sobota, 17 grudnia 2016

Imagin Zayn cz.50



Temat dzisiejszej lekcji życia : jak powiedzieć facetowi o tym, że wkrótce na świat przyjdzie nasze nieplanowane dziecko? Z serii "Mandy w opałach" odcinek 5468. Zapraszam !

Korzystając z nieobecności Zayna, przeglądałam różne fora internetowe dotyczące nieplanowanego macierzyństwa. Poznałam historie różnych kobiet. Niektóre dodały mi nieco odwagi i pewności, inne zasiały we mnie nutkę niepewności i strachu. Miałam całe 2 tygodnie na to. by mu o tym powiedzieć, a ja nadal tkwię w tym samym miejscu czytając coraz mniej prawdopodobne historie angielskich kobiet. Czasu miałam coraz mniej. Przecież prędzej czy później zacznie węszyć i albo się domyśli, albo po prostu zauważy. Żadna z tych opcji nie wchodzi w grę. Nie chcę, żeby w ten sposób się o tym dowiedział. Przekazanie mu tych wieści należy tylko i wyłącznie do mnie. Mimo iż na samą myśl o tej rozmowie robi mi się słabo. Boję się jego reakcji... albo inaczej... boję się, że nie usłyszę od niego : "Wow, Man, ale niespodzianka, spełniłaś jedno z moich skrytych tajemnych marzeń" albo coś w tym stylu. Najgorsze jednak jest to, że wątpiłam, by właśnie tak przyjął tę informację. Najbardziej prawdopodobny scenariusz naszej rozmowy. Uwaga, uwaga!
JA : Kochanie, będziemy mieli dziecko.
ON: Co ? Jak to ? Przecież się zabezpieczaliśmy- posyła przestraszone, zaskoczone spojrzenie. Następnie patrzy wszędzie, tylko nie w moje oczy.
J: Jak widać nieskutecznie... Będziemy mieli dzidziusia.
-Och... Kiedy się dowiedziałaś ?
- Jakiś czas temu... źle się czułam iii...
- Czemu nie powiedziałaś mi od razu ?! Jak możesz ukrywać przede mną tak ważną rzecz...?! - oszczędzę wam reszty wyrzutów i od razu przejdę do  zakończenia : wyjdzie z trzaskiem drzwi, wróci z samego rana wstawiony na amen. The End. Nie potrzebuję owacji, ale dziękuję. Ugh, czemu moje życie jest takie beznadziejne?!
Rzuciłam laptop na poduszkę obok, sama wtuliłam twarz w drugą. Nie powiem mu tego, nie ma opcji. Nie powiem! Och zamknij się ! Gadam sama do siebie... Czy to jest w zupełności normalne ? To pewnie przez ciążę. Tak, tak ,na pewno...
Nie poradzę sobie z tym sama. Potrzebuję spokojnej rozmowy z osobą, która na pewno mnie zrozumie. Pytanie tylko czy znajdzie czas przy tych wszystkich obowiązkach młodej mamy.... nie zastanawiając się dłużej niż 20 sekund, pędem zleciałam ze schodów, wzięłam kluczyki w dłoń i pojechałam prosto do Sam, zahaczając przy tym o supermarket. Myślę, że dawno nie było zwierzeń, dlatego bez wahania biorę dwa ogromne pudła lodów czekoladowych i truskawkowych. Po niecałych 20 minutach docieram w końcu do obrzeży miasta, gdzie mieszkają państwo Payne. Weszłam jak do siebie, przyzwyczajona do swobodnej atmosfery i niemal od razu uderzył we mnie ogromny uśmiech Sam, która przerwała układanie prania i podbiegła do mnie zamykając mnie w swoich ramionach.
- Boże Man, nie widziałam cię chyba z miesiąc, może sobie zdjęcie pamiątkowe zrobimy ? - zapytała z ironią, wybuchając śmiechem.
- Przepraszam Sam, ale miałam ostatnio tyle na głowie, że zupełnie zabrakło mi czasu na spotkanie. Ale zaręczam ci, że myślami byłam przy was. - uśmiechnęłam się, odsuwając od przyjaciółki i mierząc ją wzrokiem. - Zmęczona?
- Strasznie, mała ma tyle energii, że już zupełnie nie daję sobie rady, do tego...ech usiądziesz ? Mała akurat śpi, to sobie porozmawiamy na spokojnie.
- Jasne - uśmiechnęłam się, wyciągając z torby lody.
- Kocham cię. - krzyknęła prowadząc mnie do salonu, w którym pełno było zabawek małej Mandy. - Przepraszam za...
- Nawet nie zaczynaj ! - ostrzegłam ją widząc jej minę. - Jest ok, przecież to tylko maskotki. - wzruszyłam ramionami, biorąc jedną do rąk.
- Przyniosę łyżki do tych lodów. - Sam zostawiła mnie w salonie, w którym siedziałam skulona, wpatrując się bezcelowo w różowego słonia Man. Uśmiechnęłam się mimowolnie wyobrażając sobie perspektywę powiększonej rodziny Malików.... Musi być dobrze, on musi się ucieszyć! Nie może zranić mnie kolejny raz. - powtarzałam , chcąc dodać sobie trochę odwagi i pewności, że wszystko będzie dobrze.
