam się trochę niekomfortowo.
- Nie jestem głodny - odpowiedział obojętnie
- Ale musisz coś jeść - szepnęłam przybliżając się do niego i patrząc na niego z góry
- Nie jestem dzieckiem, Mandy
- Czasem się tak zachowujesz. Idziesz dziś do firmy ? - zapytałam chcąc nie dopuścić do kolejnej awantury o tak durnowatą rzecz, jaką jest jedzenie. My naprawdę potrafilibyśmy się o to posprzeczać i nie odzywać przez kilka najbliższych dni.
- Muszę się czymś zająć. Nie będę siedział i czekał aż... - jego głos się załamał
- Nie kończ! Nie wolno ci tak myśleć, słyszysz ?! - usiadłam naprzeciw niego biorąc jego duże dłonie w swoje. - Ona jest silna, słyszysz. Wyjdzie z tego.
- Man błagam cię, sama w to nie wierzysz ! Skończ z tymi bajkami ! Zostało jej... naprawdę niewiele czasu ! Im wcześniej to zrozumiemy tym lepiej ! - krzyknął wychodząc z kuchni
- Nie musisz się na mnie wyżywać, znowu ! - krzyknęłam idąc za nim.
- Mandy ona umiera! UMIERA, mam ci to przeliterować, żebyś zrozumiała ? Tracę ją... z każdym dniem
Westchnęłam głośno siadając obok niego na kanapie.
- W porządku. nie denerwuj się. Skoro niewiele czasu jej zostało to... to musimy zrobić wszystko, by odciągnąć jej myśli od cierpienia. Ty to wiesz i ja to wiem... i wszyscy wokół niej łącznie z nią wiedzą, że szanse są minimalne. Ale to nie znaczy, że wszyscy mają się załamywać i pokazywać jej, jak bardzo ich rani perspektywa jej braku. Ona przez czuje się jeszcze gorzej! Nawiedzają ją wyrzuty sumienia i wini się za coś, co jest ludzkie i powstało zupełnie nie z jej winy. Zayn! Niech przeżyje swoje ostatnie dni z najbliższymi, jak za dobrych lat. Niech się nimi nacieszy. Kochanie nie mamy czasu na łzy ! Ona naprawdę by tego nie chciała... pomyśl : znasz ją najlepiej... myślisz, że byłaby zadowolona z twojego zachowania?
- To nie jest takie proste - przerwał mi mój monolog
- Wiem, ale zrób to dla niej. Pokaż, że jesteś silny ! Ktoś musi w tym wszystkim wykazać się siłą! A kto jak nie ty ? - położyłam swoją dłoń na jego ramieniu, na co on przykrył ją swoją
- Muszę z tobą porozmawiać o czymś ważnym. - powiedział nie patrząc mi w oczy. Poczułam narastający stres. To nie może być nic dobrego. - Usiądź skarbie. - Spełniłam jego prośbę wstrzymując oddech. Brunet wyjął z kieszeni spodni bilet kładąc go przede mną.
- Co to jest ? - zapytałam, nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi
-Bilet, wyjeżdżasz na dwa tygodnie na Ibizę - powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu
- Czemu ?
- Nie chcę, żebyś oglądała mnie w takim stanie. Lot jest wyznaczony na 21
- Nigdzie się nie wybieram. - powiedziałam stanowczo
- Owszem lecisz
- Nie zostawię cię samego. Jestem tu po to, żeby cię wspierać.
- Ale ja nie chcę twojego wsparcia! Lecisz na wakacje
- Nie, Zayn, nie tym razem. Nie masz prawa decydować za mnie ! Mam swój mózg. Zostaję tutaj. - walczyłam sama z sobą, by nie wybuchnąć. Jak on może robić mi coś takiego?!
- Mandy nie utrudniaj chociaż raz.
