niedziela, 31 stycznia 2016
Imagin Zayn cz.29
Stałam jak wryta i beznamiętnie wpatrywałam się w przestrzeń poza nim. Nie mogłam uwierzyć. Jack tu jest ? Jak ? Dlaczego ? Boże mój... Nie,to nie dzieje się naprawdę. Błagam powiedzcie, że to tylko sen. Nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno. Upadłam, a silne ramiona Zayna zaasekurowały moje ciało. Słyszałam tylko głos Zayna, ale nie wiem, co mówił, straciłam kontakt z rzeczywistością.
- Mandy !! Mandy !!!! - po kilkunastu minutach siedziałam w aucie Zayna razem z Sam, która wycierała moje czoło mokrą koszulką Zayna, którą pewnie znalazł w swoim bagażniku. Zniszczyłam jej dzień ! Ich dzień. Nigdy sobie tego nie wybaczę ! Cholera jasna!
- Sam... - powiedziałam łamiącym się głosem. - Sam dziś Twój dzień, Przepraszam... Idź do gości, nie możesz teraz siedzieć tu ze mną.
- Kochanie zemdlałaś, nie mogę cię zostawić. - powiedziała łagodnie
- Już, już mi lepiej, naprawdę. Sam zrób to dla mnie i baw się proszę cię
- Sam ja z nią zostanę, zaraz do was dołączymy - powiedział Zayn podając mi butelkę wody.
- No dobrze - odpowiedziała zrezygnowana i wyszła z auta.
- Wszystko ok ?
- Nic nie jest ok, Zayn. Nic! Właśnie stało się to. czego najbardziej się obawiałam! Zraniłam Bogu ducha winnego człowieka, który był przy mnie w najgorszym momencie mojego życia. Lepiej być nie może. Naprawdę - odparłam roztrzęsiona. Tak bardzo nienawidziłam siebie w tamtym momencie. Poczułam się jak kobieta bez uczuć. Straciłam do siebie szacunek, który przez całe życie był dla mnie naprawdę ważny.
- Skarbie - Zayn przytulił mnie do swojej piersi, a ja niczym małe dziecko po prostu usiadłam na jego kolanach wciągając jego przyjemnie intensywny zapach. - Nie będę cię pocieszać, bo wiem, że to bez sensu, wystarczająco cię znam i doskonale wiem, że to i tak nic nie da. Wobec tego uważam, że powinnaś z nim pogadać, najlepiej teraz.
- On nie będzie chciał ze mną rozmawiać - odparłam beznamiętnie
- Będzie.... jeśli naprawdę cię kochał, to na pewno będzie chciał.
- Zraniłam jego uczucia! A obiecałam mu, że ze mną będzie szczęśliwy i spędzi resztę życia. Dopiero z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że każde słowo było tylko pustym słowem. Nic dla mnie nie znaczącym.
- Widać tak musiało być, Mandy
- Nigdy nie będę w stanie zmyć z siebie tego poczucia winy i wyrzutów sumienia.
- Wyrzutów sumienia ? Z jakiego powodu ? Za to, że chciałaś być po prostu szczęśliwa ? Każdy ma do tego prawo. Ludzie są ze sobą, potem się rozstają jeśli coś między nimi się wypali.
- Ale Zayn... ja miałam za niego wyjść... planowaliśmy nawet założyć rodzinę. To nie takie proste.
- Mandy błagam cię! Przestań się obwiniać za miłość ! Kotku - ucałował moją skroń , spojrzał w okno i zmarszczył brwi.
- Co ? - podniosłam się i ujrzałam Jacka palącego papierosa, ze spuszczoną głową kopał kamienie porozrzucane na drodze.
- Pogadacie sobie teraz! - powiedział przenosząc mnie na miejsce pasażera i wychodząc z auta. Przez okno widziałam go zbliżającego się w stronę Jacka. Przez moment prowadzili ożywioną rozmowę, a ja modliłam się, żeby żaden z nich nie wylądował na Ostrym Dyżurze przez tę całą pogawędkę. Patrzyłam zaszklonymi oczyma na Jacka, u którego dostrzegłam niemy zawód. Zayn coś mu tłumaczył, a on kiwał głową nie patrząc mu w oczy. Był jeszcze bardziej niewinny niż przy naszym pierwszym spotkaniu. Kolejny raz wzbudził u mnie smutek i żal do siebie. Jak mogłam go tak skrzywdzić ? W ten sposób potraktować? Mogłam od razu lecieć do Nowego Yorku i na spokojnie wytłumaczyć mu to, że odchodzę. Wtedy nie bolałoby tak bardzo. Zniszczyłam tym jego i siebie. Mam tego świadomość. Świadomość, która od mojej zdrady spędza mi sen z powiek. Jak mogłam zrobić coś takiego ? I dlaczego to wszystko musiało spotkać akurat mnie.
Wstrzymałam oddech, gdy zobaczyłam, że obydwoje zbliżają się do auta Zayna. Ciężka i trudna rozmowa zbliżała się wielkimi krokami. Zacisnęłam mocno dłonie na mojej sukience i przymknęłam oczy starając się uspokoić i nie wybuchnąć płaczem. Zayn otworzył drzwi od strony kierowcy i uśmiechnął się do mnie czule.
- Zostawię was, przejdę się gdzieś na spacer - puścił mi oczko i pocieszający uśmiech, następnie wyminął Jacka, który bez słowa usiadł za kierownicą. Milczeliśmy... Jak długo ? Nie mam pojęcia. Czemu ? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Jest tyle rzeczy, które chciałabym mu przekazać, ale brakuje mi odwagi, by zacząć. Jack głośno westchnął i przeniósł swoje ciemnobrązowe oczy na moją twarz. Jego wyczekujący wzrok sprawił, że atmosfera w aucie stała się jeszcze gęstsza, a ja sama myślałam, że od tego wszystkiego zejdę na zawał serca.
- Nie masz mi nic do powiedzenia ? - Jack zdecydował się przerwać tę bezsensowną ciszę i łamiącym się głosem zadał pytanie, które odbiło się echem w mojej głowie.
- Mam i to za dużo.... - westchnęłam - ale nie mam pojęcia, jak zacząć - odważyłam się spojrzeć na jego twarz, na którym ujrzałam ból, zawód, smutek, gorycz i wszystkie emocje, których wolałabym nie widzieć. W tamtym momencie byłam skłonna stwierdzić, iż wolałabym, żeby wrzeszczał na mnie, jak bardzo mnie nienawidzi. Wtedy nie czułabym się aż tak skołowana.
- Najlepiej od początku - odparł beznamiętnie , a moje serce rozwaliło się na pół.
- To nie tak miało wyjść - odparłam bawiąc się dłońmi
- I tu się zgodzę, miało wyjść zupełnie inaczej!
- To spadło na mnie nagle... naprawdę Jack. Nie ma słów, którymi mogłabym się usprawiedliwić. Nienawidzę się za to, że cię w tak perfidny sposób zraniłam. Osoba, która pozwoliła mi uciec z przeszłości, która z powrotem nauczyła mnie kochać, która sprawiła, że życie nabrało sensu, która pozwalała mi czuć się kochaną i bezpieczną nie zasługuje na to.
- Kochasz go ? - zapytał przerywając mój monolog.
- Dotarło do mnie,że tak naprawdę nigdy nie przestałam. Zayn zawsze był w moich myślach, mimo iż walczyłam o to, by go z nich wyrzucić.
- Wobec tego kim ja dla ciebie byłem ?
- Wiem, że możesz się czuć oszukanym i pewnie teraz mi nie uwierzysz, ale ja cię pokochałam i szczerze chciałam z tobą być. Wyobrażałam sobie naszą wspólną przyszłość, zawsze byłeś dla mnie ważny.
- To dlaczego mi to zrobiłaś ? Dlaczego nam to zrobiłaś ?!- lekko podniósł głos, wsuwając swoje dłonie we włosy i roztrzepując je na wszystkie strony. Zawsze tak robił, gdy był czymś zdenerwowany. Znałam to i właściwie wcale mu się nie dziwiłam.
- Kocham cię, Jack, ale... to Zayn jest miłością mojego życia. - starałam mu się w pewien sposób wyjaśnić to, co dzieje się w moim sercu. Problem w tym, że ja sama do końca nie wiedziałam.