- Mandy ! - ocknęłam się, czując czujny wzrok przyjaciółki na sobie. - Gdzie odleciałaś ? - zapytała, siadając naprzeciwko mnie po turecku.
- Przepraszam, ostatnio mam dość... nostalgiczny okres w swoim życiu. Ale opowiem ci, o tym później. Mów, co u was ? - usiadłam w takiej samej pozycji otwierając pudełko z truskawkowymi lodami i zanurzając w nich swoją łyżeczkę.
- Liam ciągle chce wyjechać. - westchnęła ponawiając mój ruch. - Żadne argumenty do niego nie docierają, a ja mam już dość kłótni. Dlaczego on nie potrafi zrozumieć, że mi tu dobrze. To właśnie tutaj czuję się najlepiej. Spędziliśmy w tym domu tyle wspaniałych chwil. To tutaj po raz pierwszy się pocałowaliśmy, to tutaj razem mieszkaliśmy, kochaliśmy się, poczęliśmy Man. Nie mam żadnych złych wspomnień związanych z tym miejscem. Dobrze mi tu i Man również, a on chce wszystko poprzewracać do góry nogami, bo jak sam mówi "szykuje się gruba kasa" - powiedziała sarkastycznie. - Nie potrafi zrozumieć, że to jest mój dom, tutaj mam ciebie, mam rodzinę, nie mogę z tego zrezygnować. W końcu cię odzyskałam po tylu latach. Ty wróciłaś, a ja wyjeżdżam ? To zupełnie bez sensu. Do tego ostatnio powiedział, że i tak wyjedzie, ze mną czy beze mnie i tak zamieszka w Seattle.
- Nie możecie pójść na kompromis ?
- Man jak w tej sytuacji można pójść na kompromis ? On chce wyjechać, ja nie. - powiedziała rozżalona, wpychając w siebie ogromną łyżkę lodów.
- Nie może nikogo tam wysłać ? Jakiegoś zaufanego pracownika ?
- Woli wszystkiego dopilnować sam, a ja już nie wiem, jak mam go od tego odwieść, powoli tracę cierpliwość i nadzieję.
- Ile zamierza tam zostać ?
- Co najmniej dwa lata. - wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. 2 lata ? Przecież to kupa czasu, nie może jej stąd zabrać. Potrzebuję jej, zwłaszcza teraz. Do tego Sam tego nie chce. Dlaczego zawsze dla biznesmenów to właśnie kasa jest najważniejsza ?! Nie liczy się to, jakim  kosztem będzie zdobyty ten kontrakt, tylko to, że będzie z tego gruba kasa. Tak jakby teraz czegokolwiek im brakowało.
- Nie wiem, co mam ci poradzić. -  powiedziałam, obejmując ją ramieniem.
- Co ty byś zrobiła na moim miejscu ? - zapytała ze łzami w oczach, na co westchnęłam. Pomyślałam przez chwilę i po kilku minutach zabrałam głos.
 -  Nie chcę, żebyś wyjeżdżała, skarbie, ale.... Ech Sam, ale skoro on i tak wyjedzie, to... twoje miejsce jest przy nim. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale... nie pozwól takiej głupocie zaważyć na waszym małżeństwie. Przecież go kochasz. I on kocha ciebie. Mimo iż, naprawdę bardzo tego nie chcę, bo jestem egoistką i bardzo potrzebuję twojej obecności to... jako twoja przyjaciółka powinnam pomóc ci się pakować i odliczać te 730 dni. - uśmiechnęłam się smutno.
-  Man - tym razem wybuchnęła szlochem wtulając się we mnie mocno.
- Skarbie nie płacz. - szepnęłam, czując, że sama zaraz zacznę robić to samo.
- Powinnam wyjechać... wiem, ale to takie trudne. Nie lubię zmian.
- Czasem zmiany są potrzebne, a dla mnie najważniejsze jest, żebyś była szczęśliwa... żebyśmy obie były. A jesteś szczęśliwa tylko przy nim. Wyobrażasz sobie te dwa lata bez niego ? Będziesz siedzieć tutaj sama z Mandy, oczywiście będziemy się odwiedzać i wyjdziemy od czasu do czasu na miasto, ale... będzie ci go brakować, bo nikt nie będzie ci w stanie go zastąpić. Obiecaj mi, że jak przyjdzie dziś z firmy na spokojnie z nim porozmawiasz i spróbujesz ostatni raz go przekonać, a jeśli się nie uda to... poleć tam z nim. Nie ryzykuj swojego związku.
- Nie wiem, Man... czuję, że moje miejsce na ziemi to właśnie Londyn, żadne inne miasto nie będę kochać tak bardzo.
- To samo miałam, kiedy wyprowadzałam się do NY, chociaż nie powinnyśmy chyba tego porównywać, bo w moim przypadku była to ucieczka, a w twoim... zwykła tymczasowa przeprowadzka.
