piątek, 25 listopada 2016

Imagin Zayn cz.48


Staliśmy przez dłuższy czas, kurczowo trzymając się siebie. Czułem, że Mandy jest nieobecna,co bardzo mnie martwiło. Wróciliśmy do punktu wyjścia : ja ją muszę przepraszać, ona mi wybacza, ale to wcale nie znaczy, że o wszystkim zapomina. Wszystkie moje słowa, które ją zraniły ciągle obarczają jej piękną głowę. Ile w stanie będzie przeżyć ta dziewczyna dla naszej miłości? Najgorsze jest w tym wszystkim to, że jestem świadomy tego, że przez ten cały czas naszego związku przeżyła o wiele więcej rozczarowań i smutków niż szczęścia i prawdziwej radości. Nie nadaję się do związków. Ale cholera , kocham tę dziewczynę ! KOCHAM MIMO IŻ WIEM, ŻE NIE ZASŁUGUJĘ NA JEJ MIŁOŚĆ.
- Dlaczego wciąż mnie kochasz ? Bo kochasz, prawda ? - zapytałem w końcu, czując napływ rozpaczy.
- Znowu to samo... chcesz się pocieszyć moimi słowami. Notorycznie to robisz. Zayn mam dość usprawiedliwiania ciebie przed samym sobą. To zaczyna wyglądać tak : ty katujesz samego siebie, a ja mam cię pocieszać. Sam sobie odpowiedz na to pytanie ! Powinnam? - zapytała spoglądając na mnie gniewnie.
- Nie, nie powinnaś! Ale kochasz, bo tylko to wyjaśnia przyczynę tego, że  użerasz się ze mną na co dzień ! Pozwalasz mi niszczyć siebie, bo mnie kochasz... Man ja... - próbowałem pozbierać myśli, ale było ich zdecydowanie za dużo. Jedna zastępowała drugą i nie byłem w stanie poradzić sobie z tym bajzlem w mojej głowie. A raczej z tym bagnem w łbie.
- I dalej myślisz o sobie. - powiedziała nie przestając na mnie spoglądać
- Masz rację, bo gdybym nie był tym pieprzonym egoistą, pozwoliłbym ci odejść i znaleźć szczęście u faceta, który na ciebie zasługuje. Jestem egoistą, ale za to wiem jedno, Man : nigdy nikt nie pokocha cię tak mocno jak ja. Swoim beznadziejnym zimnym sercem, które w całości należy do ciebie i które topi się pod twoim wpływem. Nie ma człowieka, który kochałby cię bardziej ode mnie.
- Nie ma człowieka, który raniłby mnie bardziej od ciebie. - szepnęła, przymykając oczy.
- I to boli najbardziej. Nie potrafię się zmienić, Man. Próby i tak zawsze kończą się fiaskiem.
- Co byś zrobił, gdybym odeszła ? - zapytała przygryzając drżącą wargę, by powstrzymać płacz. Jej pytanie zwaliło mnie z nóg. Patrzyłem na nią zszokowany i byłem pewny, że zaraz umrę. Perspektywa życia bez niej jest... ona mnie zabija. Za każdym razem, gdy takie myśli do mnie przychodzą, moje serce bije zdecydowanie za wolno, puls prawie zanika, a ja sam nie mogę oddychać. Nie przeżyję bez niej. I mówię to ze świadomością wielkości tych słów. Moje życie bez niej zakończy się szybciej niż każdy będzie w stanie sobie wyobrazić. - Zayn! Zayn powiedz coś wreszcie do cholery !!! - krzyknęła, szlochając.Zaczęła bić mnie po torsie pięściami, a ja stałem i patrzyłem przed siebie, nie mając siły, by ją uspokoić.  - Zayn, proszę. - szepnęła, oddychając gwałtownie i wtulając się w zagłębienie mojej szyi. Płakała, z resztą jak zwykle, a ja nie mogłem zrobić absolutnie nic. Czułem się, jak sparaliżowany, nie potrafiłem wykonać żadnego ruchu. - Powiedz, że mnie kochasz, proszę cię powiedz to. - powiedziała patrząc na mnie zaszklonymi oczami.
- Kocham cię. Kocham cię na tyle mocno, że nie wyobrażam sobie możliwości życia bez ciebie. Jesteś moją siłą, moją nadzieją i jedyną pewną osobą w życiu. Umrę bez ciebie, Man. Po prostu umrę. - spojrzałem na nią i jedyne, co widziałem to łzy okalające jej policzki. Nieodzowny element prawie każdej naszej rozmowy. Starłem je delikatnie wierzchem dłoni, a ona wtuliła się w nią, przymykając oczy.
- Wracajmy do domu, Zayn. Francja jak widać nam nie sprzyja. - powiedziała siląc się na obojętność, ale czułem jej niemy zawód, który zdradziły jej oczy.
- Jutro rano wylecimy, dobrze ?
- Świetnie. - powiedziała bez emocji i wcisnęła swoją dłoń w moją. Ucałowałem jej skroń i założyłem jej na ramiona swoją ramoneskę. Nie protestowała. Wtuliła się w materiał przymykając oczy ze zmęczenia. Objąłem ją delikatnie i ruszyliśmy w stronę naszego hotelu.


Obudziłem się z samego rana,z przykrością zauważając, że Mandy nie ma obok mnie. Zerwałem się gwałtownie, wypatrując Man. Po chwili jednak wyszła z łazienki i posłała mi zmęczony,słaby uśmiech.
- Nie uciekłam ci, nie bój się. - powiedziała próbując zażartować, ale jej ton był tak smutny, że chciało mi się płakać z bezsilności. Czuję, że znowu się od siebie oddalamy. Tak bardzo chciałbym, żeby było dobrze. Chcę dać jej wszystko, czego pragnie, bo zasługuje na to jak nikt inny. Na razie niespecjalnie prezentuję jej tylko ból. Zawiodła się na mnie kolejny raz. Przecież nie robię tego specjalnie... jakoś samo tak wychodzi...chyba powinienem się leczyć.
- Dobrze się czujesz? - zapytałem, żeby pozbyć się tej męczącej ciszy, która zapanowała między nami.
- Bywało lepiej. - wzruszyła ramionami związując włosy w koka.
- Naprawdę chcesz wracać ? Może zostaniemy tu i...
- Najlepiej będzie jak wrócimy do domu. - przerwała mi, odwracając się do mnie.
- Man...
- Chcę wrócić do domu. Wystarczy mi niespodzianek. - powiedziała, wyraźnie akcentując ostatnie słowo. Nie Zayn, wcale nie jest zła... przeszło jej! Ty debilu ! - skwitował mój umysł, a ja zgodziłem się z nim w stu procentach...szkoda, że wczoraj nie działał tak sprawnie.
- Nie chciałem zepsuć nam wyjazdu... Man wydaje mi się, że źle mnie wczoraj zrozumiałaś. Ja nie chciałem, żeby tak wyszło.