- Kochasz mnie..- prychnął. - To od początku nie była prawdziwa miłość! Zawsze był on ! Mandy przyznaj to w końcu ! Oszukiwałaś mnie i samą siebie ! Mamy tego skutki. Gdzieś podświadomie czułem, że nigdy nie byłaś moja, tylko moja. Do czego ci byłem potrzebny ? Nie umiesz odpowiedzieć, ale ja tak. Byłem tylko marnym pocieszeniem po stracie zażyłości z Zaynem! Nasza miłość dla ciebie była złudnym szczęściem! Rozum kazał ci nienawidzić Zayna, ale serce ciągle go kochało, no nie ? - spuściłam wzrok. Sama nie wiedziałam, czy Jack ma rację, jednakże jego słowa w pewnym stopniu oddały to, co czułam ale tylko na początku naszej znajomości. Potem kochałam go, byłam w nim prawdziwie zakochana, naprawdę chciałam z nim wieść szczęśliwe życie.
-Przepraszam... - tylko to byłam w stanie z siebie wykrztusić.
- Przepraszasz za to, że poszłaś w końcu za głosem serca, czy za to, że mnie zdradziłaś ?
- Musisz zadawać takie trudne pytania ?
- Mandy jedynym facetem stąpającym na tej ziemi, którego kochasz jest Zayn! A jedyny facet, który jest w stanie zagwarantować ci wierność i uczciwość to ja ! Wybór prosty, wiesz dlaczego ? Bo pomimo tego, że Zayn cię zdradził ty nadal go kochasz! Nie potrzebujesz żadnych deklaracji tylko jego. Po prostu tylko Malika. - powiedział siląc się na spokojny ton. - Ten dupek na ciebie nie zasługuje.... ma szczęście facet i tyle.
- Jack...
- Nie mam ci tego za złe. Życzę wam szczęścia - powiedział patrząc przed siebie.
- Jack przepraszam.
- Zapomnij o tym, co było. I nie bądź dla siebie taka surowa. Wybaczam. Trzymaj się - posłał mi lekko wymuszony uśmiech i już chciał wyjść, ale tchnięta impulsem uniemożliwiłam mu to chwytając go za rękaw granatowej marynarki.
- Zasługujesz na kogoś lepszego, Jack. Jesteś cudownym i kochanym facetem... ja nie umiałam tego docenić... Powodzenia doktorze - uśmiechnęłam się nieśmiało, na co on przybliżył się i ucałował moją skroń.
- Jak będziesz w NY , daj znać, umówimy się na kawę . - powiedział uśmiechając się tym razem szczerze. I wyszedł z samochodu. Zamykając drzwi spojrzał na mnie , a ja powiedziałam nieme dziękuję, na co uśmiechnął się ostatni raz... Dziękuję Ci, Jack... dziękuję....
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej hej ! :D No drama time nastąpił, ale myślę, że wam się podobało jego zakończenie... kurcze muszę wam przyznać, że zrobiłam z Jacka takiego niewiniątka, a miało to wyglądać zupełnie inaczej :P Cała ja... 1000 pomysłów na minutę. Czekam robaczki na wasze opinie :D
P.S. Jak podoba wam się piosenka Zayna ? Moje nowe uzależnienie *.* <3
<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3
sobota, 23 stycznia 2016
Imagin Liam cz.2
Odebrałam małą z przedszkola, jak kazała mi kobieta, którą powinnam nazywać macochą, zrobiłam zakupy, ogarnęłam salon i zabrałam się za przyrządzanie obiadu, na który mięli się zjawić nasi nowi sąsiedzi. Moje myśli ciągle krążyły wokół Nicole. Zastanawiałam się nad całą sytuacją, jaka wydarzyła się podczas powrotu ze szkoły. Ciekawość mnie zżerała. Jeśli faktycznie jest tak, jak mówi... to jak radzi sobie z tymi problemami ? Jak potrafi się uśmiechać, cieszyć się życiem, skoro powiedziała mi, że mam lepiej od niej, bo mam rodziców. Każdy ich ma.... nie rozumiem, o co tej dziewczynie chodzi. Patrząc na nią od razu można dostrzec, że jest barwną, oryginalną osobą, o której nie można powiedzieć, że jest zagubiona, samotna, okrutnie potraktowana przez los. A o mnie i owszem! - Spięłam swoje długie włosy w wysokiego kucyka i wzięłam się za krojenie warzyw na sałatkę. Byłam tak zamyślona, że nawet nie zauważyłam, że ojciec wrócił już z pracy.
- Witaj Riley ! -odparł oficjalnie
- Cześć - odparłam markotnie nie zwracając na niego uwagi.
- Jak w szkole ? - Urocze... udawał, że go to obchodzi.. jaki cudowny tatuś, prawda ?!
- Jak zwykle. A iii bardzo wam dziękuję, że wspieracie mnie w rozwoju artystycznym ! - powiedziałam z sarkazmem zaciskając zęby
- Riley nic się chyba nie stało.Wielkie rzeczy, opuściłaś jedno kółko!
- Ta twoja Miranda mogła równie dobrze zostać w domu, zamiast włóczyć się po spa, prawda?!
- Nie krzycz, dziecko! - złapał się za głowę, na co ja przewróciłam tylko oczami.
- Ona nic nie robi ! Cały czas się obija ! A ja muszę mieć cały dom na głowie ! Do tego ani razu mi nie podziękowałeś! Ani razu ! Znaleźliście sobie darmową kucharkę,sprzątaczkę i niańkę! Żyć nie umierać, no nie ?! - poczułam złość, która uchodziła ze mnie z każdym wypowiedzianym zdaniem. - I wiesz, co ci powiem !? Nienawidzę was, rozumiesz !? Nienawidzę ! Brzydzę się tobą za to, co zrobiłeś mamie ! Potrafisz tylko ranić! Jak ty możesz w ogóle spojrzeć w lustro po tym wszystkim ?!
- Riley, nie takim tonem !
- Ty nie zasługujesz na normalny ton ! Ty na nic nie zasługujesz ! - poczułam na twarzy płynące łzy. Rzuciłam w niego ścierką i pobiegłam na górę, zamykając się w swoim pokoju. Po jakiś 30 minutach usłyszałam kroki na schodach.
- Riley wpuść mnie ! - powiedział starając się brzmieć najspokojniej. Nie miałam siły odpowiedzieć. Łzy płynęły jedna za drugą. Dlaczego nie mogę mieć normalnej rodziny ? Dlaczego ? - Riley!! Wyważę drzwi! - krzyknął, ale ja dalej nie odpowiadałam. - Dziecko bój się Boga, otwórz! - usłyszałam w jego głosie poddenerwowanie. Tatusiek się martwi ? Nic bardziej sztucznego. Pewnie spalił pieczeń, którą wcześniej piekłam i potrzebuje pomocy etatowej kucharki ! - Riley!
- Daj mi spokój!
- Porozmawiajmy na spokojnie
- Nie rozmawiamy od dwóch lat ! - krzyknęłam, gdy obydwoje usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Niezły sobie moment wybrali.
- Riley!- usłyszałam błagalny już głos ojca, więc postanowiłam się ogarnąć. Jeszcze tego by brakowało, żeby sąsiedzi pomyśleli, że jesteśmy jakąś rodziną patologiczną.
- Dobrze - szepnęłam otwierając drzwi , a tata starając się zapanować nad emocjami odetchnął z ulgą i ruszył w stronę drzwi. Ja natomiast pobiegłam do łazienki. Wskoczyłam pod prysznic i puściłam strumień wody na swoje zmęczone ciało. Wzięłam do rąk swój ulubiony kokosowy żel i rozsmarowałam go starannie po moim ciele. W całym pomieszczeniu unosił się przyjemny zapach kokosu i gdyby nie fakt, że na dole są nasi nowi sąsiedzi najchętniej w ogóle nie wychodziłabym spod prysznica. Wysuszyłam starannie włosy i zaplotłam je w warkocza, ubrałam czarne połyskujące leginsy i zwykły granatowy t-shirt. Po dłuższej chwili zdecydowałam się zejść na dół z przyklejonym uśmiechem, w którym nie było nic prawdziwego, ale byłam niezłą aktorką. Partnerzy w interesach mojego ojca są moim poziomem kultury zauroczeni i zawsze chwalą mnie do ojca... Czasem poprawiało mi to humor. W końcu ktoś docenia moją ciężką pracę. Szkoda, że tylko osoby z zewnątrz to potrafią. Schodziłam energicznie po schodach z przyklejonym uśmiechem.
- Kochanie poznaj naszych nowych sąsiadów - tata wyciągnął do mnie dłoń i pocałował mnie w skroń.... Żałosne, aż tak chciał się popisać ? Co za szopka. Wychyliłam się zza framugi drzwi i zobaczyłam wysokiego, wysportowanego ciemnego blondyna, który uśmiechał się do mnie szeroko.
