Od miesiąca mieszkamy razem i jest naprawdę dobrze. Nie myślimy na razie o Brendzie i jej dziecku,staramy się żyć i cieszyć się chwilą. Lou jest cudowny, zawsze to wiedziałam, ale teraz to już w ogóle. Znalazł pracę jako DJ, która go w pełni satysfakcjonuje. Dziewczynki są zadowolone, szczęśliwe, bo nareszcie spędzamy czas w 4 i świetnie się dogadujemy.
Dziś nadszedł czas rozprawy Helen. Poprosiła mnie, żebym poszła z nią i ją wspierała. Zgodziłam się, nawet nie myśląc o tym, że spotkam tam Zayna. Zupełnie zapomniałam o tym, że jest adwokatem mojej przyjaciółki. Noo ale, skoro obiecałam....
- Hej, dzięki, że jesteś, zaczynam się bać.
- Spokojnie, ten łajdak pożałuje, wygramy, zobaczysz- starałam się ją uspokoić, ale na marne.
- Wiem, ale jeśli dowody nie będą wystarczające?
-Masz najlepszego adwokata w Londynie, spokojnie.
-Aaaaa no właśnie, Zayn Boski Malik.
- Helen- przewróciłam teatralnie oczami.
- No co? Przecież na niego leciałaś.
- Daj już spokój-próbowałam ukryć zmieszanie.
W tym momencie do sądu wszedł Zayn. Nie widziałam go od czasu ostatniej rozmowy u niego. Muszę przyznać, wyglądał niesamowicie. Lekki zarost na jego twarzy dodawał mu takiej męskości. Stop Łucja!!!! Masz faceta!!!!!- próbowałam zapanować nad moimi myślami.
- Witam, jak się Pani czuje?- zwrócił się do mojej przyjaciółki.
- Niech Pan powie tylko, że wygramy i będzie ok.
- Nie mam żadnych wątpliwości, sprawa już jest wygrana. Zapraszam już na salę-otworzył drzwi i przepuścił w nich Helen.
- Miło z Twojej strony, że wspierasz przyjaciółkę, Łucja- uśmiechnął się smutno. Czułam się jak totalna idiotka. Skrzywdziłam go nawet nieświadomie, a on na to nie zasługuje. Z drugiej jednak strony miłości nie da się udawać, nasz związek byłby bez sensu, skoro ja i tak wiedziałam, że kocham tylko Lou.- Wchodzisz na salę?
- Tak, na wszelki wypadek- Zayn przepuścił mnie w drzwiach i zaczęła się rozprawa. Helen wygrała ją bez dwóch zdań. Była w totalnej euforii opuszczając salę. Nie kryła swojej radości, którą emanowała. Rzuciła się na szyję Zayna
- Dziękuję Panu bardzo, gdyby nie Pan, nie wiem, co bym zrobiła
- Nie ma za co, cieszę się, że Pani wreszcie sobie ułoży życie. Kiedy rozwiązanie?
- Za miesiąc, chłopiec będzie- poklepała się po dość dużym już brzuchu.
- W takim razie gratulację
- Nazwę go Louis, świetne imię, może wda się w wujka, wie Pan, jak on ją teraz na rękach nosi, taki skarb.
- Helen!!- miałam ochotę ją udusić, mogłaby sobie darować, na serio.
- To świetnie- uśmiechnął się krzywo.
- Nooo ,tak jej go zazdroszczę- zaśmiała się tak,że było ją słychać w całym sądzie
- Dobrze, ja już muszę wychodzić, za pół godziny mam kolejną rozprawę, szczęścia Paniom życze, do widzenia.- powiedział na odczepne i wyszedł.
- Czy Ty jesteś normalna?!
- ale co?
- Helen nie udawaj!
- Ojj noo to był żart, a po za tym, sama prawda, non stop mi trujesz, jaka to jesteś wreszcie szczęśliwa.
- ale nie musiałaś mu tego mówić, tak?!
- No przepraszam.
- Ehh dziewczyno przykrość mu tylko sprawiłaś!
- Ale co Cię tak denerwuje? Przecież i tak nie masz z nim już nic wspólnego.
- Ehh ja czasami z Tobą nie mogę.
- Ehhh ważne, że wygrałam.
- Cieszę się.
- Właśnie ja też.
