piątek, 31 lipca 2015
Imagin Niall cz.12
Zegar wybił godzinę 10, czas wstawać. Niechętnie zwlekłem się z łóżka i mozolnym krokiem wszedłem do kuchni. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu,który leżał na blacie. 25 nieodebranych połączeń od... Lary.... O Jezusie, pewnie martwi się, co ze mną się dzieje. Miałem dzwonić regularnie kilka razy dziennie, taka była umowa..... Umowa, której nie dotrzymałem i to jeszcze nie jest najgorsze, co zrobiłem.... Nie mam pojęcia, jak mam jej to powiedzieć.... jak mam po tym wszystkim, co zrobiłem spojrzeć jej w oczy. Zbyt wiele złego zrobiłem... nie zasługuję na nią, na nasze dziecko.... w ogóle nie jestem wart tego, co mam.... Muszę z kimś pogadać, wyrzucić to wszystko, bo inaczej zwariuję od swoich nieuporządkowanych myśli. Wystukałem numer mojego najlepszego kumpla i po chwili uslyszałem jego głos w słuchawce
- Siema Niall! Co tam ? - co tam ? Ehh Zayn gdybyś wiedział.....
- Yyyy Zayn czy moglibyśmy się spotkać ?
- No jasne, teraz ?
- A masz czas ?
- Akurat teraz mam 2 godziny wolnego, mogę do ciebie wpaść, nie ma problemu.
- Dzięki Stary, to czekam...
- Niall zaczekaj.... Coś nie tak z Larą i dzieckiem ?
- Nie, z Larą wszystko dobrze.... pogadamy jak przyjedziesz. Pospiesz się, błagam.
- Ok, będę za 10 minut.
Zayn jak zawsze punktualny, zjawił się przed moimi drzwiami punkt 10:20 i od razu zeskanował mnie swoim spojrzeniem.
- Co przeskrobałeś ? - zapytał uważnie mi się przyglądając
- Ojj przeskrobałem i to bardzo... Potrzebuję twojej pomocy, Zayn
- Ok, too opowiadaj. - rozsiadł się wygodnie na kanapie, jak to miał w zwyczaju.
- Ehh nie wiem, od czego zacząć..
- Najlepiej od początku...
- Ehh Zayn... - wstrzymałem oddech i po chwili wypuściłem powietrze.. - Jestem uzależniony...
- Co ? Jak to ?! Od czego ?! Niall !- był w szoku
- Od hazardu - szepnąłem
- Co ? Ile to trwa ?
- Pół roku.... to wszystko przez te problemy z ojcem.... na początku wiesz... jedna partyjka pokera nie zaszkodzi.... To mnie odprężało... pozwalało zapomnieć o problemach.... Nikt o tym nie wiedział...
- A Lara o tym nie wie, tak ?
- Skąd.... na początku to była dla mnie zwykła gra.... teraz sobie z tym nie radzę..... Straciłem wszystko... przegrałem swój majątek
- Wkręcasz mnie ?
- Chciałbym.. Niestety taka jest prawda. Kasa mi się kończy. Nie mam nic, a składałem przez lata kasę na przyszłość. Były tam pieniądze dla naszego dziecka, a ja....wszystko przegrałem! - nawet nie zauważyłem, kiedy po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy. Zayn milczał, co tylko jeszcze bardziej mnie zdołowało.
- Niall spokojnie! Przecież ci pomogę! Nie ma innej opcji - przybliżył się i poklepał po ramieniu dodając mi tym trochę otuchy.
- Dzięki Stary... Co ja mam zrobić ?
- Przede wszystkim się uspokój, tak ? Najważniejszy jest spokój.
- Łatwo ci mówić. W mojej sytuacji....
- Niall nie ma sytuacji bez wyjścia-zauważył filozoficznie
- Dobrze filozofie, to co mam robić ?
- Przede wszystkim koniec z pokerem! Kiedy ostatni raz grałeś ? - spuściłem wzrok. - Niall kiedy ?
- Wczoraj....
- I wczoraj to był ostatni dzień! - powiedział stanowczo. - Straciłeś wszystko ?
- Większość
- Pakuj się
- Co ?
- Przeprowadzasz się do mnie. Będę cię pilnować to raz, a dwa... - podrapał się po karku - Lara nie wie, tak ?
- Mówiłem ci, że nie wie!
- Ale nie krzycz.... musisz z nią pogadać
- Ona nie może się teraz denerwować, ciąża jest zagrożona, przecież wiesz
- A czyli udajesz przed nią, że wszystko jest ok ? Myślisz, że ona nie czuje, że coś się dzieje?! Ta cała babska intuicja, Niall bój się Boga
- A co mam zrobić?! Nie mogę pozwolić na to, żeby teraz się o tym dowiedziała! To zabije nasze dziecko, rozumiesz?!
- Dobrze, ale nie możesz jej dłużej oszukiwać. Rozmawiałeś z nią ?
- Teraz nie... odkąd jest w tym sanatorium dzwoniłem raz...
- Aha i to ją w ogóle nie stresuje - prychnął
- Zayn zrozum mnie!
- Dobra nie wrzeszcz! Kolejna kwestia... może warto by było udać się do specjalisty.
- Myślisz, że to konieczne ?
- Nie wiem, może to nie jest aż tak wysokie stadium , ale warto pójść chociaż raz i najważniejszy warunek : koniec z grami, rozumiesz ?
- Tak, nienawidzę się za to!
- Niall....
- I Lara też mnie znienawidzi.. Ona mnie zostawi Zayn. Nigdy mi tego nie wybaczy.
- Tego nie wiesz
- Stary straciłem kasę i dom!
- Ale masz jeszcze swój gabinet dentystyczny.
- Tak, ale on idzie do sprzedania! Mieliśmy z Larą wyjechać do Hiszpanii zaraz po narodzinach dziecka. Ale nie mam na to kasy! Do tego jak dowie się, że przez ten czas ją oszukiwałem, to zerwie ze mną, wniesie o rozwód i będę sam! A ja ją tak mocno kocham, Zayn. Naprawdę nie wiem, co mi strzeliło do głowy
- Ale nie wiesz, jak to przyjmie. Nie możesz jej tak traktować! Nie odbierasz telefonów, nie oddzwaniasz! Co to ma być ?! Jej pozostaw tę decyzję. Ona ją podejmie. I gwarantuję ci, że cię nie zostawi! Tylko przestań sprawiać jej ból tym, że ją ignorujesz.
- Masz rację Zayn. Muszę w końcu wziąć się w garść
- Dokładnie.... a słuchaj.. nie dałoby się jakoś odzyskać tych pieniędzy ?
- Jak ? Musiałbym znowu grać! To bez sensu.
- No w sumie racja. Kiedy jedziesz do Lary ?
- Nie mam pojęcia. Najpierw muszę poukładać sobie wszystkie sprawy no i przemyśleć, jak mam się zachować względem jej.
- To może ja bym do niej pojechał.. Wiesz wybadam co tam u niej, jak się czuje i powiem, że coś ważnego w pracy ci wypadło
- Mógłbyś ?
- No pewnie, tylko niestety mogę dopiero w przyszłym tygodniu.
- Naprawdę możesz to dla mnie zrobić ??
- Nie ma problemu, Niall
- Dziękuję Zayn. Żeby tylko Lara nie węszyła jeszcze bardziej.
- Spokojna głowa, już ja coś wymyślę Niall. W końcu skończyłem szkołę teatralną i jestem zawodowym aktorem. Damy radę
- Jesteś jedyną osobą, na której mogę polegać, dziękuję
- Od tego są przyjaciele - dodał i znowu poklepał mnie po ramieniu - dobra, stary, ja muszę spadać. Wpadnę po ciebie wieczorem , a ty w tym czasie się spakuj i zadzwoń w końcu do Lary. Dziewczyna pewnie odchodzi od zmysłów, jasne ?
- Tak jest szefie - zdobyłem się na lekki uśmiech. Zayn w każdej chwili mi pomoże. Zawsze mogę na niego liczyć i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Prawdziwy przyjaciel.
- Noo spocznij - zaśmiał się i opuścił moje mieszkanie zostawiając mnie samego sobie. Poczułem się trochę lepiej, ale gdy tylko pomyślałem o Larze, mojemu aniołku od razu przypełzał do mnie moralniak. Jestem skrajnie nieodpowiedzialny. Jak mogłem do takiego stanu rzeczy dopuścić ? Co ze mnie za mąż... jestem beznadziejny, a moja biedna Laruś obdarzyła mnie swoim uczuciem. Nie zasługuję na nią! Niestety taka była prawda.
* Perspektywa Lary *
Godzina 12, a Niall dalej się nie odzywa. Mam przeczucie, że coś się stało. Pytanie tylko co. Mam ochotę spakować walizki i wyjechać stąd do Nialla. Może mnie potrzebuje, może jest chory, nie wiem, ma jakieś problemy, a mnie przy nim nie ma. To chyba nie był dobry pomysł, żebym tu przyjechała, ale cóż... czuję się naprawdę dobrze i mam zapewnioną opiekę lekarską i moje dziecko jest bezpieczne. Tak! Dziecko to priorytet . Jest najważniejsze.
- Proszę - spojrzałam przed siebie i zobaczyłam Mike'a , który kładzie przede mną sok grejpfrutowy
- Nie musiałeś - uśmiechnęłam się gestem prosząc, żeby usiadł obok
- Ale chciałem, w twoim stanie musisz przyswajać wiele witamin
- Oo świeżo wyciskany. Chciało ci się ?
- Ktoś musi się o ciebie troszczyć. Jak się czujesz ? - Mike był taki kochany. Z godziny na godzinę stawał się mi coraz bliższy. Czy to jest możliwe, żeby zupełnie obca osoba w ciągu kilkunastu godzin stała mi się aż tak bliska ? Chyba jednak tak. Mam zwyczaj szybko przywiązywać się do ludzi, ale żeby aż tak ? To było dla mnie niepojęte.
- Jak na wieloryba to bardzo dobrze - uśmiechnęłam się krzywo.
- Ojj no nie przesadzaj. Do wieloryba jeszcze ci daleko. Wieloryb waży od 15 ton w górę, czasem nawet więcej, więc nie masz co się do nich porównywać.
- Skąd ty to wszystko wiesz, hmm ?
- Jak byłem mały oglądałem po kilka godzin programy przyrodnicze - zaśmiał się
- Nowoczesny tok wychowawczy - wtórowałam mu
- Ojj tak tak
- Mój maluszek też będzie w ten sposób wychowywany. Kiedyś zajdzie daleko i będzie moją dumą.
- Ojj z pewnością. Jak będzie podobny do mamusi to może nawet zrobić karierę w modelingu
- Ojj przestań, bo zacznę się czerwienić - spuściłam wzrok. W tamtej chwili naprawdę mnie zawstydził.
- Nie masz się czego wstydzić, chyba przywykłaś już do komplementów. - spojrzał prosto w moje oczy, a ja spuściłam wzrok. Nie mogłam patrzeć w jego głębokie i co tu dużo gadać cudowne oczy, bo wiedziałam, że to wszystko może się źle skończyć. Muszę uważać, bo jeszcze ta znajomość może zniszczyć moje małżeństwo. Muszę mieć oczy szeroko otwarte, co będzie naprawdę trudne. Bardzo trudne.
*Tydzień później *
Co zmieniło się przez ten czas ? Generalnie nic. Oprócz tego, że Mike z dnia na dzień staje się dla mnie jak członek rodziny. Jest dla mnie wsparciem. Pomaga mi,dba o mnie, o dziecko, interesuje się moim samopoczuciem, rozmawia ze mną i rozśmiesza niemalże do łez. Jest naprawdę wspaniałym chłopakiem. Nie chcę w przyszłości urywać z nim kontaktu. Jest dla mnie naprawdę ważny i Niall będzie musiał go zaakceptować. Niall.... no właśnie.... w ciągu tych 7 dni dzwonił raz.... to boli, naprawdę bardzo boli. Mam złe przeczucia. Martwię się o niego i tak bardzo za nim tęsknię. Moim marzeniem jest to, żeby tu przyjechał, chociaż na jeden dzień. Czemu on mnie tak traktuje ? Co się stało ? Może Vicky znowu coś narobiła ? Nie wiem, ile wytrzymam bez niego, w tej niepewności. Jeżeli on nie przyjedzie tu w przeciągu 2 dni, to poproszę Mike'a i ja go odwiedzę. Ewidentnie jest coś nie tak.
- Lara nie możesz się tak przejmować - Mike zawsze przychodzi wtedy, kiedy potrzebuję go najbardziej.
- Łatwo ci mówić
- A łatwo. Po prostu o nim nie myśl.
- To mój mąż, Mike i martwię się o niego! To chyba normalne!
- Ale nie denerwuj się, to może zaszkodzić dziecku. - powiedział spokojnie obejmując mnie swoimi silnymi ramionami.
- Wszystko szkodzi dziecku! Ja już nie mam siły, Mike, rozumiesz ?
- Musisz być dzielna. Zobaczysz, wszystko się ułoży - posłał mi pocieszające spojrzenie, które w tamtym momencie nie bardzo mi pomogło. Teraz może pomóc mi tylko widok Nialla. Mojego Nialla, który na pewno wpakował się w jakieś tarapaty i ignoruje mnie jak może!