- Miło mi poznać, Riley - wyciągnęłam do niego dłoń, on jak to na gentlemana przystało wstał i ucałował jej zewnętrzną stronę.
- Liam Payne, bardzo się cieszę, że mamy tak uroczych sąsiadów. - Payne.. gdzieś słyszałam to nazwisko, ale gdzie.....
- Dziękuję, a gdzie....
- Moja siostra poszła do toalety - wszedł mi w słowo z uśmiechem.
- Aha - odwzajemniłam uśmiech i podeszłam do stołu, zajmując miejsce koło Liama
- Sama to przyrządziłaś ? - zapytał wskazując na moją pieczeń w sosie bazyliowym
- Tak
- Masz 17 lat i tak świetnie gotujesz ? Pozazdrościć
- Musiałam się nauczyć, gdyby nie ja.... w tym domu byłyby same chińskie zupki - spojrzałam złośliwie na ojca, który tylko przewrócił oczami, co rozbawiło Liama... ma bardzo uroczy śmiech, w ogóle jest taki.... miły i wydaje się bardzo sympatyczny. Pewnie przyszedł tu ze swoją dziewczyną, która z pewnością jest z niego dumna.
- Ale czadowa łazienka ! - usłyszałam znajomy głos i po chwili dodałam dwa do dwóch... Nicole ! Jak mogłam być tak głupia ! Przecież ona nazywa się Payne... Czy Liam jest jej bratem ? - Riley ? Ty jesteś moją sąsiadką ? Ale super - podeszła do mnie i owinęła mi ręce wokół szyi niczym mała dziewczynka.
- Znacie się ? - zapytał niezdziwiony zachowaniem siostry Liam
- Chodzimy do tej samej klasy - powiedziałam
- Świat jest jednak mały - uśmiechnął się patrząc na Nicole, która usiadła przy nim i zajadała się sałatką.
- A gdzie twoja mama ? - zapytała Nicole
- Eeej najpierw połknij, niewychowane dziecko - Liam pokazał jej język, a ona przewróciła oczami.
- Ziemia do Riley !!! - tak, na myśl o mamie momentalnie odchodzę myślami do dnia, w którym mnie zostawiła. Wydawało się, że to był najgorszy dzień w moim życiu... guzik prawda... potem było i jest już tylko gorzej.
- yyy Gdzie moja mama ? Nie wiem.... Zostawiła mnie jakieś dwa lata temu i od tej pory nie miałam z nią kontaktu.
- Naprawdę ?
- Mhm, mam za to cudowną macochę, naprawdę jest extra, jej różowe tipsy widoczne są w odległości kilku metrów, a jej biały łeb nie pozostawia sobie nic do życzenia.... za każdym razem, jak wejdzie do kuchni nie czuć nic oprócz jej dławiących perfum i lakieru do włosów, który starcza jej zaledwie na dwa dni. Do tego jej geniusz przerasta każdego człowieka, nawet wodę przypali. A jej liczne zdolności nie zostały jeszcze odkryte podczas jej cudownej 23-letniej egzystencji na tym świecie! - goście wybuchnęli śmiechem, a ja byłam z siebie dumna jak nigdy. Nic nie daje mi takiej frajdy, jak obgadywanie tej lafiryndy. Ojciec pożerał mnie wzrokiem ze złości, ale mnie mało co to obchodziło
- Liam czym się zajmujesz ? - zapytał ojciec chcąc szybko zmienić temat... no tak... on tak bardzo kocha Mirandę, że nie może pozwolić, by ktoś ja wyśmiewał, a zwłaszcza taki degenerat jak ja. Jak w ogóle śmiałam powiedzieć złe słowo na jego ukochaną?
- Jestem przedsiębiorcą, mam firmę transportową, całkiem nieźle prosperującą.
- Oo ciekawe, jak się nazywa ?
- LiPayCorporation
- Jak długo jesteś na rynku ?
- Kilkanaście miesięcy
- Nie poszukujesz czasami wspólnika ? Potrzebuję dobrego, doświadczonego przedsiębiorcę, który nie ma żadnych zobowiązań. Mam spisany bardzo ciekawy projekt. Jeśli inwestycja się uda, zyski będą naprawdę wysokie. Co ty na to ?
- Musiałbym to przemyśleć, ale dziękuję za propozycję.
- Może wpadniesz jutro do mojej firmy, dowiesz się więcej szczegółów, co ty na to ?
- Możemy się wstępnie umówić.
- Cudownie.
Rozmowa o wspólnych interesach trwała w najlepsze, a ja znowu byłam powietrzem. Przypomniało im się o mnie wówczas, gdy mała domagała się naszej, a raczej mojej opieki.
- Riley, idź do siostry - powiedział ojciec nawet na mnie nie patrząc. Standard - pokiwałam posłusznie głową i odeszłam od stołu.
- Riley mogę pójść z tobą - zapytała Nicole również wstając od stołu.
- Jeśli chcesz... - powiedziałam i poszłam na górę, a Nicole za mną.
- Masz naprawdę cudowną siostrę. - powiedziała biorąc ją na ręce i sadzając na swoich kolanach.
- Tylko ona w tym domu mnie szanuje, ale to tylko kwestia czasu. - powiedziałam sprzątając porozrzucane zabawki.
- Przesadzasz - powiedziała spoglądając na mnie pobłażliwie
- Ty nie wiesz, jak to wygląda. Naprawdę nie wiesz !
- Nawet nie wiesz, ile bym dała za takiego ojca!
- Nie wiesz, co mówisz ! Daj spokój !!
- A właśnie, że wiem ! Ja nie znam moich rodziców ! Nie mam nikogo !
- Jak to nie znasz ? A Liam ?
- Nie znam ! Liam jest moim bratem, obydwoje wychowywaliśmy się domu dziecka, adoptował mnie, jak tylko osiągnął pełnoletność.
- Naprawdę ? - byłam zszokowana. Myślałam, że po prostu wyprowadziła się do brata ze względu na szkołę, która umówmy się była na bardzo wysokim poziomie.
- Wszystko mu zawdzięczam, ale wiesz... rodziców nigdy mi nie zastąpi. To oni są najważniejsi dla nastolatek. Taka prawda, a ty nie doceniasz tego, co masz. - zrobiło mi się głupio. Może i Nicole nie ma rodziców, ale ma przynajmniej Liama, który kocha ją najbardziej na świecie. A mnie ? Mnie nikt nie kocha. I to jest właśnie ta zasadnicza różnica między nią a mną.
- Nie znasz mojego ojca i Mirandy... oni są okropni, jakby kompletnie pozbawieni uczuć.
- A ty jaka jesteś dla nich ? Riley od początku widać, że ich nienawidzisz, nie pozwalasz im na to, by się do ciebie zbliżyli. Wybudowałaś wokół siebie ogromny mur, którego żadne z nich nie jest w stanie przeskoczyć. Ty też nie potrafisz się z niego uwolnić. Wina leży po obu stronach. - popatrzyła na mnie wyczekująco z cieniem uśmiechu na twarzy. - Dobra, a teraz od samego początku... słucham... opowiedz mi swoją historię...
To będzie naprawdę dłuuuuuuugie popołudnie. Zrobiłam głośny wydech i zaczęłam od samego początku....
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka ! :D Jak wam mija weekend ? Żyjecie ? A może macie ferie tak samo, jak ja i się obijacie ? :P
Kolejna część Li czeka na wasze komentarze . :D
Następnym postem prawdopodobnie będzie kolejna część Zayna :D
Pozdrawiam :*
niedziela, 17 stycznia 2016
Imagin Niall zakończenie (cz 20. )
Plaża, słońce, odludzie, szum fal , spokój. Nareszcie !
Siedzę na suchym piasku trzymając Kevina na rękach, Niall zajmuje się Valerią i Maxem, którzy mają już 3 latka. Chlapią się nawzajem wodą, a ich śmiechy dochodzą do mojego ucha i są dla mnie miodem na serce. Moja rodzinka jest wspaniała! Wpatrywałam się w Nialla nie mogąc uwierzyć w to, że nareszcie jesteśmy razem, że w końcu świat zaakceptował naszą miłość. Mimo tego wszystkiego, co przeżyliśmy dostaliśmy teraz nagrodę w postaci trójki wspaniałych dzieci. Czuję się naprawdę szczęśliwa. Bycie matką jest najlepszym, co może spotkać każdą z nas. Czuję się naprawdę spełniona. Niall dba o mnie jak mało kto. Niemal nosi mnie na rękach. Rzadko dochodzi między nami do spięć, a to wszystko dzięki temu, że jesteśmy ze sobą w stu procentach szczerzy i nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. Wszystko zmieniło się na lepsze.