- Wiem Zayn. - odparła automatycznie, a mi zrobiło się jeszcze bardziej wstyd. Już tyle razy swoim zmuszałem ją do właśnie takich odpowiedzi, że teraz powtarza mi to za każdym razem, bez mrugnięcia okiem. Tym razem mnie to zabolało.
- Ok... -westchnąłem. - Man, powiedz mi, co chcesz ode mnie usłyszeć, bo zgłupiałem. Mówię poważnie.
- To już nieistotne, zapomnijmy o tym i chodźmy dalej. - powiedziała nie patrząc mi w oczy, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że ukrywa przede mną prawdę.
- Nie! Nie chcę o tym zapomnieć. Wyjaśnijmy to!
- Co chcesz wyjaśniać ? Że nie chcesz stabilizacji?! To akurat nie wymaga żadnego wyjaśnienia!
- To nie tak. Man, ja naprawdę chciałem...
- Ale tego nie zrobiłeś ! Przestań wałkować ten tema, bo pogarszasz sytuację ! - sięgnąłem do kieszeni mojej kurtki i wyciągnąłem z niej małe pudełeczko. Podszedłem do niej i włożyłem w jej dłonie.
- Spanikowałem. Może jestem za głupi na poważny związek, ale nie zarzucaj mi, że nie pragnę stabilizacji i że nie traktuję cię poważnie. Chciałem ci się oświadczyć, ale po dłuższym namyśle, stwierdziłem, że nie ufam małżeństwom. Nie jest mi potrzebne to do szczęścia. Moi rodzice są małżeństwem i co z tego ? Mama kocha innego, a jest z ojcem... tak naprawdę nawet sama nie wie, czemu! Nie ufam tej instytucji! Nie znam ani jednego szczęśliwego małżeństwa. Wszyscy wokół są albo rozwodzeni, albo niespełnieni w związku. Po co nam to? Ale skoro pragniesz właśnie tego, to zróbmy to. Dla mnie to niczego nie zmieni, Mandy i chciałem, żebyś to wiedziała. - spojrzała na mnie zamyślona, po czym przeniosła wzrok na czerwone pudełeczko. - Decyzja należy do ciebie. - powiedziałem nie spuszczając z niej wzroku. Otworzyła pudełko i uważnie przyglądała się brylantowemu pierścionkowi, którego blask odbijał się w jej oczach. Uważnie nad czymś myślała. Po chwili zamknęła wieczko i położyła pierścionek na stole.
- Nie będę cię do niczego zmuszać. Chciałabym, żebyś pragnął tego tak samo jak ja... ale skoro to niemożliwe, to jakoś będę musiała się z tym pogodzić. Nie zaciągnę cię tam siłą. - powiedziała, posyłając mi słaby uśmiech.
- Man...
- Jest ok. - powiedziała zapinając swoją walizkę. Podeszła do mnie i dotknęła dłonią mój policzek.-Zostawmy ten temat w spokoju. Tak będzie lepiej. - ucałowała mój policzek, po czym nałożyła na siebie bluzę. - Zjedzmy coś i wracajmy do Londynu. - pokiwałem głową z aprobatą, przytulając jej drobne ciało. Mój biedny aniołek, ile będzie w stanie jeszcze znieść dla takiego dupka jak ja... Nie zasługuję na nią. Nie zasługuję i nigdy nie będę zasługiwał.


Przez całą drogę powrotną Man niewiele się odzywała. Odpowiadała zdawkowo na każdą moją próbę utrzymania z nią kontaktu. Stwierdziłem, że powinienem dać jej trochę czasu. Nic na siłę. Może potrzebowała kilku dni, żeby ochłonąć i na nowo oswoić się z sytuacją. Zaraz po przekroczeniu progu, pobiegła na górę i zamknęła się w łazience, co mnie zaskoczyło i zmartwiło. W końcu rzadko kiedy dziewczyna wpada jak burza do domu i zamyka się w łazience... może chciała być sama... tak...ale czemu akurat w łazience ?
Zmęczony opadłem na kanapę i bezcelowo wpatrywałem się w sufit. Po jakiś 30 minutach, Mandy zeszła na dół i nie zawracając sobie mną głowy wzięła do ręki butelkę wody i upiła kilka sporych łyków.
- Jakieś plany na wieczór ? - zapytałem, chcąc brzmieć zwyczajnie, ale chyba nie bardzo mi to wyszło.
- Spać. - odparła krótko, odkładając butelkę na stolik. Nie poznawałem jej. Była największą gadułą, jaką znam, a dziś odpowiada zdawkowo na każdą moją próbę nawiązania rozmowy. Naprawdę zaczynam się o nas martwić.
- Spać... mogę z tobą ? - uśmiechnąłem się zadziornie, marząc, by Man zachichotała jak zawsze i wróciła do mnie.
- To też twoje łóżko. Jak chcesz. - powiedziała wzruszając ramionami. Aha... ciągle jestem na celowniku. Kompletnie nie wiem, co mogę jeszcze zrobić.
- Man...
- Zayn jestem zmęczona. Rób, co chcesz. - nie czekając na moją reakcję, zwróciła się w stronę schodów i bez słowa je przemierzyła. Przewróciłem oczami, coraz bardziej zasmucony i rozdrażniony.
Telefon będący na niskim stoliku zawibrował. Nowa wiadomość od Liama... No stary kope lat. - mruknąłem sam do siebie, wchodząc w wiadomość. " Nigdy, przenigdy nie próbuj przeprosić ani zrozumieć kobiety. Jesteś w Londynie ? Muszę się napić. ". Nie zastanawiając się zbyt długo szybko odpisałem : "Będę za 15 minut. Tam gdzie zawsze?". Odłożyłem telefon na stół, analizując, czy faktycznie dobrze robię. Mój kumpel ma problem... muszę go wysłuchać. W końcu po zerwaniu zaręczyn to właśnie on był przy mnie. To mój obowiązek.
Napisałem na kartce wiadomość do Mandy, żeby nie dokładać jej kolejnych problemów i wyszedłem do mojej ulubionej londyńskiej knajpy. Dobrze znany mi zapach papierosów i alkoholu  przyjemnie drażnił moje nozdrza. Rozejrzałem, szukając przyjaciela. Siedział, lekko załamany, bezcelowo gapiąc się w szklankę z Whiskey.
- Siema Liam. - usiadłem naprzeciwko niego i zmierzyłem go krytycznym spojrzeniem.
- Dzięki, że dołączyłeś. - odpowiedział, podnosząc dłoń, by zamówić dla mnie drinka.
- Nie, ja dziękuję. - powiedziałem. Naprawdę nie miałem ochoty zatapiać smutków w alkoholu i robić sobie jeszcze większych problemów.
- Ojj daj spokój. Jedna kolejka. - powiedział patrząc na mnie uważnie. - Masz moje słowo!
- Co jest ? - zapytałem, ustępując.
- Sam jest... Już sobie nie radzę, stary.
- Z czym sobie nie radzisz ? - głośno westchnął.
- Z życiem, Zayn, z życiem.
- Mówisz jak mój dziadek, kiedy dowiedział się, że ma reumatyzm. - zażartowałem, ale widząc jego wyraz twarzy szybko spoważniałem. - Przepraszam.