- Dzielna.... Mike ty nie zdajesz sobie sprawy, co czuję! Mam dość! - wyrwałam się z jego uścisku. - Przepraszam, ale chciałabym zostać sama - powiedziałam ignorując fakt, że Mike naprawdę się o mnie martwi.
- Jak chcesz. Będę na dole - powiedział jak zwykle ze stoickim spokojem. Czy ten gościu kiedykolwiek się denerwuje ? Chyba nie.
Położyłam się na łóżku i bez sensu gapiłam się w sufit. " Niall co się dzieje ? Gdzie jesteś i czemu się nie odzywasz?" Moje myśli nie dawały mi spokoju. Przed oczami miałam najgorsze scenariusze. Czemu nie powie mi prawdy ?! Ja chcę w końcu wrócić do domu!!!!
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudziłam się o 17, czyli spałam ok 5 godzin. Mike miał rację, twierdząc, że sen jest bardzo dobrym lekarstwem, bo poczułam się jak nowo narodzona. A może to sprawa hormonów ? Nie wiem, ciężko mi to określić. Zeszłam na dół i spostrzegłam, że nigdzie nie ma Mike'a. Miałam tylko nadzieję, że nie obraził się przez naszą ostatnią rozmowę. Nie, to do niego niepodobne. Wyjrzałam przez okno i na szczęście zobaczyłam go czytającego zapewne podręcznik i siedzącego na hamaku przed domem. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok. Sama nie wiem, co miał w sobie ten chłopak, że wzbudza we mnie takie a nie inne emocje. Był po prostu inny, jedyny w swoim rodzaju, zupełnie jak Niall. Postanowiłam, że nie będę mu przeszkadzać i zostanę w domu, ale zauważył mnie i gestem poprosił, bym do niego dołączyła.
- Lepiej już ? Wszystko ok ?- przesunął się i zrobił mi nieco więcej miejsca, bo niestety wieloryby potrzebują go dość sporo.
-Tak, to znaczy... chyba tak, aczkolwiek niewiele się zmieniło.
- Lara noo - przewrócił oczami. - mówiłaś, że Niall jest dentystą, no nie ? A nie pomyślałaś, że może wziął dodatkowych pacjentów, żeby pod twoją nieobecność nieco więcej zarobić ?
- Mówił, że to my jesteśmy najważniejsi, a nie praca, Mike - odparłam z wyrzutem.
- Ale robi to dla was. - słusznie zauważył. Na ten argument nie miałam żadnego kontrargumentu, więc po prostu zamilkłam.
- Przytulisz mnie ? - zapytałam jak zagubione, małe dziecko, które nie ma pojęcia, co ma zrobić i potrzebuje otuchy i zainteresowania. Mike nic nie odpowiedział, tylko zamknął mnie w swoich ramionach. Wstyd się przyznać, ale wyobraziłam sobie, że to Niall mnie w ten sposób przytula i jest tuż obok mnie. To sprawiło, że od razu humor mi się polepszył. Gdybym tylko wtedy wiedziała, że ktoś nas śledzi i zniszczy tym samym, coś na czym mi najbardziej zależało na pewno bym się tak nie cieszyła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka! :D Sama nie wiem czemu, ale ostatnio mam wenę na tę opowieść i nie mogę przestać jej pisać, heh :D Dlatego na razie będzie Niall. Zayn i Louis oczywiście też się pisze i będzie wkrótce . :P
Pozdrawiam :****
środa, 29 lipca 2015
Imagin Niall cz.11
Od dwóch dni jestem w tym sanatorium, sama, daleko od domu, rodziny i bardzo tęsknię za Niallem. Za tym, jak mnie przytula, całuje, za tym jak na mnie patrzy, jak się uśmiecha, jak rozmawia z naszym dzidziusiem. Brakuje mi go i to bardzo. Czuję się dość samotna i przytłoczona, bo zawsze miałam obok siebie Nialla. Przyzwyczaił mnie do tego, że zawsze był przy mnie i mnie pocieszał. Ale zrobię wszystko dla dobra naszego dziecka, więc zaciskam zęby i staram się odpoczywać i myśleć pozytywnie.
Siedziałam na tarasie z książką w ręku i próbowałam cokolwiek przeczytać. Na marne z resztą, bo kompletnie nie mogłam się na niej skupić. Myśli ciągle błądziły wokół domu, Nialla, Vicky i Joe. Chociaż bardzo bym chciała zapomnieć, nie myśleć, to za cholerę nie mogę. To wszystko bardzo mnie męczy i czekam tylko na chwilę, w której posmakuję upragnionych ust Nialla, kiedy będę czuć na sobie jego ciepły oddech i woń jego perfum.
- Nie za zimno, by siedzieć o tej porze na tarasie ? - dobiegł mnie czyiś nieznany głos
- Jest ok - odpowiedziałam odwracając się w kierunku osoby, która stała za mną. Zobaczyłam młodego, wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka z blond czupryną, który obdarzył mnie szerokim uśmiechem. Delikatnie go odwzajemniłam, co poskutkowało tym, że usiadł obok mnie.
- Który miesiąc ? - zapytał z uśmiechem
- Siódmy, jeszcze dwa - odpowiedziałam, poprawiając się na krześle ogrodowym.
-Ty jesteś Lara, prawda ? - skąd on to mógł wiedzieć ? Czy powinnam zacząć się bać ? Chłopak szybko zauważył mój niepokój, bo zaraz dodał - jestem Mike, pracuję tutaj i ten ośrodek należy do moich rodziców-posłał mi uspokajający uśmiech, na który odetchnęłam z ulgą
- Rozumiem, że wiesz wszystko o kobietach, które tu wypoczywają
- Nie, nie wszystko. Tylko te najważniejsze rzeczy.
- A czym się tu zajmujesz ? - rany... my nawet nie przeszliśmy na "ty" , a ja do niego po imieniu.... ale był w moim wieku to raz, a dwa myślę, że nie miał nic przeciwko.
- Generalnie pracuje tu jako masażysta, ale studiuję psychologię i medycynę
- Dwa kierunki naraz ? Jak dajesz radę ?
- Zawsze chciałem być lekarzem, a ponieważ uwielbiam rozmawiać i przez to pomagać ludziom, studiuję zaocznie psychologię. Idzie się przyzwyczaić do nieprzespanych nocy i natłoku obowiązków. - uśmiechnął się szeroko .
- Naprawdę ? Ja bym chyba nie dała rady.
- Lubię się uczyć, po prostu ograniczam sobie imprezy, bo uważam to za zbędny dodatek do życia.
- Ale kumpli chyba masz. Nie wyglądasz na samotnego, zakompleksionego i nielubianego
- Oczywiście, że mam. W sumie mam 4 bliskich przyjaciół i jedną przyjaciółkę, która jest dla mnie jak siostra. Znamy się od piaskownicy.
- I jesteś jedynakiem. - bardziej stwierdziłam niż zapytałam
- Aż tak to widać ?- zaśmiał się
- Wyglądasz na....
- Rozpieszczonego synka ? - dokończył i wybuchnął jeszcze większym śmiechem. Spojrzałam na niego pytająco i zdałam sobie sprawę, że patrzę na niego przez dłuższy czas. Zbyt długi..... Nie da się ukryć, że Mike jest bardzo przystojnym i atrakcyjnym chłopakiem. Ale cóż... moje serce należy tylko do Nialla i tak już zostanie.
- Nie obraź się, ale tak troszkę
- Wszyscy mi to mówią - powiedział, gdy się już uspokoił. - Ja po prostu za bardzo kocham mamę i ona.... zawsze mi na wszystko pozwalała i do tej pory pozwala.
- Oo jakie to słodkie.Zawsze tak otwarcie mówisz o miłości ?
- Generalnie jestem otwarty... na wszystko
- Taki facet to skarb - wyrwało mi się z ust, a ja miałam ochotę się za to zabić. - Twoja dziewczyna pewnie cię z oka nie spuszcza. - Co ja wyprawiam?!!! Lara opamiętaj się!!!!!
- Cóż.... gdybym ją miał, to na pewno - zaśmiał się
- Serio ? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem
- Naprawdę. Nie mam czasu na miłość.
- Na miłość zawsze jest czas - odpowiedziałam filozoficznie. - Miłość w życiu każdego człowieka jest ważna.
- Ludzie, na których naprawdę bardzo nam zależy potrafią tylko ranić. Po co mi to ? Dziewczyna nie jest mi na razie potrzebna. Dodatkowy kłopot.
- Fajne masz podejście do życia, Mike
- Lara..... ja miałem wiele dziewczyn, które tylko mnie irytowały. Jak z nimi zrywałem wystawały dniami i nocami pod moim oknem i błagały o jeszcze jedną szansę
- Widać dotychczas nie było dane ci się zakochać. Ale wszystko jeszcze przed tobą
- Mówisz teraz jak moja babcia - spojrzał na mnie rozbawiony.
- Wiesz ja mam spory bagaż doświadczeń jeżeli chodzi o związki.
- Do prawdy ?
- Uwierz.... kiedyś byłam dziewczyną, która szybko się zakochiwała...zbyt szybko, a potem faceci mi się nudzili i zostawiałam ich dla innych... dopiero teraz jestem naprawdę szczęśliwa
- Widzę obrączkę, czyli dziecko nie było z pierwszym lepszym - spojrzał na moje dłonie
- Nie, to była przemyślana decyzja. Mój mąż zawsze marzył o sporej rodzinie. A ja kocham go tak mocno, że zrobiłabym dla niego wszystko.
- Bardzo go kochasz, prawda ?
- Mhm.... wiesz.....nasz związek nie należy do prostych, ale nie wyobrażam sobie życia bez Nialla
- Ja z kolei uważam, że nie ma prostych związków. Ludzie za bardzo różnią się od siebie, by móc łatwo radzić sobie radzić z przeszkodami.
- I właśnie dlatego nie masz dziewczyny ? - dodałam z nieukrywanym rozbawieniem
- Związki nie są dla mnie
- Aha.... wieczny singiel... naprawdę chcesz nim być ? - mimo, iż znałam tego niebieskookiego blondyna raptem kilkanaście minut poczułam, że jest on moją bratnią duszą. Bardzo dobrze mi się z nim gada. Ma coś w sobie, co ciężko mi jest nazwać. Po prostu to ma.
- Masz całe 2 miesiące, by przekonać mnie do swoich racji - powiedział rozkładając ręce
- I zobaczysz, że mi się uda - zaśmiałam się. - Czekaj... czyli to znaczy, że.....
- Jestem do twoich usług 24 godziny na dobę. Dwa dni temu byłem na wolontariacie. Wróciłem dziś o 14.
- Wolontariacie ? A gdzie ? - wyglądał mi raczej na buntownika a nie na takiego pomocnego...jak widać łatwo się jest pomylić.
- Byłem na 2-tygodniowych misjach w Kenii
- Poważnie ? - jejku... jakie to słodkie..... pomagał biednym..... i to zupełnie bezinteresownie. Czy tacy ludzie w ogóle jeszcze istnieją ?
- Tak.... lubię pomagać innym. Dobra, my tu gadu gadu, a wybiła godzina kolacji. Idziemy ?
- Ale zjesz ze mną, prawda ?
- Jeżeli nie będzie ci to przeszkadzało, to z chęcią
- Przeszkadzało ? Mike, ja jestem tu sama jak palec. To będzie dla mnie jakaś odskocznia.
- Wobec tego mogę być twoją odskocznią - uśmiechnął się kolejny raz i podał mi swoją dłoń, bym mogła wstać
- Dziękuję - szepnęłam, gdy puściłam jego ciepłą dłoń, a ten gestem zmusił mnie, bym wzięła go pod rękę.- Widzę, że masz spore doświadczenie jeżeli chodzi o ciężarne kobiety, no nie ? - zapytałam uśmiechając się szeroko.
- Ojjj tak.... niektóre dają popalić i to nieźle... ale mam masę wspomnień, często jak przychodzą mi one do głowy śmieję się bez opamiętania. Dają czadu. Może dlatego lubię pomagać tu moim rodzicom.
- Rozumiem, na wszystko masz czas... tylko nie na miłość
- Możemy już o tym nie gadać? - przewrócił teatralnie oczami, co rozbawiło mnie do łez...coś czuję, że z nim to ja się nudzić z pewnością nie będę.
- Ja i tak nie odpuszczę - pogroziłam mu żartobliwie palcem.
- Zauważyłem. Twarda z ciebie sztuka.
- Dzięki.... wiesz... czasem tylko udaję silną.... często mi się to udaje.
- A teraz udajesz ? - zatrzymał się i stanął na wprost mnie
- Mogę być z tobą szczera ?
- Pewnie
- Odkąd cię poznałam, to nie udaję. Jak mogłeś w tak krótkim czasie dodać mi tej siły, co ?
- Mówiłem ci... ja kocham rozmawiać z ludźmi i słuchać i pomagać. Cieszę się, że mogę ci pomóc, Lara
- Dzięki
- Niestety wadą tego wszystkiego jest to, że szybko przywiązuję się do ludzi, którzy w większości zostawiają mnie i nie odzywają się do mnie. Nie wiem, co u nich słychać, czy wszystko ok...to przykre, wiesz.... zwłaszcza, że zależy mi na tym, żeby byli szczęśliwi i starałem się zawsze z całych sił pomóc.