- Jesteśmy razem... przecież każda ukochana osoba jest z drugą na dobre i na złe. Zayn proszę cię
- Tak, tak i w zdrowiu i w chorobie, tak wiem - przewrócił oczami. - Nie chcę, żebyś cierpiała.
- Dlaczego ciągle jak są jakieś problemy odsuwasz mnie od siebie?! Dlaczego?! Myślisz, że wszystkie kobiety są słabe ? Zbyt słabe, żeby poradzić sobie z problemami ?! - prychnęłam - Słabość u kobiet jest ich największą bronią! Kobiety potrafią więcej znieść, niż ci się wydaje!
- Mandy lecisz na Ibizę
- Nie lecę
- Mandy !
- Nie, od tego tu jestem. Czy ci się to podoba czy nie! Zostaję tu, choć byś miał na mnie warczeć, wrzeszczeć i ciągle ranić. Zostanę! Kocham cię i pomogę ci przejść przez wszystko, Zayn. Na tym polega związek
- Jeśli mnie kochasz, jak twierdzisz to polecisz tam i odpoczniesz.
- Jak możesz ?! Jak możesz mnie tak ranić ?! Znowu to robisz ! Obiecałeś mi!! Ty się nigdy nie zmienisz! To pieprzenie o tym, jak bardzo zmieniła cię nasza miłość... to kłamstwo ! Ty ciągle jesteś taki sam i wiesz co ?! Koniec z tym ! Nie pozwolę ci dokonywać za mnie samą wyborów. Kocham Trish jak własną matkę i zostanę z nią, a ty sobie rób, co chcesz !
W ogóle jak mogłeś o tym w ten sposób pomyśleć?! Wstydzisz się swoich uczuć?Chcesz mi pokazać, że jesteś silny, tak ?! Ludzie nie są z kamienia, Zayn. Ty też nie jesteś i ja też do cholery jasnej nie jestem ! - nawet nie wiem, kiedy zaczynam płakać. Zwróciłam na to uwagę dopiero wtedy, kiedy wyraz twarzy Zayna zmienił się na bardziej łagodny, a w jego oczach ujrzałam ból. Cała się trzęsłam z tych wszystkich emocji. Jak on może mnie tak od siebie odsuwać ? Jak on może? Zayn podbiegł do mnie i zamknął w uścisku. Z frustracją zaczęłam go bić z całej siły pięściami,ale on nadal nie zmienił pozycji. Stał wyprostowany trzymając moją głowę w swoich dłoniach.
- Nie jadę - jęknęłam nie rozpoznając mojego głosu
- Cśś - przytulił mnie mocniej, ścierając moje łzy.
- Zostaję z tobą, słyszysz ? - spojrzałam w jego oczy, w których widać było poczucie winy. Pokiwał głową zgadzając się i całując mnie w skroń.
Staliśmy tak przez dłuższy czas. Trudno było mi uspokoić moje nerwy i na nowo poskładać kolejny raz roztrzaskane serce. - Powiedz coś - Nie mogłam znieść tej ciszy między nami. Doprowadzała mnie do szaleństwa... a może ja od dawna jestem szalona ? Nie wiem...
Chłopak nie powiedział nic, tylko zbliżył swoją twarz do mojej i nakrył moje usta swoimi. Całował delikatnie i czule, a mi to wystarczyło, by się pozbierać. Każdy pocałunek był niczym obietnica, sprawiał, że do mojego serca zaczęła napływać nadzieja. Nadzieja, która pomaga walczyć, jest jedną z najcięższych broni, jakie ma człowiek. Wbrew pozorom, to właśnie ona jest najważniejsza.
- Tak bardzo cię kocham - szepnął odsuwając swoją twarz o kilka milimetrów.
- Wiem, Zayn
- I pragnę twojego szczęścia
- Po prostu nie odsuwaj mnie od siebie - powiedziałam całując kąciki jego ust
- Nie zasługuję na ciebie - powiedział łamiącym głosem
- Dobrze, że nie ty o tym decydujesz
- Dałaś mi o wiele więcej, niż ja ci kiedykolwiek dałem. Jedyne, co ode mnie dostałaś to łzy, cierpienie, depresja, stres... tyle byłem w stanie ci dać przez te wszystkie lata.