- Kłócimy się coraz częściej, naprawdę brakuje mi sił.
- Przestań, jesteście najlepiej dobraną parą, jaką znam. - powiedziałem lekceważąc jego depresyjny ton.
- Mijamy się. Odkąd Mandy pojawiła się na świecie, kompletnie nie ma dla mnie czasu.
- To normalne. Macie dziecko, którym trzeba się zajmować. Ono sobie bez niej nie poradzi.
- Ja też sobie bez niej nie radzę. - odparł z żalem
- Jesteś zazdrosny o własne dziecko ? - zapytałem,chcąc zrozumieć.
- Wiesz...dzieci to super sprawa... czyjeś.... ale własne to wielki obowiązek. To mnie przerasta.
- Tacierzyństwo cię przestrasza... już po kilku tygodniach... - ironizowałem, klepiąc go po ramieniu.
- Nie wiesz,jak to jest.
- Na szczęście nie. - odparłem odpalając papierosa.
- Malik normalnie jak kot, zawsze spadasz na 4 łapy. - powiedział smętnie, wyciągając z paczki ostatniego papierosa.
- Właśnie nie zawsze...  Dobra nieważne, kiedy indziej o tym. Co z Seattle? Wyjeżdżacie,
zostajecie? - zapytałem nie chcąc dopuścić do zwierzeń z mojego wyjazdu.
- Chciałbym wyjechać, ale znasz Sam... ona chce zostać w Londynie, bo tu jest jej dom. Nie chce nawet słyszeć o przeprowadzce. A tu chodzi o grubą kasę, Zayn.
- Kasa kasą, ale to rodzina jest najważniejsza. - powiedziałem, na co Liam spojrzał na mnie zszokowany.
- Co ? Zayn nie poznaję cię. - uśmiechnął się kwaśno, na co tylko przewróciłem oczami.
- Kasa jest ważna, ale nie takim kosztem. Nie wiem, jak to jest być ojcem i na razie nie palę się do tego, by tą wiedzę posiąść, ale wiem jak zachowują się kobiety. Jeśli Sam choć w najmniejszym stopniu przypomina Man, to rzuć wszystko i bądź przy niej zanim to wszystko zepsujesz.
- Ale Seattle.... stary nigdy wcześniej nie stałem tak dobrze. Notowania są naprawdę wysokie, a firma nigdy wcześniej nie przynosiła takich zysków.
- Zauważ, że coś z tą kasą musisz robić, a jak stracisz rodzinę, to nie będziesz miał na kogo wydawać, no chyba, że Sam zafunduje ci sądownie takie alimenty, że nie będzie cię stać nawet na kupno skromnego Audi. - powiedziałem upijając łyk drinka.
- Co byś zrobił na moim miejscu ?
- Na szczęście nie jestem na twoim miejscu. - zachichotałem
- Dzięki Zayn... - odparł z przekąsem
- A mówiąc poważnie to... zostałbym w Londynie z dziewczynami. Nie znajdziesz drugiej takiej kobiety, Payne.
- Chyba masz rację. - odpowiedział zaczynając kolejnego drinka.
- Który to z kolei ?
- Kto by to liczył ? - machnął ręką, na co tylko zaśmiałem się starając się ukryć zażenowanie. Doskonale wiedziałem, co to znaczy opijać swoje błędy i problemy. Nic przyjemnego.

Po godzinie, Liam był na tyle wstawiony, że ledwo kontaktował ze światem. Nie chcąc robić mu dodatkowych problemów, zabrałem go do siebie. Oszczędzę Sam i małej takich widoków.

Położyłem Liama na kanapie, zdejmując mu tylko buty. Nie dajmy się zwariować. Usiadłem naprzeciw niego, w fotelu i przyglądałem mu się z uwagą. Pierwszy raz, ja musiałem mu w czymś doradzić. Fajna sprawa. Zawsze to jakaś odmienność. Odpaliłem kolejnego papierosa, czując jak ostatki stresu ode mnie odchodzą. Nie wiem, jak żyłbym bez nikotyny. I chyba wolę nie wiedzieć.
Po chwili światło w holu się zaświeciło, ku moim oczom ukazała się postać zaspanej Mandy.
- Czemu jeszcze nie śpisz ? - zapytała mrużąc powieki. Wyglądała tak uroczo w moim t-shircie i z tym nieładem na głowie, że mimowolnie posłałem jej uśmiech. - Liam ? Zabalowaliście ? Znowu?-szepnęła, rozkładając z frustracji ręce.
- Jestem czysty. Wypiłem jednego drinka, jednego ! - powiedziałem, ignorując fakt, że uważnie skanuje moją twarz. - Man to boli. - zaśmiałem się, na co dziewczyna przewróciła oczami.
- Coś się stało ? - zapytała przenosząc wzrok na śpiącego Liama.
- Problemy egzystencjalne, ale jakoś nad nimi zapanowaliśmy.
- Właśnie widzę. - powiedziała, kręcąc nosem.
- Ojj przestań, skarbie. Nic takiego się nie stało. - wzruszyłem ramionami, wstając z fotela.