- Ludzie są niesprawiedliwi i nie doceniają często tego, co drugi dla nich robi.... Powiem ci szczerze, że sama takich ludzi nie ogarniam.... po prostu nie warto się już nimi przejmować i o nich myśleć, Mike...
- Coś mi się zdaję, że to ja tu będę na terapii - zaśmiał się, a ja mu wtórowałam. Dawno tyle się nie śmiałam. A przecież Niall nie należy do cichych i spokojnych osób. No właśnie Niall....czemu nie dzwonisz ? Obiecałeś, że będziesz to robił regularnie. Co się dzieje ? Miałam dziwne wrażenie, że coś przede mną ukrywa. Że coś się stało, a nie mówi mi tego tylko dlatego, żeby mnie nie martwić. Jak ja nienawidzę tego uczucia. Wolałabym znać najgorszą i najstraszniejszą prawdę niż nic nie wiedzieć i żyć w niepewności.
Kolacja upłynęła mi w naprawdę doborowym towarzystwie. Mike swoją osobą dodał mi tyle otuchy, że nagle poczułam, że życie ma sens, że warto żyć.... chciałabym, żeby nasza znajomość przetrwała... Pytanie tylko co na to Niall ?
- Lara, przeziębisz się - usłyszałam troskliwy głos Mike'a, który sekundę potem przykrył mnie kocem.
- Wszystko pod kontrolą
- Co piszesz ?
- Wspominałam ci, że prowadzę bloga dla kobiet z przeróżnymi problemami ?
- Ahh no tak, faktycznie coś mówiłaś
- Przez to wszystko zupełnie się zapuściłam, a ilość maili z prośbami o pomoc dobiła do maximum
- A może dokończysz to jutro, co ? Albo wewnątrz. Noce teraz są chłodne i nie zachęcają do siedzenia na tarasie.
- Duszę się wewnątrz
- Ojj daj spokój... jest późno, c'mon
- Nie odpuścisz ?
- Nie - wziął mojego laptopa i otworzył drzwi szerzej, przepuścił mnie i wszedł z moim sprzętem zaraz po mnie.
- Mike, dzięki naprawdę, ale możesz już iść. Nie będę ci zawracać głowy, czuję się naprawdę dobrze.
- Wiem wiem, ale muszę mieć cię na oku na wszelki wypadek. Mam pokój obok twojego. Spokojnie damy sobie radę.
- Nie chcę cię wykorzystywać. Będę się czuć glupio.
- Wow... chyba pierwsza, która mi to mówi - uśmiechnął się z podziwem
- Poważnie ? Byłeś służącym dla tych wszystkich kobiet ?
- Noo i tak i nie... byłem na każde ich zawołanie.
- Hmm skoro tak : więc Mike...chciałabym, żebyś dał mi dokończyć posta, a ty możesz w końcu odpocząć. Co ty na to ?
- Na pewno niczego nie potrzebujesz ?
- Na pewno, dzięki
- Jakby co, wołaj, tak ?
- Tak, tak
- I wyśpij się... jutro nie dam ci spokoju
- W jakim sensie ?
- Zobaczysz - puścił mi oczko. - Śpij dobrze - rzucił i poszedł do swojego pokoju, zostawiając mnie samą u siebie.
Uśmiechałam się jak głupia sama do siebie.... Czemu Mike w ten sposób na mnie działał. To bardzo mnie zaskoczyło. Nie należę do osób, które aż tak łatwo przywiązują się do osób. A Mike po raptem kilku godzinach znajomości kupił mnie swoją szlachetnością, pozytywną wręcz zarażającą energią, otwartością, szczerością i prawdziwością. Stał się dla mnie zupełnie nagle kimś bliskim. Nie mam pojęcia jak on to zrobił.... żebym tylko nie popełniła jakiejś głupoty, którą będę mogła żałować do końca mojego życia.
Siedziałam z laptopem do 2 w nocy, aż w końcu doszłam do wniosku, że powinnam się położyć i odpocząć. Tak też zrobiłam, ale za nic w świecie nie mogłam zasnąć. Postanowiłam zejść cicho na dół i napić się wody, bo moje pragnienie urosło na maxa. Możliwie jak najciszej zeszłam na dół, gdzie zobaczyłam Mike'a siedzącego i bezcelowo patrzącego się w okno.
- Lara ? Wszystko w porządku ? - zapytał z lekkim niepokojem.
- Tak, nie mogę tylko zasnąć.
- Dziecko daje we znaki ?
- A wiesz... nawet nie, po prostu... nie mogę przyzwyczaić się do faktu, że nie ma obok mnie Nialla.
- I nie masz się do kogo przytulić ? - nie czekając na moją odpowiedź zamknął mnie w swoich ramionach. To nie do wiary, jak bardzo ten chłopak jest otwarty na ludzi.... Pytanie tylko czy nie za bardzo. Nie żeby mi to przeszkadzało, aczkolwiek trochę onieśmielało.
- Dzięki Mike. A ty czemu nie śpisz ?
- Nie przywykłem do spania tak wcześnie, heh
- 2 to jest wcześnie ? Ile ty śpisz człowieku ?
- dwie, trzy godziny są dla mnie wystarczające.
- Powaga ?
- Powaga
- A o czym tak zacięcie myślałeś , hmm ?
- Aaaa tak jakoś.... lubię sobie od czasu do czasu pomyśleć generalnie o wszystkim. O moim życiu, o tym, co będzie dalej... jak będzie dalej.... - podrapał się nerwowo po karku.
- Mam dziwne wrażenie, że boisz się przyszłości...
- Wiesz.... w sumie każdy się boi tego, co będzie dalej.... niczego nie można być pewien... Życie bywa przewrotne i często nieprzewidywalne.
- Mikey akurat ty chyba nie masz się czym przejmować, co ?
- Zawsze się coś znajdzie
- Ojj tam, daj spokój. Musi być dobrze.
- Ty na co dzień mieszkasz w wielkim mieście... masz większe perspektywy, a tu... wieś.... kompletnie brak perspektyw
- Ja tam tak tego nie postrzegam. Wielkie miasta mają wiele wad. Gdyby nie praca mojego męża dawno bym go namówiła na przeprowadzkę. Ale niestety na wsi mało dentystów znajdzie pracę, więc musimy gnieździć się w zanieczyszczonym mieście.
- Coś w tym jest..... wiesz.... myślałem o wyprowadzce, ale zupełnie nie wiem, jak mam to przekazać rodzicom. Mama się załamie, bo zawsze miała mnie na wyłączność. A ja nie chcę jej ranić, bo za wiele dla mnie zrobili...- Mike,biedny, uroczy, zakłopotany Mike... aż dziwota, że taka osoba jak on nie założyła jeszcze swojej rodziny.
- Ale oni na pewno się liczyli z tym, że kiedyś najdzie ta chwila. Chwila, w której ich syn poczuje się na tyle dorosły i odpowiedzialny, by móc mieszkać osobno, gdzieś indziej... To oznacza, że wypełnili już wszystkie obowiązki.... Nie mówię, że będzie im z tym dobrze, aczkolwiek myślę, że będą dumni, że mają tak dojrzałego syna. Wiem, co mówię, bo sama to przerabiałam. A ja nie przeprowadzałam się ze wsi do miasta, tylko do zupełnie innego państwa... Zobaczysz.... kiedy pierwszy szok minie, pogodzą się z tym. Nie możesz stale przejmować się innymi, zacznij też myśleć trochę o sobie, co ?
- Jesteś taka mądra. Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. Wiesz... lubię cię - uśmiechnął się ukazując rząd równiutkich białych zębów.
- Ja ciebie również... wiesz Mike.... to może być początek cudownej przyjaźni. - dodałam i znowu wtuliłam się w jego tors.
- Też tak sądzę - szepnął i przytulił mnie mocniej. Nagle poczułam się silna jak nigdy. Dostarczył mi otuchy, odwagi i wiary w to, że wszystko się ułoży. Jedyne, co nie dawało mi spokoju, to fakt, że Niall się nie odzywa. Musiało coś się stać! Nie ma innego wytłumaczenia! Niall odezwij się w końcu!!!!
*Perspektywa Nialla *
Co ja narobiłem ? Jak mogę spojrzeć jej w oczy po tym wszystkim. Ona mnie znienawidzi. Odejdzie i wcale nie zdziwi mnie to. Jestem dupkiem!!! Nieodpowiedzialnym dupkiem, który straci wszystko, na czym mi zależy. I po co mi to było? Nie potrafię wybaczyć sobie tego, że doprowadziłem do tego wszystkiego. Nie umiem po tym wszystkim zadzwonić, odezwać się do Lary, nie chcę jej zranić. Do tego w jej stanie nie może się stresować. Ona nie może się teraz o tym dowiedzieć!!! Po prostu nie może! Co ja narobiłem ?!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Drama time... :P Hehe witam was ! :D
Obiecana część Nialla czeka na was i wasze opinie. Jestem ciekawa, co sądzicie. Myślałam, myślałam, aż w końcu wymyśliłam to. Mam nadzieję, ze jakoś to wyszło ;)
Buziaki :** i do następnego :*
poniedziałek, 27 lipca 2015
Imagin Louis cz. 4
Impreza trwała w najlepsze, a ja... co tu dużo mówić szalałam. Skorzystałam z okazji, kiedy to Rob zaprosił mnie do tańca. Wiedziałam, że od zawsze na mnie leciał, ale on mimo tego, iż był naprawdę przystojnym facetem nie bardzo mnie interesował. Ale musiałam komuś coś udowodnić, więc schowałam dumę do kieszeni i świetnie się bawiłam. Przez cały czas kątem oka patrzyłam na Louisa, który jakby mógł dosłownie zabiłby kolesia na miejscu. Bawiło mnie to, poważnie. I trochę....pochlebiało. Taki facet jak Lou, który mógłby mieć większą część kobiet nie tylko w tej firmie zwraca na mnie uwagę i zazdrości Robowi, który swoją drogą pozwalał sobie na coraz więcej.
- Może masz ochotę na drinka ? - zapytał, kiedy kolejna piosenka dobiegła końca.
- Yyyy nie, dziękuję, nie piję alkoholu
- W ogóle? - zapytał z niedowierzaniem
- W ogóle. Ale jak chcesz, to możesz iść, ja chwilę odpocznę. Dołączę do Mayi.
- Ale mogę liczyć na kolejny taniec ?
- Z pewnością - uśmiechnęłam się słodko.
- Trzymam cię za słowo. - pogroził zabawnie palcem i poszedł do baru, a ja poszłam do samotnie siedzącej Mayi
- Co jest ? - zapytałam widząc moją przyjaciółkę w niezbyt dobrym humorze
- Nie zwrócił na mnie uwagi, kompletnie!
- Ehh....
- A jak się tak starałam. Tyle czasu się szykowałam i na marne
- Wyglądasz pięknie, na pewno prędzej czy później cię zauważy - "Albo i nie" . Dodała moja podświadomość.
- Myślisz ?
- Mhm
- Panie i Panowie - usłyszeliśmy głos DJ-a .- Z racji, że jest to impreza integracyjna czas na wspólnego walca . Nie ma par nietańczących. Tradycyjnie panowie proszą panie. Będzie można się zmieniać co jakiś czas, gdyż walc będzie puszczany kilka razy.
- Ale czad. To jest okazja! - Maya zaklaskała w ręce
- Serio ? Aż tak się jarasz ?
- A ty nie ?
- No jakoś nie.
- Na pewno teraz mnie zauważy!
- Ehh nawet jeśli to tylko taniec!
- Tylko ? Walc to taki romantyczny taniec....
- Jak każdy inny, Boże Maya weź skończ pleść te bzdety
- Pfff o idzie, jak wyglądam?
-cudnie - dodałam przyglądając się swoim paznokciom, podczas gdy Maya robiła "seksowną pozę"..... Powiem tylko tyle... pomimo mojej sympatii, ŻENADA.
- Oooo Pan Tomlinson - udawała zdziwienie, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło
- Właśnie tak.. Sue ? - podał mi dłoń, a Mayi omal kopara nie opadła. Spojrzałam na nia, a ona niemalże zabijała mnie wzrokiem. Cóż....będę mieć przerąbane, to pewne. Ale szef to szef. Nie chcę, żeby ludzie z firmy mnie obgadywali, więc podałam mu swoją dłoń i ruszyliśmy na parkiet.
- Zaskoczyłaś mnie - szepnął
- Czym ?
- Że tak od razu się zgodziłaś, to mi bardzo pochlebia
- Nie obiecuj sobie. Gdybym stała tam wtedy sama... dałabym ci kosza
- Tak, tak - odparł z tą jego charakterystyczną ironią
- Myśl sobie, co chcesz -prychnęłam
- Cudownie dziś wyglądasz - po raz kolejny skanował każdą partię mojego ciała.
- Tylko dziś ? Dzięki - jego mina..... cóż dla takich chwil warto żyć. Myślałam, że pęknę ze śmiechu
- Uwielbiasz to robić, no nie ?