- Masz rację, Boże Man ty zawsze wiesz, co powiedzieć. - uśmiechnęła się, przytulając mnie mocniej.
- Innym umiem pomóc, ale sama sobie już nie bardzo. - zażartowałam, na co Sam zachichotała, przewracając oczami.
- Jesteś najbardziej dzielną i odważną kobietą, jaką znam. - powiedziała poważnie, na co ja wybuchnęłam sarkastycznym śmiechem. Ja dzielna ? I odważna ? Chyba mówi o jakiejś innej Mandy Evans,bo ja takiej nie znam.
- Oczywiście, nie każdą dziewczynę byłoby stać na trwanie przy mężczyźnie z charakterkiem i wytrzymywanie z wariatką-przyjaciółką i jej rodzinnymi problemami.
- Mężczyzna z charakterkiem.. - ładnie powiedziane. - zaśmiałam się, otwierając drugie pudełko lodów.
- Jak wam się układa ? - zapytała nurkując pierwsza w naszych ulubionym czekoladowym deserem.
- Trudno jednoznacznie stwierdzić... - westchnęłam - Wiesz... z jednej strony jest naprawdę dobrze, kochamy się, dużo ze sobą rozmawiamy, Zayn bardzo się stara, ale z drugiej... on ma poważny problem z ciętym językiem... czasem palnie coś głupio i bezmyślnie, a mnie to rani.... zwłaszcza teraz, kiedy mamy dość sporo problemów z rodziną Zayna i walczymy o przetrwanie. Jego słowa naprawdę potrafią ranić i czasem są jeszcze gorsze niż sama zdrada, Sam... Do tego... stale mam wrażenie, że nie potrafię wystarczająco pokazać mu tego, że doceniam jego starania. Zawsze wychodzi zupełnie na odwrót niż to sobie planowałam. Nie wiem, naprawdę nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić. Tak bardzo chcę, żeby nam się udało. To moje największe marzenie. - westchnęłam, na co Sam pokiwała głową ze smutkiem...
- Man nie możesz obwiniać za wszystko siebie. Nie zbawisz całego świata i nie zmienisz Zayna w zupełnie innego człowieka.
- Już zmieniłam, Sam.
- Wiesz Man wydaje mi się, że troszkę przesadzasz... na świecie nie ma ideałów, obie o tym wiemy...
- Sam ja nie chcę ideału.
- Wydaje mi się, że chcesz,  tylko chyba nie zdajesz sobie z tego sprawy. - powiedziała szczerze, na co ja zmierzyłam ją wzrokiem będąc zszokowana jej słowami.
- Do czego zmierzasz ?
- Wrzuć na luz i po prostu przy nim bądź. Walczyłaś o ten związek przez tyle lat... obydwoje walczyliście, teraz czas na zbieranie laurów, wygraliście, Man !
-Wygralibyśmy gdyby... - ugryzłam się w język, w duchu modląc się, by nie kazała mi tego dokończyć. Niestety Sam, nie odpuści.
- Gdyby co ? - spuściłam wzrok. - Mandy na litość boską, dokończ! Mandy ! - podniosła głos, chcąc wywrzeć na mnie presję.
- Jakie było nasze największe marzenie, Sam ? Jak byłyśmy jeszcze dziewczynkami... Pamiętasz?
- Man...
- On nie chce ślubu, Sam... a ja obiecałam sobie, że nie będę naciskać i udaję, że wszystko jest ok. Staram się pogodzić z tym, że nie stanę na ślubnym kobiercu, ale to boli, Sam... naprawdę tak strasznie boli. - Zaczęłam opowieść od początku. Opisałam jej wszystko ze szczegółami. Każdy dzień i czułam jak powoli emocje ze mnie uchodzą, a ich miejsce zajmuje ulga. Nie wiem, dlaczego każda rozmowa z Sam wpływała na mnie kojąco, ale chyba dlatego, że ona jako jedyna wie o mnie absolutnie wszystko i nigdy nie ocenia moich decyzji. Gdy dotarłam wspomnieniami do niedawnej rozmowy w francuskiej kawiarni, wstrzymałam oddech,  po czym wypuściłam powietrze i zaczęłam opowiadać. Pani Martha - bo tak miała na imię staruszka, z którą spędziłam popołudnie swojego partnera poznała w 1937 roku na jednym z rodzinnych festynów, niemal od razu zakochała się w nim bez pamięci. On natomiast był oficerem jednej z francuskich oddziałów. Praca była dla niego tak bardzo ważna, że nie zwrócił uwagę na piękną dziewczynę, która już w tamtym momencie oddała mu swoje serce na zawsze. Minął rok, za nim następny, a Mark nie dawał żadnego znaku życia, mimo iż obiecał to rodzinie Marthy. Któregoś dnia tuż po wybuchu II wojny światowej zawitał do drzwi emerytowanego weterana I wojny światowej, który jak