- Jesteście gorsi niż małe dzieci. - skwitowała zmierzając ku górze. Nie zastanawiając się zbyt długo, poszedłem za nią i chwilę potem obejmowałem mój świat ramieniem, powoli zasypiając.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej Misie ! :D  Ze względu  na ogromną liczbę wyświetleń postanowiłam dodać kolejną część już dzisiaj. Dziękuję Wam bardzo bardzo bardzo bardzoooooo za wszystkie cudowne komentarze i oczywiście proszę o więcej. Sprawiacie, że pisanie daje mi o wiele więcej radości i widzę w tym sens. Każdy, nawet najmniejszy komentarz to coraz większa motywacja, by iść dalej. Dobrze, że nie widzicie mojej szczerzącej się miny w chwili, gdy czytam Wasze komentarze, bo dla osób z zewnątrz osoba gapiąca się w fona z szerokim uśmiechem i niedowierzaniem może wydawać się co najmniej dziwna xD. To tyle, nie będę przedłużać, wracam do Solaris Lema... ( życzcie mi powodzenia xD )
Pozdrawiam i do zobaczenia w następnym rozdziale <33 xoxo

sobota, 19 listopada 2016

Imagin Zayn cz.47


Ogród Luksemburski - jeden z najpiękniejszych ogrodów na świecie. Piękno przyrody, bliskość z naturą, cisza, spokój- to lubię. Drzewa zacieniające park delikatnie powiewają na wietrze. Pszczoły wesoło ganiają wokół i tworzą całkiem relaksujący i przyjemny harmider. Dzieci puszczają małe drewniane łódeczki. Niektóre jeżdżą na Karuzeli, inne cykają zdjęcia z rzeźbami. Starsi ludzie siedzą na krzesełkach i wśród nich my. Kontemplujemy piękno, jakie nas otacza, niewiele się odzywając. Zauważyłam wokół Zayna aurę nostalgii, której nie chciałam przerywać. Lubiłam wpatrywać się w jego zamyśloną twarz. Wyglądał wtedy tak dojrzale i męsko. Swoją drogą tak bardzo zmienił się od czasu naszego pierwszego spotkania. Nie jest już dziecinnym dzieciakiem, który sam nie wie, czego chce, który jest do granic możliwości rozpieszczony przez bogatych rodziców. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że nie zna życia. Każda jego potrzeba była zaspokajana, a on sam żył w przeświadczeniu, że życie to tylko imprezy, kobiety i drogie auta. Myślę, że poznanie mnie tak naprawdę zweryfikowało jego dotychczasowe pojęcie o życiu. I oto siedzi teraz tuż obok mnie, obejmuje mnie swoim męskim ramieniem i myśli....   Intensywnie nad czymś myśli  a ja dałabym naprawdę wiele, żeby posiadać umiejętność czytania w myślach. Nie mając co robić , stale będąc w jego silnych objęciach przyglądałam się uroczej parze. Starsza kobieta siedziała na wózku inwalidzkim,a jej mąż siedząc na ławce trzymał jej dłoń. Siedzieli na wprost siebie i uśmiechali się delikatnie. Sprawiali wrażenie, jakby nic wokół nich się nie liczyło. Skrywali jakąś tajemnicę, coś, co ich łączyło, coś co dotyczyło tylko i wyłącznie ich . Widać było, że rozumieli się bez słów. Nie potrzebowali też zbyt wiele do szczęścia. Wystarczyło im tylko to, że mają siebie. Reszta zupełnie się nie liczyła. Starszy mężczyzna trzęsącymi się rękami zapinał suwak od kurtki swojej kobiety i blado się uśmiechał. Następnie pocałował ją w czoło, ruszając razem z nią ku wyjściu. Nie mogąc się powstrzymać przed komentarzem, pociągnęłam Zayna za ramię, starając się zwrócić jego uwagę na starsze małżeństwo.
- Niesamowity widok, nie sądzisz ? - zapytałam, zapominając o tym, że chciałam dać mu czas na nostalgiczne powroty do przeszłości.
- W sensie tych dwoje ? Man naprawdę wzruszają cię starsze osoby, okazujące sobie czułość w miejscach publicznych ?
- A ciebie nie ? Zobacz, ile razem musieli przejść, żeby znaleźć się w tym miejscu,co dziś. Ile walk musieli stoczyć, by siedzieć tu, w tym ogrodzie i patrzeć sobie w oczy.
- Myślę, że my stoczyliśmy ich o wiele więcej. - uśmiechnął się, całując mnie w skroń.
- I w końcu znaleźliśmy się w tym miejscu i jest naprawdę dobrze. - uśmiechnęłam się wtulając w jego tors. Chłopak popatrzył przed siebie,uparcie milcząc. - Zayn!
- Przepraszam.
- Co się dzieje ? Ostatnio jesteś bardzo spokojny.
- Muszę z tobą porozmawiać o czymś, co nie daje mi spokoju od kilku dni.
- Powinnam się martwić ? - zapytałam przygotowując się na najgorsze.
- I tak i nie. - uśmiechnął się,drapiąc nerwowo bo głowie.
- Chyba będzie lepiej, jeśli nie będę przedłużać i opowiesz mi w czym rzecz.
- Zabrałem cię do Francji, bo miałem w planach poprosić cię o rękę. - spojrzał na mnie, uważnie lustrując moją twarz.
- I w czym tkwi problem ? -zapytałam nie bardzo rozumiejąc do czego zmierza
- Nie zrobię tego. - spojrzałam na niego zaskoczona, nie mogąc przy tym sklecić żadnego sensownego zdania. - Nie zrobię tego, bo.... Ech Man, kocham cię, wiesz o tym ? - pokiwałam głową, ciągle nie rozumiejąc do czego to wszystko ma zmierzać. - Chciałem, żebyśmy przypieczętowali nasz związek, bo wiem, jak bardzo o tym marzyłaś, ale przemyślałem to sobie jeszcze raz i... Doszedłem do wniosku, że ja tego nie chcę. Już raz przecież mieliśmy stanąć na ślubnym kobiercu i wszystko szlag trafił... boję się, że teraz może być podobnie.
- A co,masz zamiar znowu mnie zdradzić kilka tygodni przed ślubem?! - zapytałam rozgoryczona.
- Man to nie o to chodzi. - odparł ze spokojem.
- A o co?!
- Nie potrzebujemy papierka , by udowodnić naszą miłość.
- Do czego ma prowadzić ta rozmowa ?
- Chciałem, żebyś o tym wiedziała.
- Świetnie. Hej Man, kocham cię, chcę z tobą być,ale nie weźmiemy ślubu, bo ja tego nie chcę... faktycznie fajnie, że o tym wiem. - powiedziałam rozpaczliwie ironizując.
- Teraz zabrzmiało to egoistycznie. O wiele bardziej niż, mogłem się tego spodziewać. - powiedział krzywo się uśmiechając.
- Mówisz mi to, bo chcesz, żebym cię wsparła no nie?! Chcesz usłyszeć, że ja też tego nie chcę i nigdy nie chciałam, wtedy poczułbyś się o wiele lepiej... Po to mi to powiedziałeś! Ale wiesz co... nie usłyszysz tego ode mnie! Małżeństwo jest najważniejsze! Jest przypieczętowaniem miłości. Oznacza, że wierzymy w siebie nawzajem i że będziemy kochać się wiecznie. Jest pewnością, że zawsze można polegać na sobie, wspierać się, dzielić razem wzloty i upadki. To pewność, że ta druga osoba zawsze będzie. Nieważne, co by się działo. Zawsze będzie blisko. To możliwość przeżywania wspólnie zarówno radosnych jak i smutnych chwil. Współmałżonek ma prawo nawrzeszczeć kiedy trzeba, przytulić i powiedzieć " wszystko będzie ok" . I najważniejsze : Małżeństwo to obietnica. Przysięga,że zawsze będziemy razem, że razem będziemy dążyć do celów. Szkoda, że tego nie rozumiesz na tyle dobrze, byś mógł tego pragnąć. - odparłam czując, że muszę pobyć sama. Po prostu muszę. Wstałam gwałtownie i nie zwracając uwagi na nawoływania Zayna, szybkim krokiem wyszłam z ogrodu. Znowu mnie zawiódł. Kolejny raz wzgardził moimi największymi marzeniami... Wiecie co ? Już nawet nie mam siły płakać. Moje łzy już się wylały. Dość ! Finito... Koniec z tym.

Siedziałam od kilku godzin w pobliskiej kawiarni, pusto patrząc się w widok za oknem i analizując sytuację sprzed kilku godzin. Wiem, że to do niczego nie prowadzi. Każda analiza problemów sprowadza kolejne, a w mojej głowie nie ma już na nie miejsca.
Dopijałam już 4 herbatę z mango i zwróciłam twarz w stronę ogromnego fiskusa, który stał tuż przy mnie. Wzięłam do ręki jeden z jego liści pogrążając się kolejny raz w myślach.