- Ale co ? - odparłam niewinnie
- Już ty nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię. - Stanął na środku spoglądając na mnie
- O czym mówisz ? - zapytałam kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Prowokujesz mnie, a potem porzucasz! Nie podoba mi się ta gra!
- Jaka gra, skarbie ? - kreśliłam jakieś nieznane wzory na jego ramieniu. Czułam, że przez to zaczyna się spinać.
- Sue!
- Hmm ?
- GOTOWI? Zaczynamy walca! - odezwał się głoś DJ-a
- Masz szczęście. - szepnął. - A tak na marginesie mam z tobą do pogadania.
- Na temat?
- Twojego zachowania!
- Uuu brzmi groźnie.
- I tak będzie...... Wiesz.... mi się nie odmawia.
- Będę tą pierwszą, która ci odmówi.
- Nie ma takiej opcji - uśmiechnął się po czym przybliżył się do mnie jeszcze bardziej
- To miał być walc, a nie jakieś.... - nie dokończyłam, ponieważ poczułam usta chłopaka, które łapczywie muskały moje. - Zwariowałeś?!
- Ciemno jest, nikt nas nie widzi. - odparł jak gdyby nigdy nic
- A skąd ta pewność?! W ogóle z jakiej racji mnie całujesz?! Może sobie tego nie życzę ?
- Nie oszukuj samej siebie!
- Ehh
- Dobrze wiem, że miałabyś ochotę to powtórzyć. I to jeszcze nie raz
- Ta twoja pewność siebie strasznie działa mi na nerwy.
- Wiem. - odparł dumny z siebie
- Ty mnie w ogóle denerwujesz!
- Wiesz jak mówią.... Kto się czubi, ten się lubi. - zaśmiał się
- Lubi ? Hmm przyjaźń mogę ci obiecać. Ale nic więcej.
- Czy ty zawsze musisz wyłapywać te szczegóły ?
- Taka już jestem.
- Dobra, mam dość, nie chcę mi się już tańczyć - westchnął jak rozpieszczony bachor i nim się obejrzałam prowadził mnie w stronę męskich toalet.
- Co ty wyprawiasz ?!
- Musimy pogadać na spokojnie. I bez świadków.
- Ale czemu akurat w męskim kiblu ?
- Bo tak! - dodał, po czym mnie tam jakimś cudem wepchnął. Dokładnie sprawdził, czy nikogo nie ma. Następnie wrócił do mnie i spojrzał na mnie z wyrzutem. - No słucham!!!! - skrzyżował ręce na piersiach.
- O co ci chodzi ? - powtórzyłam jego gest
- O Roba!!!! Nie mogłaś się powstrzymać ?!
- Tylko tańczyliśmy!
- To był taniec ?! Tylko ja mogę cię w ten sposób dotykać!
- Słucham?!
- Tak!!!! Nie życzę sobie, by taki leszcz mi ciebie odebrał!
- Ale my nie jesteśmy razem!!!
- Ale będziemy!!
- Pomarzyć możesz!!!!!
- Kocham cię! - myślałam, że się przesłyszałam
- Co?!
- Kocham cię!!! Zakochałem się w tobie już w momencie naszego spotkania na plaży. Wiedziałem, że jesteś kobietą moich marzeń. Jesteś mądra, dowcipna, poukładana, bardzo pyskata i gadatliwa i cholernie obrażona na wszystkich facetów. Ale mi to nie przeszkadza. Pozwól mi się do siebie zbliżyć. Już zawsze chcesz być sama ?
- Nie!! Ale nie chcę być z tobą!!!!
- Bo ?
- Bo nie pasujemy do siebie!!! Jesteśmy z dwóch różnych światów!
- Ale mi to nie przeszkadza! Sue, tyle na ciebie czekałem. Nie traciłem nadziei, że kiedyś jeszcze cię zobaczę. Skoro los sprawił, że się spotkaliśmy, to... to musi być przeznaczenie.
- Albo zwykły przypadek.
- Kocham cię! Naprawdę cię kocham! Musisz mi uwierzyć - przeczesał nerwowo swoje gęste brązowe włosy i patrzył na mnie intensywnie.
- Pewnie dużo ich było. - prychnęłam
- Kogo ?
- Kobiet, którym ot tak wyznałeś miłość - spuścił wzrok. - Sądzę, że na tym zakończymy tę rozmowę - odwróciłam się na pięcie, ale Lou po raz kolejny chwycił mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie.
- Zaczekaj. - powiedział spokojnie
- Ja nie mam siły z tobą gadać!
- Nie musimy się spieszyć, dam ci czas, tylko nie zostawiaj mnie - objął mnie ramieniem i schował twarz w zagłebieniu mojej szyi. Nie wiem, czemu tego nie przerwałam. To było takie słodkie. Jemu chyba zaczęło na mnie zależeć. Dopiero teraz to zauważyłam. On pragnął mojej bliskości, mnie,bo zwyczajnie mu na mnie zależy. Chyba nie powinnam go za to tępić.
-Louis,zostaw,proszę cię, nie utrudniaj.-spojrzał na mnie intensywnie ,oblizując przy tym dolna wargę.
- Dlaczego nie pozwalasz mi się do siebie zbliżyć ? Boisz się ?!
- To nie tak - próbowałam w jakiś sposób go przekonać do swoich odczuć.
- A jak ?
- Nie znam cię, nic do ciebie nie czuję i nie poczuję, bo jesteś moim szefem, dotarło ?!
- Ale co to ma do rzeczy ?!
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo ludzie bywają okrutni, zwłaszcza w tej firmie. Ja chcę mieć święty spokój i pracę. Tyle!!! Zapomnij o mnie i traktuj mnie jak zwyczajną pracownicę. To tyle, co chciałam ci powiedzieć. Żegnam ! - zostawiłam go zszokowanego i ruszyłam przed siebie. Pewnie rzadko laski dają mu kosza...cóż.... będę jedną z niewielu, lubię oryginalność.
* Kilka dni później*
Cholera!! Nie ma to jak przeziębić się w najmniej odpowiednim momencie! Potrzebują mnie w firmie, a ja muszę leżeć, chora, z gorączką, katarem i bolącym gardłem. Grypa.... coś, czego nie znoszę! Nie znoszę smarkać, nie znoszę siedzieć bezczynnie, sama w domu i wpatrywać się w ten przeklęty sufit!!! Ehh od razu robię się agresywna. Jak zwykle Sam nie było w domu. Jest na jakimś kursie czy coś tam... przyznam, że nie słuchałam, bo myślałam wtedy o..... NIM. Choćby nie wiem co robiła, nie mogę go wyrzucić z głowy. Zawładnął moimi myślami na amen. Dobrze, że tylko myślami, ale co to za pocieszenie ? Czemu tylko mnie takie sytuacje się zdarzają?! No czemu ? Czemu musiał być akurat w tym samym hotelu,co ja? Czemu musiał odkupić akurat moją firmę ? No czemu się pytam ?! Z moich myśli wybudził mnie dzwonek do drzwi. Kogo znowu niesie ? Sam miała wrócić jutro. A może dzisiaj ? Mogłam ją wtedy słuchać. Z przekonaniem, że Sam jest po drugiej stronie drzwi i zapomniała kluczy otworzyłam je i zdębiałam.
- Co ty tu robisz ?
- Przyszedłem sprawdzić, jak się czujesz. - odparł jak gdyby nigdy nic i z uśmiechem przekroczył próg mojego mieszkanka.
- Aha... - odparłam ze zdziwieniem
- Sama jesteś ?
- Jak widać.
- Czyli przyszedłem w samą porę. - rozsiadł się wygodnie na kanapie. On czuje się tu za swobodnie.
- Zarazisz się! Czuje się wyśmienicie, wracam do pracy za dwa dni. Do widzenia!
- Co ? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- No przyszedłeś, żeby mnie sprawdzić, no nie ?
- Czemu miałbym cię sprawdzać ? Dotarło do mnie twoje zwolnienie
- To po co przyszedłeś ?
- Hmm.... bo się martwię. Telefonów też nie odbierasz. - uniósł brew z wyrzutem
- Bo ledwo mówię ? - dodałam z ironią
- Właśnie słyszę. Źle wyglądasz
- Dzięki, nie ma to jak komplementy...
- Dobrze wiesz, że nie miałem tego na myśli. Wszystko ok ?
- Było ok, dopóki ciebie nie było!
- Gorączka pewnie z 40 stopni i dalej taka niemiła
- Louis nie mam siły się z tobą kłócić. Wszystko sobie wyjaśniliśmy
- Nie, właśnie nie! To ty sobie coś wyjaśniłaś, bo mnie nawet do głosu nie dopuściłaś!!!
- Nie krzycz, mam wścibską sąsiadkę, zaraz będzie na osiedlu gadać, że Bóg wie co się u mnie dzieje.
- To ta pani przed blokiem ? Niska, rude włosy
- Tak, a co ?
- Pytała mnie, czy cię znam, a jak jej odpowiedziałem że tak, to powiedziała, że najwyższy czas, abyś w końcu rodzinę założyła i że bała się, że jesteś lesbijką.
- Słucham ?! Tej babie to się już chyba w łebie poprzewracało! Ja lesbijką?
- No że mieszkasz z dziewczyną....
- To moją przyjaciółka. Jak ja nie znoszę tej baby!!!
- Akurat w jednym się z nią zgadzam.
- Nie mów, w czym!
- Powinnaś w końcu być szczęśliwa, Sue. Zasługujesz na to.
- Jestem szczęśliwa. Dobrze jest tak, jak jest.
- Czyli rozumiem, że chcesz być wieczną singielką ?
- Czemu nie ? Co w tym złego ? - Wpatrywał się we mnie uważnie
- Cóż...najwyżej będę czekał, aż zmądrzejesz.
- I będę z tobą ?! Chyba się nie doczekasz! A z tą wariatką już sobie porozmawiam!!!
- Martwi się
- Taaa ona się martwi. Ona musi wszystko wiedzieć, żeby móc plotki roznosić po całym Londynie
- Przesadzasz - zaśmiał się
- Właśnie o to chodzi, że nie przesadzam! Ona zna każdego!
- Mnie też ? - dodał z ironią
- Zakład ?
- Ok. O co ?
- Jak wygram, dasz mi święty spokój.
- A jak przegrasz umawiasz się ze mną. Zgoda ?
- I tak wygram. Pani Martho!!! Dzień dobry!- zawołałam z okna
- Oooo witam cię Sue.
- Przyszłaby Pani na herbatkę ? Właśnie parzę. - dodałam z udawaną grzecznością
- Nie, nie będę przeszkadzać. Masz gościa przecież. Trzymaj go przy sobie, trzymaj. Bogaty, ile on ma firm... - Spojrzałam na niego rozbawiona, a on ze zdziwieniem wysłuchiwał mojej sąsiadki. - No, a ojciec jego to podobno też jakiś biznesmen,tyle że dzieciaków narobił, każde z inną kobietą, ale bardzo sympatyczny człowiek,bardzo . - Powtórnie mu się przyjrzałam, a on lekko spuścił wzrok. Jakby się wstydził.... Dziwne. - Noo a ten jego syn, no w sensie twój szef, to jest najstarszy z rodzeństwa. Ta najmłodsza, to jest dla niego jak córka. Zajmuje się nią ...aż miło popatrzeć. Wiesz, rodzinny jest. Taki chłopak to skarb. Przypomina mi Marka
- Ooo nie yyyy... Pani Martho ja muszę już kończyć, yyy boo telefon mi dzwoni, niestety to miłego sprzątania.
- Aa idź tam idź i koniecznie pozdrów tego czekaj.... Tomlinson, tak ?
- Mhm, ok, do widzenia! - zamknęłam okno i spojrzałam na niego niepewnie. - Coś się stało ?- zapytałam subtelnie
- Nie, nie, wszystko ok. Pójdę już. - powiedział na odczepne. - Wracaj do zdrowia, Sue, firma cię potrzebuje.
- Louis ?
- Cześć - odparł i szybkim krokiem opuścił moje mieszkanie. Jego zachowanie bardzo mnie zdziwiło. Wiedziałam, że Martha coś tam o nim wie, ale że aż tyle ? Gdybym wiedziała, w życiu bym jej nie wypytywała. Głupio wyszło. Co z jego ojcem jest nie tak ? Czemu tak zareagował ? Musiało go to zaboleć. Czy mi jest go w tej chwili szkoda ? Ja chyba faktycznie przeczę sama sobie. Musiałam z nim pogadać, tym razem ja tego chciałam. Co on w sobie skrywa ? Co raz bardziej mnie intrygował i to zaczęło mnie przerażać.
- A jak ?
- Nie znam cię, nic do ciebie nie czuję i nie poczuję, bo jesteś moim szefem, dotarło ?!
- Ale co to ma do rzeczy ?!
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo ludzie bywają okrutni, zwłaszcza w tej firmie. Ja chcę mieć święty spokój i pracę. Tyle!!! Zapomnij o mnie i traktuj mnie jak zwyczajną pracownicę. To tyle, co chciałam ci powiedzieć. Żegnam ! - zostawiłam go zszokowanego i ruszyłam przed siebie. Pewnie rzadko laski dają mu kosza...cóż.... będę jedną z niewielu, lubię oryginalność.