się okazało był ojcem zakochanej nastolatki. Chciał porozmawiać o obecnej sytuacji na froncie i poprosić o jakieś wskazówki. Jak widać, ojciec Marthy był w Paryżu jednym z najlepszych strategów, albo jako jeden z nielicznych wciąż żył... Dobra to nie jest aż tak istotne, więc wrócę do historii Marthy i Marka. Podczas obiadu, młodym udało się ze sobą porozmawiać i wówczas narodziło się między nimi prawdziwe uczucie. Martha dowiedziała się, że mężczyzna jej życia miał naprawdę trudne dzieciństwo, a wojsko w porównaniu do jego relacji z ojcem było niesamowitą przyjemnością. Mark wielokrotnie był świadkiem awantur domowych i niejeden raz widział jak jego mama stawała się ofiarą przemocy domowej. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego ciągle jest z jego ojcem i wielokrotnie prosił ją, by uciekli gdzieś razem, jak najdalej od niego. Ona jednak pozostawała wierna swojemu mężowi i nie docierały do niej żadne argumenty. To było również przyczyną jego odwrócenia się od Boga i traktowania ślubów jako przedmiotów zła. Twierdził, że gdyby jego matka nie wyszła za ojca, jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Byłaby o wiele szczęśliwsza i nie umarłaby w wieku 40 lat. Martha doskonale wiedziała, jakie są jego poglądy i szanowała go mimo iż sama była osobą niezwykle pobożną i bogobojną.
W trakcie wojny Mark pisał wiele listów do Marthy, w których wychwalał jej urodę, w których wyrażał swoją miłość i tęsknotę. Ich miłość, mimo iż narodziła się niespodziewanie dla Marka wkrótce stała się jedynym sensem jego życia. W jednym z listów napisał, że uważa na siebie tylko dla niej, bo gdyby nie ona już dawno by się poddał. Obiecał jej, że już za niedługo wróci i będą razem, szczęśliwi i nikt tego nie zniszczy. Ona głęboko wierzyła w jego słowa i zapisywała je  w swoim sercu. W 1945 roku, Mark powrócił z wojny w okropnym stanie. Stracił czucie w prawej ręce do tego wojna pozbawiła go jednej nogi. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Martha opiekowała się nim jak tylko potrafiła najlepiej i faktycznie po kilku miesiącach wrócił jej piękny, cudowny Mark z błyskiem w oku i szerokim uśmiechem. Lata mijały im całkiem spokojnie. Mieszkali razem, ale nigdy nie zdecydowali się na dzieci. Do końca  jego życia trwali przy sobie, byli sobie wierni i kochali się miłością, jaka nie zdarza się każdemu. Nigdy nie wzięli ślubu, a mimo to stworzyli coś wyjątkowego. Pani Martha ze łzami w oczach zaznaczała, że poświęciła swoje marzenia dla niego i nie było dnia, w którym tego żałowała. Los postawił na jej drodze cudownego mężczyznę, który sprawił, że przez 48 lat czuła się jak królowa. Bez ślubu, bez żadnych świstków i obrączek. Bez symboli, pokazał jej czym jest prawdziwa miłość. Wtedy zrozumiała, co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze i nie żałuje... Stale jest wdzięczna Bogu za to, że pozwolił jej przeżyć tyle lat u boku miłości jej życia. Twierdziła, że nigdy przenigdy nie uda jej się odwdzięczyć Bogu za tak wspaniały dar. - Skończyłam swój długaśny monolog, wpatrując się we wzruszoną Sam. Obie przymykałyśmy oczy, nie pozwalając łzom wypłynąć na wierzch.
- Piękna historia... - szepnęła.
- Jak każda miłosna. - uśmiechnęłam się, wycierając chusteczką policzki.
- Ta była wyjątkowa... wiesz Man... sądzę, że Zayn kiedyś zmądrzeje... jeśli zobaczy, jak bardzo ci na tym zależy to... to zrobi to dla was. Przecież on staje na głowie,żebyś tylko była szczęśliwa.
- Wiem Sam tylko... chciałabym, żeby on też tego chciał.
- Nie czaję. Nie wzbudzisz w nim takich pragnień, bo dla niego ślub to niepotrzebna ceremonia. Ewentualnie zrobi to dla ciebie.
- Właśnie o tym mówię, nie chcę, żeby robił to tylko ze względu na mnie.
- Może kiedyś zmieni zdanie na temat ślubów, nie wiesz tego, Mandy.
- Mam nadzieję... - westchnęłam. W tym momencie usłyszałyśmy płacz małej, który sprawił, że obie zerwałyśmy się z kanapy i pobiegłyśmy na górę.