- Mamusiu ! - usłyszałam głosik Maxa, który podbiega do mnie siadając na moich kolanach. - Popatrz jaka ładna muselka - uśmiechnął się pokazując mi w swojej dłoni muszelkę, której kształt przypominał serce.
- Cudna synku - pogłaskałam go po jasnych blond włoskach a on spojrzał na mnie swoimi niebieściutkimi oczkami
- Kocham cię, mamusiu, to dla ciebie - wyciągnął rączkę i podał mi swoją zdobycz
- Dziękuję synku - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. Właśnie w takich momentach dla człowieka nie liczy się nic innego, tylko szczęście dziecka. Patrząc tak na nich łzy napływają mi do oczu. Wzruszam się za każdym razem, taki mały gest ze strony mojego 3-letniego synka sprawia, że momentalnie mam łzy w oczach. Jestem prawdziwą szczęściarą.
- Jak się miewają moje skarby ? - przybiegł uśmiechnięty Niall. Z jego nieogarniętych włosów spadały kropelki wody wprost na nosek Kevina, który szeroko uśmiechał się do taty.
- No, jak będziesz większy, to tatuś nauczy się surfować.
- Gdyby chociaż tatuś dobrze to umiał... - pokazałam mu język i wybuchłam nieopanowanym śmiechem.
- No bardzo śmieszne - przewrócił oczami - jeszcze się nauczę
- Mówisz tak odkąd pamiętam
- Masz coś do mojego ciała ? Mówiłaś, że jest gorące - uśmiechnął się zadziornie, a ja pokiwałam głową z dezaprobatą i śmiałam się dalej.
- Nie potrzeba mi bardziej wysportowanej sylwetki - prychnął udając obrażonego.
- Jasne kochanie - uśmiechnęłam się
- Kochasz mnie ?
- Nie - pokazałam mu język wstając i biegnąc wzdłuż plaży. Wiatr rozwiewał moje długie włosy, przymknęłam oczy delektując się chwilą i spokojem, na który tyle czekałam, na który pracowałam tyle czasu. Poczułam na sobie ręce, których dotyk rozpoznam bez najmniejszego wahania. Wtuliłam plecy w jego tors, a on jeździł swoimi dużymi dłoniami po moim ciele.
- Kocham cię - szepnął zmysłowo i zaczął delikatnie obcałowywać moją szyję. Rozluźniałam swoje mięśnie czując na sobie jego gorący oddech.
- Niall nie tutaj - szepnęłam, ale jego mało to obchodziło, spojrzał tylko na mnie z figlarnym uśmieszkiem po czym wrócił do poprzedniej czynności. - Horan ! - jęknęłam udając oburzoną, ale on doskonale wiedział, jak bardzo lubię jego bliskość.
- Tatoooo - usłyszeliśmy głos Maxa
- Tak synku ?- Niall przytulił mnie do swojego torsu z uśmiechem patrząc na swoją małą kopię. Właśnie w takich momentach widać, jak Niall kocha swojego synka. Byłam z niego dumna. Jest cudownym ojcem i mężem.
- Chcę się kąpać, idziemy ? - zapytał robiąc błagalną minkę.
- Jasne - uśmiechnął się łobuzersko, po czym wziął mnie na ręce i zaczął ze mną biegać po brzegu.
- Niall ty wariacie - zaśmiałam się próbując wymusić na nim postawienie mnie na piasku.
- Tato - piszczał Maxiu śmiejąc się dziecięco.
- Wrzucimy mamę do wody, nauczymy ją pływać, hmm ?
- Taaaak - zaklaskał rączki.
- Eeej Niall, zostawiliśmy Vali i Kevina! - przypomniałam sobie i ogarnął mnie strach. - Niall !
- Spójrz za siebie - spojrzałam w tył i zobaczyłam Mike'a bawiącego się z dzieciakami i machającego w moją stronę. Uśmiechnęłam się promiennie przyglądając się jak świetnie dogaduje się ze swoim chrześniakiem. Mike... Co u niego ? Dalej jest moim najlepszym przyjacielem. Kocha nasze dzieci jak swoje i pomaga nam, jak tylko ma chwilę wolnego. Znalazł swoją miłość Kim i jest naprawdę szczęśliwy. Cieszę się, że to wszystko potoczyło się po mojej myśli.
Odpłynęłam na chwilę i ocknęłam się w momencie, kiedy Niall chlapie mnie obficie wodą śmiejąc się z Maxem .
- Panowie ! -zaśmiałam się robiąc groźną minę i rewanżując się tym samym. W pewnym momencie Niall podniósł mnie znowu. Objęłam go nogami w pasie i tym razem ja wpiłam się w jego usta.
- Dziękuję ci, kochanie.
- Za co ?
- Za to, że jesteś i będziesz już, zawsze, prawda ?
- Zawsze - szepnęłam i złożyłam na jego ustach lekki pocałunek.
RAZEM NA ZAWSZE !
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka ! Nooo... doczekaliście się ostatniej części Nialla. Mam nadzieję, że nie zawiodłam, bo mówiąc szczerze mam mieszane uczucia. Jestem kiepska w pisaniu zakończeń. Muszę to poćwiczyć. Na razie musicie zadowolić się tym... czymś. :*
Kocham was i czekam na wasze opinie kochani !
Buziaki ! <3
- Jasne kochanie - uśmiechnęłam się
- Kochasz mnie ?
- Nie - pokazałam mu język wstając i biegnąc wzdłuż plaży. Wiatr rozwiewał moje długie włosy, przymknęłam oczy delektując się chwilą i spokojem, na który tyle czekałam, na który pracowałam tyle czasu. Poczułam na sobie ręce, których dotyk rozpoznam bez najmniejszego wahania. Wtuliłam plecy w jego tors, a on jeździł swoimi dużymi dłoniami po moim ciele.
- Kocham cię - szepnął zmysłowo i zaczął delikatnie obcałowywać moją szyję. Rozluźniałam swoje mięśnie czując na sobie jego gorący oddech.
- Niall nie tutaj - szepnęłam, ale jego mało to obchodziło, spojrzał tylko na mnie z figlarnym uśmieszkiem po czym wrócił do poprzedniej czynności. - Horan ! - jęknęłam udając oburzoną, ale on doskonale wiedział, jak bardzo lubię jego bliskość.
- Tatoooo - usłyszeliśmy głos Maxa
- Tak synku ?- Niall przytulił mnie do swojego torsu z uśmiechem patrząc na swoją małą kopię. Właśnie w takich momentach widać, jak Niall kocha swojego synka. Byłam z niego dumna. Jest cudownym ojcem i mężem.
- Chcę się kąpać, idziemy ? - zapytał robiąc błagalną minkę.
- Jasne - uśmiechnął się łobuzersko, po czym wziął mnie na ręce i zaczął ze mną biegać po brzegu.
- Niall ty wariacie - zaśmiałam się próbując wymusić na nim postawienie mnie na piasku.
- Tato - piszczał Maxiu śmiejąc się dziecięco.
- Wrzucimy mamę do wody, nauczymy ją pływać, hmm ?
- Taaaak - zaklaskał rączki.
- Eeej Niall, zostawiliśmy Vali i Kevina! - przypomniałam sobie i ogarnął mnie strach. - Niall !
- Spójrz za siebie - spojrzałam w tył i zobaczyłam Mike'a bawiącego się z dzieciakami i machającego w moją stronę. Uśmiechnęłam się promiennie przyglądając się jak świetnie dogaduje się ze swoim chrześniakiem. Mike... Co u niego ? Dalej jest moim najlepszym przyjacielem. Kocha nasze dzieci jak swoje i pomaga nam, jak tylko ma chwilę wolnego. Znalazł swoją miłość Kim i jest naprawdę szczęśliwy. Cieszę się, że to wszystko potoczyło się po mojej myśli.
Odpłynęłam na chwilę i ocknęłam się w momencie, kiedy Niall chlapie mnie obficie wodą śmiejąc się z Maxem .
- Panowie ! -zaśmiałam się robiąc groźną minę i rewanżując się tym samym. W pewnym momencie Niall podniósł mnie znowu. Objęłam go nogami w pasie i tym razem ja wpiłam się w jego usta.
- Dziękuję ci, kochanie.
- Za co ?
- Za to, że jesteś i będziesz już, zawsze, prawda ?
- Zawsze - szepnęłam i złożyłam na jego ustach lekki pocałunek.