* Kilka dni później*
Cholera!! Nie ma to jak przeziębić się w najmniej odpowiednim momencie! Potrzebują mnie w firmie, a ja muszę leżeć, chora, z gorączką, katarem i bolącym gardłem. Grypa.... coś, czego nie znoszę! Nie znoszę smarkać, nie znoszę siedzieć bezczynnie, sama w domu i wpatrywać się w ten przeklęty sufit!!! Ehh od razu robię się agresywna. Jak zwykle Sam nie było w domu. Jest na jakimś kursie czy coś tam... przyznam, że nie słuchałam, bo myślałam wtedy o..... NIM. Choćby nie wiem co robiła, nie mogę go wyrzucić z głowy. Zawładnął moimi myślami na amen. Dobrze, że tylko myślami, ale co to za pocieszenie ? Czemu tylko mnie takie sytuacje się zdarzają?! No czemu ? Czemu musiał być akurat w tym samym hotelu,co ja? Czemu musiał odkupić akurat moją firmę ? No czemu się pytam ?! Z moich myśli wybudził mnie dzwonek do drzwi. Kogo znowu niesie ? Sam miała wrócić jutro. A może dzisiaj ? Mogłam ją wtedy słuchać. Z przekonaniem, że Sam jest po drugiej stronie drzwi i zapomniała kluczy otworzyłam je i zdębiałam.
- Co ty tu robisz ?
- Przyszedłem sprawdzić, jak się czujesz. - odparł jak gdyby nigdy nic i z uśmiechem przekroczył próg mojego mieszkanka.
- Aha... - odparłam ze zdziwieniem
- Sama jesteś ?
- Jak widać.
- Czyli przyszedłem w samą porę. - rozsiadł się wygodnie na kanapie. On czuje się tu za swobodnie.
- Zarazisz się! Czuje się wyśmienicie, wracam do pracy za dwa dni. Do widzenia!
- Co ? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- No przyszedłeś, żeby mnie sprawdzić, no nie ?
- Czemu miałbym cię sprawdzać ? Dotarło do mnie twoje zwolnienie
- To po co przyszedłeś ?
- Hmm.... bo się martwię. Telefonów też nie odbierasz. - uniósł brew z wyrzutem
- Bo ledwo mówię ? - dodałam z ironią
- Właśnie słyszę. Źle wyglądasz
- Dzięki, nie ma to jak komplementy...
- Dobrze wiesz, że nie miałem tego na myśli. Wszystko ok ?
- Było ok, dopóki ciebie nie było!
- Gorączka pewnie z 40 stopni i dalej taka niemiła
- Louis nie mam siły się z tobą kłócić. Wszystko sobie wyjaśniliśmy
- Nie, właśnie nie! To ty sobie coś wyjaśniłaś, bo mnie nawet do głosu nie dopuściłaś!!!
- Nie krzycz, mam wścibską sąsiadkę, zaraz będzie na osiedlu gadać, że Bóg wie co się u mnie dzieje.
- To ta pani przed blokiem ? Niska, rude włosy
- Tak, a co ?
- Pytała mnie, czy cię znam, a jak jej odpowiedziałem że tak, to powiedziała, że najwyższy czas, abyś w końcu rodzinę założyła i że bała się, że jesteś lesbijką.
- Słucham ?! Tej babie to się już chyba w łebie poprzewracało! Ja lesbijką?
- No że mieszkasz z dziewczyną....
- To moją przyjaciółka. Jak ja nie znoszę tej baby!!!
- Akurat w jednym się z nią zgadzam.
- Nie mów, w czym!
- Powinnaś w końcu być szczęśliwa, Sue. Zasługujesz na to.
- Jestem szczęśliwa. Dobrze jest tak, jak jest.
- Czyli rozumiem, że chcesz być wieczną singielką ?
- Czemu nie ? Co w tym złego ? - Wpatrywał się we mnie uważnie
- Cóż...najwyżej będę czekał, aż zmądrzejesz.
- I będę z tobą ?! Chyba się nie doczekasz! A z tą wariatką już sobie porozmawiam!!!
- Martwi się
- Taaa ona się martwi. Ona musi wszystko wiedzieć, żeby móc plotki roznosić po całym Londynie
- Przesadzasz - zaśmiał się
- Właśnie o to chodzi, że nie przesadzam! Ona zna każdego!
- Mnie też ? - dodał z ironią
- Zakład ?
- Ok. O co ?
- Jak wygram, dasz mi święty spokój.
- A jak przegrasz umawiasz się ze mną. Zgoda ?
- I tak wygram. Pani Martho!!! Dzień dobry!- zawołałam z okna
- Oooo witam cię Sue.
- Przyszłaby Pani na herbatkę ? Właśnie parzę. - dodałam z udawaną grzecznością
- Nie, nie będę przeszkadzać. Masz gościa przecież. Trzymaj go przy sobie, trzymaj. Bogaty, ile on ma firm... - Spojrzałam na niego rozbawiona, a on ze zdziwieniem wysłuchiwał mojej sąsiadki. - No, a ojciec jego to podobno też jakiś biznesmen,tyle że dzieciaków narobił, każde z inną kobietą, ale bardzo sympatyczny człowiek,bardzo . - Powtórnie mu się przyjrzałam, a on lekko spuścił wzrok. Jakby się wstydził.... Dziwne. - Noo a ten jego syn, no w sensie twój szef, to jest najstarszy z rodzeństwa. Ta najmłodsza, to jest dla niego jak córka. Zajmuje się nią ...aż miło popatrzeć. Wiesz, rodzinny jest. Taki chłopak to skarb. Przypomina mi Marka
- Ooo nie yyyy... Pani Martho ja muszę już kończyć, yyy boo telefon mi dzwoni, niestety to miłego sprzątania.
- Aa idź tam idź i koniecznie pozdrów tego czekaj.... Tomlinson, tak ?
- Mhm, ok, do widzenia! - zamknęłam okno i spojrzałam na niego niepewnie. - Coś się stało ?- zapytałam subtelnie
- Nie, nie, wszystko ok. Pójdę już. - powiedział na odczepne. - Wracaj do zdrowia, Sue, firma cię potrzebuje.
- Louis ?
- Cześć - odparł i szybkim krokiem opuścił moje mieszkanie. Jego zachowanie bardzo mnie zdziwiło. Wiedziałam, że Martha coś tam o nim wie, ale że aż tyle ? Gdybym wiedziała, w życiu bym jej nie wypytywała. Głupio wyszło. Co z jego ojcem jest nie tak ? Czemu tak zareagował ? Musiało go to zaboleć. Czy mi jest go w tej chwili szkoda ? Ja chyba faktycznie przeczę sama sobie. Musiałam z nim pogadać, tym razem ja tego chciałam. Co on w sobie skrywa ? Co raz bardziej mnie intrygował i to zaczęło mnie przerażać.
piątek, 24 lipca 2015
Imagin Louis cz. 3
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! To on, to naprawdę on! Nie, to musi być halucynacja. Od tego wszystkiego chyba jestem chora. Przecież to nie jest możliwe no.
- Witam wszystkich zebranych. Moi ukochani, niestety wasz stary szef nie radzi sobie ze wszystkimi sprawami związanymi z firmą... - zaczął Stewart. Ukradkiem spoglądałam na chłopaka w czarnym garniturze,szukając chociaż jednej różnicy między nim, a Louisem. Może to jakiś sobowtór czy coś, czytałam o tym kiedyś. Tamten Louis nie wyglądał na biznesmena, a ten wręcz przeciwnie :
- Witam wszystkich zebranych. Moi ukochani, niestety wasz stary szef nie radzi sobie ze wszystkimi sprawami związanymi z firmą... - zaczął Stewart. Ukradkiem spoglądałam na chłopaka w czarnym garniturze,szukając chociaż jednej różnicy między nim, a Louisem. Może to jakiś sobowtór czy coś, czytałam o tym kiedyś. Tamten Louis nie wyglądał na biznesmena, a ten wręcz przeciwnie :
Dobra, znowu odpłynęłam. Wróćmy do dalszego monologu szefa
- Starzeję się, a ponieważ całe swoje życie poświęciłem tej firmie, nie mam potomka, który mógłby ją przejąć. Zdecydowałem się sprzedać firmę,ale spokojnie. Nabywca jest bardzo wykształconym i cenionym biznesmenem w Londynie. Ma w swoim posiadaniu kilka firm w Londynie i nie tylko. Sądzę, że będzie on świetnym moim zastępcą i myślę, że nie będziecie mieć do niego żadnych zastrzeżeń. Aahh no tak, najważniejsze, Louis Tomlinson. - Teraz nie miałam żadnych złudzeń, kto przebywa w tym samym pomieszczeniu, co ja. Czy takie historie muszą się zdarzać właśnie mnie ?! Na szczęście chyba mnie nie zauważył. Robiłam wszystko, by ukryć swoją twarz. Na marne z resztą, bo kiedy Louis podszedł do mikrofonu, żeby wygłosić powitalne przemówienie, zamarł. Spuściłam wzrok i robiłam wszystko, by na niego nie patrzeć, naprawdę wszystko, ale stale czułam jego wzrok na sobie. Maya natomiast miała swoje przypuszczenia odnośnie jego zachowania.
- Ty, patrz, ejj Sue, noo chyba wpadłam mu w oko, ahh młody grecki bóg, teraz będę tu przychodzić z przyjemnością. - Pomachała mu zgrabnie, ale ja i tak byłam niemalże pewna, że tego nie zauważył. Nastała cisza, która trwała przez dłuższą chwilę, do momentu, aż Brad dostał ataku kaszlu i sprawił, że nasz nowy szef się ocknął.
- Yyy... więc tak - podrapał się nerwowo po szyi. Hmm skąd ja znam ten gest. Ten mega seksowny gest. - Bardzo dziękuję za przedstawienie mnie, Panie Stewart. Hmm w zasadzie wszystko już zostało powiedziane. Cieszę się na współpracę z państwem i mam nadzieję, że będzie ona owocna. Oczywiście postaram się być wyrozumiałym szefem i nie aż tak bardzo wymagającym. Z tego, co mi wiadomo, mam do czynienia z wykształconymi, doświadczonymi i profesjonalnymi pracownikami, więc pozostaje mi się tylko z tego cieszyć. I to byłoby na tyle, nie chcę przedłużać, bo każdy z nas ma jakiejś obowiązki na dzisiaj. Dziękuję z uwagę. - uśmiechnął się, a cała sala wypełniła się brawami.
- Ale ciacho....
- Głośniej Maya, niech cała firma usłyszy
- Ojj brałabym - zaśmiała się
- A kogo ty byś nie brała ?
- Ehhh Ty i te twoje zaczepki.
- Jakie moje zaczepki ? Maya, litości.
- Zobaczysz, wpadłam mu w oko, stale patrzył się w naszą stronę
- W twoją stronę - uściśliłam i poszłam przed siebie
- Ejj czekaj, idę z tobą. - Z Mayą pracujemy w tym samym sektorze naszej firmy. - Prowadzimy finanse. Bardzo odpowiedzialna praca, ale zdążyłam się do niej przyzwyczaić, bo zarobki też są wysokie. - Ooo patrz, Pan Louis, chodź się przywitać
- Sama idź! - wyrwałam się z jej uścisku
- Sue! Jaka ty jesteś dziwna noo, na serio, chodźże
- Idź sama, ja wracam do siebie
- Ehh - przewróciła teatralnie oczami, ale mało mnie to w tej chwili interesowało. Louis ewidentnie zmierzał w naszą, a właściwie jej stronę, boo... co tu dużo mówić kolejny raz zwiałam. Z bijącym sercem i poczuciem ulgi usiadłam przy swoim stanowisku. Wiem, to głupie, przecież teraz będę go spotykać co dzień, nie uniknę konfrontacji. Ale wolę później. Naprawdę wolę później!
- Ojj żałuj, że cię nie było - po chwili Maya weszła do biura z iskierkami w oczach
- Jakoś nie żałuję - powiedziałam sucho
- Ojj no, nie udawaj, że ci się nie podoba, bo w to nie uwierzę. Chodzące ciacho
- Ale ty powinnaś się chyba skupić na pracy,nie sądzisz ?
- Sądzę, ale po lunchu. Byłaś już ?
- Nie jestem głodna
- Dieta ?
- Nie, tylko nie mam ochoty.
- To ja będę jadła, a ty mi będziesz towarzyszyć - uśmiechnęła się
- Nie odpuścisz ? - pokiwała przecząco głową. Chcąc nie chcąc postanowiłam zejść z nią na dół, do bufetu.
- Mam nadzieję, że go spotkamy
- Kogo ?
- Sue..... mała, nieogarnięta, niewinna Sue, zgadnij!
- Wolę nie
- Ty, jest - wskazała na niego palcem
- Zwariowałaś ? Na szefa palcem pokazujesz ?! Ale wstyd!
- Sue!
- Nie znam cię - uśmiechnęłam się złośliwie i udałam się jak najdalej od niej.