- Nie mów tak. Dobrze wiesz, że tak nie jest ! - spojrzałam prosto w jego oczy, jego piękne czekoladowe oczy, które w świetle słońca były cudownie rozświetlone. To moja ulubiona część jego perfekcji. Oczy, które w tej chwili wypełnione są bólem i czymś niezidentyfikowanym, ale jak dla mnie była to nadzieja... wiara w nas i wiara we mnie. Tyle mi wystarczyło, by znowu przypomnieć sobie, jak bardzo kocham tego mężczyznę i jak bardzo go potrzebuję. - Sprawiłeś, że stałam się lepszym człowiekiem - szepnęłam - dzięki tobie dowiedziałam się, czym tak naprawdę jest miłość... odkąd nauczyłam się czytać, podkradałam mamie romanse, w których najczęściej sprawy wyglądały tak prosto... on kochał ją, ona jego, i tyle. Cały świat stał przed nimi otworem, a jedynym problemem, jaki mieli była albo bieda, albo zbytnie bogactwo, które doprowadziło do pustki. My stworzyliśmy nową historię, Zayn. Skomplikowaną, trudną, pełną łez i dramatów... ale to nasza historia. Wspólna, której nikt nam nie zabierze. Idea miłości wcale nie jest taka prosta i to właśnie ty mi to pokazałeś. Nauczyłeś mnie walczyć z wadami, niedoskonałościami... zawsze chciałam być tak silna, jak teraz. To dzięki tobie odnalazłam siłę, stałam się prawdziwą kobietą. To właśnie ty sprawiłeś, że zaczęłam dbać o coś innego niż tylko marszczenie mózgu. Zaczęłam w końcu kierować się sercem, a nie tylko rozumem. Nasza miłość jest piękna - odwróciłam się zamyślona w stronę naszych fotografii, które oprawione w ramkę wisiały na ścianie. - Walczyliśmy o siebie każdego dnia. Tajemnice, twoje tajemnice sprawiały, że co chwila się cofaliśmy, ale... nigdy nie przestaliśmy się kochać. Nic nie zniszczy tego uczucia, Zayn. I właśnie to mi dałeś, a w porównaniu z tym darem, łzy, cierpienie, depresja czy stres są niczym. Są tylko przykrym dodatkiem, którego pozbędziemy się prędzej czy później. I to jest ta prawda, Zayn. Prawda, którą przekazywałam ci, kiedy do ciebie wracałam, za każdym razem, kiedy pozwalałam ci mnie całować, dotykać, z  każdym moim słowem, tylko ty... byłeś ślepy i głuchy... Nauczyłam cię kochać, sam mi to powtarzałeś... to teraz nauczę cię widzieć i słyszeć. - szepnęłam wtulając się w niego. Znowu stał w miejscu i intensywnie myślał, na co wskazywało przygryzanie jego wargi, tak bardzo przeze mnie uwielbiane.
- W sumie to sama mogłabyś wydać książkę, setki moich błędów powinny być nauką dla innych facetów, którzy tak bardzo kochają, a tak rzadko to pokazują - powiedział po chwili ciszy i pocałował moje włosy.
- Kuszące, może kiedyś - uśmiechnęłam się, a Zayn wpatrywał się we mnie intensywnie, by potem uśmiechnąć się szeroko i przenieść mnie w stylu panny młodej na kanapę.