RAZEM NA ZAWSZE !
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka ! Nooo... doczekaliście się ostatniej części Nialla. Mam nadzieję, że nie zawiodłam, bo mówiąc szczerze mam mieszane uczucia. Jestem kiepska w pisaniu zakończeń. Muszę to poćwiczyć. Na razie musicie zadowolić się tym... czymś. :*
Kocham was i czekam na wasze opinie kochani !
Buziaki ! <3
piątek, 15 stycznia 2016
Imagin Liam cz.1 + ważne info !
KONIECZNIE PRZECZYTAJ NOTKĘ POD SPODEM ! :D
Dlaczego nikt mnie nie kocha ? Dlaczego nikt mnie nie pragnie ? Czemu nie jestem nikomu potrzebna ? Po co żyję na tym świecie ? Do czego zostałam stworzona ? Czemu Bóg nie był łaskawy tworząc każdy centymetr mojego ciała i każdą cechę osobowości ? Dlaczego ciągle jestem sama ? Czemu boję się ludzi ? Co jest ze mną nie tak ? Czemu życie jest takie niesprawiedliwe ? Dlaczego wciąż się dołuję ? Dlaczego nienawidzę ? Czemu nie potrafię kochać ? Na te pytania wymuszam na samej sobie odpowiedź każdego dnia, gdy tylko dotrę do mojego lustra. Uczucie wstrętu do samej siebie jest nie do wytrzymania! Jedyną rzeczą, jaką chcę zrobić, to rozbić je na milion kawałków, tak jak rozbite jest moje serce. Mimo młodego wieku, mam już serdecznie dość. 17 lat... czy to tak wiele?- Skąd. Ale w ciągu tych 17 lat zdążyłam stracić wszystko i wszystkich. Moje życie jest totalną porażką. Nie należę do grupy osób, które mają rzeszę przyjaciół, cudowny dom, świetną rodzinę. Nie mam nikogo! No, może z wyjątkiem Daisy -mojej ukochanej kotki, która jest jedynym stworzeniem na świecie lubiącym spędzać ze mną czas.
- Riley! - usłyszałam skrzeczący głos kobiety, którą powinnam nazwać macochą, ale nazywam ją zupełnie inaczej ! Lafirynda, dla której mój ojciec zostawił mamę jak miałam 15 lat. Nienawidzę jej za to ! Jest moim wrogiem publicznym numer jeden! Z resztą ojciec też nie lepszy, świata nie widzi po za nią i May'a - ich dwuletnią córeczką. W tej chwili daje mi tylko kasę, nic więcej. Zero miłości, zero zainteresowania, kompletnie nic ! A mama ? Mama też mnie nie chce. Po odejściu ojca pogrążyła się w depresji i egoistycznie myśli tylko o sobie. Nie wiem, co z nią. Ostatni raz widziałam ją, jak pakowała swoje rzeczy i wyprowadziła się od ojca, zapominając zabrać mnie ze sobą. Co ja im takiego zrobiłam ? Z tego co wiem, pragnęli mnie mieć. Tylko po co ? Żeby mieć kogo krzywdzić ? Po co im byłam ?! - Rusz się grubasie ! - Urocza jest, prawda ? Zacisnęłam mocno powieki, by łzy nagromadzone w moich oczach przypadkiem nie wypłynęły. Zostawię je na wieczór.
- Jerry powiedz jej coś do cholery ! Spóźni się do szkoły !
- Riley ! - ojciec wszedł do mojego pokoju i bez zastanowienia zsunął ze mnie kołdrę
- Idę ! - mruknęłam
- Ogarnij się dziecko ! Wyglądasz gorzej niż Frankenstein
- Dziękuję tatku ! - powiedziałam z sarkazmem i zeszłam z łóżka odwracając się do niego tyłem.
- Riley... - jego głos złagodniał,ale ja miałam to gdzieś. Za każdym razem ranił mnie swoimi uwagami. Nie mógł się powstrzymać ?
- Daj mi spokój ! - wrzasnęłam czując jak łzy powoli pojawiają się na moim policzku. Otworzyłam drzwi i gwałtownie nimi trzasnęłam. Nie miałam już siły, naprawdę mam już dość. Serdecznie dość!
Odkręciłam kurek z wodą i opłukałam nią piekące od łez policzki. Świetnie, znowu wyglądam jak bezdomna - mruknęłam sama do siebie, starając się ogarnąć moją czerwoną twarz, podpuchnięte oczy i szopę czarnych włosów. Po 20 minutach wyszłam z łazienki, ubrałam się w zwykły biały t-shirt i jasne jeansy, wsuwając na nogi czarne vansy. Długie włosy spięłam w niechlujnego koka, szybko wzięłam z biurka torbę wypchaną potrzebnymi książkami i zeszłam na dół.
- Dziś odbierzesz małą z przedszkola! - to nie była prośba, ta szmata nie potrafi prosić, ona tylko żąda.
- Mam dziś koło plastyczne ! - mruknęłam
- Co mnie to obchodzi, lekcje kończysz o 15, o 15:20 widzę cię w domu z małą, koniec kropka !
- Nie !
- Jerry.... - zatrzepotała rzęsami, a gdy tylko mój tata przeniósł na nią wzrok spod gazety, wiedziałam, że z dzisiejszego kółka nici.
- Riley odbierz swoją siostrę z przedszkola - powiedział w miarę spokojnie, na co ja zgromiłam go wzrokiem . - po kółku - uśmiechnął się lekko, na co ja zamrugałam kilka razy oczami, nie mogąc uwierzyć w to, że chociaż raz pomyślał o moich uczuciach.
- Ale Jerry
- Mirando, Riley jest prawie dorosła, ma prawo na swoje hobby,
- Hobby ? Jej "dzieła sztuki" są nic nie warte! Z resztą tak jak i ona! - po tych słowach tata milczał, nie bronił mnie, jak zwykle z resztą... czy ja naprawdę nic dla niego nie znaczę ? Spuściłam wzrok i możliwie jak najszybciej wyszłam z domu. Całą drogę do szkoły myślałam nad swoim okropnym życiem, które w niczym nie przypomina życia nastolatek w moim wieku. Nie mam chłopaka, przyjaciółki, nawet koleżanki. Nic ! Jestem dla wszystkich powietrzem. Nikogo nie obchodzę ! Wszyscy mają mnie w nosie.
Weszłam do klasy, zajmując swoje standardowe ostatnie miejsce przy oknie, z dala od wszystkich. Starałam się nie patrzeć na szczęśliwe miny moich kolegów, na przytulaski i buziaki na powitanie. Wpatrywałam się w widok za oknem. Wiosna... jeszcze nigdy nie była tak smutna i szara. Zero słońca, zero wschodzących roślin. Kompletnie nic ! Nawet nie zauważyłam, że Pani Johnson weszła do sali i zaczęła kolejną nudną lekcję historii. Mniej więcej w połowie lekcji weszła dyrektorka z jakąś dziewczyną. Wysoka, jasna blondynka uśmiechała się do wszystkich przyjaźnie, ale każdy jak zwykle miał ją gdzieś. Muszę przyznać, że ja również. I tak mnie nie polubi. Po co się starać bez sensu.
- Witam was, drodzy uczniowie. Chciałam przedstawić wam waszą nową koleżankę, Nicole Payne. Proszę was o wyrozumiałość i o pomoc Nicole w odnalezieniu się w tym nowym środowisku. Dziękuję państwu, do widzenia ! - mówiąc to wyszła.
- Nicole usiądź przy Riley. - No tak... tylko koło mnie było wolne miejsce. Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze i pewnymi krokami zmierzała w stronę mojej.... to znaczy już naszej ławki. Nauczycielka dalej prowadziła lekcję, a ja udawałam, że ją słucham, ignorując to dziwne stworzenie, które usiadło obok mnie. Przyjrzałam jej się dokładnie. Różowe paznokcie, jasno różowy błyszczyk na ustach, różowe duże kolczyki, różowe buty i torba do tego różowy piórnik w misie. Ile ona ma lat ? Żenada....
Gdy zadzwonił dzwonek pospiesznie pakowałam swoje rzeczy.
- Riley, wiesz gdzie mamy następną lekcję ? - zapytała jak gdyby nigdy nic.
- W sali 25 na drugim piętrze - odparłam starając się być uprzejma.
- Mogę pójść tam z tobą ? Jeszcze trochę się gubię - pokiwałam twierdząco głową, na co ona obdarzyła mnie szczerym uśmiechem. Szczery uśmiech ? Ciekawe na jak długo będzie widniał na jej twarzy. Po kilku dniach znienawidzi mnie tak, jak wszyscy. Nie ufam ludziom. Potrafią tylko ranić.