*Perspektywa Zayna*
Zobaczyłem ją dziś w sądzie i wszystko do mnie wróciło. Pięknie wyglądała, nie mogłem się na niczym innym skupić. Patrzyłem na nią całą rozprawę. Widać , że związek z Lou jej służy. Jak ja mu zazdroszczę, facet ma szczęście co nie miara, że taka kobieta jest przy nim. Niech tylko spróbuje ją zdradzić, to normalnie zęby mu powybijam. Od naszej ostatniej rozmowy czuję pustkę, którą może wypełnić tylko Łucja. Nie wiem, jak to możliwe, że aż tak się zaangażowałem? Nic mi nie obiecywała, wiedziałem, jaka jest jej sytuacja uczuciowa. Mimo to, czuję się zraniony. Dlaczego nie wybrała mnie? Jestem w stanie wszystko jej zapewnić,a przede wszystkim wierność. Ona jednak wróciła do człowieka, który kompletnie na nią nie zasługuje. Pamiętam nasze 1 spotkanie, w którym oskarżył mnie o sypianie z klientkami w tym z jego żoną. Myślałem wtedy, że mi przywali, ale Łucja pojawiła się w odpowiednim momencie. Kolo na serio był zdesperowany, co wynikało, że on ją bardzo kocha. Zastanawiając się nad tym dłużej doszedłem do wniosku, że pragnąłem najbardziej na świecie jej szczęścia, które znalazła u Lou, niestety. Może czas wreszcie o niej zapomnieć i żyć dalej. Tak, to będzie najlepsze wyjście. Kiedy ja po prostu nie mogę. Same chęci nie zawsze wystarczają. Jestem facetem twardo stąpającym po ziemi, przynajmniej tak było do momentu, gdy ją poznałem. Ona sprawiła, że nic w moim życiu nie będzie takie samo. Tak bardzo chciałem, by była ze mną już na zawsze. Niestety chyba nie do końca nam się to udało. Trudno. Jestem otwarty na nowe znajomości, czekam na sobowtóra Łucji. Czekam na prawdziwą miłość.
- Zayn, Zayn!!!- wszędzie poznam ten głos.
- Łucja?
- Zayn, chciałabym z Tobą porozmawiać.
- A mamy o czym?
- Zayn mamy, bardzo Cię proszę.
- No dobrze, przejdziemy się?
- Ok
Wyglądała cudownie. Promienie słońca oświetlały jej piękną twarz. Wiatr czuchrał jej włosy. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Była taka śliczna i urocza. Kobieta idealna.
- To co u Cb?- zapytała
- U mnie? Bez zmian, dalej jestem samotny i czekam na miłość.- moja wypowiedź ewidentnie ją zmieszała. Widziałem to po jej oczach. Po chwili milczenia dodała.
- Zayn jesteś wspaniałym facetem, na pewno znajdziesz sobie kobietę i ułożysz sobie życie. Zobaczysz, prędzej niż myślisz.
- Taa pewnie, zwłaszcza, że mam złamane serce, straciłem zaufanie do kobiet.
-Zayn, było, minęło, nam nie wyszło, ale może znajdziesz szczęście u innej.
- Tak, tak, może powinnaś wracać do domu, mąż czeka.- każde spojrzenie na nią przysparzało mi trudność. Nie mogę pogodzić się, z tym, że nigdy nie będzie moja, a przecież dałbym jej absolutnie wszystko. Widać kobiety wolą mniej wykształconych mężczyzn.
- Tak, wracam, ale wiesz co, możesz mnie nienawidzieć, ale ja życzę Ci wszystkiego, co najlepsze.
- Łucja, to nie tak, pragnę twojego szczęścia, cieszę się, że jesteś z Lou. - uśmiechnąłem się krzywo.
- Dzięki Zayn, too w takim razie, do widzenia.- powiedziała, przytuliła mnie i odeszła. Zdałem sobie sprawę, że nie mam na co liczyć, ona odeszła, raz na zawsze. Czas się z tym pogodzić. Niestety. - zamyślony postanowiłem wrócić do domu i nie myśleć o niej. Tylko czy to było możliwe ?
* Perspektywa Łucji*
Po spotkaniu z Zaynem bezpośrednio poszłam do domu.
- Hej!
- Oooo witaj słońce, jak tam Helen?
- Wygrała - przytuliłam się do mojego mężczyzny.
- Aaa nie mówiłem i po co te wszystkie nerwy, hmm ? - zapytał słodko, co mimowolnie sprawiło, że na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Noo wiem, a Tobie jak minął dzień?
- Hmm powiedzmy, że może być.
- O co chodzi skarbie? - widziałam, że był czymś zdenerwowany.
- Widziałaś się z Malikiem?
- Lou, był adwokatem Helen, to chyba logiczne,że go widziałam.
- Kochanie, dobrze wiesz, że nie o tym mówię. - popatrzył na mnie uważnie
- Ale o czym Ty mówisz?
- Niall dzwonił do mnie z nowinką, że widział Cię z Malikiem, więc słucham.