- Nigdy nie kochałem cię mocniej jak w tej chwili - szepnął  z pożądaniem wpijając się w moje usta.Odchyliłam głowę, chcąc pogłębić pocałunek. Czułam, jak Zayn uśmiecha się delikatnie, nie przestając pieścić moich warg. Przeszkodził nam dzwoniący telefon. Chłopak jęknął z frustracją, a ja rozbawiona jego reakcją, nie wstając z jego kolan sięgnęłam po Iphone'a
- Hej mamusiu, co tam ? - zapytałam, widząc na wyświetlaczu Sam. Trochę ją zaniedbałam przez te wszystkie problemy i zupełnie zapomniałam, że mieliśmy się zająć nią pod nieobecność Liama
- Mandyyyyy
- Co się dzieje ? Czemu krzyczysz ? - zapytałam zaniepokojona
- Wody mi odchodzą
- O mamuniu, zaraz będziemy. Oddychaj spokojnie.
- Co się stało ? - zapytał zaniepokojony Zayn patrząc jak niczym strzała ubieram trampki
- Sam rodzi, musisz mi pomóc ! - pociągnęłam go szybko w stronę drzwi rzucając w niego kluczykami do auta.
- Jak mam ci pomóc ?Nie wiem czy wiesz, ale  nie znam się na dzieciach a tym bardziej na porodach, moja droga. - powiedział z ironią posyłając mi złośliwy uśmieszek
- Pan Malik czegoś nie wie ? To ci dopiero nowina. - zaśmiałam się chcąc ukryć obawę o
Sam. -  zawieź mnie tam po prostu.
- Tak jest !- zasalutował wjeżdżając szybko na autostradę
- Musimy się pospieszyć, nie wiadomo w jakim jest stanie
- Czekaj.. chcesz ją zabrać do szpitala, tak ?
- A jakżeby inaczej ? Sam chcesz przyjmować poród ?
- Ale... jak ona urodzi tu... na mojej tapicerce... - wzdrygnął się posyłając mi przestraszone spojrzenie.
- Jejku Zayn - przewróciłam teatralnie oczami - Twoja cholerna tapicerka nie jest warta, by właśnie na niej przyszedł malutki człowieczek, do tego twój chrześniak!
- Nasz chrześniak, skarbie, nasz... przecież żartowałem - położył dłoń na moim kolanie i zaczął sunąć nią wyżej. - Jeśli urodzi się na mojej tapicerce, zmienię auto - zaśmiał się, za co dostał ode mnie kuksańca w bok.
Droga upłynęła nam na tych durnych żartach Zayna. Może chciał mnie jakoś uspokoić, ale tylko mnie tym denerwował. Martwiłam się o swoją przyjaciółkę, tym bardziej, że zupełnie nie wiem, czego mam się spodziewać po przekroczeniu jej progu.

Zastaliśmy ją ledwo stojącą, uporczywie trzymającą się za swój ciążowy brzuch.
- Sam - podbiegłam do niej obejmując ją ramieniem.
- Zaczyna się, zaczyna się - jęknęła
- Zawieziemy cię do szpitala, dasz radę iść ? - zapytał Zayn, który jako jedyny z nas wydawał się być opanowany.
- Tttak
- Spokojnie - posłał jej uspokajający  uśmiech i podał swoją dłoń. Patrzyłam jak jego twarz wykrzywia się pod wpływem mocnego uścisku Sam. Daję sobie palec uciąć, że pewnie wbijała mu mocno paznokcie, bo Zayn nie należy do delikatnych chłopaczków.

Nie przestrzegając żadnych przepisów drogowych i ciesząc się, że nie dostaliśmy żadnych punktów karnych dotarliśmy do szpitala w niecałe 10 minut.
Sam od razu zajął się specjalista, a my ze zdenerwowaniem... dobra, ja ze zdenerwowaniem czekałam na korytarzu
- Jejku Mandy, usiądź w końcu. Zrobiłaś już z 10 kilometrów - podszedł do mnie i zmusił mnie, bym w końcu usiadła
- Martwię się
- Ona nie umiera tylko rodzi, wyluzuj.
- Mam wyrzuty sumienia. Powinnam była ją wspierać i być przy niej, a ja.. myślałam tylko o sobie. Jestem najgorszą przyjaciółką roku.