- Jestem Nicole, pochodzę z Wolverhampton, mieszkam w Londynie od 4 dni i jest naprawdę cudownie - zaklaskała w ręce, a ja spojrzałam na nią zrezygnowana. Boże, co za laska. Nikt jej nie kazał przedstawiać swojej biografii! Ehh niech da mi w końcu spokój i ignoruje jak wszyscy! - Masz zły dzień ? - zapytała z widoczną troską.
- Rzadko kiedy mam dobry. Nie bierz nic do siebie. Ja po prostu tak mam. - uśmiechnęłam się smutno.
- Dlaczego ? - Hmm może dlatego, że matka ma mnie gdzieś, ojciec słucha wkoło tej swojej lafiryndy, świat jest do bani i bez sensu ?! - krzyczałam na nią w myślach
- Po prostu ! - wzruszyłam ramionami odwracając wzrok w inną stronę.
- Świat jest taki piękny, Riley ! Życie jest cudowne!
- Jasne - prychnęłam - No może, jak się ma kompletną rodzinkę i jest się rozpieszczoną córeczką tatusia, to może i tak ! - nie kontrolowałam tego, Nie zdążyłam ogryźć się w język, cała ja. Zawsze muszę coś spieprzyć i potem się z tego tłumaczyć. Mimowolnie spojrzałam na Nicole, która spuściła wzrok. Sprawiłam jej przykrość, widziałam to,a przecież nie chciałam... chyba...
- Wiesz... łatwo jest oceniać ludzi, których widzi się po raz pierwszy. Przykro mi, że masz takie mniemanie o mnie, bo rzeczywistość jest zupełnie inna. Dzięki za odprowadzenie. - powiedziała i przyspieszyła kroku, wyprzedzając mnie tuż przed wejściem do sali. Boże, dlaczego ja jestem taka durna ?! Przewróciłam oczami i weszłam za nią do sali. Zajęłam miejsce tuż obok torby Nicole... gdzie ona jest ? - zaczęłam rozglądać się po sali i nagle zauważyłam, że Nicole rozmawia z Joshem, wesoło wymachuje rękami, obydwoje śmieją się i rozmawiają. Josh.... najprzystojniejszy facet, jaki istnieje. Wysoki, umięśniony brunet i szczerych oczach i miłym uśmiechu.... tak sądziła dawna Riley.... Dzisiejsza Riley twierdzi, że jest zakochanym w sobie chłopaczkiem o sztucznym uśmieszku, którym obdarza wszystkie laski, które na to zasługują z oczywistym pominięciem mnie. Przewróciłam oczami i wyciągnęłam z torby telefon, przejechałam po ekranie i ujrzałam nieprzeczytaną wiadomość od... Mirandy. Z rosnącą we mnie wściekłością otworzyłam wiadomość : "Posłuchaj gówniaro, mamy nowych sąsiadów, przychodzą dziś na kolację, masz przyjść z małą zaraz po lekcjach, zrobić zakupy i wziąć się za przygotowanie obiadu. Wszystko przegadane z twoim ojcem. Ja tymczasem lecę do spa, Ciao " - Milutko... pokiwałam głową z bezradności i znowu zaczęłam bezcelowo gapić się w ten ohydny widok za oknem.
- Wszystko ok ? - nagle spod ziemi wyrosła Nicole, która przyglądała się z miną Sherlocka.
- Jak zawsze - mruknęłam, przypominając sobie, że miałam ją przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie. Nicole już miała odchodzić, kiedy zatrzymałam ją swoim głosem. - Nicole przepraszam, nie powinnam tego mówić. Tak naprawdę nic o tobie nie wiem, nie powinnam cię oceniać. - powiedziałam i obserwowałam jej twarz, na której momentalnie wyrysował się uśmiech.
- Nic nie szkodzi. Wiesz... chyba źle zaczęłyśmy naszą znajomość, może spróbujemy jeszcze raz ? - zapytała nieśmiało, a ja posłałam jej pytające spojrzenie. - Riley, dlaczego jesteś takim samotnikiem? Ignorujesz wszystkich wokół, nie uśmiechasz się, bezcelowo patrzysz się w to okno, z nikim nie rozmawiasz , czemu ? - usiadła obok mnie
- Życie nie zawsze jest kolorowe. Mi towarzystwo nie jest potrzebne do szczęścia, a z resztą i tak wszyscy mają mnie w dupie. Po co robić sobie złudne nadzieje?
- Typowa pesymistka.
- W moim życiu nie da się być optymistką
- Dlaczego ?
- Bo jest beznadziejne !
- Nie wierzę! Jesteś ładna - spojrzałam na nią zdziwiona wytrzeszczając oczy. Nikt nigdy nie powiedział mi, że jestem ładna.... Miłe uczucie. - Josh mówił, że jesteś artystyczną duszą, pięknie malujesz - Co ?! Rozmawiała z Joshem o mnie ? Idealnie !!!! - Do tego jesteś szalenie mądra, najlepsza w klasie. Czego chcieć więcej ?
- Tracę przy bliskim poznaniu.
- Nie wierzę! Riley.... cokolwiek by się nie działo, z pewnością jesteś nietuzinkową osobą. Ale brakuje ci pewności siebie.
- Nieprawda !
- Do tego jesteś uparta, jak osioł! - zaśmiała się, a ja spojrzałam na nią spod byka i odwróciłam się w drugą stronę słysząc dzwonek oznajmiający początek lekcji.
Punktualnie z ostatnim dzwonkiem wyszłam ze szkoły i mozolnym krokiem udałam się w stronę przedszkola.
- Riley! - usłyszałam czyjeś nawoływanie. Odwróciłam się i zobaczyłam Nicole. - W którą stronę idziesz ?
- Idę po siostrę do przedszkola - oznajmiłam obojętnie ruszając dalej.
- oo to pójdę z tobą - oznajmiła mi z uśmiechem doganiając mnie. Czy ona nie może dać sobie siana? Nie będę jej przyjaciółką! Nie zamierzam ! A ona przyczepiła się do mnie i nie daje mi spokoju! - dalej się gniewasz o szczerą prawdę ? - zapytała mierząc mnie wzrokiem.
- Nie gniewam się, po prostu nic o mnie nie wiesz!
- To może się dowiem !
- A może nie ?!
- Myślisz, że masz najgorsze życie z możliwych ?
- Tak, właśnie tak myślę!
- Mylisz się ! Masz rodziców ? - zapytała drżącym głosem
- Mam, ale oni nie zasługują, by nimi być. Dają mi tylko kasę ! Zero uczuć, zero miłości. To tak, jakbym ich nie miała !
- Ale masz... - Spojrzałam na nią pytająco, a ona spuściła wzrok. Na jej policzkach pojawiły się łzy. Szybko wyciągnęłam z torby paczkę chusteczek i podałam jej jedną, na co ona skinęła głową w podziękowaniu.- Pójdę już, na razie - odpowiedziała drżącym głosem i zanim zdążyłam cokolwiek z siebie wykrztusić skręciła w inną przecznicę i zniknęła z mojego pola widzenia. Poczułam nagle wyrzuty sumienia... źle ją potraktowałam po raz kolejny. Ale czy jest możliwe, że ta uśmiechnięta, szczęśliwa, może i na pozór dziewczyna ma gorsze życie od mojego ? Nie sądzę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej hej hej ! :D Kochani musiałam wstawić dziś Liasia,dlaczego ? Otóż dziś mnie naszło niespodziewanie na ten imagin i po prostu musiałam go dziś wstawić. Wiem, że czekacie na Louisa, Nialla i Zayna, na pewno pojawią się przy najbliższej okazji. Skarby moje, zaczynam ferie ! Co oznacza mnóstwo wolnego czasu, który z pewnością spożytkuję na nadrobienie wszystkich zaległości w Lou, Zaynie i Niallu, ale... tam dam daaam... Czekam na wasze komentarze. Od ich ilości zależy częstotliwość postów w ten wolny dla mnie czas. So... do roboty ! :D
Pozdrawiam i buziaczki ! ;**
piątek, 8 stycznia 2016
Imagin Zayn cz.28
- Mandy kiedyś musiało to nastąpić- usłyszałam kojący głos Sam tuż przy moim uchu.
- Tylko ja nie jestem na to gotowa. Byłam przekonana, że nie przyjedzie, że to ja pojadę do niego i zakończę związek. A on nie dość, że tu przyjechał, to jeszcze zrobił mi niespodziankę.