- Chodź tu wariatko! - zaśmiała się, ale powiedziała to na tyle głośno, że zwróciła uwagę chyba wszystkich obecnych.Myślałam, że padnę, jak zobaczyłam minę Louisa..... Moja kumpela robi z siebie idiotkę przy nowym szefie, a ja padam ze śmiechu. Co ze mną nie tak ? Ze spuszczoną głową, w końcu dołączyła do mnie. - To twoja wina! - powiedziała rozbawiona , jednocześnie udając oburzenie
- Ale przynajmniej cię zauważył - zaśmiałam się głośno
- Nienawidzę cię - zaśmiała się - ale i tak cię kocham
- Jeszcze chwila, a po prostu pożresz go w całości, daj spokój
- Czy ty masz oczy ?? Zrobiłby karierę w modelingu...a ja przy nim....
- Widzę, że pomimo tego, że masz 26 lat i jesteś już dojrzałą kobietą masz niesamowitą wyobraźnię, gratuluję
- A ty masz 23 i zachowujesz się ,jakbyś miała 40
- I nie wiem, co jest gorsze - zaśmiałam się
- Idzie tu,aaaa
- Co ?! Yyyyy ja muszę do toalety
- Sue!!!! - nie patrząc na nic mijałam kolejne stoliki, nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za łokieć, zmuszając, bym się zatrzymała
- Nie uciekniesz przede mną - usłyszałam znajomy mi głos
- Nie uciekam.
- Do prawdy? - ehh jak ja nie cierpię jego ironii i tego,że zawsze musi mieć rację
- Tak, czy możesz mnie puścić, dziwnie to wygląda
- Porozmawiamy ? - zapytał nie spuszczając ze mnie wzroku
- A mamy o czym ?
- A nie ? - uniósł pytająco brew.
- Nie sądzę, szefie.
- Tak ? W takim razie inaczej : Panno Watson, dziś widzę Panią u siebie w gabinecie. Najlepiej zaraz
- Czy nie sądzisz, że wykorzystywanie swojego stanowiska do spraw prywatnych.....
- Chodź - przerwał mi w połowie zdania
- Ok, tylko mnie nie trzymaj, bo zaczną się plotki
- Nie uciekniesz ?
- Zależy mi na tej pracy!
- Ok - wcisnął guzik przywołujący windę. - Hmm coś mi ta sytuacja przypomina. - uśmiechnął się
- A mi wcale . - odparłam chłodno wchodząc z nim do windy.
- Nic się nie zmieniłaś - powiedział czule i założył pasmo moich włosów za ucho. Był tak blisko, że czułam bijące od niego ciepło.
- Nie mówiłeś, że jesteś biznesmenem
- Niby kiedy miałem mówić, skoro odeszłaś bez słowa ? - Odpowiedziałam na to milczeniem. - Nawet nie wiesz, ile czasu próbowałem cię znaleźć. Nie mogłem przestać o tobie myśleć. A tu czekała mnie taka niespodzianka.
- Nie nazwałabym tego w ten sposób
- Tamtej nocy.....
- Louis naprawdę nie chcę o tym mówić. - odparłam zażenowana
- Między nami do niczego nie doszło.
- Naprawdę ? - poczułam niewyobrażalną ulgę
- Niestety. Nie zrobiłbym tego żadnej kobiecie, a zwłaszcza tobie
- To czemu miałam na sobie twoją koszulkę ?
- Byłaś tak pijana, że krzyczałaś, jak ci niewygodnie, więc cię przebrałem
- Boże -podłoga i moje buty w tamtym momencie wydały mi się bardzo ciekawe
- Sue, chyba nie tak to sobie wyobrażałem..... Ale skoro los znowu nas do siebie zbliżył, to chyba znak, że powinniśmy zacząć od nowa tę znajomość
- Nie, jesteś moim szefem, a ja twoją pracownicą, nie chcę tak!
- Ale to nie ma znaczenia, Sue podobasz mi się. Drugi raz mi nie uciekniesz - położył dłonie na mojej talii.-mamy postęp, nie strzepnęłaś - uśmiechnął się szeroko.
- Teraz to zrobię - próbowałam wyswobodzić się z jego uścisku, ale on chwycił mnie za nadgarstki i .... nie bardzo wiem, jak mam to nazwać, ale.... przytulił ? Tak, to chyba adekwatne słowo, z tym, że to nie był zwykły przytulas, to on mnie przytulał wbrew mojej woli. Inna sprawa, że nie bardzo mi to przeszkadzało. A powinno, ugh co on ze mną wyprawia!!!!
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia ? - szepnął zmysłowo
- Nie, to totalna bzdura!! - przypomniałam sobie w końcu, że przecież go nie cierpię.
- Naprawdę ? - uniósł pytająco brew
- Tak, totalna bzdura, wymyślona na poczekaniu przez żałosnych flirciarzy " Czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, czy mam przejść jeszcze raz ?" Żenada! - Lou spojrzał na mnie z filuternym uśmieszkiem. - No co?!
- Nic,nic, jesteś nietuzinkowa - jego uśmiech poszerzał się coraz bardziej, a ja poczułam, że na moich policzkach pojawiają się buraczane placki. Ehh super! - Panna Watson zawstydzona ? Chyba rzadko ci się to zdarza, co nie ?
- ....
- Tak myślałem. - Rozmowę na szczęście przerwała nam winda. - Idziemy do mnie ?
- Sądzę, że wszystko mamy już wyjaśnione, Panie Tomlinson
- Nie mów do mnie per Pan, to głupie
- Jesteś moim szefem
- I mam nadzieję być jeszcze kochankiem - szepnął, żebym tylko ja słyszała
- Idiota! - rzuciłam bez zastanowienia. Pal licho, że to mój szef.
- Sue, gdzie ty znowu uciekasz ? Boże, co za laska!
- Idę do siebie, mam mnóstwo pracy.
- Ale ja cię tutaj zatrzymuję służbowo! - podniósł głos
- Do prawdy ?
- Jestem twoim szefem, nie masz wyjścia, zapraszam ! - rzucił stanowczo otwierając przede mną drzwi
- Czego chcesz ?
- Naprawdę cię to interesuje ?
- Pytam, po co mnie tu zatrzymujesz
- Bo ciebie chcę - puścił mi oczko
- Daruj sobie!
- Panno Watson trochę szacunku dla szefa
- Ty na niego nie zasługujesz!
- Tak czy siak oczekuję go od ciebie. Wracając.... dziś wieczorem jest impreza w firmie, którą wyprawiam. Można powiedzieć integracyjna. Iii informuję cię o tym, że twoja obecność jest na niej obowiązkowa - specjalnie akcentował słowa "twoja obecność".
- Ale ja mam inne plany
- A mnie to mało co obchodzi - uśmiechnął się słodko. Ale z niego drań! Tylko czemu mnie to kręci coraz bardziej?!
- Ehhh....
- Widzimy się o 20, teraz masz wolne. Ubierz coś sexi - puścił mi buziaka w powietrzu, a ja myślałam, że przyleję mu z liścia, dosłownie.
Bez zastanowienia się pojechałam do mieszkania zbita z tropu, co od razu zauważyła Sam
- Oho widzę, że Sue znowu nie w humorze.
- On tu jest!
- Kto ?
- Louis!
- Czy ty masz gorączkę ?
- Nie Sam, on jest teraz nowym szefem mojej firmy.
- Żartujesz ?
- Chciałabym
- Serio ?
- Tak Sam,serio!
- Gadałaś z nim? - usiadła rozdziawiając szeroko buzię
- Niestety
- I co ?
- Jest jeszcze bardziej sexi nooo dlaczego on nie może być brzydki i śmierdzieć?!
- Takie życie, świat jest jednak mały - zaśmiała się
- Za mały!
- Hmm i co teraz ?
- Mnie się pytasz ? Wyprawia dziś imprezę w firmie, na którą muszę iść
- Serio ?
- No, niestety
- Stara, zrobię z ciebie taką laskę, że aż mu w pięty pójdzie. Oczu od ciebie nie oderwie. - zaklaskała zafascynowana w dłonie
- Nie chcę
- Sue nooo
- Nie, ubiorę jeansy
- W ramach buntu ? Sue, głupoty gadasz, chodź, poszperamy coś w naszych szafach.
-Ehh
Najpierw kazała ubrać mi to :
- Nie nazwałabym tego w ten sposób
- Tamtej nocy.....
- Louis naprawdę nie chcę o tym mówić. - odparłam zażenowana
- Między nami do niczego nie doszło.
- Naprawdę ? - poczułam niewyobrażalną ulgę
- Niestety. Nie zrobiłbym tego żadnej kobiecie, a zwłaszcza tobie
- To czemu miałam na sobie twoją koszulkę ?
- Byłaś tak pijana, że krzyczałaś, jak ci niewygodnie, więc cię przebrałem
- Boże -podłoga i moje buty w tamtym momencie wydały mi się bardzo ciekawe
- Sue, chyba nie tak to sobie wyobrażałem..... Ale skoro los znowu nas do siebie zbliżył, to chyba znak, że powinniśmy zacząć od nowa tę znajomość
- Nie, jesteś moim szefem, a ja twoją pracownicą, nie chcę tak!
- Ale to nie ma znaczenia, Sue podobasz mi się. Drugi raz mi nie uciekniesz - położył dłonie na mojej talii.-mamy postęp, nie strzepnęłaś - uśmiechnął się szeroko.
- Teraz to zrobię - próbowałam wyswobodzić się z jego uścisku, ale on chwycił mnie za nadgarstki i .... nie bardzo wiem, jak mam to nazwać, ale.... przytulił ? Tak, to chyba adekwatne słowo, z tym, że to nie był zwykły przytulas, to on mnie przytulał wbrew mojej woli. Inna sprawa, że nie bardzo mi to przeszkadzało. A powinno, ugh co on ze mną wyprawia!!!!
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia ? - szepnął zmysłowo
- Nie, to totalna bzdura!! - przypomniałam sobie w końcu, że przecież go nie cierpię.
- Naprawdę ? - uniósł pytająco brew
- Tak, totalna bzdura, wymyślona na poczekaniu przez żałosnych flirciarzy " Czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, czy mam przejść jeszcze raz ?" Żenada! - Lou spojrzał na mnie z filuternym uśmieszkiem. - No co?!
- Nic,nic, jesteś nietuzinkowa - jego uśmiech poszerzał się coraz bardziej, a ja poczułam, że na moich policzkach pojawiają się buraczane placki. Ehh super! - Panna Watson zawstydzona ? Chyba rzadko ci się to zdarza, co nie ?
- ....
- Tak myślałem. - Rozmowę na szczęście przerwała nam winda. - Idziemy do mnie ?
- Sądzę, że wszystko mamy już wyjaśnione, Panie Tomlinson
- Nie mów do mnie per Pan, to głupie
- Jesteś moim szefem
- I mam nadzieję być jeszcze kochankiem - szepnął, żebym tylko ja słyszała
- Idiota! - rzuciłam bez zastanowienia. Pal licho, że to mój szef.
- Sue, gdzie ty znowu uciekasz ? Boże, co za laska!
- Idę do siebie, mam mnóstwo pracy.
- Ale ja cię tutaj zatrzymuję służbowo! - podniósł głos
- Do prawdy ?
- Jestem twoim szefem, nie masz wyjścia, zapraszam ! - rzucił stanowczo otwierając przede mną drzwi
- Czego chcesz ?
- Naprawdę cię to interesuje ?
- Pytam, po co mnie tu zatrzymujesz
- Bo ciebie chcę - puścił mi oczko
- Daruj sobie!
- Panno Watson trochę szacunku dla szefa
- Ty na niego nie zasługujesz!
- Tak czy siak oczekuję go od ciebie. Wracając.... dziś wieczorem jest impreza w firmie, którą wyprawiam. Można powiedzieć integracyjna. Iii informuję cię o tym, że twoja obecność jest na niej obowiązkowa - specjalnie akcentował słowa "twoja obecność".
- Ale ja mam inne plany
- A mnie to mało co obchodzi - uśmiechnął się słodko. Ale z niego drań! Tylko czemu mnie to kręci coraz bardziej?!
- Ehhh....
- Widzimy się o 20, teraz masz wolne. Ubierz coś sexi - puścił mi buziaka w powietrzu, a ja myślałam, że przyleję mu z liścia, dosłownie.
Bez zastanowienia się pojechałam do mieszkania zbita z tropu, co od razu zauważyła Sam
- Oho widzę, że Sue znowu nie w humorze.
- On tu jest!
- Kto ?
- Louis!
- Czy ty masz gorączkę ?
- Nie Sam, on jest teraz nowym szefem mojej firmy.
- Żartujesz ?
- Chciałabym
- Serio ?
- Tak Sam,serio!
- Gadałaś z nim? - usiadła rozdziawiając szeroko buzię
- Niestety
- I co ?
- Jest jeszcze bardziej sexi nooo dlaczego on nie może być brzydki i śmierdzieć?!
- Takie życie, świat jest jednak mały - zaśmiała się
- Za mały!
- Hmm i co teraz ?
- Mnie się pytasz ? Wyprawia dziś imprezę w firmie, na którą muszę iść
- Serio ?
- No, niestety
- Stara, zrobię z ciebie taką laskę, że aż mu w pięty pójdzie. Oczu od ciebie nie oderwie. - zaklaskała zafascynowana w dłonie
- Nie chcę
- Sue nooo
- Nie, ubiorę jeansy
- W ramach buntu ? Sue, głupoty gadasz, chodź, poszperamy coś w naszych szafach.