- Ale jesteś śliczna, Man. - zachwycałam się, trzymając ją i wpatrując się w jej brązowe oczka. - Taka kruszynka. Moja malutka.
- Pasuje ci dziecko, Man. - zachichotała Sam, na co ja wstrzymałam oddech - Man ?
- Yyy dzięki... - uśmiechnęłam się z automatu i unikając wzroku Sam zwróciłam oczy ku małej  Mandy.
- Mandy ?
- Co ?
- Dziwnie się spięłaś. - ech szybka jest.
- Ymm... tak jakoś... - uśmiechnęłam się, podając jej małą.
- Mandy Evans czy ty właśnie niemo przyznałaś się do tego iż jesteś w ciąży ? - zapytała przyglądając mi się uważnie z uśmiechem. Czy ona do jasnej cholery ma rentgen w oczach?! Jak ta dziewczyna to robi ? Chyba zapiszę się do niej na jakieś lekcje. Pokiwałam twierdząco głową, spuszczając wzrok. Usłyszałam pisk podekscytowania i od razu poczułam ramiona przyjaciółki, które obejmowały mój brzuch. - Man, to cudownie !!!! Dziecko to nowy początek, kochana. Kolejny, wyższy etap związku! Pewnie się cieszysz.
- Cieszę się tylko... Sam jak powiedziałaś Liamowi o dziecku ? - zapytałam biorąc małą na ręce.
- Nie powiedziałam, zobaczył test w łazience i się domyślił. - zaśmiała się
- Poważnie ?
- Znasz mnie... i dobrze wiesz, że jestem tak strasznie roztrzepana. Wtedy też byłam, bo zostawiłam pozytywny test na umywalce. Boże... mina Li była bezcenna. - kolejny raz wybuchnęła śmiechem, ale mnie nie było do śmiechu. Myślałam, że jakoś mi pomoże, a tymczasem jej tak szybko ten problem się rozwiązał. - Mandy.. - szybko spoważniała, spoglądając na mnie terapeutycznym okiem.- Czego się boisz ? Powiedz mu prosto z mostu. Na pewno się ucieszy.
- Sam, on nie lubi dzieci i na razie ich nie planował.
- Przestań. - machnęła ręką. - Nie lubi dzieci, a ostatnio jak u was byłam, nie mogłam odebrać swojego dziecka. - uśmiechnęła się, starając się dodać mi odwagi. - To będzie dla niego szok, to fakt, ale kiedyś zrozumie i będzie cię wspierał. Daj mu szansę. Będziecie świetnymi rodzicami. Dzieci to sama radość. Kiedyś to zrozumie.
- Kiedyś...
- Man zjeżdżaj stąd i powiedz mu to jeszcze dziś!
- Sam nie dam rady!
- Proszę cię, nie rozśmieszaj mnie. Odbywaliście już niejeden raz trudne rozmowy, albo i nawet jeszcze trudniejsze niż ta. Musisz mu powiedzieć i pozwolić, żeby się wami zajął. - powiedziała, puszczając mi oczko. - Skarbie, dobrze będzie. Wyluzuj.
- Nie chcę go stracić.
- Nie jest draniem, nie zostawi miłości swojego życia, z którą będzie miał dzidziusia.
- On nie jest gotowy na dziecko.
- Ma całe dziewięć miesięcy, by się na to przygotować. Nie skracaj mu czasu i powiedz mu od razu, Man.
- Łatwo ci mówić.
- Nie denerwuj mnie! Umówmy się tak... ja rozmawiam dziś z Liamem o wyjeździe na spokojnie, a ty powiesz Zaynowi o dziecku. Jutro was odwiedzimy i  mam nadzieję, że wszyscy będziemy szczęśliwi. Zgoda ? - spuściłam wzrok. - Mandy !!!!
- Zgoda. - szepnęłam uśmiechając się do mojej jedynej i najwspanialszej terapeutki. Kocham ją za to. Jest nie do zastąpienia. No Man, dasz radę! Uwierz w moc miłości!