-Dlaczego nie mogę być tak odporna, jak ty, co? - szepnęłam,  w duchu bijąc się w twarz. Jest ze mną aż tak źle ? Rozmawiam z roślinami... Czy to już nazywa się upadkiem człowieka ? A może dopiero grą wstępną do upadku ? Ech... kolejna rzecz do przemyślenia. W sumie to mam czas. Nie mam ochoty na spotkanie z Zaynem.
- Przepraszam dziecinko, mogę ? - spojrzałam na drobną starszą panią, która w swoich pomarszczonych dłoniach trzymała filiżankę z herbatą.
- Tak, proszę. - uśmiechnęłam się zabierając swoją torbę z krzesła obok.
- Dziękuję ci, drogie dziecko. Ciężki dzień ? - zapytała wsypując brązowy cukier do swojej herbaty.
- Można tak powiedzieć. - uśmiechnęłam się smutno, upijając łyk herbaty.
- Nie jesteś stąd, prawda ? Masz inny akcent.
- Przyjechałam na mini wakacje.
- Wakacje... nie wyglądasz na wypoczętą. - odparła ze smutkiem. - Mogę ci jakoś pomóc? - pokiwałam przecząco głową, nie zamierzając zwierzać się kolejnej nieznanej osobie ze swoich problemów. - Wiesz... czasem rozmowa z kimś zdystansowanym do sprawy może oczyścić cię z negatywnych emocji. Taka śliczna dziewczyna jak ty, powinna szaleć teraz na dyskotekach, bawić się. Jesteś za młoda, by zamykać się na świat i ludzi wokół. Naprawdę w tak młodym wieku pozostało ci tylko rozmawianie z Tomem ?
- Z Tomem ?
- Fiskus Tom, umie wysłuchać, prawda ? - uśmiechnęła się przyjacielsko. - Ale to raczej staruszków takich jak ja. - uśmiechnęłam się smutno, zastanawiając się jak kulturalnie opuścić kawiarnię.
- Potrzebowałam samotności. - odparłam
- Katujesz się samotnością, dziecko... Jesteś na to za młoda, uwierz.
- Czasem samotność jest o wiele lepsza...
- Z mojej perspektywy może i tak. - odparła sącząc herbatę.- No powiedz mi, co cię gryzie. Chłopak cię rzucił ? Zdradził? Ma inną? A może coś ukrywał coś strasznego?
- Nie, nie. - szybko zaprzeczyłam starając się uciąć tę rozmowę zanim zrobi się niezręcznie.
- To co się stało ? Wiesz... z natury nie jestem wścibska, ale rzadko mam okazję z kimś porozmawiać. A serce mi się kraje, jak na ciebie patrzę. - spojrzałam na nią i zrobiło mi się jej żal.... Na tyle żal, że wzięłam oddech i opowiedziałam jej większość mojej historii. Zajęło mi to naprawdę sporo czasu. Kobieta kiwała głową zaciekawiona, przeżywając sobą każdy mój epizod. Po moim długaśnym monologu z jej drobnymi wtrąceniami zapadła cisza, która nie trwała zbyt długo.
- Ojj dziecinko, przeszłaś o wiele więcej niż nie jedna emerytka. - odparła ze współczuciem.
- Nie musi mi pani tego mówić,sama doskonale o tym wiem. - powiedziałam ze smutnym uśmiechem.
- Urzekło mnie w tobie coś, czego nie potrafię nawet trafnie nazwać. Nic nie jest w stanie cię powstrzymać przed kochaniem go... nieważne jaki by był i co by zrobił. Oddałaś mu siebie w całości, nie chcąc niczego w zamian. Powiem ci coś : faceci nigdy nie dojrzewają. Patrzą na pewne rzeczy zupełnie inaczej niż my. Dla niego miłość wyraża się w tym, że po prostu cię kocha. Jest uczucie, jest chemia, jest podniecenie, jest przywiązanie i wspólne dzielenie życia. Dla ciebie kwestia ślubu jest bardzo ważna, bo wtedy czujesz, że jest już tylko twój, na zawsze. Pytanie tylko czy to cokolwiek zmieni ? Może on musi dojrzeć do tej decyzji. Potrzebuje na to czasu. My kobiety bardzo szybko oczekujemy jakiś deklaracji, bo każda z nas pragnie białej sukni i welonu... ale nie każda z nas potrafi docenić to, że ma przy sobie człowieka, którego kocha, z wzajemnością i który nie zniknie od tak. Dziecinko nie pozwól, by taka głupota was od siebie oddaliła. Chcesz, to opowiem ci swoją historię... może wtedy zmienisz zdanie.
                                                        *Perspektywa Zayna*
Nie mogłem uwierzyć w to, że kolejny raz wszystko spieprzyłem. Jest grubo po 22, a Mandy nigdzie nie ma. Nie odbiera ode mnie telefonu, nie wiem gdzie jest i co robi. A wszystko przez mój niewyparzony jęzor. Dlaczego nie potrafię trafnie dobierać słów ? Dlaczego moje słowa za każdym razem ją ranią ? Nienawidzę siebie z dnia na dzień o wiele bardziej.  Ranię ją, nie kontrolując tego. A przecież ona jest moim największym marzeniem i pragnę tylko tego, by była szczęśliwa. Coraz częściej się przekonuję, że przy mnie raczej nie będzie. Nie jestem w stanie zagwarantować jej tego,czego oczekuje. Nawet jeśli bardzo żałuję, nie będę w stanie cofnąć czasu. To w jaki sposób opowiadała o małżeństwie, ból skrywający się w jej oczach ugodził mnie prosto w serce i tylko utwierdził w przekonaniu jak wielkim debilem jestem. A miałem nigdy więcej jej nie ranić. Obiecałem to sobie. Kocham ją, naprawdę mocno ją kocham. Nie ma rzeczy, której w niej nie kocham.Kocham jej kojący głos, dobre maniery, piękny uśmiech,  chęć niesienia pomocy innym. Ona jest Aniołem na ziemi. Aniołem, który na co dzień musi żyć z uosobieniem piekła. Trudno jest nam planować przyszłość i cieszyć się każdym dniem. A to wszystko moja wina. Tylko i wyłącznie moja! Pozwoliła mi siebie pokochać, dzięki niej przeszedłem przez to całe bagno zwane przez innych życiem. Nikogo nigdy nie pokochałem tak bardzo jak ją. Jest moją definicją szczęścia. Moją Idyllą.