-Ehh
Najpierw kazała ubrać mi to :
- Zostaw to, cudownie wyglądasz
- Nie, za słodko, no patrz, te róż..... Daj spokój, skąd ty to wytrzasnęłaś ?
- Nieważne, tak czy siak, ładnie ci w tym kolorze i zostajesz
- Nie, Sam, nie wyjdę w tym
- Louisowi szczena opadnie
- Ehh
- No, teraz make-up...
I tak te durne przygotowania zeszły nam do 19 :30. Jak Sam się już na coś uprze, to nikt jej tego z głowy nie wybije. Dlatego często jej ustępuję, dla tzw. świętego spokoju.
- Cudo, ja to powinnam zostać stylistką gwiazd. - aż oczy jej się zaświeciły, na co wybuchnęłam śmiechem.-no co ?
- Kocham cię, sis
- No wiem....... dobra idź już, bo się spóźnisz... O której panna zamierza wrócić ?
- Jak najszybciej, pa
- Ani mi się waż przychodzić wcześniej niż o 4 , słyszysz ?
- Widzimy się za 3 godzinki, bye
- Tylko spróbuj
Pokiwałam głową z uśmiechem i wyszłam z domu. Doszłam do wniosku, że Sam ma rację. Udowodnię mu, że potrafię poderwać faceta i umiem się bawić i że nie jest dla mnie jedynym. Pytanie tylko po co ? No po co to robię ? Nie wiem i postanowiłam nie zastanawiać się nad tym. Pewnym krokiem weszłam do firmy.
- Oooo myślałam, że nie przyjdziesz - podbiegła do mnie Maya
- Zmieniłam zdanie
- Hmm..... to świetnie, nie będę sama, chociaż wiesz mam plan....
- Jaki znowu plan ?
- Uwieść naszego szefa, skarbie
- Maya, serio ?
- Czemu nie ? Nie ma obrączki, nie jest żonaty, a ja zajmę się takim ciasteczkiem
- Nie będę tego komentować
- Nie musisz - zachichotała. - O idzie, OMG patrz, wygląda jeszcze lepiej niż rano. - Faktycznie, wyglądał nieziemsko. Tym razem miał na sobie granatowy garnitur i jasną koszulę, której 3 pierwsze guziki były odpięte. Elegancko i jednocześnie na luzie. Po chwili znalazł się tuż przy nas
- Witam piękne damy - widziałam, jak skanuje mnie wzrokiem od dołu do góry. Aż poczułam się niekomfortowo
- Dobry wieczór, Panie Tomlinson - powiedziała "seksownie" Maya
- Ojj z pewnością dobry - nie spuszczał ze mnie wzroku, co zaczynało mnie irytować, mimo iż to było w moim planie
- Idziemy , czy będziemy tu tak stać ? - zapytałam znudzona
- Pewnie- Louis zachęcił mnie, żebym wzięła go pod rękę, co nie spodobało się Mai. Nie chciałam, żeby ludzie plotkowali. - Wyglądasz tak ponętnie.... - szepnął, a mnie przeszły ciarki po całym ciele. Zapowiada się naprawdę interesujący wieczór.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie po długiej przerwie ! :D
Wakacje były super i wiążą się z nimi wiele cudownych, często zabawnych wspomnień, które z pewnością wykorzystam w dalszych imaginach. :D
Wracam wypoczęta , gotowa i pełna pomysłów. Wena mi dopisuje, co mnie bardzo cieszy :D
Chciałabym dodawać kolejne co dzień, bądź dwa. Wszystko zależy od waszych komentarzy ;)
Baaardzo was kocham i do zobaczenia być może jutro z Niallem *.*
Pozdrawiam :**
Witajcie po długiej przerwie ! :D
Wakacje były super i wiążą się z nimi wiele cudownych, często zabawnych wspomnień, które z pewnością wykorzystam w dalszych imaginach. :D
Wracam wypoczęta , gotowa i pełna pomysłów. Wena mi dopisuje, co mnie bardzo cieszy :D
Chciałabym dodawać kolejne co dzień, bądź dwa. Wszystko zależy od waszych komentarzy ;)
Baaardzo was kocham i do zobaczenia być może jutro z Niallem *.*
Pozdrawiam :**
środa, 8 lipca 2015
Bye bye :**
Salut! :-D
Piszę do was pożegnalny post ,ale spokojnie WRACAM DO WAS Z DNIEM 23 LIPCA ;)
Wyjeżdżam na wakacje do Francji. Nie wiem ,czy uda mi się cokolwiek dodać przez ten czas. Wraz z moim powrotem kolejne części Lou,Zayna i Nialla. <3
Będę za wami baaaardzo tęsknić ,ale mam nadzieje ,że czas rozłąki szybko minie ;)
Pozdrawiam was ciepło iii See you later <3
wtorek, 7 lipca 2015
Imagin Zayn cz.12
* Rok później *
Od czasu pamiętnego grilla w domu rodzinnym Zayna minął rok. Okrągłe 365 dni mojego cudownego życia.
Czy jestem szczęśliwa ? Hmmm..... Podsumujmy cały rok : Tydzień po imprezie u Zayna wyjechaliśmy na długie upragnione wakacje do Włoch. Słońce, morze, plaża, czego chcieć więcej. Przeżyliśmy tam cudowne chwile, które z pewnością będę pamiętać do końca życia. Kilka godzin przed naszym powrotem Zayn zabrał mnie nocą na plażę pod pretekstem pożegnania się z morzem, na co chętnie się zgodziłam. Nasz hotel znajdował się kilkaset metrów od plaży. W czasie drogi, Zayn był bardzo zamyślony, a ja zastanawiałam się, co mogło się stać, że tak diametralnie zmienił się jego humor. Kurczowo trzymał moją dłoń i patrzył przed siebie. Aż w końcu nie wytrzymałam. Zatrzymałam się, zatrzymując przy sobie i jego. Wysłał mi pytające spojrzenie, a ja stanęłam naprzeciwko Zayna, by móc lustrować jego czekoladowe tęczówki.
- Co się dzieje? - zapytałam na co spuścił wzrok. - Zayn - podniosłam jego podbródek i zmusiłam, by na mnie spojrzał.
- Nic się nie dzieje - powiedział próbując zabrzmieć naturalnie, ale zbyt dobrze go znam, żeby to kupić.
- Przecież widzę
- Po prostu bardzo cię kocham - ucałował przelotnie moją skroń
- Aha i dla tego jesteś taki przybity ?
- Nie jestem przybity - próbował się uśmiechnąć
- Nie jesteś ?
- Mandy proszę cię o nic już nie pytaj, tylko chodźmy na tę plażę
- Ale....
- Nie martw się - posłał mi blady uśmiech
- Ehh - przewróciłam oczami i dałam się w końcu zaprowadzić na plażę. Cisza i spokój....jakże mylne było moje pierwsze wrażenie, gdy tylko doszliśmy na miejsce. Zayn zasłonił moje oczy dłonią i zaprowadził na sam koniec plaży.
- Gotowa ? - zapytał subtelnym głosem, na który niemalże od razu zmiękły mi kolana
- Zależy na co - uśmiechnęłam się, ściągając jego dłonie. Zobaczyłam pięknie przyszykowany stolik, kelnera i elegancko ubranego faceta, który jak się potem okazało był skrzypkiem i tylko umilił nam ten wspaniały wieczór.... Wieczór, w którym Zayn odważył się i w końcu zdecydował mi się oświadczyć, spełniając wówczas jedno z moich najskrytszych marzeń. Do tej pory pamiętam jego długaśną przemowę i stres zżerający go od środka, co tylko jeszcze bardziej spotęgowało moje wzruszenie. Nie będę wam jej całej przytaczać, ponieważ jest ona zbyt długa i baaaardzo osobista. Słowa, które na zawsze zostaną w mojej pamięci : " Nie dłużej tak żyć.... jestem egoistą, bo pragnę cię tylko dla siebie. Czuję, że w końcu dojrzałem do miłości. To właśnie ty nauczyłaś mnie kochać i zrobiłaś ze mnie zupełnie innego człowieka. Człowieka, którym zawsze chciałem być. Odkąd tylko cię poznałem moje życie stało się piękniejsze, ciekawsze i cudowniejsze... Nigdy nie myślałem o stabilizacji, ale teraz wiem, że jesteś kobietą mojego życia. Kobietą, z którą chcę spędzić wszystkie lata do końca moich dni." - w tym momencie uklęknął i otworzył czerwone pudełeczko, w którym leżał śliczny pierścionek rozświetlony światłem księżyca. - "Nie pasuje mi twoje nazwisko" - uśmiechnął się lekko. - "Bardziej pasowałoby Malik. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją Panią Malik ? " - W tym momencie zapomniałam jak się mówi, oddycha. Umiałam tylko płakać ze wzruszenia i szczęścia. Byłam w stanie tylko pokiwać głową na "tak" i wtulić się w jego tors najmocniej jak potrafiłam. To był najlepszy dzień w moim życiu. Bezkonkurencyjnie. Chwila, w której wsunął to cacko na mój palec niezapomniana. Mój Zayn.... mój i tylko mój.
Po powrocie z wakacji, Zayn uczynił mnie swoją oficjalną asystentką i zastępczynią. Mogłam z nim spędzać całe dnie, oczywiście ignorując zazdrosne spojrzenia moich koleżanek. Nie liczyło się nic innego, tylko mój ukochany.
Przygotowanie ślubu to nie taka prosta sprawa. Siedzieliśmy nad tym z Zaynem dniami i nocami. Ustalaliśmy listę gości, termin, rozmowa z księdzem, nauki przedmałżeńskie, na które Zayn zgodził się po moich wielogodzinnych błaganiach i namowach, sala, która musiała być wyjątkowa i bajeczna. Jedyna w swoim rodzaju, tak jak nasza miłość. Ten okres był bardzo intensywny i pracowity, ale muszę przyznać, że przygotowanie ślubu jest niesamowite. W końcu ślub ma się jeden na całe życie.
Kolejną rzeczą, którą Zayn mnie zaskoczył była jego inicjatywa w sprawie powiększenia rodziny. Byłam zdziwiona, kiedy Zayn któregoś pięknego dnia, kiedy wylegiwałam się na tarasie usiadł obok mnie i przyglądał się uważnie mojej sylwetce. Posłałam mu pytające spojrzenie, które rozbawiło go na tyle, że nie mógł się uspokoić przez co najmniej 15 minut.
- Stało się coś ? - zapytałam, kiedy nastała cisza
- Tak i nie.... - uśmiechnął się tajemniczo
- Kochanie powiedz mi jedną rzecz : Czy po ślubie jest szansa, że w końcu cię ogarnę i zacznę rozumieć twoje zachowania ? - zaśmiałam się
- Hmm ciężka sprawa - wtórował mi.
- Chyba nie mam na co liczyć, heh . To o czym chcesz pogadać ?
- Wiesz tak sobie dziś myślałem, rozmawiając z klientem, który zlecił naszej firmie wybudowanie dość sporego domu, gdyż jego żona jest w ciąży z 6 już dzieckiem
- Którym ?
- Noo 6
- To trzeba apartamentowiec wybudować - zaśmiałam się
- Ejj no nie przesadzaj. Wiesz, co dało mi najbardziej do myślenia ?
- Zaskocz mnie
- Że gościu był nie o wiele starszy ode mnie.
- Masowa produkcja
- Dokładnie.. i tak sobie pomyślałem, że może już najwyższy czas, żebyśmy też pomyśleli o dzieciach.
- Mówisz poważnie ? - moja mina musiała być w tamtym momencie bezcenna, bo Zayn zachichotał pod nosem. - Ale nie 6 ? - zażartowałam i usiadłam na jego kolanach obejmując jego szyję.
- Nie no.... na razie na przykład 2
- 2 ?
- Mhm - uśmiechnął się, na co ja musnęłam delikatnie jego usta
- Czyli rozumiem, że pomysł się podoba. - pocałował mnie w policzek
- Zawsze marzyłam o dużej rodzinie
- W jakim sensie dużej ? - popatrzył na mnie z ciekawością wypisaną na twarzy
- Hmm no nie wiem..... ale na razie 2 to dobry pomysł. Nie zamierzam być kurą domową, Zayn
- Tak, tak kochanie, Ty chcesz być niezależną kobietą - zaśmiał się, za co dostał kuksańca w bok.- Au za co to ? - zaśmiał się jeszcze bardziej
- Już ty wiesz za co!
- Hmm.... ponieważ biję swoim urokiem i jesteś gotowa się zabić za mój dźwięczny śmiech
- Dźwięczny? Chyba irytujący
- Ojj nie udawaj, że cię aż tak denerwuje, kotek
- Ale gdy śmiejesz się ze mnie owszem!
- Ale skarbie - złożył czuły pocałunek na moich włosach i położył moją głowę na swoje ramię
- No co ?
- Kocham cię - pocałował mnie po raz kolejny - i nigdy nie przestanę - te słowa zapadną w mojej pamięci na bardzo długo. Mój kochany śmieszek. W tamtym momencie byłam z pewnością najszczęśliwszą kobietą na świecie i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej.