- Aaa o tym mówisz - machnęłam ręką, dla mnie to spotkanie nie było aż tak znaczące, gdybym wiedziała, że to go aż tak zdenerwuje, to bym sobie darowała.
- O czym rozmawialiście ?
- Kochanie, czy ja mówiłam już, że uwielbiam, jak jesteś o mnie zazdrosny? - położyłam ręce na jego szyi i uśmiechnęłam się słodko, na co Lou przewrócił teatralnie oczami i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- Ja po prostu nie chcę Cię znowu stracić. - spojrzał na mnie niewinnie, co mnie niezwykle rozśmieszyło.
- Nie stracisz, kotku, myy musieliśmy sobie wszystko wyjaśnić, zrozum mnie.
- Ale obiecaj, że nie spotkasz się z nim więcej.
- Obiecuję. To co robiłeś cały dzień?
- W sumie nic. - widziałam po jego zachowaniu,że coś ukrywa.
- Jaaasne, co znowu przeskrobałeś?
- Ja? Nic. - weszłam do sypialni zupełnie nie zwracając uwagi na to, że próbuje mnie powstrzymać.
- Co to jest ? - wzięłam z fotela książkę i spojrzałam na Lou.
- Nooo boo to jest książka...
- Spis imion dla dzieci. Po co Ci to ? - wybuchnęłam śmiechem.
- Nooo boo... - był co raz bardziej zmieszany.
- Kto jest w ciąży ?
- Noo nikt, tzn jeszcze nikt..
- Co ? Nie jestem w ciąży!!
- Ale będziesz - uśmiechnął się szeroko.
- Mhm, pewnie. - ironizowałam
- Skarbie, przemyślimy to jeszcze.
- Ehh Lou nie poradzimy sobie z trójką dzieci.
- Dlaczego niby?
- Bo ledwo radzimy sobie z dwójką.
- Ale damy radę, będzie Synek, hmm ?
- Louis nie teraz, a tak z innej bajki, gdzie Majka ?
- W przedszkolu.
- To ja po nią pójdę.
- Poczekaj, idę z Tobą.
- Jeżeli zamierzasz wiercić mi dziurę w brzuchu na temat dziecka, to lepiej zostań.
- Też Cię kocham - uśmiechnął się do mnie,położył ręce na mojej talii i szepnął - i tak postawię na swoim, księżniczko.
- Taaaa zobaczymy, niech Pan nie będzie tego taki pewien, Panie Tomlinson.
- Jestem pewien, Pani Tomlinson, idziemy ?
- Ehh ja z Tobą zwariuję.
- Przeżyjemy - zaśmiał się. Patrząc na niego nareszcie zobaczyłam,że wrócił mój Lou, mój słodki, zabawny, uroczy przystojniak, dla którego straciłam głowę 10 lat temu. Ten sam mężczyzna, za którego wyszłam za mąż i z którym mogłabym konie kraść. - O czym myślisz?
- O Tobie - uśmiechnęłam się
- Mhm, mam nadzieję, że pozytywnie.
- Oczywiście, że tak. Chodźmy, bo Majka na nas czeka. Louis...
- Poczekaj, gdzie Ci spieszy-zaczął mnie całować po szyi, schodząc niżej
- Louis, nie ma na to czasu, noo proszę Cię - cholera, wiedział, że mu ulegnę. Nie, nie tym razem. - Lou wychodzę, przestań.
- Ale czemu ?- zrobił minę kota ze Shreka.
- Bo obowiązki wzywają, chodź - pociągnęłam go za sobą i razem wyszliśmy z mieszkania.
- Lubię, jak mi rozkazujesz, to jest takie..podniecające.
- Czy Ty koniecznie chcesz mnie dziś wyprowadzić z równowagi? - zażartowałam
- Ojj skarbie - zaśmiał się. Złączył nasze dłonie. Szliśmy, trzymając się za ręce. Wyglądaliśmy wtedy jak zakochana para nastolatków. Tak się też czułam, dosłownie, gdy trzymał mnie za rękę, czułam lekkie motyle w brzuchu. W moim wieku? Hmm dziwne, ale prawdziwe. Na nowo się zakochałam i to mnie niesamowicie cieszy.
Miesiąc potem Brenda urodziła zdrowego syna. To był jeden z najbardziej stresujących momentów w moim życiu. Co będzie, jak to dziecko faktycznie jest Louisa? To jest prawdopodbne. Modliłam się, żeby to nie była prawda. Zaczęło nam się układać, nareszcie, a to wszystko zniszczy. Lou tylko udawał cwaniaka, ale znam go na tyle dobrze, że wiem, że ma wątpliwości. Nie oszuka mnie pod tym względem.