Chodziłem bez sensu tam i z powrotem szukając Mandy. Nie potrafiłem wysiedzieć w pokoju z założonymi rękoma i czekać na grom z jasnego nieba. Centrum... to niesamowite, Paryż nigdy nie śpi. W ciemnościach wyróżniały się migające światełka Wieży Eiffla. Przystanąłem,chcąc złapać nieco oddech. Wyciągnąłem papierosa, tłumacząc sobie, że muszę się uspokoić. Zaciągnąłem się mocno i wypuściłem chmurę dymu. W tle usłyszałem muzykę. Odwróciłem się w jej kierunku i ujrzałem młodego chłopaka z gitarą, śpiewającego Thinking of loud Eda Sheeran'a. Przybliżyłem się do tworzącego się wokół niego tłumu. W futerale leżała kartka papieru, na której było napisane " Zbieram na pierścionek zaręczynowy dla mojej dziewczyny". O fuck... czy paradoksy muszą być zawsze nieodłączną częścią mojego życia?! Nie mógł zbierać na jakieś wakacje, albo studia?! Podszedłem do niego i czekałem aż skończy grać. Gdy jego gitara wydała ostatni dźwięk, a ludzie zaczęli mu rzucać jakieś drobiazgi zapytałem.
- Ile kosztuje ten pierścionek ?
- 2000, widziałem, jak bardzo jej się podoba. Nie stać mnie na niego, a chciałbym sprawić jej przyjemność. Kocham ją całym swoim sercem.
- Trochę ci brakuje. - wskazałem na prawie pusty futerał.
- Kiedyś na pewno się uda. - odparł pakując swoją gitarę.
- Zgadzam się, może nawet i dziś. - powiedziałem wyciągając portfel. Chłopak spojrzał na mnie jak na idiotę,na co tylko pokręciłem głową z rozbawieniem. Wyciągnąłem plik banknotów i podałem go blondynowi. - Nie potrzebuję ich, a tobie się przydadzą. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. Nie spieprz tego. - powiedziałem, klepiąc go po ramieniu.
- Nie mogę tego przyjąć, przecież to kupa kasy.
- Możesz, możesz. Bardzo fajny koncert. Długo tu grasz ?
- Od jakiejś godziny
- Nie widziałeś przypadkiem takiej niskiej blondynki. Miała na sobie białe rurki i czarną ramoneskę.
- A widziałem. Tam stoi. To ona ? - spojrzałem we wskazaną przez niego stronę i odetchnąłem z ulgą. Stała z boku, bacznie się nam przyglądając. Jej wyraz twarzy był neutralny.
- Dzięki. Pozdrów swoją narzeczoną. - powiedziałem ruszając w stronę Mandy.
- Dziękuję ci jeszcze raz! - krzyknął rozradowany. Machnąłem ręką dając mu do zrozumienia, że to tylko drobiazg i po chwili znalazłem się tuż obok Man.
- Boże Man.
- Martwiłeś się... - odparła nie spoglądając na mnie. - Wiem.
- Gdybym wiedział, że tak zareagujesz to...
- To byś mi się oświadczył dla świętego spokoju, no nie ? - odparła z ironią. Spojrzałem w jej oczy. Wyglądały jak dwa złamane serca. Złamane przeze mnie i moją głupotę.
- Zrobiłbym wszystko, bylebyś tylko była szczęśliwa.
- Wszystko ? To bardzo wielkie słowo, nie sądzisz ?
- Mandy spójrz na mnie. - uniosłem jej brodę lekko w górę, doprowadzając do złączenia się naszych spojrzeń. - Kocham cię o wiele bardziej niż moje serce jest w stanie kochać. Nie umiem dobierać słów i przez to ciągle cię ranię. Nie chcę, żebyś przeze mnie płakała. To ostatnia rzecz, jakiej pragnę.
- Potrafisz spieprzyć każdą naszą wspólną romantyczną chwilę. - odparła z wyrzutem, próbując ukryć swój uśmiech.
- Tej już nie spieprzę. - odparłem obrysowując palcem jej kości policzkowe. Opieram swoje czoło o jej i nasze usta się spotykają. Zrezygnowana rozchyliła wargi, pogłębiając pocałunek. Odrywamy się od siebie, wymieniając się oddechami. Już nie myślę, nie czuję tylko kocham. O niej myślę, nią żyję i ją kocham.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie Aniołki ! Wracam do Was z nową częścią, w której w końcu mamy troszkę więcej Zayna. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Chcieliście więcej części, więc nie ma tak łatwo. Man będzie musiała jeszcze dłuuuuugo poczekać na ślub, o ile w ogóle kiedykolwiek się odbędzie... <szatański śmiech>
Dziękuję za wszystkie poprzednie komentarze i czekam na więcej ! Dajecie mi tyle radości. Uwielbiam czytać Wasze opinie, bo są dla mnie napędem do działania i świetnie pomagają w zwalczeniu doła. xD
Do napisania xoxo <33

piątek, 4 listopada 2016

Imagin Zayn cz.46 + Info


Obudziły mnie delikatne promienie francuskiego słońca, które sprawiły, że mimowolnie się uśmiechnęłam. Kochałam Paryż i gdybym tylko mogła rzucić wszystko, chętnie osiadłabym tu na stałe. Oczywiście z Zaynem, nie było innej opcji. Odwróciłam twarz od okna,spoglądając na bruneta, który spał, równomiernie oddychając. Mimowolnie przeczesałam dłonią jego czarne włosy, które spadały mu na czoło.
- Fryzjer się o ciebie upomina. - szepnęłam z uśmiechem, schodząc z łóżka. Nie chcąc go budzić, postanowiłam wziąć szybki prysznic i zająć się śniadaniem.
Zegar wskazywał ósmą, gdy skończyłam się relaksować po dniu i nocy pełnych wrażeń. Ubrałam jasne jeansy, bladoróżową bokserkę i białe conversy, po czym szybko wyszłam z pokoju wiążąc po drodze swoje włosy, które jak zawsze żyły własnym życiem. Daję wam słowo, jeszcze kilka takich sytuacji, a ogolę się na łyso i będę miała z nimi święty spokój.
Zjechałam windą do holu i szybkim krokiem wyszłam z hotelu. Przeszłam przez kilka Paryskich przecznic, napawając się ich pięknem i kunsztownością. Jak na wczesną godzinę, był naprawdę spory ruch. Dorośli stojący w kolejce po croissanta dla swoich maluchów, Panie kupujące bukiety róż, dzieci biegające wzdłuż Avenue George V. Uśmiechnęłam się widząc rozentuzjazmowanych Paryżan. Brali życie takim, jakim jest. Uśmiechali się życzliwie, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Rozejrzałam się kolejny raz, napawając oczy tym na pozór normalnym, ale jednak niezwykłym widokiem. Mój wzrok padł na małego chłopca sprzedającego kwiaty. Uśmiechał się do mnie smutno. Był wyraźnie zmęczony i zagubiony. Podeszłam do niego z delikatnym uśmiechem, by go nie wystraszyć.
- Dzień dobry. - powiedział grzecznie, patrząc na mnie z obawą.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się, klękając przed nim. - Jak masz na imię ?
- Munir. - odparł chłopiec przyglądając się swoim znoszonym butom.
- Cześć Munir, od dawna tutaj jesteś ?
- Od świtu. Moja mama kazała mi tu stać. Muszę zarobić na śniadanie. - odparł rezolutnie.