- Przestań, Man, nie bądź dla siebie aż tak krytyczna - objął mnie, a gdy położyłam głowę na jego ramieniu delikatnie pocałował mnie we włosy
- Jestem egoistką.
- Bo po raz pierwszy myślałaś o swoich problemach ? Przepraszam o moich... tzn... naszych problemach? Kochanie proszę cię nie gadaj głupstw. - zignorował moje niemalże depresyjne odzywki,co poskutkowało tym, że szybko odeszły z mojej głowy.

Po chwili lekarz wyszedł i zaczął się gwałtownie rozglądać. Gdy w końcu nas zobaczył, szybko do nas podbiegł mówiąc, że Sam potrzebuje w tej chwili wsparcia i że ktoś musi ją uspokoić, by mógł bez komplikacji przyjąć poród. Bez zastanowienia się włożyłam na siebie szpitalne ubranie i weszłam z nim na salę. Sam leżała zapłakana, wykończona i zamkniętymi oczami. Usiadłam obok niej i wzięłam jej spoconą dłoń w swoją.
- Kochanie jestem tu, będzie dobrze, tak ? - powiedziałam zaczesując jej mokre włosy
- Nie dam rady! - jęknęła
- Oczywiście, że dasz. Jesteś silna, pamiętasz ? Obie jesteśmy - uśmiechnęłam się
- Proszę przeć! - krzyknął lekarz
- Jestem z tobą - szepnęłam zaciskając jej dłoń.

Po kilku dłużących się niemiłosiernie godzinach Sam urodziła zdrową dziewczynkę.
Leżała spokojnie w przydzielonej sobie sali wpatrując się w śliczną osóbkę, która niedawno pojawiła się wśród nas.
- Śliczna jest, prawda ?
- Cudowna - uśmiechnęłam się biorąc małą na ręce. Zayn trzymał dłonie na oparciu mojego krzesła i uśmiechał się pod nosem.
-Też powinniście o tym pomyśleć. Dziecko wam pasuje - zachichotała Sam widząc minę Zayna.
- Przyjdzie na to czas - powiedział Zayn siląc się na neutralny ton, ale ja wiedziałam, że sam jest wzruszony tą chwilą i cieszy się, że był świadkiem narodzin pierworodnej córki swojego najlepszego przyjaciela.
- Liam już wie ? - zapytałam chcąc uwolnić Zayna od uwag rozbawionej Sam
- Nie miałam kiedy go poinformować
- Dziwne... miałaś czas,by zadzwonić po nas, a do niego już nie ? - zapytał podejrzliwie Zayn
- Przestań ! - zganiłam go
- To znaczy... chcesz, żebym do niego zadzwonił ? - poprawił się patrząc na mnie jakby mówił "zadowolona?"
- Jakbyś mógł, byłabym wdzięczna - Sam posłała mu uśmiech, ale coś mi nie grało. Czyżby się pokłócili z Liamem ? Nie, to niemożliwe, przecież oni się nigdy nie kłócą. Nie mniej jednak Sam zachowywała się bardzo dziwnie od momentu, gdy Zayn o niego zapytał.
- Ok, zaraz wracam - ucałował czubek mojej głowy i wyszedł z sali.
- Coś się stało ?
- Nie, wszystko ok - wzruszyła obojętnie ramionami
- Nie znam cię od wczoraj.
- No bo... bo on nie wróci tak szybko - powiedziała nie patrząc mi w oczy.
- Dlaczego ? Przecież to miał być krótki służbowy wyjazd.
- Pracoholizm to jego drugie imię. Otwiera tam kolejną filię i powiedział, że musi zostać na jakiś czas, a potem...
- Co potem ?
- Chce, żebyśmy z dzieckiem do niego dołączyły.