- Musisz pogadać z Brendą- stwierdziłam przygotowując śniadanie
- Ale o czym?
- Louis, trzeba zrobić testy DNA.
- Ale po co? Kochanie, mówiłem Ci sto razy, to nie moje dziecko!
- Dobrze,ale chcę mieć dowód.
- Ehh
- Obiecałeś mi. Ja chcę wiedzieć.
- A jak się okaże,że faktycznie jest moje, to co?- to pytanie mnie zszokowało. Co miałam mu odpowiedzieć?
- Louis, jak to co?! Wtedy musisz się nim zająć, płacić alimenty, ingerować w jego życie i rozwój.
- Dobrze wiesz, że nie o to pytam. Skarbie, co to zmieni między nami?
- Postaram się z tym pogodzić, ale chcę wiedzieć.
- Dobrze, skarbie, nie gorączkuj się tak, zrobimy, skoro tak Ci na tym zależy. Ale mówię Ci, szanse na to, że ja zostałem ojcem są znikome- pocałował moją skroń i usiadł na przeciwko.
- Miejmy taką nadzieję.
- Zobaczysz.
Ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, Brenda zgodziła się zrobić testy. Może była już w stu procentach pewna, ale moja intuicja wskazywała mi, że to ona się myli. Któregoś dnia, odwiedziła nas z Johnym.
- Noo Louis, nie przywitasz syna?!
- To nie jest mój syn!!
- Tak? Mam testy.
- Otworzyłaś już?
- Nie, sam to zrób, tatusiu.
- Wytłumacz mi jedną bardzo istotną rzecz, otóż jak to jest możliwe, że Johny ma brązowe oczy, skoro obydwoje mamy niebieskie?!
- Genetyka, Lou, genetyka.-próbowała się bronić
- Kochanie otwórz w końcu te wyniki- czekałam na to w napięciu. Proszę, niech będzie negatywny, błagam. Modliłam się w duchu.
- Ok..- Lou pospiesznie otworzył kopertę i uważnie przeczytał zawartość dokumentu. Bacznie go obserwowałam. Na jego twarzy zagościł uśmiech i satysfakcja.
- Noo, proszę cię bardzo, w 99,9 procentach nie jestem ojcem Twojego dziecka- rzucił w nią świstkiem papieru, a mnie ogranęła niesamowita radość i ulga.
- To niemożliwe
- Żegnam Panią, bierz dziecko i znikaj z mojego życia raz na zawsze,bye
- Ehh
- Mapę mam Pani narysować?! Do widzenia!!!- Louis wyprosił Brendę i mocno mnie przytulił.- Mówiłem Ci i po co był ten stres, hmm?- zapytał z troską.
- No wiem,ale przyznaj, że też miałeś wątpliwości.
- Raz przemknęło mi to przez myśl, ale tylko raz, noo ten etap w życiu mamy już za sobą, czas myśleć o przyszłości.- popatrzył na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Nawet o tym nie myśl, Louis! - zaśmiałam się, na co on zachłannie wpił się w moje usta. Wariat.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie! :D Miałam czas, więc postanowiłam opublikować kolejną część Zouisa. =) Jedną z ostatnich, ale czeka na was nowy imagin,nowa historia, która mam nadzieję również wam się spodoba. Pisanie dla was, to dla mnie czysta przyjemność. Dziękuję :*
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=:D
ebfksjhfdvbdisuvsidjfdfsbvhfdkssklafeuuuuuuuuuuuufhsdjcsdbvksdfhewucvjsd jest ! wiedziałam eouvfbdvisdbv wiedziałam że to nie jego dziecko ! głupia su*a ! jest !noefdvd vbsidv
OdpowiedzUsuńOye! :* czekam na Nialla :D bo... bo tak.
OdpowiedzUsuńAhhhhh jakie to boskie <33
OdpowiedzUsuńDzięki Bogu to nie jego dziecko. A kiedy zrobią sobie Louisa Juniora??? :)Kocham Cię Siostro :)
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, już myślałam, że faktycznie będzie ojcem tego dziecka:D Wspaniale, że wszystko zaczyna się układać :D
OdpowiedzUsuńAwwwwwww <33333 koooochammmmm <33333
OdpowiedzUsuńNigdy nie czytałam lepszego imaginu :D Gratuluję talentu ;*
OdpowiedzUsuńJezu to takie boskie <3 < <3 już się nie mogę doczekać kolejnej części i kolejnej historii <3 <# <3
OdpowiedzUsuńAż brakuje słów dla twojego talentu, skarbie <3
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak Ty to robisz, ale z każdym imaginem kocham ten blog co raz bardziej <33333
OdpowiedzUsuń