- Na śniadanie ? Czyli mam rozumieć, że stoisz tutaj od świtu bez śniadania ? - pokiwał głową nie patrząc mi w oczy. - No dobrze. - uśmiechnęłam się wyciągając portfel.  - Zrobimy tak : kupię od ciebie wszystkie róże, jakie masz, ale pod jednym warunkiem. - Chłopczyk spojrzał na mnie zaciekawiony. - Zjesz ze mną śniadanie, dobrze ? - wyciągnęłam 50 euro i podałam chłopcu, który spojrzał na mnie zdziwiony.
- To za dużo.
- Nic się nie martw, przydadzą ci się. - pogłaskałam go po główce,a on objął mnie swoimi chudymi rączkami. Uśmiechnęłam się, czując jak do oczu napływają mi łzy. Biedny dzieciak. Miał może z 6 lat, a przeszedł o wiele więcej niż nie jeden dorosły.   Nie czekając dłużej, weszliśmy do mojej ukochanej restauracji Le Diane, gdzie zamówiłam małemu to, na co miał ochotę, wzięłam sobie kawę, a śniadanie dla siebie i Zayna wzięłam na wynos.  - Jak ma na imię twoja siostra?
- Alia. - odparł z pełną buzią. - Ma 3 latka i jest bardzo chora.
- Co jej  jest ?
- Ma białaczkę. - odparł spoglądając mi w oczy. - Mamusia robi, co może, żeby wyzdrowiała, ale ja wiem, że ona umrze. Nie uśmiecha się tak jak kiedyś, nie chce się ze mną bawić, ciągle tylko śpi. Myśli Pani, że w Raju będzie jej lepiej ? - zapytał, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Myślę, Munir, że twoja siostrzyczka jest bardzo dzielna i jeszcze będzie przy tobie zawsze. W Raju nie ma miejsca na smutek i cierpienie. Znaleźć tam można wszystko, co najlepsze, ale na to przyjdzie pora, a twoja siostrzyczka na pewno jeszcze długo będzie musiała na to poczekać. - pogłaskałam go po głowie podsuwając mu pod nos kolejnego rogalika z czekoladą.
- Mama mówi, że nie ma pieniędzy na to, żeby Alia wyzdrowiała. Często płacze, jak myśli, że śpimy. Ani ja, ani mamusia nie chcemy, żeby nas zostawiała.
- Nie zostawi was. - uśmiechnęłam się pocieszająco, dopijając swoją kawę. - Wiara i nadzieja mogą zdziałać cuda, wiesz ?
- Babcia często mi to powtarzała, jak byłem młodszy.
- I tego się trzymaj.
Po śniadaniu, wstąpiliśmy do centrum handlowego, gdzie kupiłam trochę jedzenia dla rodziny Munira. Chciałam pomóc choć w taki sposób, głęboko współczując jego mamie. Chłopiec wziął mnie za rękę i zaprowadził pod swoje drzwi. Jego dom był bardzo zniszczony, ogród w opłakanym stanie. Okolica sprawiała wrażenie, jakby nikt od dawna w niej nie mieszkał.
Weszłam z chłopcem do środka, rozglądając się uważnie. Z pewnością nie było to miejsce dla dzieci, zwłaszcza chorych. W środku panowała wilgoć, ściany pokryte były pleśnią, nie mówiąc o tym, że nie mieli ogrzewania. Munir zaprowadził mnie do pomieszczenia, które okazało się kuchnią. Siedziała tam 40-letnia kobieta wpatrująca się w rozbite okno. Jej ciałem wstrząsnął szloch. Chłopiec od razu podbiegł do matki i usiadł jej na kolanach, a ta mocno przytuliła go do swojej piersi. Stałam w progu,niezauważona.  Nie bardzo wiedziałam,  jak powinnam się zachować. W pomieszczeniu rozległ się dźwięk mojej komórki, który wydał moją obecność. Kobieta popatrzyła na mnie z przerażeniem.
- Nie oddam ci moich dzieci! Kimkolwiek jesteś, nie masz prawa zabierać mi dzieci ! - krzyknęła, na co wstrzymałam oddech. Współczułam tej biednej kobiecie, która zapewne wzięła mnie za jakiegoś urzędnika, który przyszedł,by odebrać jej ukochane dzieci.
- Spokojnie, nie przyszłam po to, żeby zabrać pani dzieci. - szepnęłam decydując się usiąść na drewnianym stołku naprzeciw kobiety.  - Zobaczyłam Munira, który sprzedawał kwiaty, co chwyciło mnie  za serce. Poznałam waszą historię i chciałabym trochę wam pomóc. Chociaż trochę. Mandy Evans. - podałam jej dłoń, a kobieta patrzyła na mnie nadal nieufnie, ale przynajmniej nie była już przerażona.
- Nie potrzebujemy pani pomocy, radzimy sobie z dziećmi. - powiedziała starając się brzmieć stanowczo.
-Rozumiem, ale...
- Nie ma żadnego ale, już pani mówiłam, dziękujemy bardzo. - kobieta popatrzyła na mnie surowo, następnie odwróciła wzrok ku oknu.
- Po prostu chciałabym w jakiś sposób pomóc. - szepnęłam, martwiąc się o reakcję tej zmartwionej, zdruzgotanej kobiety.
- Dlaczego ? - zapytała nawet na mnie nie spoglądając
- Mój chłopak jest muzułmaninem i wielokrotnie opowiadał mi o swoich konfliktach na tle rasowym.Dlatego rozumiem, przez co przechodzicie. Do tego choroba córeczki... pragnę pani pomóc, naprawdę nie chcę wyrządzić wam krzywdy.
- Alia umiera. - szepnęła, po czym zaniosła się płaczem... nie, nie płaczem. To coś przypominało raczej gwałtowny, ściskający za serce szloch, który wstrząsnął całym jej ciałem. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, podbiegłam do mamy Munira i zamknęłam ją w ramionach. Zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć. W takich sytuacjach człowiek nie potrafi pocieszyć. No bo co ? Powie : wszystko będzie ok, może nie umrze tak szybko, albo nie martw się, wszystko się ułoży? Przecież to żałosne! Patrzyłam na nią i sama nie zauważyłam, że również płaczę . Płaczę nad losem tego biednego dziecka i zdruzgotaniem tej biednej, samotnej matki. Nie ma nic gorszego niż utracenie własnego dziecka. Bezradność, którą się czuje w obliczu bezsensownej walki ze śmiercią. Świadomość, że nie można zrobić już nic, by pomóc dziecku. Do tego codzienne oglądanie tego, jak ta mała, niewinna osóbka niesprawiedliwie cierpi. Jeszcze nie zdążyła dobrze zapoznać się z prawdziwym światem,a tu już nadchodzi czas pożegnania. Znowu przywędrowało do mnie pytanie:dlaczego ? Dlaczego niewinni ludzie muszą tak bardzo cierpieć? Dlaczego nie może być dobrze? Po prostu dobrze. Dlaczego ta malutka dziewczynka nie może czesać swoich ślicznych lalek, opowiadać bajki misiom, przytulać ulubione maskotki, słuchać rozmaitych opowieści ? Dlaczego musi leżeć przykuta do szpitalnego łóżka i czekać na śmierć ? No tak.. w dzisiejszych czasach wszystko kręci się wokół pieniędzy. Durnowate bzdety mają chronić człowieka przed śmiercią ?! Dlaczego ?! Dlaczego rzeczy materialne są aż tak ważne w dzisiejszym świecie ? Dlaczego decydują o życiu człowieka ? Dlaczego wedle nich ustalana jest jakaś hierarchia ? Życie jest takie niesprawiedliwe.