- Wyjeżdżasz ? - nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogę w tym momencie stracić przyjaciółki. Ona nie może wyjechać aż do Seattle! Przecież to kawał drogi stąd. Nie chcę jej stracić. - A chcesz
jechać?-zapytałam chcąc ukryć smutek
- Skąd, Londyn to moje miejsce na ziemi. Nigdzie się stąd nie ruszałam. Może i byłam ograniczona, ale dobrze mi z tym było ! Ja... ja chcę zostać, tylko... ech rozumiesz sama... nie chcę bez niego żyć. Mamy razem dziecko, a po za tym jest moim mężem, moim ukochanym. Nie może żyć na innym kontynencie.
- Doskonale cię rozumiem. Powiedz...czy to już postanowione ? Na sto procent przeprowadzacie się do Seattle ?
- Mam nadzieję, że zmieni zdanie, tym bardziej iż ostatnio błagałam go o to.
- Pokłóciliście się, mam rację ?  - wiedziałam, że Sam nie potrafi zachować spokoju i uwielbia się kłócić, zwłaszcza gdy nie pozwala się jej postawić na swoim. Mówi wtedy zbyt wiele. Nie kontroluje swoich słów, a po wypowiedzeniu ich jest za późno, by je cofnąć.
- Man nie chcę wyjeżdżać i on musi to zrozumieć. - powiedziała odwracając się ode mnie.
Houston, mamy kolejny problem... Bez odbioru.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka Kochani moi ! Przychodzę z kolejną częścią Zayna i jestem ciekawa, czy spodoba Wam się tak samo, jak poprzednia. Czytając Wasze ostatnie komentarze, nie mogłam uwierzyć, że komukolwiek może się podobać aż tak moja "twórczość" . Budujecie moją pewność siebie, za co bardzo Wam dziękuję! Szukam w Was motywacji i nie zawiodłam się jeszcze ani razu ! ;**
Dziękuję, że jesteście ! <333

7 komentarzy:

  1. No to kolejny problem... Boże ile tych problemów jeszcze będzie?

    OdpowiedzUsuń
  2. No w końcu :D juz zaczęłam się zastanawiać czy coś się stało bo trochę długo nie dawałaś znaku życia, ale na szczęście widzę że wszystko ok ;) Biedny Zayn ... Dobrze że Mandy go wspiera ;) Ciekawa jestem jak potoczysz wątek Liama i Sam , on mógłby się trochę opamiętać z tą pracą i wrócić do Londynu ;) Jak ty mogłaś w ogóle pomyśleć że twoja twórczość może się komis nie podobać ;) JEST NAJLEPSZA ! przepraszam że dziś tak krótko ale nie mam nastroju na długie rozpisywanie się :( czekam niecierpliwie na następną część.
    Karola :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej ta wypowiedź Mandy kiedy opieprzała Zenka była taka piękna >>>>>>>>
    Jesteś naprawdę baaaardzo utalentowana.
    Szczerze powiem, że Zayn mnie wnerwił i zachował się jak przygłup rozkazując polecieć Man na Ibizę w takiej sytuacji :/ Zandy jako wujek i ciocia - to musi być świetne <3 Teraz czekam na Zandy jako mama i tata ;D Trochę szkoda, że z Li aż tak zajął się pracą i jeszcze ten wyjazd, ale mam nadzieję, że wszystko się w końcu jakoś poukłada ;)
    Bardzo dziękuję za rozdział i ogólnie za to, że teraz tak często dodajesz Zayn'a :*
    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny ;)
    Ściskam mocno i do następnego xx
    Doma

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow:)Nie wiem ile jeszcze problemów pomieści się w głowie Mandy;)Powodzenia w pisaniu. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow:)Nie wiem ile jeszcze problemów pomieści się w głowie Mandy;)Powodzenia w pisaniu. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  6. Mega super te twoje prace :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Historia Mandy i Zayn'a opisana przez ciebie jest niesamowita :3 nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :) Bardzo cie podziwiam za twoją twórczość, jesteś genialna :*

    OdpowiedzUsuń