- Niespodziankę ?
- Według niego ten ślub ma być dla mnie spełnieniem moich najskrytszych marzeń.
- Jeny Mandy, ty to masz szczęście. Albo przez miesiące nie masz żadnego, albo masz dwóch. Nic tylko zazdrościć.
- Przestań Sam, to nie jest śmieszne.
- Nie przejmuj się tym aż tak. Będzie musiał się z tym pogodzić.
- Ale złamię mu serce
- I co z tego ? Trudno! Widać tak miało być.
- On naprawdę mnie kocha.
- No i ? A czy ty go kochasz ? Nie.
Spuściłam wzrok - Mandy?! Błagam cię !
- Kocham go, Sam, inaczej nie zgodziłabym się zostać jego żoną. Problem w tym, że Zayn... to jego kocham najmocniej. Tylko on może sprawić, że będę szczęśliwa.
- No to w czym problem, Mandy ?
- Nie chcę go zranić, nie zasługuje na to! Pomógł mi , a ja złamię mu serce. To nie fair.
- Bywa. Takie życie.
- Ale Ty nie rozumiesz....
- Rozumiem ! Mandy masz prawo być szczęśliwa, jak każdy człowiek żyjący na tej planecie! Musi zrozumieć!
- Posłuchaj
- Mandy !
- Możesz mi nie przerywać?! - poczułam napływającą złość... ale na kogo ? Na Sam ? Dlaczego ?
- Nie, nie mogę ! - krzyknęła głośniej niż ja. - Mandy do jasnej cholery ! Masz zmuszać się do miłości tylko dlatego, że jest ci żal Jacka ?! Myślisz, że będzie wtedy szczęśliwy ?! Pomyśl dziewczyno !!
- Masz rację... chyba... Ale ja po prostu nie chcę go skrzywdzić, a wiem, że to zrobię.
- Skarbie.... - położyła głowę na moim ramieniu dodając mi przy tym otuchy. - On jest naprawdę przystojnym mężczyzną, do tego bogatym, wykształconym..czego chcieć więcej. Szybko znajdzie sobie dziewczynę i będzie szczęśliwy tak jak ty z Zaynem.
- Ale on mnie kocha! Będzie cierpiał
- Pocierpi, pocierpi i mu przejdzie.
- I ty tak łatwo o tym mówisz ?
- Boże Mandy.... to duży chłopiec, poradzi sobie.
- Obyś miała rację....
- Sam, wyglądasz cudnie ! - pisnęła Lily, młodsza siostra Sam, gdy zobaczyła siostrę w sukni ślubnej. Muszę przyznać, wyglądała pięknie. Długa, śnieżnobiała, koronkowa suknia, rozkloszowana leżała na jej zgrabnym ciele wyjątkowo dobrze. Do tego cudowny, długi welon przypięty jasnymi kwiatuszkami.
- Dzięki dziewczyny - przytuliła nas,a ja przyjrzałam jej się uważnie
- Ejj Sam, chyba nie będziesz płakać, skarbie... - przytuliłam ją mocniej widząc, jak jej broda zaczyna drgać
- Nie mogę uwierzyć, że to dziś, że... w końcu spełniłam swoje marzenie. To takie niesamowite uczucie.
- Rozmażesz się, hej, spójrz na mnie... - jesteś piękną kobietą, już za niedługo Panią Payne, nie wolno ci płakać w takim dniu, słyszysz ? - uśmiechnęłam się szeroko.
- Dziękuję.... Mandy ?
- Tak ?
- Obiecasz mi coś ?
- Zależy co...
- Nie zostawisz mnie, zostaniesz na stałe w Londynie, Potrzebuję cię.
- Wiesz, że tam mam pracę, apartament, tam się toczy moje życie... - zastanowiłam się przez chwilę, a potem zaskakując sama siebie pokiwałam twierdząco głową - zostanę, obiecuję - przytuliłam ją jeszcze raz, a ona uśmiechnęła się przez łzy. - To co ? Chodźmy. Jeszcze tego by brakowało, żebyś spóźniła się na własny ślub. Liam już pewnie czeka na ciebie w Kościele.
- Tak, właśnie, chodźmy ! - pociągnęła mnie i Lily za sobą. Po kilku minutach byłyśmy na miejscu. Zayn już na nas czekał, ubrany w klasyczny, czarny garnitur. Mój przystojniak. Uśmiechnęłam się do niego, czego nie odwzajemnił, bo był zajęty pożeraniem mnie wzrokiem. Boże jaki wstyd. Zmierzył mnie od góry do dołu, seksownie przygryzając wargę. Wiedziałam, o czym myślał... Faceci, zależy im tylko na jednym. Przewróciłam oczami i wpadłam w jego ramiona.
- Wyglądasz tak ponętnie, kotku - szepnął, a mnie przeszedł dreszcz.
- Dziękuję - odsunęłam się od niego, troskliwie poprawiając jego niebieski krawat,który idealnie dopasował się do koloru mojej sukienki. - A ty jak zwykle przystojnie - musnęłam delikatnie jego policzek.
- Kocham cię - szepnął, po czym razem weszliśmy do Kościoła. Siedliśmy zaraz za Młodą parą, bo byliśmy świadkami. Spojrzałam na Liama. Był mega zestresowany, ale to tylko dodawało mu uroku. W skupieniu i napięciu czekał na swoją kobietę, która w towarzystwie swojego taty miała mieć swoje wielkie wejście.
- Eej Liam - szepnęłam, na co chłopak momentalnie się do mnie odwrócił- będzie dobrze - puściłam mu oczko, na co delikatnie się uśmiechnął.
- Dzięki - odwzajemnił uśmiech
Na tym skończyliśmy naszą rozmowę, bo organista zaczął piękny wstęp na organach, a środkiem szli równo Sam ze swoim tatą. Liam widząc ją uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach zaobserwowałam łzy. Oni są tacy kochani. Prawdziwy przykład miłości. Będą tacy szczęśliwi razem.
Kompletnie nie uważałam na kazaniu, które swoją drogą trwało w nieskończoność. Miałam czas na rozmyślania. Kiedyś z Zaynem też weźmiemy ślub i będziemy razem już zawsze. Od razu nasunął mi się fragment czytanego wcześniej Hymnu o miłości św. Pawła :
"Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy."
Wtedy zrozumiałam, że w moim życiu tylko Zayn się liczy! Albowiem prawdziwa miłość nigdy nie ustaje, jest wieczna i jest w stanie znieść wszystko, nawet tę idiotyczną zdradę, której się dopuścił i która zraniła mnie niesamowicie. Wiemy o sobie wszystko, a świat stoi przed nami otworem. To właśnie z nim chcę spędzić całe swoje życie. Kocham go mimo tego wszystkiego. A Jack... z pewnością znajdzie sobie dziewczynę, która zasługuje na jego miłość i troskę.
Dzwony radośnie biły we własnym rytmie, a Państwo młodzi wychodzili uroczyście z Kościoła. Razem z Zaynem rzucaliśmy płatki róż, by zachować tradycyjny przebieg tego ważnego dnia.
Liam i Sam byli tacy szczęśliwi, jakby nie wierzyli w swoje szczęście. Nadszedł czas na życzenia od gości. Ustawiliśmy się z Zaynem na końcu długiej kolejki.
- Niedługo my staniemy na ślubnym kobiercu, skarbie - szepnął, zamykając mnie w objęciach
- Chcesz tego ?
- A ty nie ?
- To moje największe marzenie, Zayn. Ale wiem, co myślisz o ślubach.