- Weź tą, jest cudowna - zapiszczała Wali, kiedy tylko zobaczyła mnie w przymierzanej przeze mnie sukni ślubnej
- Myślisz ? Trochę nie tak sobie wyobrażałam moją suknię - dodałam przeglądając się w lustrze
- Coś ty.... piękna, długa aż do samej ziemi, śnieżnobiała, bogata, miękka tkanina i w ogóle cudowna aż brak słów.
- Nie za bardzo no wiesz.... ordynarna ?
- Co ? Jest piękna. Zayn to chyba na miejscu zemdleje, bierzemy ją
- Ale popatrz... dużo odkrywa i jest prześwitująca
- Zaufasz mi ?
- Ale....
- Wyglądasz w niej jak księżniczka. Bierzemy i koniec! - zaklaskała w ręce i zawołała sprzedawczynię, która również zachwycała się moim/ Wali wyborem.
W końcu jednak doszłam do wniosku, że mają rację. Wyglądam oryginalnie iii sądzę, że Zaynowi również się spodoba. A co mnie obchodzi opina innych. Tak więc wybrałam tą o to suknię :
- Kupimy do tego taki meeega długi welon - oczy Wali rozszerzyły się i były wielkości 5złotówek
- Widzę, że spodobało ci się chodzenie po sklepach z sukniami i dodatkami do ślubu
- Bardzo... wiesz dlaczego ?
- Oświeć mnie
- Bo jesteś dla mnie jak siostra i bardzo się cieszę, że będziesz żoną Zayna - przytuliła mnie, a ja oddałam uścisk czując, jak łzy wzruszenia dostają się do mych oczu
- Oo Wali
- Będziesz najpiękniejszą panną młodą na świecie!! - rzuciła i zaciągnęła mnie do kolejnego sklepu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hello ! :D
Publikuję wyczekiwaną chyba przez was najbardziej kolejną część Zayna i nie mogę doczekać się waszej opinii :D Mam szczerą nadzieję, że nie zawiodłam :D
Komentujcie i dzielcie się swoimi opiniami ! :D
Kocham was :**
sobota, 4 lipca 2015
Imagin Niall cz.10
- Jak to zostaje ?! Tato!!!! - Niall był równie zszokowany jak ja
- Synu, to moje życie, tak ? - odparł ze stoickim spokojem Joe
- Ale mieszkamy razem ! Nie przyszło ci do głowy, że może mi przeszkadzać jej obecność ?!- czułam narastającą złość Nialla. - Lara jest w ciąży i potrzebuje spokoju!
- Co ma do tego Vicky ?
- A to, że nic nie robi! Traktuje moją żonę jak służącą!!!! Do tego stale stara się wyprowadzać ją z równowagi! Mało ?!
- Jedyną osobą, która wrzeszczy i stresuje Larę jesteś TY!!!!
- Słucham?!
- Tak, właśnie tak!!! A mogła mieć tak dobrze ze mną! Masz Nialla - prychnął w moją stronę, a ja nie mogłam uwierzyć w jego słowa. - Masz faceta,który nie potrafi o ciebie zadbać !! Nawet własnego domu nie potrafi stworzyć!!!!
- Jak śmiesz?! - rzuciłam w jego stronę wrogie spojrzenie. - W ten sposób się mścisz, tak?! Jesteś wściekły, że pokochałam Nialla bardziej niż ciebie!!!
- Nie Lara! Wykorzystałaś mnie!!!!!
- W jaki sposób?! - czułam jak moje serce zaczyna bić coraz mocniej
- Rozkochałaś mnie i porzuciłaś dla mojego syna! A teraz macie mieć razem dziecko!!!!! Cudownie!! Fajnie się tworzy związek na czyimś cierpieniu?! - zatkało mnie..... Co się dzieje z Joe? On nie mógł tego powiedzieć! On nigdy taki nie był! To Vicky! Ona go musiała podpuścić! Boże, jak ja jej nienawidzę !!!!!!! Ta szmata od początku chciała zniszczyć mi życie! Ojj nie! Nie pozwolę na to !!!!! Nigdy !
- Widać nigdy cię nie kochałam!!!!! Zrozum to !!! Kocham Nialla! - wykrzyczałam mu prosto w twarz
- Kochasz Nialla ? - zapytał kpiąco - Dziewczyno,co ci on zagwarantuje, hmm ? Lubisz wygodne życie, taka jest prawda! Pewnie lecisz na jego kasę tak samo, jak na moją
- Jak możesz ? - powiedziałam szeptem i poczułam,jak łzy napływają mi do oczu
- A mogę i wiecie co?! Jak wam się nie podoba to wynocha!!! - wskazał na drzwi . - Vicky tu zostaje! - spojrzałam najpierw na niego, potem na dumną z siebie Vicky, na końcu na wzburzonego Nialla. Nagle zaczęło kręcić mi się w głowie. Upadłam iiii...dalej pamiętam tylko krzyki Nialla.........
Obudziłam się w szpitalu. Tak, białe ściany na to wskazywały. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i spostrzegłam, że tuż obok mnie siedzi Niall. Kurczowo trzyma mnie za rękę, delikatnie muskając ją palcami. Widać było, że był bardzo zmęczony, zatroskany, smutny i zamyślony. Na tyle zamyślony, że nawet nie zauważył tego, że się obudziłam
- Niall... - szepnęłam stłumionym, zaspanym głosem, na co on momentalnie na mnie spojrzał
- Kochanie - gwałtownie wstał z krzesła i siadł na moim łóżku przytulając mnie mocno do swego ciała. Czułam ten znajomy zapach perfum, który zawsze zwalał mnie z nóg.
- Ile tu jestem ? - zapytałam kiedy trochę się odsunął, by móc spojrzeć prosto w moje oczy.
- Dwa dni i z pewnością długo tutaj zostaniesz - odparł ze smutkiem
- Zemdlałam , prawda ?
- Tak, ale uderzyłaś głową o posadzkę, byłaś nieprzytomna... - urwał na chwilę, a w jego oczach zgromadziły się łzy.... Lara... nasze dziecko.....Ciąża jest zagrożona
- Co ? Nie, powiedz, że to nieprawda!! - łzy zaczęły lecieć ciurkiem po moim policzku.
- Lekarze dają małe szanse na to, by dziecko przeżyło
- Boże nie, błagam nie ! - byłam roztrzęsiona
- Kazali nam czekać. Powiedzieli, że będziesz musiała zostać tu do porodu, musisz dużo wypoczywać, ograniczyć stresy. Dziecko jest najważniejsze - powiedział wycierając chusteczką moje zapłakane policzki
- Co teraz będzie ?
- Kochanie, ja wierzę w to, że nam się uda. Urodzisz zdrowe i śliczne po mamusi dziecko. Będziemy szczęśliwi - ucałował moją skroń. Jego słowa wcale mi nie pomogły. Wiedziałam, że on sam w to nie wierzy. Sam jest bardzo roztrzęsiony.
- Co powiedział lekarz ?
- Kazał czekać. Jak na razie nic nie wskazuje na to, by dziecko nie żyło. Powiedział, że najważniejsze jest nie tracić nadziei.
- A ty ją masz ? - zapytałam i uważnie mu się przyjrzałam
- Oczywiście, że mam. Wszystko się ułoży, musi....
- Niall ?
- Mhm ?
- Ja nie chcę tam wracać. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego! - wychlipałam
- Ja również. Spakowałem już wszystkie nasze rzeczy, a po porodzie wyjeżdżamy stąd
- Ale dokąd ?
- Do Hiszpanii, rozmawiałem z twoimi rodzicami. Nie ma problemu.
- Jak to do Hiszpanii ? Niall...
- Kochanie wszystko jest pod kontrolą. Na jakiś czas zatrzymamy się w twoim rodzinnym domu, dopóki nie wybuduje się nasz.
- Ale za co, Niall ? Joe cię wydziedziczył.
- Mam swoje osobiste konto, na którym uzbierałem niezłą sumę, ale nikt o nim nie wiedział.
- Nawet ja.... super... Nie ufasz mi ? - bałam się odpowiedzi
- Ufam, tylko skarbie noo.... to była moja tajemnica. Jedyna rzecz, którą przed tobą ukryłem
- Do prawdy ? Ja tam nie wiem....
- Naprawdę jedyna - pocałował moją dłoń z lekkim uśmiechem
- I co będzie dalej ?
- Znajdę pracę, a ty będziesz siedziała w naszym domku z naszą pociechą - pogłaskał mój brzuch i złożył na nim drobny, delikatny pocałunek, na który niemalże od razu na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Kocham cię -szepnęłam i wsunęłam rękę w jego włosy i zaczęłam je mierzwić.
- Kopie - szepnął uradowany
- Może to znak, że będzie zdrowym, silnym człowiekiem
- Nasza duma - poklepał delikatnie mój brzuch i ponownie spojrzał mi w oczy.
- Co ? - zapytałam rozbawiona
- Wiesz, co właśnie wymyśliłem ?
- Zaskocz mnie
- Że Niall Junior koniecznie musi mieć rodzeństwo - poruszał zabawnie brwiami
- Kiedyś na pewno.... i nie wiesz, czy to będzie chłopczyk
- Bo rozmawiałem z lekarzem. Chłopiec - uśmiechnął się delikatnie
- Będzie silny, prawda ?
- Nie ma innej opcji, co nie, mały ? - zwrócił się do naszego maluszka, który leżał sobie bezpiecznie w moim wnętrzu. W tamtym momencie wiedziałam, że damy radę. Zrobię wszystko, by uratować nasze dziecko. Dziecko, które jest dla nas wszystkim. Obiecałam sobie, że będę chronić go przed złem całego świata i nie dam mu odejść! Nie pozwolę mu na to ! A mały będzie silny, kiedy i ja również będę. A znajdę w sobie tyle siły i uporu, że uratuję go! Nasz mały maluszek....
- Dzień dobry! - przywitała się z nami jakaś nieznajoma pani, która jak się okazało była moją nową lekarką.- Jak się Pani czuje ? - zapytała
- Dobrze, pani doktor, co z dzieckiem ?
- Proszę się nie martwić - uśmiechnęła się do mnie pocieszająco
- Ale podobno ciąża jest zagrożona
- Jest, ale jak będzie pani na siebie uważać, to gwarantuję Pani, że wszystko będzie ok. Przyszłam sprawdzić, co u pani oraz z pewną propozycją dla państwa
- Słuchamy wobec tego
- Otóż bez sensu dla mnie jest to, by Pani Lara leżała tutaj do porodu.Szpital jednak jest szpitalem i nie działa najlepiej na ludzi, heh. Nikt nie lubi tu siedzieć i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Mam taką propozycję : nasz szpital organizuje różnorodne wyjazdy do sanatorium dla kobiet w ciąży. Turnusy trwają od jednego do dwóch miesięcy. Opieka lekarska całodobowa, spokój, cisza, odpoczynek przy łonie przyrody. Świetne miejsce na relaks i zapomnienie o wszelkich stresach. Mnóstwo kobiet z tego korzysta. Nie będzie pani tam sama. Akurat mamy szczęście, bo są jeszcze 3 wolne miejsca. Wyjeżdżamy pojutrze. Jest pani chętna ?
- Oczywiście, że jest - spojrzałam pytająco na Nialla, który tylko posłał mi swój delikatny uśmiech
- No to świetnie. Musi pan spakować żonę i przywieźć jej rzeczy do szpitala
- Nie ma problemu. Dziękujemy za propozycję
- Proszę bardzo... To ja już państwu nie przeszkadzam. Do zobaczenia! - uśmiechnęła się i zostawiła nas samych.
- Niall ja nie chcę wyjeżdżać bez ciebie - odparłam z grymasem.
- Hej - podniósł mój podbródek i zmusił, bym na niego spojrzała. - Dziecko jest w tej chwili najważniejsze, skarbie. Odpoczniesz, wyluzujesz się, a potem urodzisz cudnego, zdrowego chłopczyka. Ta perspektywa jest lepsza, niż przebywanie tutaj w tych 4 ścianach.
- Ale.... ja potrzebuję ciebie
- Kotku nie jestem lekarzem, a ty musisz być pod stałą opieką - powiedział czule, starając się mnie uspokoić.
- Ale będziesz do mnie dzwonił co godzinę
- Mogę nawet co 30 minut. - uśmiechnął się
- Zgoda - przytuliłam się do niego
- Kocham cię... was
- My ciebie też skarbie....
Sanatorium... kto by pomyślał, że ten wyjazd sprawi, że moje życie obróci moje życie o 180 stopni i stawi pod znakiem zapytania moją największą miłość...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie! :D
Wiem, wiem... znowu was zawiodłam :((( Nawet nie wiecie, jak mi przykro. W życiu nie pomyślałabym, że w wakacje będę mieć tak mało czasu na pisanie. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Proszę was o wyrozumiałość ;) Codziennie miałam mnóstwo spraw do załatwienia przed moim wyjazdem. Do tego rekrutacja i sprawy związane z dostaniem się do liceum.... Krótko mówiąc : bardzo ciężki, stresujący tydzień. Na szczęście dostałam się do wymarzonego LO i jestem mega happy. Obiecuję, że będę dodawać częściej. Po moim powrocie obiecuję, że codziennie zobaczycie nowe części imaginów. Naprawdę baaardzo was przepraszam
KOCHAM WAS! <33333
Subskrybuj:
Posty (Atom)