-Czy jeśli uda nam się zebrać odpowiednią ilość funduszy, istnieje szansa dla Alii ? - zapytałam po dłuższym czasie, gdy obie zaczęłyśmy znowu spokojnie oddychać.
- Nawet pani nie wie, ile to kosztuje. Po prostu nikt nie jest w stanie mi tego pożyczyć. Moje dziecko umiera, a ja nie mogę  z tym nic zrobić.
- A co jeśli ja pokryję koszty leczenia Alii?  - kobieta popatrzyła na mnie z nadzieją, po czym spuściła wzrok
- To są naprawdę ogromne pieniądze. Nie będę miała jak ich spłacić.
- Nie potrzebuję od pani żadnych odsetek. Po prostu chcę wam pomóc. Mam pieniądze, a one nie są mi potrzebne do szczęścia, dlatego będę naprawdę szczęśliwa, jeśli przekaże je Alii. Niech pani pozwoli sobie pomóc.
- Dlaczego ? Dlaczego pani przejmuje się losem obcych ludzi ?
- Bo ma pani cudownego synka, który wzrusza, jak tylko się na niego spojrzy. - uśmiechnęłam się pocieszająco. - Do tego... pewna bliska mi osoba również ma raka. Doskonale wiem, ile to leczenie wymaga kosztów i wiem też, że to najdroższe potrafi zdziałać cuda. Przede wszystkim wydłuża życie i daje nadzieję. Proszę, niech pani pomyśli o swojej córeczce. Jeszcze nie wszystko stracone.
- Naprawdę pani mi pomoże ? W dzisiejszych czasach nie ma ludzi bezinteresownych.
- Powiedzmy, że odpłacam się za błędy przeszłości, których miałam co nie miara. Uśmiech Alii mi wystarczy do szczęścia. - powiedziałam, wypisując czek. - Na razie wypisuję tyle, powinno wystarczyć . Zostawię pani swój numer telefonu i w razie czego, proszę dzwonić, dobrze ? -kobieta pokiwała głową, ciągle będąc w szoku. - Proszę być dobrej myśli. - powiedziałam, zbliżając się ku drzwiom. Wyszłam na zaniedbane podwórko, po czym usłyszałam nawoływanie.
- Przepraszam, nie mogę pani tak teraz wypuścić, nawet nie wiem, jak pani na imię. - powiedziała kobieta, trzymając w dłoni mój czek.
- Mandy Evans. Mieszkam w Anglii na co dzień. Jestem tu na weekendzie z chłopakiem.
- Dziękuje ci, dziecko, niech Bóg ci to wynagrodzi. - powiedziała, rzucając się mi w ramiona. Uśmiechnęłam się przez łzy, ciesząc się tą chwilą. Nie ma w świecie przyjemniejszego odczucia niż świadomość, że zrobiło się coś dobrego. Naprawdę coś dobrego.
- Będziemy w kontakcie.
- Dziękuję. - powiedziała, kłaniając się
- Powodzenia. - szepnęłam, po czym wyszłam na miasto.
Rześkie powietrze nieco ocuciło emocje, jakie się we mnie kotłowały.
Nie przejmując się upływającym czasem, zdecydowałam pójść w moje ulubione miejsce.
Przechodziłam przez Champs-Élysées, z głową w chmurach, gdy nagle poczułam czyjś uścisk na ramieniu. Odwróciłam się spanikowana, ale gdy przed sobą zobaczyłam mojego bruneta odetchnęłam z ulgą.
- Mandy Evans jak mogłaś być tak nieodpowiedzialna i wyjść bez telefonu z pokoju, to raz, a dwa...-nie dałam mu dokończyć. Pocałowałam go czule, uśmiechając się. Uwielbiałam momenty, w których nasze usta się spotykały. Każdy z nich rozgrzewa moje serce do czerwoności. Wiedziałam, że ten niewinny gest skruszy jego złość. Tulę się do niego, na co chłopak głęboko wzdycha. - Kiedyś wywiozą mnie przez ciebie w kaftanie bezpieczeństwa i obydwoje umrzemy z tęsknoty.
- Popadasz w melodramatyzm, Zayn. - uśmiechnęłam się złośliwie, na co wystawił mi język.
- Z naszej dwójki to ty tu oglądasz melodramaty, moja droga.
- A ty na nich przysypiasz, ale chyba nie na każdym, jak widać. Spokojnie kochanie, wrócimy do domu, nadrobimy zaległości. - zaśmiałam się
- Cudownie... - odparł. - Na szczęście zostajemy we Francji jeszcze kilka dni.
- Sprawy biznesowe ? - zapytałam marszcząc czoło
- Blisko. - odparł tajemniczo, puszczając mi oczko.
- To co, zapraszam moją kobietę na francuski obiad w najlepszej francuskiej restauracji.
- Zayn Malik - skromny jak zawsze. - zaśmiałam się, biorąc go za rękę.
- Jak się kocha to się płaci. - wzruszył ramionami.
- A wiesz, że mogłabym nawet zjeść zwykłego kebaba i byłoby ok ?
- Zwykły kebab powiadasz ? Nie podoba mi się ten pomysł. Nie jesteśmy w podstawówce, skarbie. - powiedział prowokująco, na co przewróciłam oczami.
- Chodźmy do tej twojej restauracji.
- A potem kolejna niespodzianka. - uśmiechnął się
Ile czeka mnie jeszcze niespodzianek w przeciągu tych kilku dni ?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, hej hej ! Wasze komentarze zmotywowały mnie na tyle, że tą część pisałam przez 3 dni w drodze ze szkoły xD. Naprawdę bardzo Wam dziękuję, za te miłe słowa, które tak bardzo cieszą moje serce, że nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo.
Zdecydowałam się wydłużyć do granic możliwości tę opowieść, dlatego w tej części jest malutko naszego Maliczka ( nie zabijajcie, w następnych częściach będzie go więcej :P )
Ostatnio czytałam komentarze do poprzednich postów i tam znalazłam pewną miłą osóbkę, którą nie chcący zignorowałam. Mianowicie pytała mnie o to, w jaki sposób można się ze mną skontaktować. Otóż drogi Anonimku : wpadłam na taki pomysł, by podać Wam na moim blogu mojego fb, moglibyśmy założyć wspólnie grupę, na której odpowiadałabym Wam na wasze pytania (oczywiście w granicach rozsądku ;) ), a także moglibyście się wypowiadać, czego Wam brakuje w moich wypocinach, lub co chcielibyście jeszcze przeczytać. Myślę, że to byłby dobry pomysł. Napiszcie, co o tym sądzicie.
Pozdrawiam i całuję <333