- Nawet Malik ma prawo zmienić zdanie - zbliżył się do mnie i złączył nasze usta, uśmiechając się przez pocałunek. - Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko - szepnął i pocałował mnie w skroń,
- A więc to dlatego nie odbierałaś?! - usłyszałam znajomy głos i zamarłam... Jack... jednak przyszedł.... Boże co robić ? Co robić ?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam was moje skarby :* Co tam u was ? Mam nadzieję, że jakoś żyjecie :)
Przed wami 28 część Zayna i już nie mogę się doczekać waszej opinii. Przykro mi troszkę, że komentarzy jest nieco mniej ostatnimi czasy, ale myślę, że się poprawicie, tak jak ja z regularnością dodawania postów. :D
Pozdrawiam i życzę wam miłego weekendu :*
sobota, 2 stycznia 2016
Imagin Zayn cz.27
Dni mijały, a ja czułam się coraz szczęśliwsza widząc Zayna u mego boku. Oczywiście czułam też ogromne wyrzuty sumienia i ogromną nienawiść do samej siebie z powodu Jacka... Jack... dzwoni codziennie, ale ja jakoś nie potrafię odebrać, czuję się z tym naprawdę źle, ale uznałam, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie po prostu rozmowa z nim w cztery oczy. Pragnę wyznać mu wszystko, co leży mi na sercu od pewnego czasu. Wyobrażam sobie tę rozmowę i od razu łzy napływają mi do oczu. Nie zasługuje na to, to naprawdę uroczy, kochany człowiek. Sprawił, że poczułam się o wiele lepiej. Jak mogę złamać mu serce , Aż tak go skrzywdzić, skoro on mnie pokochał, zmienił, sprawił, że czułam się ważna ? Jak mogę ? Nienawidzę siebie za to! Ale czy można aż tak mnie potępiać ? Po prostu kocham Zayna. Tylko dla niego jest miejsce w moim sercu. Nic na to nie mogę poradzić. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że skrzywdzę człowieka, który kompletnie niczym sobie na to nie zasłużył. Jak mam mu to powiedzieć ? Sorry Jack, jestem z Zaynem, bo tylko jego kocham... ?! Żałosne. On pewnie pluje sobie teraz w brodę, że mnie wystawił na ślub Sam i Liama, myśli o tym cały czas i nachodzą go wyrzuty sumienia.. Cóż.. Mandy jakoś sobie poradziła! Co ja mam teraz zrobić ? Co robić ?
- Mandy! - słyszę krzyk Liama, więc momentalnie schodzę na dół.
- Co się stało ?
- Ten czy ten ? - pokazuje dwa krawaty rozglądając się we wszystkie strony, czy Sam nas nie widzi.
- Hmm... zdecydowanie granatowy, będzie pasował do twojego garnituru o wiele bardziej niż grafitowy.
- Na pewno ?
- Tak tak - uśmiechnęłam się zawiązując mu kawałek połyskującego materiału
- Eeejj a co to za czułości ? - do salonu wszedł Zayn z zdezorientowaną miną
- Widzisz jaki zazdrosny - zaśmiał się Liam
- Nawet o swojego kumpla, który bierze jutro ślub...Ojj Zayn Zayn - pokręciłam z politowaniem głową
- Co robicie ? - zapytał stojąc za mną i kładąc brodę na moim ramieniu
- Liam przymierza garniak na najwspanialszy dzień swojego życia
- Wszystko jasne, jaki przystojniak - pisnął Zayn udając dziewczęcy głos
- My wcale tak nie piszczymy ! - stanęłam w obronie wszystkich kobiet, albo raczej prawie wszystkich, ludzie bywają różni.
- Nie, skądże - zaśmiał się Zayn
- Nie lubię cię!
- Co innego mówiłaś poprzedniej nocy, złotko - powiedział z tym pewnym siebie uśmieszkiem, za co wymierzyłam mu kuksańca w bok
- Za co to ? - Zayn nie mógł opanować swojego śmiechu, a ja walczyłam z koszmarnym rumieńcem, który wyszedł na moim policzku na wspomnienie kolejnej cudownej nocy w ramionach Zayna
- Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, kiedy w końcu jesteście szczęśliwi zakochańce
- Dzięki Liam - uśmiechnęłam się szczerze całując Zayna w policzek - A teraz przebierz się, bo słyszę kroki na schodach - zaśmiałam się widząc, jak Liam ucieka do toalety, byleby tylko Sam go nie zobaczyła
- Znowu się całujecie ? Boże jakie czułości - przytuliła mnie udając oburzoną
- No co ?
- Nic, miło się na was patrzy - zaśmiała się wyciągając z zamrażalnika pudełko lodów
- Jak tak dalej pójdzie nie zmieścisz się do sukni - pokazałam jej język, na co ona zrobiła to samo
- Wiesz, co pudełko lodów oznacza ? - uniosła znacząco brew, a ja od razu zorientowałam się, o co jej chodzi. To był nasz rytuał , zawsze gdy chciałyśmy się sobie zwierzyć kupowałyśmy największe pudło lodów czekoladowych - jeśli to było coś dołującego, smutnego lub truskawkowych- gdy byłyśmy w szampańskim nastroju. Tym razem były czekoladowe. Czym Sam może się przejmować dzień przed ślubem ? Ma jakieś wątpliwości ? Nie, to nie jest możliwe!
- Chodźmy na taras. -powiedziałam lekko przerażona. Kocham ją i pragnę, by była szczęśliwa. A pudełko czekoladowych lodów nie bardzo mi się podoba.
- A my ?
- Idźcie na piwo, gdziekolwiek - powiedziałam udając obojętność i starając ukryć lekkie rozżalenie
- Wszystko ok ?
- Kotku... - próbowałam być wiarygodna, ale Zayna nie nabiorę tak łatwo. - chcemy pogadać w babskich sprawach, wiesz ? - pocałowałam go przelotowo w usta i zostawiłam zdezorientowanego w salonie.
- Co się dzieje Sam ?
- Siadaj - powiedziała oblizując łyżkę pełną lodów i podając mi drugą
- Masz jakieś wątpliwości ? - zapytałam biorąc pokaźną łyżkę lodów i pakując ją do buzi za jednym razem.
- Skąd! Liam jest cudowny. Kocham go najbardziej na świecie. Nie mogę uwierzyć, że jutro będziemy małżeństwem! -zobaczyłam w jej oczach iskierki podekscytowania , co sprawiło, że poczułam ogromną ulgę. Zaraz zaraz.. to o co jej w takim razie chodzi ?!
- To w czym problem ? Nie było truskawkowych ? - zapytałam z uśmiechem
- Nie chodzi o mnie, Mandy
- To o kogo ?
- O ciebie.
- Nie rozumiem, też jestem szczęśliwa.
- Mandy ja..
- Co ?
- Ja...
- Sam do cholery wykrztuś to z siebie !
- Ja go widziałam
- Kogo ?
- Jacka...
- Gdzie ?
- Mandy przyjechał do ciebie.
- Nie..
- Tak... Mandy on... zamówił ślub
- Co ? - poczułam, że moje serce zaraz wyskoczy mi z piersi
- Jak to ślub ?
- Byłam dziś w naszym Kościele, by ustalić ostatecznie przebieg jutrzejszej ceremonii. Akurat wchodziłam do kancelarii i zobaczyłam Jacka
- Może go z kimś pomyliłaś
- Nie, Mandy, poznał mnie.
- Rozmawiałaś z nim ?
- Dasz mi dokończyć?!
- Proszę...
- Najpierw uśmiechnął się do mnie delikatnie,potem ksiądz mnie poprosił, więc nie było okazji pogadać. Ale kiedy wychodziłam, on czekał na mnie przy klasztorze
- Co ? - pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Czekał na mnie i zaprosił mnie na kawę
- Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś?!
- Nie krzycz, chłopaki usłyszą - uspokaja mnie, a ja czuję, że zaraz eksploduję.
- Dobra poszliście na kawę i co ?
- Powiedział, że chciał ci zrobić niespodziankę i właśnie dogadał szczegóły waszego ślubu. Za dwa miesiące wychodzisz za mąż, skarbie. Gratuluję - odpowiedziała ponuro, a ja byłam w takim szoku, że zupełnie nie wiedziałam,co odpowiedzieć
- Jezu... ccccco ja mam teraz zrobić ? Skąd przyszedł mu do głowy ten pomysł ? Ostatnio się pokłóciliśmy, a ja nie odbieram od niego telefonu od tygodnia
- Wytłumaczył sobie,że ktoś po prostu ukradł ci fona
- Boże - skuliłam się i przymknęłam zmęczone oczy.
- Nie płacz , Mandy.... - przytuliła mnie głaszcząc moje włosy. - Już już, przecież ci pomogę, skarbie noo
- Jak ? Jak mi pomożesz ?
- Chciał się z tobą zobaczyć, ale wymyśliłam, że jesteś teraz w spa i będziesz dopiero jutro
- Dzięki, ale... To znaczy, że będzie na ślubie ?
- Na to wygląda
- Czyli ten dzień nastąpił...
- Jaki dzień ?
- Dzień, w którym złamię mu serce.... - powiedziałam ścierając z policzka ostatnią łzę. Wybacz Jack... błagam cię, wybacz!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej hej! :D Baaardzo was przepraszam, ale niestety nie miałam dostępu do neta przez kilka dni i nie mogłam nic dodać :c Ja to mam szczęście ehh :(
Ale za to dziś jest kolejna część Zayna ! Liczę na wasze komentarze, misie :**
Podzielcie się swoją opinią!
Kocham was i do następnego ! :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)