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka moi Kochani! Emocje, które towarzyszyły tym dwóm tygodniom nieco opadły, a ja dodaję kolejną część Zayna akurat dziś bez Zayna (musicie mi wybaczyć, następna będzie z perspektywy Zayna, więc nam się wyrówna xD ). Mam nadzieję, że historia Marka i Marthy Wam się spodobała i nie zanudziłam Was dzisiejszą częścią. :D
Czekam na Wasze opinie i mam nadzieję, że będą równie liczne jak przy poprzednim.
Pozdrawiam i do następnego, Misie ! <33 ;**






9 komentarzy:

  1. O nieee! To okrutne, że rozdział skończył się w takim momencie ;D
    Fajnie, że Mandy w końcu spotkała się z Sam i obie przemówiły sobie do rozsądku. Ta historia tej starszej Pani z kawiarni jest świetna, super, że nam ją pokazałaś i, że pomogło to Mandy. Już nie mogę doczekać się rozdziału kiedy Zayn dowie się, że zostanie tatą. Zandy rodzicami to może być najsłodsza rzecz na świecie i mam nadzieję, że mimo tego co działo się pod ostatnim rozdziałem nie zrezygnujesz z tego wątku ;)
    Bardzo dziękuję za rozdział i już nie mogę doczekać się kolejnego, a jeszcze jak na to być perspektywa Zenka to całkiem będę umierać z niecierpliwości ;D
    Życzę Ci mnóstwa weny i czasu na pisanie ;)
    Ściskam mocno i do następnego xx
    Doma

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko!!! :D Całe dwa tygodnie czekałam na rozmowę Mandy i Zayna a Ty przerywasz w takim momencie?! :D Jejuu ale mam niedosyt! <3 Rozdział piękny <3 Mam nadzieje że Sam dodała Mandy wystarczająco dużo odwagi i wszystko będzie dobrze ❤ Pozdrawiam i do następnego ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały, ale urwany w okropnym momencie ;),czekam na dalszą część :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały, ale urwany w okropnym momencie ;),czekam na dalszą część :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam Cię dodaj szybko next

    OdpowiedzUsuń
  6. Zayn na pewno ucieszy się na wieść o poczętym synku, w końcu taki jest zauroczony małą Mandy ♥ Tylko szybciutko dodaj ten rozdział no bo się nie doczekamy! :D Buziaki :** /Paula

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana kiedy next? ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym dodać jutro rano. Mam nadzieję, że się uda. Pozdrawiam <33

      Usuń
    2. Mała czekamy na nexta <3 wesołych świąt :***

      Usuń